Codziennie modlimy się "Bądź wola Twoja jako w niebie tak i na ziemi". Ale o co tak naprawdę prosimy? Jak Boża wolność przenika się z naszą wolnością?
Na początku wypada zapytać, czym jest wola Boża. Najkrócej rzecz ujmując mówimy tutaj o miłości Ojca, która ogarnia całe stworzenie, szczególnie człowieka, i chce jego spełnienia. Św. Paweł ogłasza, że celem tej woli jest poddanie na końcu wszystkiego Ojcu, aby Bóg był wszystkim we wszystkich"(1 Kor 15, 28).
Ponieważ żaden człowiek nie może o własnych siłach tego osiągnąć, wola Boga to miłość aktywna, która działa, daje, dzieli się sobą i w ten sposób spełnia to, co zamierza. Już od początku Biblii widzimy, że Bóg postępuje według pewnego planu, jest obecny w świecie, angażuje się na rzecz ludzi. Z kolei Jezus mówił do apostołów: "Moim pokarmem jest wypełnić wolę tego, który mnie posłał i wykonać Jego dzieło" ( J 4, 34). Pokarm to coś codziennego i stałego, coś, co się przyswaja, czyni częścią siebie. Pokarm, który podtrzymuje życie i siły. Równocześnie wola Boga wyznacza nam pewną misję i konkretne zadania.
Na początku musimy się jednak skonfrontować z pewnymi potocznymi koncepcjami woli Bożej w relacji do ludzkiej wolności, które można usłyszeć nawet na kazaniach lub podczas zwykłych rozmów. Wymienię parę z nich.
Wola Boża w naszych głowach
Najczęstszym błędem jest statyczne postrzeganie woli Bożej jako z góry ustalonego i detalicznego planu, który człowiek musi najpierw odczytać a potem odwzorować w swoim życiu na podobieństwo formy odbitej w betonie. Dostrzegam tę wizję u wielu rekolektantów, zwłaszcza tych, którzy latami nie mogą odnaleźć swojego powołania. Wydaje im się, że nic nie mogą zrobić, na przykład zacząć szukać męża lub żony, dopóki Bóg w jakiś cudowny sposób nie objawi im, czy mają wejść w małżeństwo, a może pozostać sami. Nie próbują wchodzić w relacje, lecz czekają na nadzwyczajny znak z nieba, jakiś "podszept" z góry. Taka koncepcja prowadzi do pomniejszania ludzkiej wolności i odpowiedzialności za swoje życie. Dobrze się też zachowuje we wszelkich przejawach kościelnego legalizmu, gdzie dla uzyskania moralnej pewności, człowiek chciałby, aby wszystko, czego wymaga od nas Bóg, zostało skodyfikowane w postaci przepisów, przykazań i praw.
Ostre przeciwstawianie woli Bożej woli człowieka. Niektórzy uważają, że wolę Boża spełnia się tylko wówczas, gdy czyni się coś przeciwnego woli człowieka. W konsekwencji, rzecz jasna, zawsze wola Boża musi być trudna, niechciana, musi być krzyżem. Do dzisiaj na tej koncepcji bazuje w wielu zakonach posłuszeństwo. Nie rozpoznaje się działania Boga w człowieku, niejako od dołu, lecz uznaje się, że wszystko, co boskie, musi pochodzić z góry. Między niebem a ziemią nie istnieje zbyt wielkie pokrewieństwo. W ten sposób odrzuca się teologiczną prawdę, że Bóg działa przez naszą ludzką naturę, przez wolność, rozum, wyobraźnię, pragnienie dobra. Wcielenie Syna Bożego pokazuje, że Bóg ma w nas upodobanie nie tylko wtedy, gdy robimy to, co nam się wydaje trudniejsze. Oczywiście, są w nas tendencje i pragnienia, które sprzeciwiają się Bogu, ale wiele naszych naturalnych pragnień i działań zgadza się z wolą Boga.
Fatalistyczna koncepcja woli Bożej. Przytoczę następujący przykład. Na motorze przez wieś, w terenie zabudowanym, jedzie młody chłopak z prędkością 120 km/h. Na zakręcie nie wyrabia, wypada z drogi, uderza w ogrodzenie i umiera na miejscu. Na jego pogrzebie niektórzy uczestnicy mówią jedni do drugich: "Taki młody człowiek. Szkoda go. Żal mi jego rodziców. Najwyraźniej Bóg tak chciał, taka była Jego wola". Gdzie tutaj tkwi niebezpieczeństwo? Przekreślanie ludzkiej wolności i usprawiedliwianie naszych błędów, a nawet grzechów. To nie Bóg dodawał gazu i kierował motocyklem, lecz konkretny człowiek.
Mroczna wizja woli Bożej. Najczęściej łączy się ją z tajemnicą cierpienia. Ludzie wierzący dość powszechnie sądzą, powołując się na słowa modlitwy Jezusa w Ogrójcu: "Nie moja, lecz Twoja wola niech się stanie" (Por. Łk 22, 42), że Bóg potrzebował cierpienia, a Jezus zasadniczo nie miał innego wyboru. Nie zdają sobie jednak sprawy, że najpierw Jezus wyraża swoją wolę - nie chce cierpieć. Zapominają, że kto widzi Syna, widzi Ojca. Skoro Syn nie chce cierpienia, dlaczego więc Bóg chciałby cierpienia swoich stworzeń? Proste przełożenia są dla nas wygodne. Ale tutaj mamy do czynienia z tajemnicą. Jezus nie mówi również: "Skoro już nie mam innego wyjścia, to trudno, biorę ten krzyż na siebie" albo "Jeśli chcesz mnie w ten sposób zabić, to co ja pocznę, rób jak uważasz". Wobec wszechmocy nieprzewidywalnego Boga człowiek jest bezsilny, musi się poddać. Światem rządzi jakaś konieczność, przeznaczenie. Jezus nie wchodzi w mękę ze spuszczoną, lecz podniesioną głową. Nie działa pod wpływem rezygnacji, lecz z godnością.
Bóg jako Wielki Brat lub Wielki Sterowniczy. Dobrze obrazuje to znany film "Truman Show". Opowiada on o młodym człowieku, który nie wie, że mieszka w sztucznym świecie - telewizyjnym show. Od dnia narodzin stał się częścią wielkiej opery mydlanej. Żyje w ogromnej wielkości studio, ustylizowanym na miasteczko. Myśli, że żyje w realnym świecie, natomiast wszyscy inni wiedzą, że są częścią gry. Nad całością czuwa reżyser, który z góry za konsoletą steruje wszystkim: każe włączyć deszcz, albo pokazać słońce, upaść starszej pani na drodze. Każdy krok Trumana podlega kontroli, jest śledzony i przewidziany. Każdy szczegół jego życia nie umyka czujnemu oku reżysera. Wielu wierzących tak właśnie wyobraża sobie Boga. Do takiego Boga się modlą, błagając Go nieraz o najmniejsze detale, a jeśli ich modlitwa się nie spełnia, odwracają się do Niego plecami lub obrażają się. W rzeczywistości odwracają się od własnego bożka. Innych ogarnia lęk przed tropiącym okiem Opatrzności, która bawi się w światowego podglądacza. Inni zadręczają się, dysponując wolnym czasem, czy mają pójść do kina a może zostać w domu. Nie są pewni, czy ich decyzja spodoba się Bogu.
Bóg kocha wolność
Spójrzmy teraz jak relację wolności człowieka do woli Bożej przedstawia Pismo święte. Zajrzymy najpierw do księgi Rodzaju, do obrazu rajskiego ogrodu. Opisuje on naszą obecną kondycję. Nie jesteśmy dziś w ogrodzie, lecz poza nim. Jednak, nie wszystko, co było w ogrodzie, zostało utracone. Jego przygotowanie przez Stwórcę i umieszczenie w nim człowieka pokazuje, że wolność ludzka nie jest absolutna. Nikt nie wybiera sobie, gdzie się urodzi, w jakich warunkach, w jakiej rodzinie, czasie, z jakimi darami naturalnymi. W ogrodzie trzeba też pracować. Tam też się odpoczywa i przestaje swobodnie z Bogiem. Ogród symbolicznie wyznacza ramy naszej wolności. Niemniej w tym ogrodzie istnieje wiele możliwości, których symbolem są liczne drzewa z owocami.
Zwróćmy uwagę na pierwsze przykazanie, które Bóg kieruje do mężczyzny w tym uprzednio urządzonym przez Stwórcę ogrodzie: "Pan Bóg dał człowiekowi taki rozkaz: «Z wszelkiego drzewa tego ogrodu możesz spożywać według upodobania; ale z drzewa poznania dobra i zła nie wolno ci jeść, bo gdy z niego spożyjesz, niechybnie umrzesz" (Rdz 2, 16 -17).
Nasze zniekształcone przez grzech spojrzenie na Boga, siebie i świat odruchowo koncentruje się na drugiej części tego rozkazu: "Nie wolno ci jeść". W centrum pozostaje jedno drzewo: poznania dobra i zła. Wskutek tego niemal zupełnie pomijamy albo uważamy za nieznaczącą pierwszą część zdania. "Z wszelkiego drzewa tego ogrodu możesz jeść do woli". Innymi słowy, człowiek w ramach swego życia posiada wiele opcji do wyboru i może z nich korzystać jak mu się podoba. Nikt nad nim nie stoi, nie pokazuje palcem, co teraz ma zjeść, co zrobić. Człowiek musi sam zdecydować, bo tak został stworzony. Z wielką trudnością przebija się do naszej świadomości to, że Bóg najpierw daje, a nie zakazuje. Nawet zakaz niejedzenia z jednego drzewa też jest darem. Bóg chce uchronić człowieka od zgubnych skutków, od niepotrzebnego cierpienia jak rodzic, który ostrzega małe dziecko przed położeniem ręki na rozgrzany blat pieca, by się nie poparzyło.
Bóg daje nam szeroką autonomię. Nie odbiera nam wolności, która pozwala nam się poruszać w pewnym wachlarzu możliwych do wyboru kierunków. Możemy też swobodnie podejmować wiele decyzji bez niewolniczego spojrzenia na Boga.
Jezus i wola Ojca
Nie ulega wątpliwości, że w istotne sprawy Jezus jako Syn Boży miał pewny wgląd. Znał ogólną wolę Ojca, że musi Go objawić, głosić Królestwo Boże, oddać życie za ludzi. Jednak Jego ludzka wolność nie została zniesiona czy wchłonięta przez bóstwo. Jezus nie miał podanej na tacy szczegółowej woli Ojca. Podobnie jak my musiał szukać i pytać, uczył się mądrości, używał rozumu, obserwował, był narażony na pokusy, odczytywał działanie Ojca w historii z pomocą Ducha. Pisze o tym chociażby Hans Urs von Balthasar: "Absolutna wola Ojca, dotycząca zbawienia świata, jest wcielonemu Synowi znana i nie potrzebuje Mu być wyjaśniana; wskazanie Ducha dotyczy jedynie formy, jaką ta wola powinna przyjąć w ramach ograniczonej sytuacji". Jezus wiedział, że ma iść do Jerozolimy, ale zanim tam doszedł, swobodnie decydował, kiedy i gdzie zostać, do kogo pójść, co powiedzieć w konkretnym miejscu. Ciekawie proces rozeznawania woli Ojca przez Jezusa ilustruje zwłaszcza Ewangelia według św. Marka.
Jezus najpierw szukał woli Ojca na modlitwie. Już w pierwszym rozdziale czytamy, że cały dzień naucza w Kafarnaum, po zmierzchu uzdrawia chorych i opętanych. Ale jeszcze przed brzaskiem następnego dnia udaje się na miejsce pustynne. Być może czuje, że ludzie chcieliby z Niego zrobić uzdrowiciela. Gdy Piotr z uczniami znajdują Jezusa na pustyni i chcą Go sprowadzić do miasta, bo przecież tyle jeszcze chorych czeka na zdrowie, Jezus odpowiada zadziwiająco: "Pójdźmy gdzie indziej (…) abym i tam mógł nauczać, bo na to wyszedłem" (Mk 1, 38). Zwróćmy uwagę, że uzdrawianie nie jest niczym złym. Przeciwnie, z ludzkiego punktu widzenia to być może najbardziej upragniona rzecz. A jednak Jezus stwierdza, że nie po to przyszedł i nie powrócił do Kafarnaum. Gdyby to zrobił, postąpiłby wbrew woli Bożej, czyli źle. Jakie ta decyzja musiała wywołać niezrozumienie, a może i oburzenie wśród mieszkańców Kafarnaum? Właśnie w ciszy i na modlitwie Jezus utwierdza się w tym, co jest Jego misją, co jest generalną wolą Ojca. Wie, że w tym momencie powinien głosić Słowo, nie uzdrawiać.
Spotkanie z drugim człowiekiem i poruszenie wewnętrzne. Ledwo co stamtąd odszedł, na tej samej pustyni przybiega do Niego trędowaty i prosi Go o uzdrowienie. I co robi Jezus? Nagle zmienia zdanie. Uzdrawia nieszczęśnika, choć przed chwilą stwierdził, że nie po to przyszedł. A dlaczego mimo wszystko tak zrobił? Św. Marek pisze, że zdjęła go litość (Por. 1, 41). Dokładnie chodzi o greckie słowo "splanchnidzo" - "poruszyć wnętrzności". Jezus poczuł w ciele swoim współczucie. I to był dla Niego znak, że Ojciec chce, aby pomóc temu człowiekowi. Jest to poruszenie duchowe, które uzewnętrzniło się w formie uczucia. Jezus nie odchodzi na bok, aby na modlitwie rozeznać, czy tego chce Ojciec. Działa natychmiast, bo przyszedł do niego konkretny człowiek, który również pozostawia Mu wolność: "Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić" (Mk 1, 40).
Słowo Boże. Kiedy faryzeusze oskarżają uczniów Jezusa o to, że łamią szabat, bo łuskają kłosy, czyli pracują, Jezus nie odpowiada im: "Jedzą, ponieważ ja im tak kazałem". Przeciwnie, zadaje im pytanie, nawiązując do Pisma: "Czy nigdy nie czytaliście, co zrobił Dawid, kiedy znalazł się w potrzebie i był głodny on i jego towarzysze?" (Mk 2, 25)? Jezus odwołuje się do autorytetu Pisma i odczytuje z niego wolę Ojca. To, co dawniej się wydarzyło, przykłada do tego, co dzieje się teraz. Musiał więc to Pismo znać i je rozważać.
Zdrowy rozsądek. W szóstym rozdziale kiedy apostołowie wrócili z misji, na której nie było fizycznie Jezusa, słyszymy z Jego ust: "Pójdźcie wy sami osobno na miejsce pustynne i wypocznijcie nieco" (Mk 6, 31). Tak podpowiada rozum. Napracowali się, więc teraz trzeba odpocząć. Taka obecnie jest wola Boża, ponieważ Bóg stworzył człowieka jako ciało i duch. To nakłada na niego pewne ograniczenia. Więc wszyscy razem z Jezusem płyną na drugi brzeg z zamiarem, aby odpocząć. Jednak w międzyczasie zbiega się tam wielki tłum. Jezus na ich widok "ulitował się nad nimi" (Mk 6, 34) podobnie jak uczynił to wobec trędowatego.
Obcy i poganin. W spotkaniu z Syrofenicjanką, poganką, która błaga o uwolnienie córki od złego ducha, Jezus najpierw odmawia, kierując się Słowem Bożym. To znaczy działał w oparciu o przekonanie, że jest posłany głównie do Izraela. Ale kiedy dostrzega uporczywość i wiarę tej kobiety, rozpoznaje w niej działanie Ojca. (Mk 7, 24-29).Uzdrawia jej córkę. Mógł się uprzeć i trzymać litery, a jednak był otwarty na działanie Ducha. Takie zamknięcie wśród wierzących bywa częstym błędem. Wychodzą bowiem z założenia, że jeśli ktoś nie wierzy, jest niemoralny, nie jest z nas, to nie może przez Niego działać Bóg. Dla przykładu, ponieważ Marcin Luter odstąpił od katolicyzmu, to z gruntu odrzucamy wszystko, co napisał i robił. Zygmunt Freud nie wierzył w Boga, a więc cała jego teoria psychoanalityczna jest z gruntu zła. Bóg może się posłużyć kim chce, bo obdarza naturalnymi darami człowieka, niezależnie od jego postępowania.
Wola Boża objawia się nam na różne sposoby, począwszy od tego, co naturalne. Bóg przemawia przez słowo, modlitwę na osobności, uczucia, drugiego człowieka, nawet takiego, po którym byśmy się niczego dobrego nie spodziewali, przez wyobraźnię i zdrowy rozsądek, przez myślenie. Nie należy tych różnych form objawiania woli Boga i jej intepretowania traktować rozłącznie na zasadzie albo-albo. Nie można rozeznawać tylko na modlitwie, albo tylko czytając Słowo Boże, czy tylko słuchając, co mi powie np. kierownik duchowy czy spowiednik. Zwykle będziemy mogli rozpoznać wolę Boga, który przemawia przez człowieka, nawet obcego, jeśli będziemy się modlili, znali Słowo Boże, używali rozumu itd.
Rozeznawanie woli Bożej to dynamiczny proces. Dlaczego? Ponieważ istnieje prawo spisane, prawo sumienia i natury, a także, czego często nie jesteśmy świadomi, wewnętrzne prawo Ducha, którego nie da się spisać. Duch przemawia do każdego indywidualnie, uwzględniając okoliczności życia, etap rozwoju, słabości, dary naturalne. Dla chrześcijanina prawo zewnętrzne, zapisane, jest niewystarczające. Bóg może posłużyć się wszystkim, by do nas przemówić i objawić swoją wolę.
Dariusz Piórkowski SJ - rekolekcjonista i duszpasterz. Pracuje obecnie w Domu Rekolekcyjnym O. Jezuitów w Zakopanem
Skomentuj artykuł