Maryja jest głosem wszystkich kobiet i córek. Zawdzięcza to swojemu ojcu

(fot. depositphotos.com)
Magda Frączek / Tomasz Nowak OP

Joachim nic Maryi nie dał, ale był ojcem, który niczego nie popsuł. Największym wyzwaniem ojcostwa, jest zdobycie umiejętności zostawiania dzieciom przestrzeni do podejmowania własnych decyzji.

Magda Frączek: (…) Maryja jako córka może się stać autentycznym głosem wszystkich córek, wszystkich kobiet. Relacje, o których mówiliśmy do tej pory, były do siebie bardzo podobne pod względem pewnego napięcia, jakie pojawiało się między ojcem a córką. Doszliśmy do wniosku, że ojcowie w nich występujący posiadają olbrzymie deficyty, są w relacjach ze swoimi dziećmi władczy, chcą sprawować nad nimi kontrolę, a córki są przez nich poniżane. Maryja mówi tutaj o zupełnie innej relacji, prorokuje pewną obietnicę.

Tomasz Nowak OP: (…) Relacja z hymnu Magnificat jest piękna, czysta i dobra - to jest jakiś wzór. Odpowiada on prawdzie, a w życiu chodzi przecież przede wszystkim o odnalezienie prawdy o sobie, o Bogu i o drugim człowieku. Niezależnie od sytuacji, w jakiej jesteśmy, jeśli tylko żyjemy w wolności, powinniśmy wiedzieć, kim jesteśmy. A będziemy to wiedzieć, jeśli ten, który wprowadzał nas w życie - mówiąc konkretnie: ojciec - zrobił to w prawdzie i w wolności. Dzięki temu nie będziemy musieli się już bać i udawać kogoś, kim nie jesteśmy. To jest jedna z podstawowych funkcji ojcostwa - nadawanie godności i wartości bez względu na pozycję społeczną. Widać, że Maryja dostała je od swojego taty. Joachim jest przykładem dobrego ojca, przez duże "O" - takiego, który przypomina ojcostwo Boga.

DEON.PL POLECA

MF: Podchodzę do tego trochę inaczej. Moim zdaniem Joachim nic Maryi nie dał. On po prostu niczego jej nie odebrał. Pozwolił jej być sobą. Zastanawiam się, kim musi być kobieta, która dostaje od Boga taką propozycję jak Maryja i ją przyjmuje. Ona nie zabiega o zgodę czy opinię innych ludzi, sama decyduje o sobie. Nie musi pytać się nikogo, czy może żyć tak, jak chce - a w tym wypadku Maryja chce żyć tak, jak chce dla niej tego Bóg. To bardzo odważna decyzja w kontekście czasów, w których żyła.

Mam wrażenie, że Joachim był ojcem, który niczego nie popsuł. Największym wyzwaniem rodzicielstwa, a więc i ojcostwa, jest bowiem zdobycie umiejętności zostawiania dzieciom przestrzeni do podejmowania własnych decyzji. Każdy z nas chce przecież jak najlepiej dla naszego dziecka, ale to, co za najlepsze uważamy, wcale nie musi być spójne z tym, co za takie uważa nasze dziecko. Kiedy rodzi się nowy człowiek, nie wiadomo, kim będzie w przyszłości. Wątpię, żeby Joachim wiedział, że Maryja będzie Matką Boga, albo żeby chociaż myślał o takiej możliwości, kiedy miała sześć miesięcy czy dwa lata. Pewno przeczuwał, że jest wyjątkowa, i widział w niej coś, co świadczyło o jej szczególnej wrażliwości, ale nie mógł przewidzieć, jak potoczy się jej życie. Joachim dał córce przestrzeń, bo nie uważał jej za swoją własność. Nie odebrał jej nic z tego, co nosiła w sobie od urodzenia, nie kształtował jej według swoich wyobrażeń.

Właśnie dlatego siłą Maryi jest jej zdolność do samodzielnego życia. Kiedy przyszedł do niej Gabriel, nie pytała Józefa o opinię, od razu podjęła decyzję, która wypływała z pragnień jej serca, wybrała. Zadała archaniołowi tylko jedno pytanie, resztę pozostawiając Bogu. Jaki niesamowity musi być ojciec, który doprowadził córkę do takiego zaufania! Przecież zarówno ona, jak i potem Jezus wiedli normalne, codzienne życie, w którym spotykali się z różnymi ludźmi, a mimo to ciagle pozostawali sobą, nie ulegali wpływom. Chodzi mi o to, że ich decyzje często różniły się od decyzji podejmowanych przez ludzi wokół, nosiły znamiona niezwykłej samoświadomości.

TN: Bardzo ładnie powiedziane, bardzo prawdziwie - nic nie zostało jej odebrane. Często jesteśmy przeświadczeni, że mając dzieci, musimy je nie tylko wychować, ale też i wyposażyć. Tym samym do pewnego stopnia wchodzimy w rolę Pana Boga, stwarzając - czy chcąc stworzyć - coś w ich życiu. Tymczasem nie o to chodzi. Pamiętam zdanie małej Krysi, mojej wychowanki, która powiedziała: "Ojcze, ziarenka nie trzeba uczyć, jak ma rosnąć". To jest clou. Nie trzeba uczyć, wystarczy mu pozwolić.

Oczywiście musimy to dobrze zrozumieć. Można bowiem powiedzieć: "Zostawmy, niech sobie rośnie samo", i puścić dziecko samopas, bez opieki, co jest totalnym absurdem. Ale też z powodu poczucia odpowiedzialności za to dziecko można pójść w zupełnie złą stronę - projektując na nie nasze pragnienia i pomysły, możemy kształtować je tak, jakbyśmy kształtowali siebie samych. Pamiętajmy, że nasze dzieci - trzeba to mocno podkreślić - nie są nami.

Niepokalanie poczęta Maryja była wyjątkowa, zupełnie inna od swoich rodziców. Dziecko nie musi być podobne do mamy i taty, może się zachowywać według zupełnie innego klucza, może być do czego innego przeznaczone. Jeśli zacznę na siłę przestawiać dziecko na własne tory, to po prostu zrobię mu krzywdę, wykoślawię życie, uczynię je karłowatym, pokrzywionym. W przypadku Maryi bardzo dobrze widać, że rodzice pozwoli jej być sobą, nie pozbawili jej tego, co w sobie miała.

MF: To istotne, że oni ufali córce. Mówiliśmy już o ufności ojcu, ale zasada zaufania działa przecież w obie strony, a jego brak sprawia, że ludzie się od siebie bardzo oddalają.

Niesamowite jest to, że Maryja zupełnie nie przejmuje się tym, jak widzą ją inni ludzie, choć jej sytuacja przekracza przecież konwencje społeczne tamtych czasów. Młoda kobieta bez ślubu będąca w ciąży z "nie wiadomo kim" - wyobraźmy sobie, co musiała czuć, jaką odczuwać presję. Przecież była już zaręczona, a za cudzołóstwo - jedyną mieszczącą się w głowach osób postronnych interpretację ciąży Maryi - groziło jej ukamienowanie. Co ona robi w takiej sytuacji? Nie szuka oparcia w rodzicach ani w Józefie. Idzie do Elżbiety. Zostaje u niej przez trzy miesiące i dopiero wtedy wraca do swoich bliskich. Robi coś zupełnie innego niż kobiety, o których do tej pory rozmawialiśmy. W tamtych przypadkach bardzo często na pierwszy plan wysuwały się niuanse społeczne, na których córki budowały poczucie własnej wartości i bezpieczeństwa. Maryja definiuje siebie w zupełnie inny sposób. Nie ma ślubu, jest w ciąży - na zdrowy rozsądek powinna usiąść i płakać, ewentualnie obmyślać błyskotliwy plan ucieczki z miasta. Tymczasem dla niej liczy się tylko życie, które ma już pod sercem, oraz zapewnienie sobie czasu na oswojenie się z tym faktem w sprzyjających warunkach. Wybiera towarzystwo Elżbiety, ponieważ ta, mając podobne doświadczenia, doskonale rozumie jej sytuację. Nie będzie zadawać miliona niepotrzebnych pytań, ale przyjmie Maryję jak swoją przyjaciółkę, która potrzebuje wsparcia.

TN: W całej Ewangelii widać, że Maryja jest po prostu zaradna. Czasami czegoś nie wie, ale chce się uczyć. Świadczą o tym słowa, które często można spotkać w dotyczących jej fragmentach: słuchała uważnie, zachowując słowa w pamięci i rozważając je. Nie po to, by dzielić włos na czworo i rozpamiętywać przeszłość, ale żeby się uczyć.

Przyjrzyjmy się bliżej scenie w Świątyni Jerozolimskiej, kiedy Maryja z Józefem po trzech dniach rozłąki znajdują dwunastoletniego Jezusa, który im się zgubił. Maryja najpierw jasno i bez ogródek mówi o swoich emocjach, które razem z Józefem przeżywali, szukając Jezusa, a potem pozwala Mu samemu zabrać głos, powiedzieć dwa ważne zdania. Pismo bardzo wyraźnie podkreśla, że Maryja rozważała słowa Syna w swoim sercu. To, co się tam wydarzyło i co wtedy usłyszała, było dla niej bardzo ważną lekcją, z której - jak później widzimy - wyciągnęła wnioski. Właśnie dlatego nie widzimy jej przy grobie po zmartwychwstaniu Jezusa - nie idzie z pozostałymi kobietami, bo wie, że jej Syna już tam nie ma. W świątyni usłyszała przecież: "Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mojego Ojca?".

Maryja bardzo szybko uczy się też od anioła. Ona pyta, on odpowiada, ona idzie. To jest taki niesamowity przykład geniuszu, jakiego przebłyski widzę czasami w dziewczynach, które miały dobrych ojców. Maryja ma po prostu w sobie odwagę i niesamowitą ufność. Tam gdzie wydaje się, że powinna się zawahać albo cofnąć, ona idzie jak w ogień.

MF: Najpiękniejsza w tym wszystkim jest jej prostolinijność. Nieważne, czy rozmawia z aniołem czy ze zwykłym człowiekiem, Maryja nie konstruuje szybkich osądów. Pozwala, aby życie płynęło swoim naturalnym rytmem. Przyjmuje to, co jej przynosi. Już na pierwszy rzut oka widać, że Maryja nie nosi w sobie żadnego zranienia. Czuje się w swoim życiu po prostu bezpiecznie.

Bardzo chciałabym uniknąć mówienia o niej w stereotypowych kategoriach: niezwykła, skromna, ufna i tak dalej, bo dla mnie istotne jest to, że każdy z nas może ją odkrywać po swojemu. Maryja to kobieta, która nie jest zakładniczką współczesnych jej patriarchalnych tendencji. Przede wszystkim działa na własną rękę, czując się w tym bezpiecznie. To poczucie bezpieczeństwa ma swoje źrodło w relacji z rodzicami, a więc także w relacji z ojcem. Maryja musiała doświadczyć miłości i akceptacji ze strony Joachima i Anny, a dzięki temu podobnie czuła się w relacji z Bogiem. Przesłanie ich rodzicielstwa mogłoby zamykać się w zdaniu, które przeczytałam kiedyś u André Sterna: "Kocham cię, ponieważ jesteś taki, jaki jesteś".

(...)

TN: Zadziwia mnie to, że gdy tylko Maryja usłyszała o ciąży Elżbiety, od razu wyruszyła w drogę. Zebrała się z dnia na dzień i nie było jej dosyć długo.

To, że Maryja mogła sama udać się do swojej krewnej, świadczy o zaufaniu, jakim obdarzali ją rodzice. Czuła się wolna i bezpieczna. To ważne też w kontekście jej relacji ze świętym Józefem - on również pozwolił jej odejść na te trzy miesiące.

MF: Maryja miała chyba szczęście do mężczyzn. Nie mieli oni takiej potrzeby posiadania kontroli i władzy jak mężczyźni, których spotykaliśmy w poprzednich opowieściach.

(…)

TN: Święty Augustyn mówił, że trzeba zrodzić dziecko dwa razy: raz w ciele, a raz w duchu. Zaznaczał, że to drugie narodzenie jest bardzo ważne, może nawet ważniejsze. Ojciec ma być odpowiedzialny nie tylko za fizyczne narodzenie córki, ale także za jej narodziny duchowe.

Hymn Magnificat świadczy o tym, że Maryja bardzo dobrze znała słowo Boże. Dominikanie mówią, że jeśli znasz Słowo, poradzisz sobie w życiu, bo ono będzie je "czytać", stanie się światłem na twojej ścieżce. Wyposażenie dziecka przez ojca w tę szczególną wiedzę i umiejętność korzystania ze słowa Bożego jest niesłychanie ważne. One potem owocują w życiu córki, która posługując się światłem tego słowa, będzie potrafiła odpowiadać właściwie na wyzwania, na jakie natrafi.

Jeżeli masz pobożnego ojca - pobożnego w takim dobrym tego słowa znaczeniu, wypełnionego nadprzyrodzoną harmonią - to dużo łatwiej poradzisz sobie z problemami. Córka przeżywa swoje życie, codzienność i modlitwę tak, jak nauczył ją tego ojciec. To jest podstawa - ojciec uczy córkę świata, nie tylko zarabia i ją utrzymuje. Brak takiej postawy pozbawia córkę pełni.

MF: To działa w obie strony. Ojciec inspiruje córkę, ale córka ojca. Myślę, że to, co najcenniejsze w relacji, przychodzi do nas mimochodem, rozprzestrzenia się pomiędzy nami jak słoneczna poświata. Często nawet nie wiemy, co to konkretnie jest. Przemianę serca może spowodować sposób, w jaki się przytulamy, w jaki patrzymy sobie w oczy, może nawet sposób, w jaki podajemy sobie kubek herbaty. Myślę, że tak samo jest z modlitwą.

Pomyślałam jeszcze, że Joachim również musiał być w dzieciństwie wrażliwym chłopcem, który zadziwiał swojego tatę i swoją mamę. Dlaczego mówię o jego wrażliwości? Nie potrafię sobie wyobrazić, żeby był jej pozbawiony człowiek, który stworzył swojej córce tak optymalne warunki do rozwoju, przede wszystkim wewnętrznego. Ich relacja pokazuje, że każda córka jest wyjątkowa. To dzięki niej Maryja mogła spełnić najbardziej wyczekiwaną w świecie obietnicę.

TN: To coś, co widzimy w Maryi - że jest człowiekiem jednocześnie duchowym i będącym blisko życia - musiało być też obecne w Joachimie. Można to potem dostrzec w świętym Józefie i w Jezusie, to po Maryi odziedziczy On swoją postawę: będzie głęboko duchowy, a jednocześnie blisko życia.

Dzieciństwo przy takim ojcu jak Joachim jest nie do przecenienia. Zwłaszcza dla córek, bo to one są zwykle "bliżej życia". Nawet w znaczeniu biologicznym mężczyzna jest dalej od tego, jak życie się rozwija i rodzi. To kobieta jest naturalnie empatyczna, ona współodczuwa.

Dla mężczyzny taka postawa jest o wiele trudniejsza, ale nie niemożliwa. Dopiero wtedy, kiedy ojciec się jej nauczy, będzie mógł służyć swojej córce - ona zaś będzie wiedziała, że nie musi się przed nim niczego wstydzić ani bać się z nim rozmawiać.

Maryję często przedstawia się jako postać "z kosmosu", jest taka "przeduchowiona". Niektórzy ojcowie są tego samego pokroju, są dewotami, co staje się strasznym obciążeniem dla córek i wcale nie pomaga im zrodzić się w duchu. Przesadnie pobożny ojciec jest często oderwany od życia, a znów ten, który jest "zbyt blisko życia", nie ma pojęcia o duchowości. Konieczne jest znalezienie harmonii między tymi dwiema rzeczywistościami.

Fragment pochodzi z książki "Ojcowie i córki", którą możecie kupić w sklepie Wydawnictwa WAM.

***

"Ojcowie i córki" to książka dla tych, którzy chcą kochać lepiej. Powinien przeczytać ją każdy ojciec kochający swoją córkę i każda córka chcąca zrozumieć ojca.

Magda Frączek - wokalistka, pianistka, autorka piosenek, kompozytorka, buntowniczka. Autorka albumu Wola życia. Prywatnie żona wspaniałego człowiekai mama Józka. Wrażliwa feministka. Gdzieś w połowie swojego życia spo- tkała o. Tomasza Nowaka i tak zaczęła się wspaniałahistoria ich przyjaźni.

Tomasz Nowak - dominikanin, kaznodzieja, fan muzyki jazzowej i Łodzi. Wydał kilka książek i kilka audiobooków. Prowadzi na YouTube kanał STREFA WODZA. Głosi wszystkim wszędzie i na wszyst- kie sposoby. Gdy poznał Magdę, stała się dla niegoniczym córka.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Maryja jest głosem wszystkich kobiet i córek. Zawdzięcza to swojemu ojcu
Komentarze (1)
religijny frustrat
6 maja 2019, 23:15
że zacytuję: "moim zdaniem Joachim nic Maryi nie dał" [..] "Joachim dał Córce przestrzeń" [..] "Maryja musiała doświadczyć miłości i akceptacji ze strony Joachima" jakoś (współ)autorka nie może się zdecydować, czy Joachim coś dał Maryi, czy jednak nic... a może to tylko pokrętna kobieca (anty)logika??? w każdym razie ja nie ogarniam takiego lawirowania...