Najczęściej ignorowane przykazanie

(fot. shutterstock.com)
Sam Guzman / kw

Spośród wszystkich przykazań Jezusa to jedno jest najbardziej ignorowane. To jedyne przykazanie, o którym słyszałem od wielu ludzi, że Chrystusowi tak naprawdę nie chodziło o to, co powiedział.

W kontekście łamania tego nakazu słyszałem o wiele więcej wymówek niż przy grzechach związanych z ciałem. O co chodzi? O przykazanie, by nie osądzać innych.

Tak, twardy osąd innych jest grzechem. Zarówno Pismo Święte, jak i święci wielokrotnie wskazywali na zło tego uczynku.

DEON.PL POLECA

Zbyt często o tym zapominamy lub to ignorujemy na rzecz bardziej "skandalicznych" występków. Ale osądzanie i tak pozostaje grzechem.

O co chodzi z tym osądzaniem działań?

Najczęstszą próbą obrony osądzania innych, jaką słyszałem, jest zdanie: "możemy osądzać uczynki, a nie osoby". W sumie to prawda. Problem jednak z tym jest taki, że nasze upadłe ludzkie umysły właściwie nie są w stanie oddzielić tych dwóch rzeczy: uczynków i osób.

Tak szybko, jak powiemy "Janek mieszka ze swoją dziewczyną", tak szybko też pomyślimy: "Janek jest grzesznikiem. Gorszym ode mnie!".

W momencie, w którym osądzamy działania innych, wpadamy w pułapkę myślenia jak faryzeusz: "Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie". Czy da się tego uniknąć? Pewnie tak. Ale po co miałbyś w ogóle próbować? Osądzanie motywów i intencji innych osób jest związane z grzechem pychy i rani twoją duszę w znacznym stopniu.

Faktem jest to, że ludzkie serca są bardzo skomplikowane. Bardzo wielu ludzi czyni dobro, mając złe intencje. I bardzo wielu czyni zło, mając na myśli coś dobrego. Faktem jest także, że tylko Bóg zna to, co tkwi w naszych sercach i wie, dlaczego robimy to, co robimy. Tylko on może osądzić nas sprawiedliwie. Dlatego też Jezus przestrzegł nas przed osądzaniem na podstawie zewnętrznych pozorów (J 7,24). One zawsze mogą nas oszukać.

Co więcej, grzech nigdy nie występuje w "próżni". Jest wiele okoliczności czy otrzymanych w przeszłości ran, sprawiających że dana osoba dokonuje grzesznych wyborów. Pomyśl o młodym chłopaku, który przyłącza się do gangu. Tak łatwo go osądzić jako kryminalistę o zepsutym sercu. A teraz pomyśl o okolicznościach, które go do tego wyboru doprowadziły. Być może był wychowywany bez ojca przez matkę będącą uzależnioną od narkotyków prostytutką. Być może nigdy nie doświadczył miłości, ani jeden raz. Być może był bity i molestowany.

Ale to pragnienie bycia w rodzinie wciąż w nim jest. Poznaje twardych i silnych mężczyzn, którzy interesują się jego losem i troszczą się o niego. I tak, ci mężczyźni są częścią gangu, ale ten chłopak postrzega ich bardziej jak rodzinę dbającą o swoich członków, a nie jak grupę kryminalistów. Chce do niej należeć, chce być wprowadzony w rodzinę. I w ten sposób wchodzi na drogę prowadzącą do życia przestępcy.

Czy jest za to odpowiedzialny? W pewnym sensie tak, jest. Ale kto mógłby powiedzieć, że w takich okolicznościach postąpiłby inaczej? Widzimy tylko złego kryminalistę, nie biorąc pod uwagę zranień, które go do tego stanu doprowadziły. Mamy tak mało miłosierdzia.

Prawdą jest to, że głęboko wewnątrz siebie wierzymy, że jesteśmy lepsi od innych ludzi. I cały czas szukamy dowodów, by uzasadnić to przekonanie. Kiedy widzimy grzech innych, napawamy się nim, kiwamy głową z rozczarowaniem: "Co za zło uczynił, dobrze, że nie jestem takim grzesznikiem". To po prostu faryzejska pycha.

Jedno z praw duchowych mówi, że otrzymamy w takiej mierze, w jakiej sami dawaliśmy (Mt 7,2). Jeśli osądzamy surowo, oczekujmy surowego osądu od Boga. Jeśli osądzamy miłosiernie, oczekujmy takiego samego miłosierdzia od Niego.

Jaka jest alternatywa?

Alternatywą jest bycie surowym dla siebie, a jednocześnie dawanie innym korzyści z braku osądu. Zawieszenie osądu oznacza tak naprawdę myślenie jak najlepiej o innych, mimo pozorów. Tak jak mówił św. Paweł: sami jesteśmy pierwszymi wśród grzeszników (1 Tm 1,15). Tak wielu świętych radziło, by myśleć w ten sposób. Mówili też, że im więcej wiemy o sobie i swoich sercach, tym mniej pragniemy osądzać innych.

"Czegokolwiek nie robiłby nasz bliźni" - mówi św. Franciszek Salezy - "zawsze musimy dążyć do tego, by interpretować jego działania jak najlepiej". Tego samego pragniemy dla nas samych, prawda? Chcemy czerpać korzyść z tego, że inni zawiesili swój osąd nad nami.

Jeśli już musisz kogoś osądzić, osądź samego siebie. Tak naprawdę znasz przecież tylko swoje serce. Jedyny powód, dla którego oceniamy innych tak surowo, wynika stąd, że znamy siebie tak słabo. Zapewniam cię, im bardziej poznasz warstwy grzechu w swoim własnym życiu, tym łatwiej będzie ci się pozbyć koszmarnego przyzwyczajenia, jakim jest osądzanie innych.

Ważne wyjaśnienie

Niektórzy z was mogą pomyśleć, że twierdzę, że nie powinniśmy nigdy sprzeciwiać się słownie grzechom lub że bronię jakiegoś relatywistycznego lub amoralistycznego światopoglądu. Tego wcale nie powiedziałem.

Grzech jest grzechem. Kiedy mamy do czynienia z powszechnymi grzechami, które niszczą Kościół lub społeczeństwo, z grzechami, które są niebezpieczne dla dusz, musimy o nich mówić. Gdy herezje "hasały" sobie po Kościele, święci nigdy nie siedzieli cicho w imię powstrzymywania osądu. Walczyli z herezją pełni pasji i miłości. Są sytuacje, w których sprawiedliwy osąd jest potrzebny. Ale osąd grzechu w ogóle jest czymś zupełnie innym niż osąd wydany we własnym sercu przeciwko bliźniemu, którego się potępiło.

Ważne jest również to, że możemy zachęcać do nawrócenia tych, którzy żyją w stanie grzechu. Napominanie grzeszników jest uczynkiem miłosierdzia. Nawet wtedy musimy jednak rozmawiać jak grzesznik z grzesznikiem. Nie osądzać intencji, ale jedynie samo grzeszne działanie. Podchodzić jak lekarz, a nie jak sędzia. Powinniśmy być wówczas bardzo ostrożni, by nie potraktować napominania jako okazji do myślenia o sobie jako kimś lepszym. Raczej jest to doskonała okazja, by przypomnieć sobie, że Bożego miłosierdzia potrzeba także i nam.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Najczęściej ignorowane przykazanie
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.