Ktoś, kto chce uciec od odpowiedzialności, szuka oparcia w opinii doradcy. Dlatego, gdy ktoś ma przed sobą ważną decyzję i prosi nas o radę, należy postępować bardzo ostrożnie.
Kiedy ktoś musi podjąć decyzję, ale nie ma jeszcze pewności, zawsze chętnie porozmawia z przyjacielem. Dlatego pełen zrozumienia chrześcijanin raz po raz jest wzywany do pomocy bliźniemu przy wyjaśnianiu jakiejś kwestii. Ktoś dostaje jakąś obiecującą ofertę pracy, ale wymaga ona od niego dużej ofiary. Musiałby sprzedać swój dom, opuścić otoczenie, do którego przywykł, i zacząć wszystko od nowa gdzieś indziej. Nie wie, czy ma tę ofertę przyjąć. Jakiś student jest niezadowolony ze swojego kierunku i chciałby go zmienić, ale jest jeszcze niezdecydowany. Ktoś inny znów po paru latach małżeństwa nosi się z myślami o rozwodzie, ponieważ sytuacja w domu jest uciążliwa i beznadziejna, ale też w rozwodzie nie widzi właściwego rozwiązania. Szuka nas jakiś młody wykwalifikowany pracownik, przed którym otwierają się widoki na zrobienie specjalizacji za granicą, ale z tym zagrożeniem, że już nie wróci. Jakaś młoda dziewczyna myśli o tym, aby zakończyć swój związek. Ten trwa już parę lat, kochają się wzajemnie i rodziny już się całkowicie nastawiły na ślub, ona jednak czuje, że coś w ich relacji jest nie w porządku. Ktoś inny chciałby omówić, czy powinien przyjąć jakieś kościelne zadanie lub czy ma się wycofać z jakiegoś ruchu, który zajmuje mu zbyt wiele czasu.
W takich sytuacjach doradca stara się zwykle udzielić informacji i podać parę kryteriów, które mogą wpłynąć na podjęcie decyzji. Nie ulega wątpliwości, że w pewnych wypadkach, takich jak wybór zawodu czy przyjęcie jakiejś posady, informacja jest niezwykle ważna. Mimo to wydaje mi się, że nie jest rzeczą właściwą, aby od tego zacząć; bo ktoś, kto chce z nami coś omówić, oczekuje pomocy zupełnie innego rodzaju.
Kto chciałby przedyskutować decyzję, przed którą stoi, może świadomie lub nieświadomie mieć dwojakiego rodzaju zamiary. Kto w jakiś sposób chce uciec od odpowiedzialności, szuka oparcia w opinii doradcy. W tym wypadku jego opinia, informacja i rada dają tej osobie oparcie i pewność. Czasem taki ktoś wprost pragnie uzyskać poradę, kryteria, informację i pewność. Ale ta pewność czyni go zależnym od doradcy. Dlatego jest rzeczą niewłaściwą, aby zwyczajnie zaspokoić jego pragnienie.
Jeśli jednak rozmówca chce wziąć na siebie odpowiedzialność i samemu podjąć decyzję, wszelkiego rodzaju rada go obciąża. Słuchałem już wielu ludzi, którzy nie chcieli omówić swoich możliwości z nikim, ponieważ jeszcze nie spotkali nikogo, kto by im pomógł, nie wpływając na ich odpowiedzialność. W takich wypadkach nie liczą się słowa, lecz fakty. Wielu mówi:
- Nie chcę ci nic sugerować, ale moim zdaniem powinieneś...
To bez sensu wypierać się czegoś, co się faktycznie czyni. Ktoś przychodzi do przyjaciela, ponieważ ten jest dla niego ważny. Wierzy w jego przyjaźń, w to, że dobrze mu życzy, że kieruje się zdrowym rozsądkiem. Toteż ten ktoś przywiązuje wielką wagę do zdania swego przyjaciela. Jest więc niepoważne, gdy ten oświadcza, że nie chce niczego sugerować, skoro w tym samym zdaniu właśnie to robi. Inni mówią:
- Na twoim miejscu zrobiłbym to tak a tak.
To jest jeszcze inna iluzja. Ci, którzy tak mówią, chcieliby wzbudzić wrażenie, że są tak bliscy danej osobie, jakby tkwili w jej skórze. Tak jednak przecież nie jest, a mimo to narzucają drugiemu jakąś decyzję. Narzucają się drugiemu, nie chcą pomagać, tylko rozkazywać.
Jak w takich wypadkach powinno wyglądać właściwe postępowanie? Celem jest pobudzenie przyjaciela do odpowiedzialnego i autonomicznego ludzkiego działania, aby odnalazł sam siebie. Nie decyzja powinna znaleźć się w centrum, lecz przyjaciel, bo to nie jego decyzja jest ważna, lecz to, że ona wychodzi od niego, że jest jego. Właściwe jest wszystko, co go do tego pobudza. Ofiarowana pomoc nie kieruje ku określonej decyzji. Zamiast ważyć motywy, należy wspierać proces refleksji i podejmowania decyzji. W ten sposób doradca wzbogaca życie przyjaciela, zamiast zajmować jego miejsce.
Załóżmy, że prosi nas o radę jakiś młody człowiek, ponieważ ma wątpliwości co do planowanego ślubu. "Musisz zdecydować, bo to ty będziesz z nią żył". Takie wezwanie jasno wyraża to, że decyzja musi wychodzić wyłącznie od tego, kto ją podejmuje. Musi być ugruntowana w jego preferencjach i uczuciach. To dotyczy każdego wyboru. Pewien znany mi doradca zawodowy zbadał zdolności studentów i na podstawie wyników wydał dość kategoryczną opinię, jaki zawód każdy z nich powinien wybrać. Nie interesowało go, do czego tęskniła dana osoba i na co miałaby ochotę. Dla niego było to nieważne, bo uważał, że gdy ktoś zaangażuje się w daną pracę, stopniowo nabierze też do niej ochoty. Chyba się za bardzo nie pomylę, jeśli stwierdzę, że lepiej, gdy każdy najpierw wybierze źle, a potem zmieni profesję, ale w swoim pierwszym wyborze spróbuje być odpowiedzialny. W ten sposób nauczy się badać siebie, osobiście podejmować ryzyko, ewentualnie nawet chodzić błędną drogą, bo tylko tak staje się on w prawdziwym sensie tego słowa osobowością. Nie chcę jednak tym samym negować użyteczności dobrej informacji.
Tylko w pewnych bardzo konkretnych wypadkach stosowna jest interwencyjna porada, mianowicie gdy ktoś pod wpływem silnych emocji i przedwcześnie chce podjąć decyzję, która może pociągać za sobą fatalne następstwa. Na przykład: pobrać się po bardzo krótkim narzeczeństwie, postanowić coś pod naciskiem ślepej namiętności, rozwieść się z powodu być może przejściowego konfliktu małżeńskiego i tym podobne. W innych okolicznościach powinniśmy się ograniczyć do wspierania procesu decyzyjnego. Oczywiście nie mówimy tu o przypadkach choroby psychicznej. Nasz rozmówca musi się stać świadomy własnych uczuć i uwzględnić wszystkie motywy. Prawdopodobnie często rozważał już alternatywy, okoliczności i swoje motywy. Pewnie już tysiąc razy przechodziły mu przez głowę rozmaite za i przeciw, coraz bardziej komplikując jego sytuację. Jeśli będzie umiał przenieść proces wyboru z płaszczyzny racjonalnej na płaszczyznę swoich przeżyć, jego widzenie się wyostrzy. Dlatego musimy wspierać jego autoekspresję, słuchać go i towarzyszyć mu w jego poszukiwaniach. Dzieje się to przez odzwierciedlanie komunikatów. Jeśli poświęci się komuś tę uwagę, wtedy można również - na dalszych etapach słuchania - dawać rady, udzielać informacji czy podawać daty.
Często, gdy proces wyboru za bardzo się przeciągał, uzupełniałem odzwierciedlanie pytaniami, aby sytuacja w końcu się wyjaśniła. Warto się dowiedzieć, na co ktoś ma ochotę i co jest mu drogie. Załóżmy, że jakiś młody człowiek myśli o zawodzie lekarskim i kapłaństwie. Rozważa związane z nimi obiektywne wymagania, stara się rozpoznać wolę Boga, szuka najlepszej drogi i tak dalej. Jest konieczne i słuszne dowiedzieć się także, na co miałby większą ochotę, co go bardziej pociąga. Ta wewnętrzna skłonność, którą nazywamy ochotą lub radością, streszcza ważne życiowo czynniki i pokazuje sumę wewnętrznych dążeń; dlatego możemy ją uznać za wyraz woli Boga, jeśli tylko zawiera ona także bardziej wzniosłe pragnienia, a nie jedynie niższe doznania, jak wygoda czy lenistwo. Koniec końców ta predyspozycja, którą nazywamy ochotą, jest wyrazem wszystkich naszych skłonności i przemyśleń. Do niej należy ostatnie słowo przed podjęciem odpowiedzialnej decyzji. Jest bardzo wskazane pytać o nią i przywiązywać do niej większą wagę, aby się ujawniła. To, na co mamy ochotę, nadaje naszej decyzji pewność i wzmacnia nasze poczucie wolności.
Posługując się wyobraźnią, da się oferować podobną pomoc. Temu, w kim walczą ze sobą dwie różne możliwości, radzę, aby wybrał jedną z nich i przez parę dni się w nią wczuwał. Niech puści wodze fantazji i wyobrazi sobie, że już się zdecydował. Niech się nawet zagłębi w szczegóły. Jeśli na przykład musi zdecydować, czy powinien wyjechać za granicę, może sobie wyobrazić, że już przyjął propozycję. Powinien się zastanowić nad tym, co na to powie jego żona, co oboje zrobią ze swoim domem, czy go sprzedadzą, czy jakoś inaczej nim zadysponują. Dobrze by też było, aby sobie przedstawił pożegnanie z rodzicami i przyjaciółmi. Niech weźmie pod uwagę, że będzie dzień w dzień mówił językiem nowego kraju. Niech pomyśli, jak będzie żył w nowych warunkach, czy będzie zadowolony. Jaki będzie jego nowy dom, jego relacje. Jakich nowych przyjaciół znajdzie albo czy będzie odczuwał nostalgię. Po jakimś czasie powinien zdać sobie sprawę z tego, czy to wszystko mu odpowiada, zadowala go i sprawia mu przyjemność. Niech rozpozna, jak się pod wpływem tego rozwinie jego życie uczuciowe. W ten sam sposób może też sobie wyobrazić inne alternatywy. Na przykład, jak będą się kształtować jego przyszłe stosunki, i tak dalej. Na koniec powinien porównać swoje odczucia w obu wypadkach i ustalić, jakie rozwiązanie uczyni go bardziej szczęśliwym, da mu więcej pokoju i z tego względu będzie bardziej odpowiednie. Ta wewnętrzna gra wyobraźni może wydobyć na jaw wchodzące w grę motywy, wykrystalizować je i pomóc je sobie uświadomić.
Kto ma do podjęcia trudną decyzję, ten zatapia się całkowicie w sobie. Opowiadanie mu wtedy o tym, jak to było w moim przypadku, byłoby całkowicie niestosowną ingerencją w proces jego decyzji. Nie jest to też właściwy moment na osobiste wyznania. Jedyne pasujące do sytuacji pytanie mogłoby brzmieć: Jak się czujesz w tych różnych sytuacjach, gdy postawisz się w obecności Boga.
Skomentuj artykuł