Pokusa oszukiwania samego siebie

(fot. shutterstock.com)
Dariusz Michalski SJ

"Winniśmy zawsze mieć w podejrzeniu wymówki ciała, bo zwykło ono słabością sił usprawiedliwiać ucieczkę przed trudem" (Św. Ignacy).

Usłyszałem kiedyś stwierdzenie, że każdy chrześcijanin powinien być protestantem. I wcale nie chodziło o zachęcanie katolików do zmiany wyznania. Ktoś chciał po prostu zwrócić uwagę na postawę protestowania przeciw temu wszystkiemu, co sprzeciwia się w nas realizacji dobra. Każde dobro wymaga trudu. Na tym polega sekret wartości, że do ich urzeczywistnienia nie wystarczą myśli: myślę, że jestem pracowitym człowiekiem, więc... nim jestem. Może tak być, ale wcale nie musi! Do urzeczywistnienia wartości nie wystarczą bowiem słowa: mówienie, że pracowitość to wartość, nie czyni mnie jeszcze człowiekiem pracowitym.

Do urzeczywistnienia wartości w naszym życiu są potrzebne konkretne czyny. I to właśnie one nas kosztują! W języku wiary mówimy o składaniu Bogu ofiar swoim życiem. W codzienności mamy do czynienia z ofiarowaniem drugiemu człowiekowi swojej uwagi, czasu, obecności, cierpliwości w towarzyszeniu mu w trudnych dla niego momentach czy etapach jego życia. Okazji do składania ofiar jest bardzo dużo. Jednak ofiara wymaga trudu, wysiłku, nakładu sił. Samo nic się nie zrobi. Samo mówienie lub myślenie nie sprawi, że dobro się urzeczywistni. Owszem, mówienie czy myślenie o dobrej rzeczy może być pierwszym etapem w planowaniu wykonania jakiegoś dobra. Ale bez konkretnej pracy, która kosztuje, nic z tego nie będzie.

I właśnie postawa służby, czynnego angażowania się w dobro jest powszechnym powołaniem wszystkich wiernych, które Sobór Watykański II nazywa powszechnym kapłaństwem wiernych. Być kapłanem w tym sensie oznacza własnym życiem składać ofiary miłe Bogu.

Święty Ignacy w Ćwiczeniach duchownych proponuje rekolektantowi odmawianie na początku każdej medytacji lub kontemplacji tzw. modlitwy przygotowawczej. Mówi w niej o trzech etapach realizacji dobra: "Prosić Boga, Pana naszego, o łaskę, aby wszystkie moje zamiary, decyzje i czyny były skierowane w sposób czysty do chwały i służby Jego Boskiego Majestatu" (Ćwiczenia duchowne, nr 46). Każde dobro wymaga od nas wytrwałego pójścia drogą zamiaru, decyzji i czynu. To dopiero czyn stanowi o tym, czy dane dobro jest realne, czy też nosi znamiona jedynie dobrej woli.

Warto przywołać w tym miejscu popularne powiedzenie, że piekło jest wybrukowane dobrymi chęciami. Same dobre chęci, same pragnienia czy nawet decyzje są niewystarczające. Muszą prowadzić do konkretnego działania. Inaczej są subtelną formą zwodzenia siebie samego. Oszukiwania, że skoro o czymś dobrym myślę lub nawet coś dobrego w swoim życiu postanawiam, to przecież nie może być ze mną tak źle, jak mi na to wskazują inni.

Potrzeba nam postawy zdrowej podejrzliwości względem siebie. Święty Ignacy stosował ją wobec siebie do końca życia, praktykując dwa razy w ciągu dnia rachunek sumienia. Był świadom swoich słabości, które odwodziły go od niezłomnego angażowania się w dobro. W trzecim punkcie rachunku sumienia mówi, że należy żądać od duszy zdania sprawy z myśli, mowy i uczynków (por. Ćwiczenia duchowne, nr 43).

W ten sposób proponuje, abyśmy przyjrzeli się wnikliwie sobie, swojemu życiu. To nie jest prosta sprawa, gdyż konsekwencją grzechu pierworodnego jest nieustanna dążność w nas do oszukiwania samych siebie. Psychologia mówi o zakładaniu masek. W duchowości możemy mówić o budowaniu "fałszywego ja": tworzeniu na własny użytek fałszywego obrazu siebie, który jest nam potrzebny do tego, aby uniknąć bólu konfrontacji z sobą, odkrywania i porządkowania tego, co w nas nieuporządkowane i grzeszne, albo uciekania przed wysiłkiem będącym warunkiem dobrych czynów.

Dlatego Ignacy używa słowa "żądać". Ma osobiste doświadczenie mierzenia się z sobą, z tym wszystkim, co każdy z nas próbuje jakoś przed sobą ukryć. I nie jest to łatwe, ale konieczne do tego, abyśmy kroczyli nie własnymi ścieżkami, lecz wiernie wypełniali swoje powołanie. Sami z siebie nie możemy żądać od siebie zdania sprawy ze stanu swego życia. Jeśli udaje się nam to uczynić, to dzieje się tak, gdyż otwieramy się na działanie Ducha świętego, na działanie łaski Bożej.

Wracając do rachunku sumienia, św. Ignacy proponuje, abyśmy przeegzaminowali siebie właśnie w wymiarze stawania w prawdzie o sobie. Niech przemówią nasze czyny. To one świadczą o nas. Nie nasze wyobrażenia, nie nasze opinie o sobie, ale właśnie czyny. To w nich jest zawarta prawda o nas. Podjęcie rachunku sumienia i zbadanie myśli, słów i uczynków pozwala nam zobaczyć, jacy naprawdę jesteśmy. Pozwala nam dojrzeć, czy pomiędzy zamiarami, decyzjami a czynami istnieje spójność. Czy chociażby kończymy to, co wcześniej sobie postanowiliśmy, czy raczej następuje jakieś rozdarcie w naszym funkcjonowaniu, które sprawia, że nie osiągamy zamierzonego celu?

W tej sentencji św. Ignacy podaje najczęstszą przyczynę naszych niepowodzeń w realizacji dobra. Jest nią wymówka płynąca ze słabości ciała. To postawa uczniów w Ogrodzie Oliwnym, którzy nie umieli czuwać przy swoim Mistrzu wtedy, kiedy najbardziej ich potrzebował. Jezus czyni im słuszny wyrzut: "Tak, jednej godziny nie mogliście czuwać ze Mną? Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie; duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe" (Mt 26, 40-41).

Decyzja o podjęciu trudu bardzo często łączy się z naszą motywacją. Pamiętam rozmowę dwóch mężczyzn w pewnym ośrodku resocjalizacyjnym. Jeden z nich po wykonaniu ciężkiej pracy skarżył się swojemu koledze, że nie mógł go nigdzie znaleźć, gdy przyjechał samochód i trzeba było rozładować przywiezione meble. Gdy mężczyzna wysłuchał skargi swojego kolegi, odparł spokojnym tonem: "Gdyby w tych meblach były pieniądze, to na pewno byś nie szukał żadnej pomocy!". Tak, jesteśmy gotowi do nadzwyczajnych poświęceń i wysiłku, gdy wiemy, na jaką nagrodę możemy liczyć na końcu. Czyżbyśmy tak bardzo zakorzenili się w tym świecie, że zapominamy o życiu wiecznym i jego nagrodzie?

Dlaczego zostaliśmy obdarowani ciałem, które stawia opór naszym słusznym pragnieniom czynienia dobra? Dlaczego nasze ciało opiera się wysiłkowi i trudowi? Trudno odpowiedzieć na te pytania. Wygląda na to, że poprzez ciało i jego opór jesteśmy poddawani próbie: czy rzeczywiście to, do czego dążymy - obrane wcześniej dobro - jest dla nas ważne, czy też nie. Nasze życie zostało pomyślane jako zaproszenie do rozwoju. Trafnie ujmuje to abbé Pierre: "Życie jest odrobiną czasu, który został dany naszej wolności, byśmy się nauczyli kochać i przez to przygotowali na spotkanie z Wieczną Miłością".

Nie wiem, dlaczego dla urzeczywistnienia miłości w naszym życiu jest nam potrzebne nieustanne przełamywanie siebie, przezwyciężanie oporów płynących z naszego ciała i psychiki. Wiem jednak, że Bóg dał nam najwyższy dowód swojej miłości, właśnie ofiarując siebie samego, kładąc swoje ciało, swoją egzystencję, swój dobrobyt na szali ofiary za nas i umierając za nas na krzyżu.

Gdy doświadczam silnego cierpienia wynikającego ze zmagania się z samym sobą, wtedy jedynym dla mnie lekarstwem jest odwołanie się do Jezusa Chrystusa, który z miłości do mnie cierpiał o wiele większe męki fizyczne, psychiczne i duchowe. Uświadomienie sobie cierpienia, które przeżywał Jezus, staje się dla mnie jedynym źródłem mocy umożliwiającej przejście przez własne cierpienia, przekraczanie siebie pośród codziennego zmagania się ze słabością własnego ciała i psychiki.

Warto odwołać się także do doświadczenia ogromnej wewnętrznej radości, która budzi się w nas, gdy wierni sobie, swojemu sumieniu podejmujemy walkę o lepszy świat, nasze lepsze człowieczeństwo. Gdy nie poddajemy się siłom, które dążą w nas do zatrzymania naszego rozwoju. Każde przekroczenie siebie wcześniej czy później owocuje doświadczeniem ogromnej radości. Przeżywam je zawsze jako dotykanie tego, co w życiu najpiękniejsze.

I ta właśnie radość daje siłę do podejmowania kolejnych wysiłków. To duchowy paradoks: podjęty wysiłek nie prowadzi do wyczerpania, do zasłabnięcia, do ustania w drodze, ale daje siłę na kolejny etap tej drogi. Błogosławiony trud, który nie przekracza naszych sił i dodaje nam chęci do jeszcze pełniejszego życia. Błogosławiony ten, kto nie da się przestraszyć temu trudowi i podejmie go z ufnością!


Fragment książki:

MĄDROŚĆ ŻYCIA WEDŁUG ŚW. IGNACEGO LOYOLI

Dariusz Michalski

Życie często przypomina niekończący się maraton, albo niedający się uporządkować chaos. Zdarza się również, że popadamy w niezmienną rutynę. A może... nadszedł czas na zmianę?

O. Dariusz Michalski zaprasza do osobistej refleksji nad wybranymi sentencjami św. Ignacego z Loyoli. Zawarta w nich praktyczna mądrość może pomóc przyjrzeć się sobie i dokonać szczerej konfrontacji z prawdą. Oczywiście każdy z nas ma inny charakter, własną i niepowtarzalną drogę do Boga. Również na swój sposób rozumie i realizuje dobro.

Dlatego autor proponuje podjęcie modlitwy - dziesięciu medytacji biblijnych, aby mądrość Ignacego w pełni stała się naszą mądrością.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Pokusa oszukiwania samego siebie
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.