Nie mów tego młodym w kościele

(fot. shutterstock.com)
Jarosław Mikuczewski SJ

"Bardzo bym chciała usłyszeć duszpasterzy młodzieżowych, którzy unikają dzielenia ludzi na my i oni. A w zamian za to zachęcają do otwarcia się na drugich, którzy tak jak my bywają skomplikowani, połamani, ale wciąż kochani przez Boga"

Jeszcze chwilka i wybije nam setka. Podświetlany zegar na kościele Mariackim w Krakowie zawiadomi nas, że do Światowych Dni Młodzieży już tylko 100 dni.

Miast ruszać w poloneza i w radosnych pląsach wyczekiwać wielkiego spotkania, chcę podzielić się z wami interesującym tekstem młodej amerykańskiej protestanckiej blogerki Addie Zierman. Utalentowana autorka, wspominając swój okres intensywnego zaangażowania w chrześcijańskie grupy młodzieżowe, pisze o rzeczach, które najchętniej chciałaby zapomnieć z tego czasu.

DEON.PL POLECA

Do lektury podchodziłem z dużym spokojem, myśląc, że to przecież Stany, inny kontynent, odmienny kontekst kulturowy i ostatecznie, że to protestanci. Okazało się jednak, że wszystkie te zasieki ustępowały jeden za drugim w momencie, gdy poznawałem narrację Addie. Może aż tak bardzo nie różnimy się i błędom, jakie popełnia się w duszpasterstwach młodzieżowych w odległej Ameryce, my również jesteśmy skłonni ulegać? A może się mylę. Oceńcie sami.

Autorka wspomina o trzech tezach, jakie pozostawiły w niej duży niepokój i z których chce się uwolnić:

1. Wybierając Chrystusa, na pewno spotkasz się z odrzuceniem ze strony twoich najbliższych, przyjaciół, nauczycieli

Addie opisuje, jak wiele sesji i rekolekcji poświęconych było przygotowaniu na walkę z bliskimi, którzy, w nieunikniony sposób, mieli przeciwstawiać się wierze w Chrystusa.

Wspomina, jak w szkole średniej intuicyjnie czuła, że całe grono pedagogiczne to wrogowie Chrystusa, czekający, by powalić na ziemię słabą osóbkę. T-shirty z chrześcijańskim przekazem, które nosiła, traktowała jak swoistą kamizelkę kuloodporną.

Autorka przywołuje wszystkie błyskotliwie obrony chrześcijaństwa, przygotowane na wypadek niespodziewanego ataku wroga, domagającego się uzasadnienia przekonań religijnych. Żaden jednak nie nadszedł.

Rezultatem obranej taktyki była izolacja autorki. Addie pisze: "zaczęłam unikać osób, które myślały inaczej niż ja. Nie chodzi o to, że byłam nielubiana. To moje bojowe nastawienie zniechęcało ludzi do wchodzenia ze mną w relacje. Ostatecznie przestawali się ze mną spotykać i rozmawiać".

Autorka szczęśliwie doszła do przekonania, że 99 proc. nauczycieli i kolegów było osobami, które nie szukały jej duchowej zguby.

Na gruncie tego doświadczenia Addie stwierdza: "Zamiast uczyć młodych, że my mamy Jezusa, a oni nie, zacznijmy wskazywać na obecność Boga w każdej sobie bez względu na to, kim ona jest".

2. Zbawienie twoich przyjaciół zależy od tego, jak skutecznie bronisz Ewangelii

Wspominając młodzieńcze zaangażowanie religijne, autorka opisuje, jak wielkim ciężarem była dla niej presja nawracania swoich przyjaciół i odnawianie "ducha" szkoły. Wiązało się to "z powtarzaniem utartych, ewangelizacyjnych sloganów oraz noszeniem koszulek z chrześcijańskimi motywami".

Powiedzmy sobie otwarcie: "my nikogo nie możemy ocalić". Jezus jest jedynym Zbawicielem i - jak zaznacza Addie - "możemy tylko odgrywać drobne role w wielkiej sztuce, jaką jest wieczne zbawienie danej osoby. I nawet wtedy nasz wkład nie opiera się na doskonale przygotowanej obronie chrześcijaństwa lub zapamiętanych kilku fragmentach Pisma".

Zamiast uczyć młodych skutecznych metod tłumaczenia zawiłości wiary, mówmy im o osobie Jezusa. Nie po to - jak mówi autorka - "by mieli niezawodne narzędzie do polemiki, ale dlatego, że miłość Jezusa jest niezgłębiona i warta poznania.

I gdy przyjdą w życiu momenty prób i wątpliwości, to nie formułki ich uratują, ale Jezus. Również w momencie, gdy zostaną zapytani o swoją wiarę, nie odpowiedzą, wskazując na jakiś wykres, ale na samego Jezusa".

3. Dla Boga musisz zrobić coś wielkiego

Grupy młodzieżowe są pełne optymizmu, nadziei, otwarte na nowe możliwości, dążąc do wielkich rzeczy. Naturalne jest, że duszpasterze, chcąc wykorzystać ten pierwotny, niezmącony zapał, wskazują, że wiara, sama w sobie, jest piękną, ekscytującą, a momentami niebezpieczną przygodą.

Trzeba jednak zachować pewną dozę rozsądku, by nie stymulować młodych do - jak to trafnie określa Addie - "wiary typu Red-Bull - duży zapał, duże wypalenie". Autorka ocenia, że sama należała do takiej właśnie kategorii młodych chrześcijan, którzy spektakularnie się wypalili, dokładnie jak sylwestrowe fajerwerki. Ostatecznie niewiele zostało z tego zapału, poza rozczarowaniem i złością na siebie samą.

Podążanie za Jezusem to długa droga, momentami monotonna i trudna, na której wartością jest proste stawianie kolejnego kroku. Przeżywanie wiary jako rzeczywistości, która zawsze musi dostarczać nam sporej dawki pozytywnych emocji, jest niebezpieczne, szczególnie gdy doświadczymy nieuniknionej prozy życia. Addie poleca, by pamiętać wówczas, że:

"Nie jesteś w stanie zrobić nic, by Bóg kochał cię więcej. Nie jesteś również w stanie zrobić nic ,by Bóg kochał cię mniej. Już jesteś kochany całkowicie".

Tyle chrześcijańska blogerka zza oceanu. A jak jest u nas ?

Jarosław Mikuczewski SJ - redaktor DEON.pl

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Nie mów tego młodym w kościele
Komentarze (6)
DR
Dorota Rezel
6 kwietnia 2016, 19:56
To dosc typowy opis przerabiania wspólnoty chrzescijanskiej na sektę. Zdarza sie tam,gdzie członek wspólnoty jest przedmiotem,nie podmiotem,oraz gdzie duszpasterz zagubił sie w aktywiźmie  i pysze.Dlatego przed wejsciem/pozostaniem we wspolnocie trzeba najpierw zobaczyc jak jest tam z przykazaniem milosci(wobec wszystkich ludzi).Modlmy sie zazbłakanych i pokazujmy im ze chrescijanska wspolnota moze byc swieta.
6 kwietnia 2016, 18:32
"Wiara typu Red-Bull" dobre określenie
MW
MM WW
6 kwietnia 2016, 09:02
A ja potwierdzam, że jest podobnie. We wspólnocie jestem od około 6 lat i czuję, że się wypalam. Nie radzę sobie ze swoim życiem mimo wspólnoty i mimo chęci powrotu. Spowiedź już nie jest dla mnie czymś.. wow. Idę. Szczerze wyznaję. I chcę się poprawić. Ale tylko przez pierwszych kilka godzin, dni.  Nie wiem od czego to zależy. Poza tym, wiele osób, które były we wspólnocie przez jakiś czas i pięknie się angażowało teraz nawet nie ruszy tyłka do kościoła. Taka rzeczywistość, jedyne co pozostaje, to modlić się za nich, ale z tym również mam problem...  20-latka. 
KM
Kamil Murglin
5 kwietnia 2016, 17:29
Akurat ja się z tym jeszcze nie spotkałem, naeleżę do wspólnoty młodzieżowej i nic, ani słowa o takich rzeczach. Chwała Panu za to, że nasz duszpasterz jest tak wpaniały :)
Fala Kwiat
5 kwietnia 2016, 15:00
Trafne uwagi, uważam że nie tylko dot. duszpasterstwa młodzieży :) Bycie chrzescijaninem wcale nie jest łatwe ! Najważniesze aby mieć relację z Bogiemw swoim sercu, tam zaczna się pokój, wolność, doświadczenie Miłości-agape; I dopiero stajemy się autentycznym świadectwem dla innych! Pan mój i Bóg mój !
Rafał Dąbrowa
5 kwietnia 2016, 12:00
Cóż, doświadczenia są zawsze czymś bezcennym, z czego można wychodzić, uczyć się tego, jak mówić innym o Jezusie. A najważniejszym jest chyba mieć samemu radość z bycia blisko Jezusa. I bardziej liczy się wytrwałość, bycie blisko Jezusa, niż nastawienie na efekt. Bo z efektami różnie bywa, natomiast doświadczenie bycia blisko Jezusa jest bezcenne.