Milczenie oczyszcza słowo. Uwalnia go z estetycznego fałszerstwa, z bylejakości. Jest niczym płonące węgle wzięte z ołtarza przez serafina, które dotknęły warg Izajasza, oczyszczając je z tego, co nie było Boże: "Oto dotknęło to twoich warg: twoja wina jest zmazana, zgładzony twój grzech" (Iz 6, 7). Oczyszczenie podaje w wątpliwość puste słowa, mówione bez miłości, bez odpowiedzialności.
Współczesność przeżywa niemal neurotyczny lęk przed milczeniem. Wzdryga się również przed słuchaniem, jak gdyby obawiała się, że zostanie zdemaskowana jej duchowa pustka, wewnętrzna nuda, życie bez treści. Człowiek współczesny, w tym także wierzący, ma trudność, by pozostać ze sobą sam na sam. Nie wytrzymując ciężaru milczenia, ucieka przed nim, zanurza się w hałas muzyki, gwar odgłosów, nieważne rozmowy i puste przekazy. W konsekwencji także jego mowa jest nieuporządkowana, zachwaszczona. Pełno w niej fałszywych dźwięków. Jest niespójnym przekazem, któremu brak logiki, jasności celów i mocnych argumentów. Kiedy milczenie jest mądre, przejmuje kontrolę nad treścią mowy i jej formą. Stoi na straży jakości słowa, aby było mądre, wyważone, aby nie było go za dużo ani za mało, aby wyrażało to, co mówca chce przekazać. Milczenie jest skarbcem niewypowiedzianych słów, które są jeszcze pełne tajemnicy, gotowej jednak objawić się w czasie i sprawić radość.
Każda tajemnica potrzebuje milczenia, ponieważ tylko wtedy przyciąga i rodzi pragnienie naśladowania. Milczenie staje się miejscem narodzin słowa, jego dodatkowym ozdobnym płaszczem, zapachem, który przyciąga. W milczeniu słowa odpoczywają, co w praktyce oznacza, że dojrzewają, nabierają właściwej wartości, znaczenia, potrzebnej mocy, aby mogły przekonywać i pociągać do realizacji tego, na co wskazują. Słowo, które jest poprzedzone modlitwą, staje się również słowem odpowiedzialnym, a tym samym jest bliskie Bożej mocy, która dopełnia niedostatki ludzkiej mowy. Kiedy jest wypowiadane, nie odpycha rozmówcy, nie zarzuca na niego sieci zniewolenia i nie wystawia na ośmieszenie. Przeciwnie, wiąże nicią szacunku i troski, przyjaźni i troski. Kiedy zostaje wypowiedziane z miłością, jest zdolne rozbudzić w człowieku skrywane moce dobra i wlać entuzjazm do jego realizacji, rozbudza w nim tęsknotę za pięknem i mobilizuje do szukania sposobu jego materializacji.
Słowa oczyszczone i napełnione miłosierdziem, dobrocią, pokorą, cichością i cierpliwością jaśnieją światłem, dają ciepło. Ich odbiorcy czują się akceptowani, dlatego nie boją się otworzyć i nawiązać rozmowę, dzieląc się skrywanymi dotąd lękami i nadziejami, które noszą w swoim sercu. Wszystko to zaś jest konieczne, aby mogli dojrzewać i pomagać innym w tym trudnym procesie.
Nie można słuchać wielu głosów. Prawdziwe słuchanie możliwe jest tylko wtedy, kiedy człowiek wycisza się na wiele głosów i otwiera się na ten jeden, który w tym momencie uznał za najważniejszy. Aby go (dobrze) usłyszeć, musi oddalić od siebie inne głosy. Gdyby tego nie uczynił, szum płynący z wielu głosów zagłuszy słowa mówiącego. Kto chce usłyszeć drugiego, musi przyjąć postawę lekarza, który przyjmuje pacjentów indywidualnie, bada ich, zadaje pytania, rozmawia, a dopiero potem stawia diagnozę. Jej zastosowanie rodzi nadzieję powrotu do zdrowia. Cnotą jest umieć milczeć w czasie, kiedy się sądzi, że słowo ma moc rozwiązywania trudności i zna odpowiedź na wszystkie pytania.
Czy warto dziś mówić o wadach i cnotach? Czy pasują one jeszcze do naszych czasów?
Ojciec Zdzisław Józef Kijas dowodzi, że gdy przyjrzymy się na nowo tym pojęciom, znajdziemy w nich aktualne wskazówki pozwalające lepiej zrozumieć siebie i świat, w którym żyjemy. Autor pokazuje, jakie pokusy czyhają dziś na człowieka i jakie cechy warto w sobie wykształcić, by nie dać się im zniewolić.
Książka przeznaczona dla tych, którzy chcą mieć kontrolę nad swoim życiem, kierować swoimi emocjami i pragnieniami oraz realizować wyznaczone sobie cele.
Skomentuj artykuł