Co się dzieje z osobą, która umiera? Aby dać nam jakieś wyobrażenie o losie zmarłego, Ewangelia i liturgia Kościoła odwołują się do obrazu ludzkiego snu.
Lex orandi - lex credendi (prawo modlitwy, prawem wiary) - głosi starożytna chrześcijańska formuła. Natchniony mądrością Tradycji, przed Dniem Zadusznym postawiłem sobie pytanie, czego uczy nas liturgia w odniesieniu do zmarłych. Co mamy o nich myśleć i jak ich traktować?
W jednej z najstarszych Modlitw Eucharystycznych Kościoła, czyli Kanonie Rzymskim, pochodzącym prawdopodobnie z IV wieku, zmarli określeni są jako ci, którzy "przed nami odeszli ze znakiem wiary i śpią w pokoju". W pozostałych modlitwach spotykamy niemalże identyczne wyrażenia. Nasi zmarli "odeszli z tego świata" (II, IV i V Modlitwa Eucharystyczna") i "zasnęli w Chrystusie (Modlitwa o Tajemnicy Pojednania. IV Modlitwa Eucharystyczna). Podobnie w obrzędach pogrzebu na początku ostatniego pożegnania padają słowa, że "nasz brat lub siostra zasnęła w pokoju z Chrystusem". Język liturgii mówiąc o zmarłych odwołuje się do snu lub porównuje koniec ich życia do odejścia z tego świata, tak jak na pewien czas opuszcza się dom, by udać się w podróż.
Najbardziej zadziwiające jest to, że w Piśmie świętym sen posiada wiele znaczeń, najczęściej negatywnych. Autorzy biblijni określają mianem snu brak czuwania i bycie nieprzygotowanym ( Ps 121, 4; 1 Tes 5, 3-6)), lenistwo (Por. Prz 6, 4-11) czy grzeszne trwanie w ciemności ( Rz 13, 11). Sam Bóg jednak nie śpi:"Nie zdrzemnie się ani nie zaśnie ten, który czuwa nad Izraelem" ( Ps 121, 4).
Natomiast Jezus symbolikę snu odnosi do tych, którzy nie żyją. I bynajmniej nie ma na myśli jego negatywnego znaczenia. Sen w zestawieniu ze śmiercią wypada w naszych oczach znacznie lepiej. Kiedy Jezus przybywa do domu Jaira, mówi do tłumu, który opłakuje śmierć córki przełożonego synagogi: "Dziewczynka, nie umarła, tylko śpi" (Mt 9, 25; Łk 8, 52; Mk 5, 39). Oczywiście, wszyscy się z tego śmieją, bo, ich zdaniem, śmierć to na pewno nie sen. Św. Łukasz zaznacza, że "wyśmiewali Go, wiedząc, że umarła". Wiedza płynąca z doświadczenia zmysłowego w żadnym wypadku nie pozwala zobaczyć w śmierci snu. A jednak Jezus upiera się przy takim a nie innym nazewnictwie.
Św. Jan w swojej Ewangelii rozwija szokujące stwierdzenia Chrystusa. W scenie opisującej wskrzeszenie Łazarza zaznacza, że zanim Jezus udał się do Betanii, aby przywrócić do życia swojego przyjaciela, w tajemniczych słowach tłumaczy apostołom, co się stało z bratem Marii i Marty: "Łazarz, przyjaciel nasz zasnął, lecz idę go obudzić". Uczniowie odpowiadają zdroworozsądkowo, że sen dobrze mu zrobi i na pewno wyzdrowieje. Ewangelista dodaje swój komentarz: "Jezus jednak mówił o jego śmierci, a im się wydawało, że mówi o zwyczajnym śnie" (Por J 11, 11-13). A więc śmierć to "niezwyczajny" sen. Chrystus nie zaprzecza istnieniu śmierci, ale w Jego oczach nie jest to rzeczywistość tak przerażająca i definitywna, jak w przeświadczeniu wszystkich wokół.
Kiedy saduceusze pytają Jezusa, jak to będzie po zmartwychwstaniu, chociaż nie wierzą w życie po śmierci, w odpowiedzi słyszą, że "Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych". Żywy jest ten, kogo wzywamy po imieniu. Nic dziwnego, że w litanii do wszystkich świętych zwracamy się do nich po imieniu, czyli traktujemy świętych jak osoby. A człowiek nie może być pełną osobą bez ciała. Nie modlimy się zatem do dusz, lecz do świętych.
Wszyscy znamy sen z bezpośredniego osobistego doświadczenia. Śmierć tylko z obserwacji. Dlaczego jednak Pismo święte porównuje śmierć do snu, który jest tak dwuznaczny?
Człowiek śpiący z zewnątrz wygląda jak umarły, chociaż wciąż żyje. Leży w bezruchu, lecz aby w pełni żyć, musi powstać. W rzeczywistości sen to regeneracja sił, inna strona życia, bardziej pasywna, ale niezbędna, by kontynuować aktywne życie. W śnie nie zachowujemy kontroli, nie mamy wpływu na pojawiające się obrazy i przeżycia. Wszystkim kieruje podświadomość i wyobraźnia, które robią, co chcą. Na razie żaden człowiek nie może sobie zaplanować, o czym będzie śnił w nocy.
Człowiek umarły śpi, bo nabiera sił i przygotowuje się, by żyć pełnią życia. Ten obraz doskonale pasuje do tego, co w Kościele nazywamy czyśćcem, czyli procesem oczyszczenia człowieka po odejściu z tego świata. Nie ulega wątpliwości, że ten, kto śpi, staje się bezbronny, nie ma pełnej kontroli nad sobą, nie wykonuje większości czynności dnia codziennego, chociaż jego ciało nadal "pracuje", ale na wolniejszych obrotach.
Podobnie umarły śpi, ponieważ w końcu Bóg może się gruntowniej zająć jego udoskonaleniem. Przejście przez śmierć ogałaca z mechanizmów obronnych wytworzonych przez grzech, a także przez samego człowieka, który próbował sobie poradzić z trudnościami w życiu. W nowej formie życia, chociaż przejściowej, człowiek już się nie broni, nie próbuje zachować pełnej kontroli nad własnym życiem. W chwili śmierci właśnie tę kontrolę stracił. Być może o to chodzi, że człowiek umarły - śpiący staje się pasywny, to znaczy, bardziej podatny i uległy wobec działania z zewnątrz.
Sen nie jest krótką chwilą, lecz dłuższym stanem. Sama śmierć jest jednak chwilą. Wielce prawdopodobne, że Jezus chce odwrócić naszą uwagę od samego momentu przejścia, a bardziej skierować nasze myślenie na to, co następuje po śmierci.
W podobnym duchu myśli św. Ireneusz z Lyonu, ojciec Kościoła z II wieku, który reprezentuje dość osobliwe podejście do śmierci, jeśli nie szokujące. Według niego, śmierć człowieka nie jest karą, lecz aktem… miłości Boga do upadłego człowieka:
"Bóg z miłosierdzia oddalił człowieka od drzewa życia po to, by człowiek nie został grzesznikiem na zawsze i by grzech nie był nieśmiertelny, a zło - nieskończone i nieuleczalne. Dlatego położył tamę nieprawością, kładąc śmierć między człowiekiem a sobą. Przez rozkład ciała w ziemi położył więc kres grzechowi, aby człowiek przestał być grzeszny, a umierając zaczął żyć dla Boga" (Adversus haereses III, 23; 6)
Dariusz Piórkowski: "O duchowości z krwi i kości"
Zbliża się Adwent. Polecamy rozważania, które pomogą Ci rzeczywiście czuwać i cieszyć się świętami.
Tęgie głowy twierdzą, że jeśli Bóg istnieje, to mieszka w odległym niebieskim pałacu i głowy sobie człekiem nie zaprząta.
Ale Pismo św. mówi co innego. Najpierw, że Bóg w Chrystusie rozbił namiot w ludzkim świecie. Następnie, że wcale go nie zwinął i ciągle tu przebywa. W sercach i domach, w pracy i szkole, w rozrywce i cierpieniu. Gdybym zuchwale orzekł, że spotkanie Go na tej ziemi jest zawsze bułką z masłem, to chyba bym przesadził. Trochę trzeba się jednak potrudzić.
Pomagają w tym adwentowe czytania, które przypominają przewodnik w podróży. Dają wskazówki jak odczytać ślady przechodzącego Pana, jak usłyszeć Jego głos, a nawet natknąć się na Niego, gdy nieoczekiwanie przetnie nasze drogi. Bo Duch Boga to miłośnik ludzi. I raczej dobrze Mu z nami. Ciągle przychodzi, by nam o tym przypomnieć. Na różne sposoby.
Skomentuj artykuł