Nie warto żyć normalnie. Moja Ekstremalna Droga Krzyżowa

(fot.facebook.com/pg/WIO.EDK)
Magdalena Pelczarska

- To Ty masz ten świat zmieniać, a nie dostosowywać się do niego. Najtrudniejsza jest decyzja, później trzeba już tylko wytrwać - usłyszałam. Poźniej był grad, deszcz, ciemność, chłód i kryzys. A w mojej głowie wszystkie te sytuacje, kiedy w życiu nie daję rady.

Piątkowy wieczór przed Niedzielą Palmową. Wieczór jak wiele innych. W Krakowie życie toczy się swoim codziennym rytmem. Niektórzy wracają dopiero z pracy na zasłużony odpoczynek po tygodniu pracy, inni rozpoczęli już świętowanie weekendu w licznych kawiarniach przy Rynku. Uwagę zwracają niewielkie grupki, po kilka, kilkanaście osób, zmierzające w różnych kierunkach. Ubrani na sportowo, jakby właśnie zdecydowali się wyruszyć na górską wyprawę, wyposażeni w latarki i plecaki. Niektórzy niosą prosty, drewniany krzyż. Ten piątkowy wieczór to początek szczególnego wydarzenia dla blisko 2500 mieszkańców Krakowa i okolic - to czas Ekstremalnej Drogi Krzyżowej.

Lider wchodzi na górę niezależnie od pogody

Godzina 20:00, Kościół na Podgórzu wypełniony po brzegi. Z trudem udaje mi się wejść do środka. - Czy podołam? Może to nie jest dobry moment, jestem przecież zmęczona, nie mogę się skupić - uporczywe myśli wciąż nie dają mi spokoju. - Podejmij wyzwanie. To Ty masz ten świat zmieniać, a nie dostosowywać się do niego - docierają do mnie słowa z ambony.

DEON.PL POLECA

Ks. Jacek Stryczek, pomysłodawca Ekstremalnej Drogi Krzyżowej opowiada o tym, skąd wziął się pomysł takie wyzwania i na czym ono polega. - Ekstremalna Droga Krzyżowa ma być spotkaniem z Bogiem w sytuacji zmęczenia, bólu i wyzwania. Tegoroczne rozważania Drogi Krzyżowej nawiązują do słów papieża Franciszka, który wzywa, byśmy byli chrześcijańskimi liderami. Nie-lider wchodzi na górę tylko wtedy, gdy świeci słońce.

Lider robi to niezależnie od pogody - mówi ksiądz Jacek. - Lider wpływa na świat, a nie świat na niego - dodaje. Rozglądam się naokoło. Wokół mnie stoją ludzie w różnym wieku, przeważają ludzie młodzi, ale nie brakuje też osób starszych. Co powoduje, że oni wszyscy chcą już za chwilę wyruszyć na całonocną wyprawę liczącą kilkadziesiąt kilometrów, nie zważając na zimno i zmęczenie po całym tygodniu pracy? Co ich motywuje, żeby podjąć ryzyko?

Tak łatwo oceniamy

Po Mszy świętej uczestnicy dzielą się na małe, kilkuosobowe grupki, w których wyruszają na jedną z wielu przygotowanych tras. Moja grupka liczy siedem osób. Wędrujemy do Czernej - do Sanktuarium Matki Bożej Szkaplerznej. Przed nami 40 kilometrów. Podczas drogi obowiązuje zasada milczenia. Wyjątek stanowią momenty wspólnego odczytania tekstów rozważań poszczególnych stacji Drogi Krzyżowej i chwile, kiedy trzeba ustalić, którędy iść dalej - idąc nocą nie trudno przecież zabłądzić. Wyruszamy spod kościoła na Podgórzu i idziemy ulicami Krakowa.

- A gdzie Wy to idziecie, do Rzymu? Gdzie Wy ten krzyż niesiecie? - zaczepia nas starszy mężczyzna na obrzeżach miasta. Po chwiejnym kroku i niewyraźnym spojrzeniu łatwo rozpoznaję, że od kilku godzin intensywnie świętuje początek weekendu.

- Modlimy się, wędrując do Czernej, do Matki Bożej - odpowiadam - możemy się pomodlić też za pana…

- A w drodze to dobrze się modlić, dobrze, na pielgrzymki chodziłem jak młody byłem… Pomódlcie się, pomódlcie, może buteleczkę odstawię, bo dzieciaki w domu płaczą - niespodziewanie powiedział napotkany mężczyzna.

Obiecując modlitwę żegnamy się z przypadkowym rozmówcą. Przed chwilą rozważaliśmy stację skazania Jezusa na śmierć. - Jak łatwo jest innych osądzać - myślę - jak łatwo mi to przychodzi.

Cisza i ciemność

Po drodze mijamy jeszcze wielu mniej lub bardziej zdziwionych ludzi. Za miastem droga robi się coraz trudniejsza - znika uliczne oświetlenie miejskie, robi się ciemno. Miejski gwar ustępuje miejsca poszczekiwaniom psów i odległym dźwiękom rozpędzonych aut na autostradzie. Wędrujemy w ciszy, ale czujemy, że idziemy razem, w jednym celu.

- To zawsze jest droga indywidualna, ale dokonuje się we wspólnocie - przypominają mi się słowa księdza wypowiedziane podczas mszy świętej. Obecność innych osób dodaje mi otuchy, ale w sercu dziękuję za zasadę milczenia. Stwarza ona szczególną przestrzeń, w której mogę być sama ze sobą i z Bogiem.

Idąc, coraz bardziej odkrywam, że pomysł przejścia tej drogi nie pochodził ode mnie. Do wędrówki zaprosił mnie Ktoś, komu bardzo na mnie zależy i kto bardzo pragnie się ze mną spotkać. - Ekstremalna Droga Krzyżowa to szczególna przestrzeń spotkania z Bogiem. Daję Bogu kilkanaście godzin mojego trwania w milczeniu, mojego bycia tylko z Nim. Nie ja mówię, lecz pozwalam, żeby to On mógł mówić i działać - rozważam w myślach słowa homilii.

Deszcz, grad, spotkanie z Bogiem

Kolejny etap marszu prowadzi wzdłuż torów kolejowych, w ciemności oświetlanej jedynie światłem naszych latarek. Z zamyślenia wyrywa mnie nagły podmuch wiatru. Do tej pory, pomimo chłodu, który dawał się we znaki, pogoda wydawała się całkiem dobra. W jednej chwili jednak zaczyna padać deszcz, który po chwili przechodzi w grad. Nieporadne próby ubrania peleryny przeciwdeszczowej kończą się niepowodzeniem.

- Dziewczyny, nikt nie mówił, że będzie łatwo - słyszę głos Kamili, która zachęciła do udziału w Drodze jeszcze dwie koleżanki z pracy - Spróbujmy potraktować to jako wyzwanie - zachęca.

Nocne godziny marszu niosą ze sobą chwile kryzysu i zmagania. Nie tylko ze swoim ciałem, które po kilku godzinach intensywnego marszu zaczyna się buntować. Walczę także ze swoimi emocjami. Myślę o sytuacjach z mojego codziennego życia, które w tym momencie stają się szczególnie nie do zniesienia.

- Sytuacja, w której się znaleźliśmy może nie zależeć od nas, ale to co z nią zrobimy, już tak - brzmią słowa z tekstu rozważań przy kolejnej stacji. - W każdej chwili mamy wolność podjęcia decyzji. To od nas zależy jak dana sytuacja na nas wpłynie - powtarzam sobie te słowa w głowie i pomimo toczącej się w sercu burzy konsekwentnie wędruję dalej.

Przejmująca cisza panująca wokół, wcześniej przeze mnie pożądana, teraz zaczyna mi dokuczać. - Cisza jest trudna, bo masz szansę spotkać w niej prawdziwego siebie - czytam w książeczce rozważań.

Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia

Wschód słońca zastaje nas na jednej z leśnych ścieżek. Rozpoczyna się nowy dzień, który przynosi mi niespodziewaną ulgę - to, co przed chwilą wydawało się bardzo trudne, teraz nagle przestaje mi ciążyć. Pierwsze promienie wschodzącego słońca przynoszą mi głęboki spokój. "Widok wschodzącego słońca obwieszcza coś godnego podziwu - dzieło Najwyższego" - przypominają mi się słowa z Księgi Mądrości.

Mam poczucie, że wzięłam udział w jakiejś tajemniczej walce niczym Jakub, walczący z Aniołem. Tajemnicze zmaganie, o którym wiedział tylko Bóg. "Odtąd nie będziesz się zwać Jakub, a Izrael - mówią słowa z Księgi Rodzaju. - Bo walczyłeś z Bogiem i z ludźmi, i zwyciężyłeś". Patrząc na promienie wschodzącego słońca naprawdę czuję się jak zwycięzca.

Do Sanktuarium w Czernej dochodzimy około godziny jedenastej po przebyciu ponad czterdziestu kilometrów. Radość po przejściu Ekstremalnej Drogi Krzyżowej jest ogromna. Tej radości nierozerwalnie towarzyszy poczucie siły. Pomimo wyczerpania fizycznego czuję, że naprawdę mogę wszystko. "Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia" - słowa towarzyszące mi od chwili wyjścia z kościoła w Krakowie teraz jeszcze intensywniej rozbrzmiewają w moim sercu. Mogę wszystko, ale nie muszę i nie chcę robić już niczego sama. Mogę wszystko z Chrystusem.

Wyjść ze strefy komfortu

Doświadczenie Ekstremalnej Drogi Krzyżowej rodzi potrzebę dzielenia się z nim i mówienia o tym, co nas spotkało. Po powrocie do domu czytam kilka świadectw osób, które wędrowały razem ze mną.

- Dla mnie EDK było wyjściem ze strefy komfortu. Bałam się, że nie dojdę, że się zgubię albo że po prostu sobie nie poradzę. - pisze Arleta. - Nie pomagały mi komentarze innych osób: "Po co Ty tam idziesz? Nie możesz po prostu się pomodlić w domu albo iść na drogę krzyżową do kościoła?". EDK było dla mnie zmierzeniem się z samą sobą, z własnymi lękami i ograniczeniami. Jednak postanowiłam je oddać Bogu - dodaje.

Żeby dowiedzieć się czym jest Ekstremalna Droga Krzyżowa nie wystarczy wysłuchanie świadectw innych. Konieczne jest własne przeżycie. Droga ta stawia wymagania, ale pozwala odkryć, na jak wiele nas stać. Doświadczenie trudu, bólu, zmęczenia i zniechęcenia sprawia, że lepiej poznajemy siebie, widzimy jak reagujemy w trudnych sytuacjach.

Taki sposób życia nie wpasowuje się w powszechny styl sugerowany nam przez świat, który uczy nas, żeby wszystko mieć jak najłatwiej i jak najszybciej. - Życzę Ci byś odważył się porzucić wszystko, co nie jest warte Twojego życia - czytam w książeczce rozważań na zakończenie Ekstremalnej Drogi Krzyżowej. - Byś wybrał NOWE ŻYCIE, życie z Jezusem. - Teraz przekonałam się już na pewno, że nie warto żyć normalnie. WARTO ŻYĆ EKSREMALNIE!

***

Chcesz wyruszyć na EDK? Zgłaszać można się przez stronę www.edk.org.pl, na której dostępnych jest już ponad 100 tras do wyboru. 9 edycja EDK odbędzie się 7 kwietnia w Polsce oraz za granicą. Nie warto żyć normalnie, warto żyć ekstremalnie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Nie warto żyć normalnie. Moja Ekstremalna Droga Krzyżowa
Komentarze (1)
10 marca 2017, 08:20
Nie ma co ukrywać. EDK jest wyzwaniem. I oprócz bardzo ważnego akcentu religijnego ma też wielkie znaczenia praktyczne dla naszego codzinnego życia. Można sie naprawdę sprawdzić. W przeciagu kilkunastu nocnych godzin poznasz siebie lepiej niż przez wiele lat życia. I jak ładnie podczas EDK opadają nasze wewnętrzene strefy bezpiecznego komfortu. Jak szybko można sie przekonać o włąsnych lękach, o fizycznej bezsilności i jak da sie to wszystko pokonać. Można się przekonać, jaką siłę daje odmówienie 10 różańca na ostatnich najtrudniejszych kilometrach. Stąd polecilbym EDK każdemu, także tym wątpiacym, czy niewierżacym. Warto iść jak ma sie "naście" lat i jak ma sie tych lat "dziesiat". Jest tylko jedno niebezpieczenstow - życie po EDK będzie inne niz przed nią.