Jeśli przychodzimy tylko na Eucharystię w niedzielę i święta i przyjmujemy księdza po kolędzie, to może się okazać, że wcale nie czujemy się członkami ogromnego Kościoła.
Dziś wróciłam z Warszawy, gdzie miałyśmy tzw. zebranie prowincjalne, czyli spotkanie sióstr z całej Polski. Te spotkania są dla mnie zawsze ważnym wydarzeniem. Oprócz tego, że mogę się spotkać ze swoimi współsiostrami ze Zgromadzenia, to przede wszystkim łapię zupełnie inną perspektywę, która mi pokazuje, że nie jestem sama, że jestem częścią większej całości. To nie znaczy, że ze wszystkimi muszę się zgadzać i że wszystko co robimy jest proste łatwe i przyjemne, ale znaczy to, że mój codzienny trud, na którym się często koncentruję, ma sens, jeśli włoży się go do większej układanki. Na najgłębszym poziomie towarzyszy nam wszystkim to samo przekonanie, że Jezus posyła nas by głosić miłość Serca Jezusa na tym świecie.
Bardzo podobnie jest z naszą obecnością w Kościele. Kościół to nie budynek, ani nie hierarchowie, nawet nie księża i osoby zakonne. Kościół to my wszyscy. Pewnie większość z nas to wie, ale nie koniecznie większość z nas to czuje. Jeśli przychodzimy tylko na Eucharystię w niedzielę i święta i przyjmujemy księdza po kolędzie, to może się okazać, że wcale nie czujemy się członkami ogromnego Kościoła. Może pomóc nam uświadomienie sobie, że chrześcijaństwo jest wyznawane przez największą liczbę osób na świecie i że w każdym zakątku ziemi ktoś w tym dniu słyszy dokładnie te same czytania, wypowiada te same słowa i przede wszystkim przyjmuje to samo Ciało Chrystusa. Ale to nadal może nie wystarczyć, byśmy poczuli się częścią tej większej całości.
My potrzebujemy bliskiej wspólnoty, ludzi, z którymi będziemy ramię w ramię zmierzać do Królestwa Niebieskiego. Potrzebujemy przyjaciół, którzy nam pomogą, kiedy zaczniemy schodzić z właściwej drogi. Potrzebujemy wokół siebie ludzi szalonych dla Jezusa, którzy będą nam pokazywać, że warto zawalczyć o dobro. I to nie znaczy, że ci wszyscy ludzie będą idealni, bo Kościół, to też ten sąsiad z ławki obok, którego nie lubię i ta pani co zawsze fałszuje. Ważne jednak, że będzie im wszystkim przyświecał ten sam cel - zbawienie.
Jeśli Twoja parafia nie jest dla Ciebie takim miejscem, to spraw żeby takim się stała. Jeśli nie jesteś w stanie, to szukaj innego miejsca, innej wspólnoty, innych ludzi. I nie spocznij dopóki nie znajdziesz prawdziwego Kościoła. On naprawdę istnieje!
Wpis pierwotnie ukazał się na blogu s. Ewy Bartosiewicz RSCJ.
Skomentuj artykuł