Być może rzecz ma się tak, jak w starych dowcipach o różnego rodzaju "szczytach": cynizmu, bezczelności, głupoty, naiwności... Bliźni ciągle będą nas zaskakiwali tym, że można "wznieść się" jeszcze wyżej i pobić poprzedni "rekord". Cynizm mógłby stanowić nawet osobną kategorię w Księdze rekordów Guinnessa. Skrupulanctwo może by się obroniło. Jakoś nie słyszy się żartów na temat "szczytów skrupulanctwa". Chociaż jest to swoiste kuriozum, ponieważ to właśnie skrupulanci mają wrodzoną zdolność do prześcigania się w tworzeniu nowych odmian własnej dolegliwości, co przy ich całkowitym braku poczucia humoru tylko potęguje komizm. Mimo to wokół skrupulantów panowała i panuje śmiertelna cisza. Może powiązanie skrupułów z sacrum tworzy ten swoisty bufor bezpieczeństwa, którego nawet najwięksi cynicy nie śmią tknąć? A może przyczyna tkwi w braku wiedzy o tajemniczym świecie skrupulantów, którzy - niczym czarne dziury w kosmosie - nie wysyłają sygnałów na zewnątrz?
Czym się różni skrupulant od cynika? Wszystkim! Są niczym Paweł i Gaweł z wierszyka Aleksandra Fredry. Jeden "spokojny, nie wadzi nikomu", drugi "najdziksze wymyśla swawole". O ile obok pierwszego przejdziecie niepostrzeżenie, o tyle drugi ani na chwilę nie zostawi was w spokoju. Wręcz przeciwnie, od razu weźmie na muszkę i celnie ugodzi kąśliwą uwagą, złośliwym komentarzem lub przynajmniej szyderczym uśmieszkiem. Stopień waszej zażyłości z nim nie gra roli: cynik jest zawsze zwarty i gotowy do zaczepki. Niczym Fredrowski Gaweł "Ciągle poluje po swoim pokoju: to pies, to zając - między stoły, stołki. Goni, ucieka, wywraca koziołki; strzela i trąbi, i krzyczy do znoju". I co z tego, że nie macie ochoty na jego gry i zabawy. Oburzeni, zniesmaczeni, dotknięci do żywego... zawsze usłyszycie tę samą bezczelną odpowiedź: "Wolnoć, Tomku, w swoim domku!". Niczym nie można go pokonać, nawet równie złośliwym cynizmem, jak ten Pawłowy z przytoczonej historyjki.
Odpłacanie pięknym za nadobne nie jest żadnym rozwiązaniem. Nieuchronnie prowadzi do eskalacji konfliktu, wyścigu zbrojeń i totalnej wojny wszystkich ze wszystkimi. "Jak ty komu, tak on tobie" czy też bardziej biblijnie oko za oko, ząb za ząb (Wj 21, 24) - nie jest więc dobrym morałem dla tej bajki. Czas rozglądnąć się za czymś nowym.
Trudno powiedzieć, co jest gorsze: cynizm czy skrupuły. Z pewnością ten pierwszy bardziej rzuca się w oczy, ale skrupuły znacznie mocniej pustoszą wnętrze człowieka. Oto kilka przykładów. Gaweł - trzymajmy się wyjściowej konwencji - zraził się do Kościoła jeszcze na studiach. Już nie wierzy ani w rozumne, ani w pobożne deklaracje z ambony, których przecież jeszcze nie tak dawno chętnie słuchał. Jest przekonany o podwójnych standardach, jakimi kierują się księża: z jednej strony surowe nagany dla prostaczków, a z drugiej przymykanie oczu na nadużycia własne i "kolegów po fachu". Ostatnie skandale pedofilskie w Kościele zachodnim nie były dla niego zaskoczeniem, tylko dodatkowym potwierdzeniem. Teraz czeka, aż oczyszczające tsunami dotrze do Polski. Jest inteligentny, oczytany i nie boi się wyrażać swoich opinii jasno i wyraźnie. Przykro go słuchać, ale trudno też nie przyznać częściowo racji. Kłopot w tym, że Gaweł nie widzi już nic innego oprócz tego, co nie tak w Kościele i w świecie. Nie wiedzieć kiedy stał się cynikiem...
Jego dawny znajomy z duszpasterstwa - nazwijmy go Paweł - jest zupełnym przeciwieństwem: nie wybrzydza, nie krytykuje, nie kontestuje autorytetów, regularnie chodzi do Kościoła. Jedyną oznaką, że i jego coś od środka podgryza, są częste spowiedzi. Nazbyt częste. On też zmaga się z ideałem, który zaszczepiono mu jeszcze w młodości, ale zmaga się niczym ryba wplątana w sieć - im bardziej się miota, tym bardziej się wikła. Stał się skrupulantem... Oj ego wewnętrznym dramacie wie tylko dwóch spowiedników, ale są już zmęczeni i bezsilni wobec jego trudności. Jeden sugerował egzorcyzmy, drugi psychoterapię. Paweł nie decyduje się jednak ani na jedno, ani na drugie. Tkwi w zawieszeniu między tą kościelną Scyllą rygoryzmu a Charybdą laksyzmu.
Być może rozwiązaniem byłoby przyjacielskie spotkanie po latach, jakieś "nocne Polaków rozmowy", w których Gaweł zaraziłby Pawła nieco swoim cynizmem, a Paweł u Gawła wzbudził kilka skrupułów? Jednak to zbyt piękne, by mogło być prawdziwe. Poza tym dotyczyłoby tylko czystej zewnętrzności, podczas gdy obie omawiane tu dolegliwości są bardzo różnymi symptomami dość podobnej choroby - choroby duszy. Obaj panowie przecież zmagają się z tym samym, niemożliwym po ludzku ideałem. Pierwszy biczuje nim wszystkich naokoło, drugi tylko siebie, ale obaj są równie zawzięci i bezlitośni. I nie warto spierać się, co bardziej boli: sadyzm pierwszego czy masochizm drugiego.
Aby pojąć mechanizm narodzin tej choroby duszy, trzeba sięgnąć w głąb ludzkiego ducha, tam, gdzie obcuje on z absolutną prawdą, pięknem i dobrem. Cynizm rodzi się z rozczarowania, z bolesnego rozdźwięku między wzniosłym ideałem a przyziemną rzeczywistością. Czyż pierwszym cynikiem nie był Diogenes, którego z historii filozofii zapamiętaliśmy jak z zapaloną lampą w środku dnia biega po zatłoczonym rynku i... szuka człowieka? I choć współczesne formy cynizmu odeszły już zupełnie od jego szlachetnych prowokacji i paradoksalnych dróg poszukiwania prawdy, to jednak mają podobne źródło: biorą się z rozczarowania. Współczesny cynik nie zaprząta sobie głowy absolutną prawdą czy pięknem, ale bardzo przyziemnymi ich wcieleniami. Cierpi na przykład z tego powodu, że mimo ogromnych wysiłków nie udało mu się osiągnąć upragnionego celu i ominął go awans w pracy albo rzuciła ukochana osoba. Tak, najbardziej wyrafinowany cynizm zaczyna się od bardzo prozaicznych porażek, a demonstracyjne obrażanie całego świata od infantylnego obrażenia się na cały świat. I choć obserwacja ta nie jest szczytem psychologicznej przenikliwości, to ma jedną prostą zaletę: pozwala dostrzec w najbardziej cynicznej postaci skrzywdzone i zagubione dziecko - czytaj: człowieczeństwo.
Ze skrupulantem rzecz ma się inaczej. U niego rozczarowanie dotyka nie tyle wymarzonego ideału, co jego własnej osoby i wyobrażenia o sobie. Ostrze krytyki wymierzone jest nie na zewnątrz, lecz do środka. "Jeszcze nie dość się starałeś!" - staje się przykazaniem głównym, a poczucie winy i narastający lęk motorem napędzającym kolejne trybiki skomplikowanej maszynerii, która ma podnieść własną postać na wysokość wymarzonego piedestału. Maszyneria ta jest jednak tak złożona, a jej obsługa tak czasochłonna, że dosłownie wciąga delikwenta między trybiki i ostatecznie traci on z oczu otaczającą rzeczywistość. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego - ilu to ludzi żyje w zamkniętym i hermetycznym świecie... - gdyby nie autodestrukcyjny charakter takiego życia, który zwykle za późno daje się odczuć najbliższemu otoczeniu.
Podajmy banalny przykład. Bywa, że człowiek uwikłany w skrupuły o charakterze religijnym sprowadza modlitwę do kilku formuł, które musi codziennie odmówić w niezmiennej kolejności i z należytą pieczołowitością. Każde słowo trzeba wypowiedzieć z pełnym przekonaniem i świadomością, wyraźnie i dobitnie. Dlatego rano, przed wyjściem do pracy, potrafi przez ponad godzinę odmawiać na klęczkach modlitwę... Ojcze nasz. Dlaczego tylko tyle i tak długo? Z błahego powodu: ile razy się zająknie, pomyli lub rozproszy, tyle razy wraca do początku formuły i odmawia jeszcze raz i jeszcze raz, i jeszcze raz... I nie kończy, dopóki rozpoczętego dzieła nie doprowadzi do końca. Patrząc z boku: czyste szaleństwo. Patrząc od środka: dowód wierności i posłuszeństwa Bogu. Która perspektywa jest słuszna? Obie i obydwie warto mieć przed oczyma, by ocalić to, co - przy całej dziwaczności i zaplątaniu - jest przejawem ludzkiej godności: pragnienie niemożliwego.
W naszej próbie przezwyciężenia cynizmu czy skrupulanctwa istotne jest to wyczulenie na przejawy człowieczeństwa. Często jest ono zagubione, okaleczone, ograniczone, ale zawsze obecne i zawsze pozostaje punktem wyjścia z pułapki. I tylko nawiązując z nim ponownie kontakt - doceniając je, rozpalając na nowo, podkreślając możliwość dalszego rozwoju -można wyprowadzić cynika lub skrupulanta ze ślepego zaułka.
Duch ludzki dysponuje dwiema władzami, które zdecydowanie wyróżniają go w świecie istot żywych. Chodzi o zdolność poznania i wolną wolę. I choć dysponuje nimi w sposób ograniczony i niedoskonały, to otwierają go na horyzont, który nie zna granic. Co więcej, obie te zdolności są ze sobą ściśle powiązane, co zwięźle wyraża formuła: poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli (J 8, 32). Ponieważ omawiane tu patologie stanowią swoistą aberrację tych właściwości ludzkiego ducha, dlatego drogi wyjścia prowadzą poprzez odkrycie na nowo subtelnego związku prawdy i wolności. W skrócie chodzi o to, by skrupulant ponownie odkrył wolność, którą zaprzepaścił, zaprzedawszy się w niewolę jakiejś jednej, odosobnionej doskonałości. Cynik zaś musi odkryć całą prawdę, rezygnując przy tym ze swej pseudowolności. Prawda i wolność są niczym skrzydła ludzkiego ducha: by przy ich pomocy mógł się wznieść, potrzebuje równowagi, zachowania proporcji i koordynacji ruchów. A to nie jest takie łatwe.
Trudność tę, choć w nieco innym kontekście - zmysły versus rozum -dobrze wyraził jezuicki teolog Henry de Lubac: "My zawsze marzymy o niemożliwym: chcemy prawdy, która nie byłaby abstrakcyjna, i rzeczywistości, która nie byłaby empiryczna; [...] pragniemy idealnego zaspokojenia, które byłoby także rzeczywistym posiadaniem". Problem w tym, że zwykle oscylujemy między tymi skrajnościami i nigdy nie osiągamy upragnionej jedności. To, co osiągamy w naszym dochodzeniu do prawdy, jest naznaczone dwuznacznością, zawsze jest też tylko częściowe i ulotne. Patrząc pozytywnie, osiągnięty przez nas punkt jest zwykle początkiem nowego poszukiwania, patrząc negatywnie - kolejnym rozczarowaniem. Czy to znaczy, że gonimy za jakąś chimerą? - zastanawia się dalej de Lubac - i odpowiada od razu przecząco, tłumacząc, że tylko Bóg jest zdolny do tej upragnionej przez nas syntezy. W naszym dążeniu do pełni prawdy i wolności poszukujemy więc samego Boga, Jego punktu widzenia, a to jest nam dostępne już teraz poprzez. wiarę.
Zostawmy jednak na chwilę te teoretyczne dywagacje i wróćmy do naszych dwóch bohaterów - Pawła i Gawła - by wskazać jakieś drogi wyjścia z ich pułapek. Drogą wyjścia z cynizmu Gawła mogłoby być... cierpienie, dla Pawła zaś furtką zwięzienia skrupułów... poczucie humoru. Oczywiście to tylko propozycje teoretyczne, ale już kiedyś przez kogoś w analogicznych okolicznościach wypraktykowane. Cynizm kogoś podobnego do Gawła nie wytrzymał na przykład próby cierpienia, jaką stała się niespodziewana choroba bliskiej osoby. "Z rakiem trudno dyskutować!" -stwierdził ten ktoś gorzko, ale z upływem czasu odkrył, że to bolesne doświadczenie odsłoniło przed nim prosty fakt, iż istnienie polega nie tylko na dyskutowaniu, ale także na zwyczajnym byciu z innymi, współodczu-waniu i współcierpieniu, ciepłym uścisku dłoni osoby, w której gaśnie życie, i bliskości, której wcześniej nie był w stanie wykrzesać z siebie. Dziś ze znacznie większą pokorą patrzy na otaczającą rzeczywistość: widzi równie ostro jak wcześniej, ale nie dokłada swoich cynicznych trzech groszy wspólnego nieszczęścia. Przeciwnie, wielkodusznie próbuje pomagać, zarażać nadzieją i cierpliwie podnosić na duchu.
Podobnie było z kobietą, o trudnościach zbliżonych do tych Pawłowych, która dała się namówić na terapię i dziś nie zamęcza już spowiedników swoimi lamentacyjnymi litaniami. Nauczyła się interpretować własne "znaki czasu" i gdy rejestruje nawrót niepokojących symptomów, wie, gdzie zastukać po pomoc i co wziąć na uspokojenie. Może nie pokonała lęku do końca, ale "nauczyła się żyć z tygrysem w jednym domu", jak to żartobliwie określiła po przeczytaniu jakiegoś opowiadania, zdaje się autorstwa Edgara Allana Poe. Ba, teraz ma więcej wolnego czasu i pokoju ducha, więc przeznacza go na lekturę i to niekoniecznie związaną z duchowością.
Komuś krytycznemu - by nie rzec złośliwie cynicznemu - takie rozwiązania mogą wydać się zbyt piękne lub wręcz bajkowe, ale tym lepiej. W gruncie rzeczy chodzi o doświadczenie, którego bajkowe happy endy są tylko bladym prześwitem. Chodzi o nawrócenie. Są różne nawrócenia. Bernard Lonergan SJ wylicza w rytmie swoistego crescendo aż trzy rodzaje: nawrócenie intelektualne, moralne i religijne. W każdym z nich chodzi jednak o podobny ruch ludzkiego ducha, który zdolny jest wznieść się ponad dotychczasowy horyzont i, nie tracąc go z oczu, zobaczyć go z zupełnie nowej, odkrywczej perspektywy. Z tej perspektywy nawet niepasujące puzzle dotychczasowej układanki zaczynają pasować, a te, które pasowały idealnie, zaczynają z kolei odstawać. Bo - jak już powiedziano - ta przygoda ludzkiego ducha ciągle się rozwija i nigdy nie kończy. Takim spojrzeniem objął świat główny bohater powieści Georgesa Bernanosa Pamiętnik wiejskiego proboszcza, który na łożu śmierci wypowiedział to frapujące zdanie: "Wszystko jest łaską!".
Uważny czytelnik już dawno dostrzegł, że w naszej próbie przezwyciężenia cynizmu i skrupułów nie proponujemy niczego nadzwyczajnego, ale odwołujemy się do natury człowieka. Bo z natury jesteśmy wezwani do przekraczania siebie. Próbowaliśmy już to wyrazić metaforą skrzydeł -prawdy i wolności. To dobra metafora. Wiadomo, że nie każdy z nas będzie orłem, ale - powtórzymy to jeszcze raz - każdy ma w sobie moc wzniesienia się ponad własną przyziemność i ograniczenia. Tym bardziej że nie tylko orły, ale każde stworzenie zdolne do latania nie przestaje nas zadziwiać tą prostą umiejętnością. Ot, choćby pospolity trzmiel do dziś pozostaje zagadką dla uczonych, bo przy swej masie ciała i rozpiętości skrzydełek po prostu według praw fizyki latać nie powinien. A przecież robi to. Podobnie rzecz ma się z każdym, nawet najlichszym - po ludzku sądząc rzecz jasna - człowiekiem. Nawet staczając się na dno i zaprzepaszczając wszystkie szanse na rozwój, nie przestaje być człowiekiem i w ostatnim momencie może zadziwić świat. Zawsze jest nadzieja.
Stanisław Morgalla SJ (ur. 1967), psycholog, kierownik duchowy, wykładowca Papieskiego Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie. Ostatnio opublikował: Dojrzałość osobowościowa i religijna; Miłość do kwadratu. Poradnik dla nieprzystosowanych; Duchowość daru z siebie.
Skomentuj artykuł