"Idziemy do konfesjonału, wyznajemy grzechy i słuchamy, jaka ma być pokuta. A ksiądz musi pamiętać, jaki jest sens pokuty sakramentalnej" - pisze abp Grzegorz Ryś.
W przypowieści o nielitościwym dłużniku Jezus mówi nam, że przebaczać powinniśmy zawsze i z serca. Dlaczego? Odpowiedź brzmi: bo i nam przebaczono. Każdy z nas jest tym pierwszym sługą, który klęka przed panem i mówi: "Okaż mi cierpliwość, a wszystko ci oddam". Sługa nie wierzył w to, co mówił - choćby na rzęsach stawał, nie oddałby tych dziesięciu tysięcy talentów, co było równowartością ok. 270 ton srebra lub złota. Nasz problem polega na tym, że nie wierzymy, iż jesteśmy tyle dłużni Panu Bogu. Jeśli ktoś nie wierzy, że jest tyle dłużny, to musi sobie zadać pytanie: na ile wycenia życie Jezusa Chrystusa? Bo ceną za nasz grzech jest… śmierć Jezusa.
Jeśli ktoś nie umie odpowiedzieć, na ile wycenia życie Jezusa, to może zadać sobie pytanie: ile kosztuje jego własne życie? Dopiero wtedy zrozumie, co to jest grzech. A nam się wydaje, że grzech to przekroczenie jakiegoś prawa lub przepisu. Nie bagatelizujmy grzechu, nie sprowadzajmy go do przekroczenia jakiejś normy. On dzieje się w naszych relacjach z Bogiem, grzech to zranienie drugiej osoby.
Jezus umarł za nasze grzechy - co więcej, On stał się moim grzechem. Pismo mówi, że karą za grzech jest śmierć (por. Rz 6,23), ale nie ja umieram, tylko Jezus bierze moją śmierć na siebie. Jestem Mu winien 270 ton złota lub srebra, a cała rzecz polega na tym, że ja nie mogę zapłacić za mój grzech - ale On może. Jest taki piękny tekst papieża Jana Pawła II w adhortacji "Reconciliatio et paenitentia", który tłumaczy, czemu służy nasza pokuta za grzechy. Idziemy do konfesjonału, wyznajemy grzechy i słuchamy, jaka ma być pokuta. A mądry ksiądz musi pamiętać, jaki jest sens pokuty sakramentalnej, więc nie może zadać takiej, żeby człowiek pomyślał, iż tym, co robi, płaci za grzechy. Nasza pokuta nie ma charakteru zapłaty za grzechy, to Chrystus zapłacił za mój grzech. Ja nie jestem w stanie. Ale gdy otrzymałem rozgrzeszenie, przyjąłem przebaczenie, mam teraz szansę wykonać pierwszy krok w dobrym kierunku. Pokuta to mój pierwszy dobry czyn, którym pokazuję Bogu, że zmieniłem kierunek w życiu. Przedtem idiotycznie szedłem w złą stronę, ale teraz zatrzymałem się i idę w przeciwną - w stronę Boga. I robię ten pierwszy krok. Tym właśnie jest pokuta i dlatego wcale nie musi być ciężka, ale musi być prawdziwa. Ona pokazuje Bogu, że rzeczywiście dokonuje się we mnie zmiana.
W starożytnym kościele pokuta była traktowana jak lekarstwo i była dostosowana do sytuacji penitenta.
Nagrzeszyłeś gadulstwem? Weź sobie za pokutę milczenie. Nagrzeszyłeś tym, że urządziłeś komuś ciche dni? Weź sobie za pokutę to, że się wreszcie do niego odezwiesz. A my byśmy woleli, żeby ksiądz nam kazał odmówić cztery razy Chwała Ojcu…
Pokuta nie musi być za każdym razem modlitwą. Powinna natomiast być czynem pokazującym, że mocą rozgrzeszenia, mocą miłości, której przed chwilą doświadczyłem, zaczynam iść w drugim kierunku. Dlatego pokuta nie jest płaceniem za grzechy, bo nie mamy czym zapłacić.
Gdy w przypowieści Pan darował swojemu słudze ogromny dług, sługa wyszedł sprzed oblicza Pana. Ale potem spotkał współsługę, który był mu winien sto denarów (mniej więcej trzymiesięczną pensję). To jest już wyobrażalny dług, więc mógłby go darować. Ale on nie chce. Co to oznacza? Jeśli odmawia wybaczenia, to jednocześnie pokazuje, że nie jest w stanie przyjąć tego, co Pan mu dał. Pan mu wybaczył niewyobrażalny dług, pan mu darował - ale po nim to spłynęło jak woda po kaczce. W ogóle nie dotarło do jego wnętrza! Sługa ma tylko poczucie: "Jestem bezpieczny. Skreślili mi dług, już nic mi się nie stanie". Ale jego samego to nie zmieniło, łaska nie dotarła do środka. Jak ją zablokował? Odmową wybaczenia.
Co z tego, że Bóg ci wszystko wybaczy? Co z tego, że zalewa cię strumieniami łaski, jeśli jesteś jak szklanka przykryta celofanem? Nie wleje się ta łaska w ciebie, boś się zablokował.
Jest taki tekst w Katechizmie, który Jan Paweł II podpisał dla całego Kościoła: człowiek powinien bardzo czuwać nad sobą, żeby nie pozwolić sobie na grzech nienawiści, czyli odmowy przebaczenia w stosunku do kogokolwiek. Bo jeśli człowiek sobie na to pozwoli, to przetrąci w sobie miłość, czyli możliwość kochania kogokolwiek. To jest bardzo mocny tekst! Pamiętam, jak czytaliśmy go w grupie studentów i niektórzy zaczęli protestować, że to niemożliwe. Zacząłem się więc zastanawiać, skąd tak ostry tekst w Katechizmie. A on wynika z tego, że miłość i nienawiść to postawy angażujące człowieka całego. Nie kochasz połową siebie, ale gdy kochasz, to już na zabój. I ćwiartką siebie też nie nienawidzisz, ale na przepadłe. A Katechizm używa właśnie takiego obrazu: jedna nienawiść, jedna odmowa przebaczenia w naszym życiu tak zatwardza nasze serce, że żadna miłość nie jest w stanie przedrzeć się przez tę skorupę.
W świetle przypowieści o nielitościwym dłużniku, nawet Pan z tym niebywałym przebaczeniem nie był w stanie przedrzeć się do swego sługi, ponieważ była w nim odmowa przebaczenia w stosunku do współbrata z powodu stu denarów. A przecież sługa mógł mu dług rozpisać na raty, skoro tamten człowiek prosił go dokładnie tym samym tekstem, jakim on przed chwilą błagał swego pana: "Miej cierpliwość, oddam tobie".
Namawiam na poważną lekturę tego tekstu z Ewangelii Mateusza 18,23-35…
Skomentuj artykuł