(fot. shutterstock.com)
Pomimo tego, że Bóg przyłączył nas do siebie, możemy nadal żyć tak, jakbyśmy byli od Niego oddzieleni. Jeśli ulegamy pokusie.
"Paweł, z woli Bożej powołany na apostoła Jezusa Chrystusa, i Sostenes, brat, do Kościoła Bożego w Koryncie, do tych, którzy zostali uświęceni w Jezusie Chrystusie i powołani do świętości wespół ze wszystkimi" (1 Kor 1, 1-2).
Gdy Teodoret z Cyru komentuje początek Pierwszego Listu św. Pawła do Koryntian, pisze, że "wszystkie te słowa są jak leki przeciw chorobie, ponieważ łączą to, co zostało nieszczęśliwie rozdarte". Co zostało rozerwane? Związek między świętością podarowaną we chrzcie a dążeniem do doskonałości ewangelicznej. Koryntianie zaczęli wracać do pogańskich praktyk, między innymi dlatego, że zapomnieli o tym, kim się stali.
Dlatego św. Paweł wychodzi w Liście od tego, co wydarzyło się w przeszłości, od uświęcenia, które już stało się faktem w życiu Koryntian. W polskim tłumaczeniu czytamy o "powołanych do świętości", ale w greckim oryginale pojawia się wyrażenie "klaytois hagiois", które można również oddać jako "powołani święci". To różnica, ale i paradoks: żeby osiągnąć świętość trzeba najpierw zostać świętym, czyli uświęconym w Jezusie Chrystusie. Paweł używa słowa "święty" w różnych znaczeniach. Tłumacz prawdopodobnie wybrał moralne rozumienie świętości.
Tutaj świętość według św. Pawła oznacza najpierw przynależność i relację. Oczywiście, apostoł nawiązuje też do Starego Testamentu. Hebrajskie słowo "kodesh" - "święty" wywodzi się z rdzenia, który oznacza oddzielenie. Bóg oddzielony jest od wszystkiego, co Nim nie jest, przepaścią nie do przebycia. Kapłani też zostali "odseparowani" od ludu i przeznaczeni do służby w świątyni, do wykonywania specyficznego zadania. Ta świętość nie oznaczała jeszcze doskonałości moralnej, choć Bóg także im wyznaczył kodeks postępowania. Podobnie święte - oddzielone od "świeckiego" użytku - były naczynia liturgiczne, szaty, ziemia i przestrzeń, ponieważ należały do świętego Boga.
W Nowym Testamencie w Chrystusie wszyscy ochrzczeni stają się święci, to znaczy najpierw oddzieleni od sposobu życia lansowanego przez świat (nie fizycznie, lecz duchowo) i połączeni z Bogiem, który sam w swoim Synu przebył tę przepaść i związał nas z sobą. Jesteśmy świętymi, ponieważ on Święty, takimi nas ustanowił. Zniknął głęboki rozdział między niedostępnym Bogiem a grzeszną ludzkością. Całe życie ludzkie zostało związane z tym, co boskie. Wspomina o tym Autor Listu do Hebrajczyków: "Ten bowiem, który uświęca, jak i ci, którzy mają być uświęceni, od Jednego wszyscy pochodzą" (Hbr 2, 11).
Apostoł nie pisze o "świętym" chrześcijaninie, lecz o Kościele Bożym, o jednym Ciele. Świętość chrześcijańska możliwa jest we wspólnocie, nie poza nią. Święci jesteśmy jako członkowie Ciała, przez bycie w Kościele, choć nie od razu jeszcze moralnie. "Jesteśmy w osobistej relacji do Chrystusa, ale nie możemy żyć "w Chrystusie" w pojedynkę" - jak ktoś to trafnie ujął.
Jesteśmy jednak, podobnie jak Koryntianie, "powołanymi świętymi". Co znaczy w tym kontekście powołanie? Jean Danielou SJ w książce "Święty Jan Chrzciciel. Świadek Baranka" rozróżnia dwa podstawowe stopnie powołania. Pierwszy polega po prostu na odniesieniu do Boga, na relacji z Nim, kiedy Bóg powołuje człowieka do życia. "Istnieję tylko o tyle, o ile Bóg mnie wzywa, podtrzymuje w istnieniu w każdej chwili, daje mi mnie samego (…) W każdej chwili otrzymuję od Niego całego siebie". Chyba rzadko myślimy o przyjściu na świat jak o powołaniu, bo wszystko odbywa się tak "naturalnie".
Drugi stopień powołania, w sensie właściwym, dotyczy naszego działania, nie tylko bycia. "Bóg powołuje mnie nie tylko do istnienia, lecz także do pomocy w Jego dziele" - pisze J. Danielou SJ. Bóg chce z nami współpracować. Dlatego każdy chrześcijanin ma wyznaczoną sobie właściwą misję, przez którą równocześnie powoli osiąga świętość widoczną w słowach i czynach.
Według Nowego Testamentu istnieje więc świętość podarowana w chrzcie świętym i świętość wyrażana przez nas w dalszym życiu. Ta druga polega na naśladowanie Chrystusa w czynach i słowach, który najpierw jest dla każdego z nas Darem (pierwsza świętość). Dlatego w życiu chrześcijanina pojawia się napięcie między świętością jako przynależnością do Boga, zrealizowaną już dzięki naszej wierze a świętością, która jest naszym celem - wymaga nie tylko wiary, ale i miłości. Wspomina o tym św. Piotr: "Skoro już dusze swoje uświęciliście, będąc posłuszni prawdzie celem zdobycia nieobłudnej miłości braterskiej, jedni drugich gorąco czystym sercem umiłujcie" (1 P, 22). Uświęcenie daje moc wierzącym do życia według Ewangelii, czyli w praktyce wlewa w ich serca prawdziwą miłość, otwiera możliwość kochania, dotąd niedostępną w takiej formie. Dopiero dzięki temu darowi można kochać innych - dążyć do świętości jako doskonałości moralnej.
Pierwotne uświęcenie, czyli włączenie w Ciało Chrystusa, jest jak zakwas, który jednak powoli trzeba rozprowadzić po całym cieście. Z samego zakwasu chleba się nie upiecze. Podobnie bez osobistego wysiłku i cierpliwego oczekiwania na owoce, nie nastąpi wzrost świętości w życiu osobistym. Uświęcenie jest dla postępowania moralnego jak fundament dla domu. Nie można budować ścian domu w oderwaniu od fundamentu. Jeśli jednak nie będziemy mieli świadomości, że ten fundament już w nas jest, że przynależymy do Boga, to trudno zrozumieć, dlaczego mamy postępować zgodnie z Ewangelią, być solą i światłem świata. W małżeństwie odpowiednikiem uświęcenia - fundamentu jest zawarcie sakramentu w dniu ślubu, a kolejnym etapem tego uświęcenia (budowanie ścian), które rozciąga się na całe życie, jest dojrzewanie, przekraczanie siebie, miłość wyrażana w codziennych trudach, radościach, wychowywaniu dzieci i pracy. Co więcej, podobnie jak do budowania domu potrzebujemy zarówno materiału, techniki jak i energii, tak samo wygląda sprawa z uświęcaniem siebie i innych w codziennym życiu. Te pomoce dostępne są w liturgii, zwłaszcza w Słowie Bożym i Eucharystii. Małżonkowie mają jeszcze dodatkowe "wzmocnienie" z uwagi na szczególnie trudne zadanie życia Ewangelią w codzienności. Niemniej trudno jest ze ślubami zakonnymi czy święceniami, jeśli człowiek traktuje je poważnie.
Pod wpływem herezji klerykalizmu i na skutek konfrontacji z reformatorami, jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, w praktyce duszpasterskiej wyolbrzymiono bardziej dążenie do świętości moralnej, opierającą się na naszym działaniu, przyćmiewając tę podarowaną we chrzcie świętym. Takie podejście chcąc nie chcąc zniekształca Dobrą Nowinę i w gruncie rzeczy znacznie utrudnia postępowanie według Ewangelii, która wcale łatwa nie jest. Bo samo "prawo mówi tylko, co masz czynić, podczas gdy łaska daje ci władzę czynienia" - pisze o. Raniero Cantalamessa. Chrystus jest nie tylko przykładem, ale też darem. O tym przypomina w swoich listach św. Paweł.
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.
Skomentuj artykuł