Jakoś to będzie

(fot. shutterstock.com)

Nie bierz nic na drogę. Jakoś to będzie. Nie martw się. A jednak mam kłopot z dzisiejszą Ewangelią. Bo wydaje mi się, że żyjemy na innej planecie niż Jezus i apostołowie.

"I przykazał im, żeby nic z sobą nie brali na drogę"  (Mk 6, 8)

Jezus wysyła apostołów z misją. Więcej jednak mówi im o tym, jak mają spełniać tę misję, niż co mają głosić i robić. Chociaż o tym ich też wcześniej pouczył, bo jednak wzywali do nawrócenia, wyrzucali złe duchy i uzdrawiali chorych. Natomiast Ewangelista Marek dużo uwagi poświęca formie, postawom i obchodzeniu się z ludźmi w trakcie wykonywania misji.

Przede wszystkim, apostołowie są w drodze, a nie tkwią w jednym miejscu. Idą w nieznane, poza swoją rodzinę i znajomych. To rzecz ryzykowna, a czasem nawet niebezpieczna. Jezus wyposaża ich w coś, czego nie można kupić: władza nad chorobami i złymi duchami. Nie powinni się w niczym wyróżniać ani przykuwać szczególnej uwagi swoim wyglądem i stanem posiadania. Mają być prości i zwyczajni.

Apostołowie nie powinni się też zabezpieczać. Mają żyć z tego, co otrzymają. Samo ich życie bez sterty ciuchów, kont w bankach powinno być głoszeniem, że Bóg istnieje i nie zapomina o człowieku.

Zdumiewające są te wskazówki: żadnych pieniędzy, żadnych zapasów, żadnych ubrań. Można je jakoś zrozumieć, bo skoro Jezus mówi do Kościoła wędrującego, to rzeczywiście sporą uciążliwością byłoby wlec ze sobą i żywność, i ubranie. Kto był na dłuższej pielgrzymce, np. do Santiago de Compostela, ten wie, że wędrówka uczy szybkiego pozbywania się rzeczy. One po prostu za bardzo ciążą, a posiadanie powoduje ociężałość i lenistwo.

Żadnych rzeczy, tylko towarzystwo drugiego apostoła. Tylko człowiek do pomocy, ten obok mnie, ale też i napotkany życzliwy gospodarz, który ugości. Ktoś gościnny zawsze się znajdzie.

Pieniądze w sumie są fajne, bo dają poczucie władzy i kontroli. Jeśli mam pieniądze, to wydaje mi się, że coś mogę. A Jezus każe nie brać pieniędzy ze sobą, tylko zaufać, że "jakoś to będzie".

No właśnie i tu mam problem. Bo wydaje się, że robimy dokładnie na odwrót. Biję się sam w piersi. "Jakoś to będzie" odczytujemy często jako znak niezdrowej spontaniczności, braku planowania, pójścia na żywioł. I nieraz tak właśnie postępujemy. Chyba nie o to chodzi Jezusowi. "Jakoś to będzie" to przeciwieństwo panicznego "Co będziemy jeść, co będziemy pić i w co się będziemy ubierać? (Nie lubię słowa "przyodziewać się"). To trudna postawa dzisiaj i dla księży, i dla świeckich.  Żyjemy w krajach, gdzie o wiele ważniejsze od tego, co otrzymujemy z urodzenia i łaski, są ubezpieczenia, zapomogi, kredyty, becikowe i zasiłki. Żeby coś dać z siebie, najpierw chcemy mieć. I nie wiem do końca, gdzie przebiega granica między roztropnym zabezpieczeniem a ciągłym tłumaczeniem, że nie mogę dać, bo ciągle mi brakuje to czy tamto. A chodzenie z domu do domu? Dzisiaj nawet odwiedziny kogoś bliskiego, wymagają uprzedniego "zdzwonienia się" i umówienia. Nagła wizyta nie zawsze jest mile widziana, bo adresata może nie być w domu albo pochłania go jakieś szczególne zajęcie.

I drugi kłopot. Zdumiewa to, jak doświadczenie apostołów różni się od sytuacji dzisiejszego Kościoła, zwłaszcza w krajach, w których chrześcijaństwo jest ugruntowane. Także u nas w Polsce. Jakże się to wszystko pozmieniało. I dlatego nie wiadomo w sumie, jak tę Ewangelię zastosować do współczesnych realiów, z naszymi parafiami, plebaniami, kuriami, z dzisiejszymi apostołami, którzy w większości wiodą "osiadły" tryb życia i ewangelizowania. Ta Ewangelia wydaje mi się heroiczna, dla wybranych. Bo dzisiaj to nie apostoł idzie do domu, ale dom przychodzi do apostoła. Ten, który głosi, właściwie nigdzie nie musi iść, co najwyżej na gościnę do parafian. Bo Kościół stał się instytucją, w tym wymiarze akurat podobną do teatru, sądu czy nawet supermarketu. A Franciszek mówi, by wyjść na peryferia.

Oczywiście, całą tę dzisiejszą Ewangelię można by zamknąć wnioskiem, że księża powinni żyć skromnie i poprzestawać na tym, co konieczne. Najwięcej pomyj w komentarzach internetowych wylewa się na księżowskie samochody i wystawne życie. Jezus nie mówi, że apostołowie mają głodować i chodzić obdarci. Sam kazał trzymać trzos z pieniędzmi. Bywało w nim nawet do 200 denarów, jak powiada apostoł Filip, który chciał kupić chleba dla tłumów. Jeśli wziąć denar za dniówkę i podzielić przez 13 mężczyzn (Jezus i apostołowie), to wyjdzie, że mieli oni w zapasie pieniądze na kilkanaście dni. Nie za mało, nie za dużo.

Ale kiedy patrzy się na to, co posiada Kościół jako instytucja, to często nie widać tej lekkości, równowagi i prostoty. Gdy Papież Franciszek ciągle o tym przypomina, wielu krzywi się na niego, bo, niestety, ma rację. I chyba nie chodzi o to, by wszystko sprzedać i wyjść na pustynię. Raczej idzie o odrzucanie pokusy, że będę o tyle skuteczny, o ile najpierw będę miał. A wzrost posiadania sprawia, że już się nie chce iść.


Redakcja DEON.pl poleca:

O ŻYCIU SZCZĘŚLIWYM W DOBIE KRYZYSU

ks. Zdzisław Józef Kijas OFMConv.

Ubóstwo ma to do siebie, że nigdy nie zanika. Biedę można pokonać, taki czy inny niedobór materialny da się z czasem zaspokoić, różne ziemskie pragnienia również można ugasić, ale ubóstwo pozostaje na zawsze.

Dzieje się tak, ponieważ ubóstwo jest wpisane w naturę człowieka, nierozerwalnie związane z jego życiem, myśleniem, pragnieniem, relacjami, które nawiązuje. Dotyka nie tylko jego egzystencji, ale także myśli i słów, które nie potrafią wyrazić w pełni tego, co czuje umysł.

Jednak to właśnie świadomość tego stanu jest drogą do autentycznego bogactwa. Ubóstwo jest bowiem słabością i zarazem mocą. Nie pozwala człowiekowi się poddać w obliczu trudności, zaprzestać poszukiwań szczęścia, nie pragnąć dobra. Przeciwnie, duchowo i intelektualnie czyni go ciągle młodym, gotowym do szukania szczęścia, do rozumienia innych ludzi.

Tylko człowiek ubogi jest gotów dzielić się z potrzebującymi.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Jakoś to będzie
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.