Ponad skrupułami i cynizmem

(fot. HAMED MASOUMI/flickr.com)
Stanisław Morgalla SJ

Być może rzecz ma się tak, jak w starych dowcipach o różnego rodzaju "szczytach": cyni­zmu, bezczelności, głupoty, naiwności... Bliźni ciągle będą nas zaskakiwa­li tym, że można "wznieść się" jeszcze wyżej i pobić poprzedni "rekord". Cynizm mógłby stanowić nawet osobną kategorię w Księdze rekordów Guinnessa. Skrupulanctwo może by się obroniło. Jakoś nie słyszy się żar­tów na temat "szczytów skrupulanctwa". Chociaż jest to swoiste kurio­zum, ponieważ to właśnie skrupulanci mają wrodzoną zdolność do prze­ścigania się w tworzeniu nowych odmian własnej dolegliwości, co przy ich całkowitym braku poczucia humoru tylko potęguje komizm. Mimo to wokół skrupulantów panowała i panuje śmiertelna cisza. Może powiąza­nie skrupułów z sacrum tworzy ten swoisty bufor bezpieczeństwa, którego nawet najwięksi cynicy nie śmią tknąć? A może przyczyna tkwi w braku wiedzy o tajemniczym świecie skrupulantów, którzy - niczym czarne dziury w kosmosie - nie wysyłają sygnałów na zewnątrz?

Czym się różni skrupulant od cynika? Wszystkim! Są niczym Paweł i Gaweł z wierszyka Aleksandra Fredry. Jeden "spokojny, nie wadzi nikomu", drugi "najdziksze wymyśla swawole". O ile obok pierwszego przej­dziecie niepostrzeżenie, o tyle drugi ani na chwilę nie zostawi was w spo­koju. Wręcz przeciwnie, od razu weźmie na muszkę i celnie ugodzi kąśli­wą uwagą, złośliwym komentarzem lub przynajmniej szyderczym uśmiesz­kiem. Stopień waszej zażyłości z nim nie gra roli: cynik jest zawsze zwarty i gotowy do zaczepki. Niczym Fredrowski Gaweł "Ciągle poluje po swoim pokoju: to pies, to zając - między stoły, stołki. Goni, ucieka, wywraca ko­ziołki; strzela i trąbi, i krzyczy do znoju". I co z tego, że nie macie ochoty na jego gry i zabawy. Oburzeni, zniesmaczeni, dotknięci do żywego... za­wsze usłyszycie tę samą bezczelną odpowiedź: "Wolnoć, Tomku, w swoim domku!". Niczym nie można go pokonać, nawet równie złośliwym cyni­zmem, jak ten Pawłowy z przytoczonej historyjki.

Odpłacanie pięknym za nadobne nie jest żadnym rozwiązaniem. Nie­uchronnie prowadzi do eskalacji konfliktu, wyścigu zbrojeń i totalnej woj­ny wszystkich ze wszystkimi. "Jak ty komu, tak on tobie" czy też bardziej biblijnie oko za oko, ząb za ząb (Wj 21, 24) - nie jest więc dobrym mora­łem dla tej bajki. Czas rozglądnąć się za czymś nowym.

Trudno powiedzieć, co jest gorsze: cynizm czy skrupuły. Z pewnością ten pierwszy bardziej rzuca się w oczy, ale skrupuły znacznie mocniej pu­stoszą wnętrze człowieka. Oto kilka przykładów. Gaweł - trzymajmy się wyjściowej konwencji - zraził się do Kościoła jeszcze na studiach. Już nie wierzy ani w rozumne, ani w pobożne deklaracje z ambony, których prze­cież jeszcze nie tak dawno chętnie słuchał. Jest przekonany o podwójnych standardach, jakimi kierują się księża: z jednej strony surowe nagany dla prostaczków, a z drugiej przymykanie oczu na nadużycia własne i "kole­gów po fachu". Ostatnie skandale pedofilskie w Kościele zachodnim nie były dla niego zaskoczeniem, tylko dodatkowym potwierdzeniem. Teraz czeka, aż oczyszczające tsunami dotrze do Polski. Jest inteligentny, oczy­tany i nie boi się wyrażać swoich opinii jasno i wyraźnie. Przykro go słu­chać, ale trudno też nie przyznać częściowo racji. Kłopot w tym, że Gaweł nie widzi już nic innego oprócz tego, co nie tak w Kościele i w świecie. Nie wiedzieć kiedy stał się cynikiem...

Jego dawny znajomy z duszpasterstwa - nazwijmy go Paweł - jest zu­pełnym przeciwieństwem: nie wybrzydza, nie krytykuje, nie kontestuje autorytetów, regularnie chodzi do Kościoła. Jedyną oznaką, że i jego coś od środka podgryza, są częste spowiedzi. Nazbyt częste. On też zmaga się z ideałem, który zaszczepiono mu jeszcze w młodości, ale zmaga się ni­czym ryba wplątana w sieć - im bardziej się miota, tym bardziej się wikła. Stał się skrupulantem... Oj ego wewnętrznym dramacie wie tylko dwóch spowiedników, ale są już zmęczeni i bezsilni wobec jego trudności. Jeden sugerował egzorcyzmy, drugi psychoterapię. Paweł nie decyduje się jed­nak ani na jedno, ani na drugie. Tkwi w zawieszeniu między tą kościelną Scyllą rygoryzmu a Charybdą laksyzmu.

Być może rozwiązaniem byłoby przyjacielskie spotkanie po latach, ja­kieś "nocne Polaków rozmowy", w których Gaweł zaraziłby Pawła nieco swoim cynizmem, a Paweł u Gawła wzbudził kilka skrupułów? Jednak to zbyt piękne, by mogło być prawdziwe. Poza tym dotyczyłoby tylko czystej zewnętrzności, podczas gdy obie omawiane tu dolegliwości są bardzo róż­nymi symptomami dość podobnej choroby - choroby duszy. Obaj panowie przecież zmagają się z tym samym, niemożliwym po ludzku ideałem. Pierwszy biczuje nim wszystkich naokoło, drugi tylko siebie, ale obaj są równie zawzięci i bezlitośni. I nie warto spierać się, co bardziej boli: sadyzm pierw­szego czy masochizm drugiego.

Aby pojąć mechanizm narodzin tej choroby duszy, trzeba sięgnąć w głąb ludzkiego ducha, tam, gdzie obcuje on z absolutną prawdą, pięknem i do­brem. Cynizm rodzi się z rozczarowania, z bolesnego rozdźwięku między wzniosłym ideałem a przyziemną rzeczywistością. Czyż pierwszym cynikiem nie był Diogenes, którego z historii filozofii zapamiętaliśmy jak z za­paloną lampą w środku dnia biega po zatłoczonym rynku i... szuka czło­wieka? I choć współczesne formy cynizmu odeszły już zupełnie od jego szlachetnych prowokacji i paradoksalnych dróg poszukiwania prawdy, to jednak mają podobne źródło: biorą się z rozczarowania. Współczesny cy­nik nie zaprząta sobie głowy absolutną prawdą czy pięknem, ale bardzo przyziemnymi ich wcieleniami. Cierpi na przykład z tego powodu, że mimo ogromnych wysiłków nie udało mu się osiągnąć upragnionego celu i omi­nął go awans w pracy albo rzuciła ukochana osoba. Tak, najbardziej wyra­finowany cynizm zaczyna się od bardzo prozaicznych porażek, a demon­stracyjne obrażanie całego świata od infantylnego obrażenia się na cały świat. I choć obserwacja ta nie jest szczytem psychologicznej przenikliwości, to ma jedną prostą zaletę: pozwala dostrzec w najbardziej cynicznej postaci skrzywdzone i zagubione dziecko - czytaj: człowieczeństwo.

Ze skrupulantem rzecz ma się inaczej. U niego rozczarowanie dotyka nie tyle wymarzonego ideału, co jego własnej osoby i wyobrażenia o so­bie. Ostrze krytyki wymierzone jest nie na zewnątrz, lecz do środka. "Jesz­cze nie dość się starałeś!" - staje się przykazaniem głównym, a poczucie winy i narastający lęk motorem napędzającym kolejne trybiki skompliko­wanej maszynerii, która ma podnieść własną postać na wysokość wyma­rzonego piedestału. Maszyneria ta jest jednak tak złożona, a jej obsługa tak czasochłonna, że dosłownie wciąga delikwenta między trybiki i osta­tecznie traci on z oczu otaczającą rzeczywistość. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego - ilu to ludzi żyje w zamkniętym i hermetycznym świe­cie... - gdyby nie autodestrukcyjny charakter takiego życia, który zwykle za późno daje się odczuć najbliższemu otoczeniu.

Podajmy banalny przykład. Bywa, że człowiek uwikłany w skrupuły o cha­rakterze religijnym sprowadza modlitwę do kilku formuł, które musi codzien­nie odmówić w niezmiennej kolejności i z należytą pieczołowitością. Każde słowo trzeba wypowiedzieć z pełnym przekonaniem i świadomością, wy­raźnie i dobitnie. Dlatego rano, przed wyjściem do pracy, potrafi przez po­nad godzinę odmawiać na klęczkach modlitwę... Ojcze nasz. Dlaczego tyl­ko tyle i tak długo? Z błahego powodu: ile razy się zająknie, pomyli lub roz­proszy, tyle razy wraca do początku formuły i odmawia jeszcze raz i jeszcze raz, i jeszcze raz... I nie kończy, dopóki rozpoczętego dzieła nie doprowadzi do końca. Patrząc z boku: czyste szaleństwo. Patrząc od środka: dowód wier­ności i posłuszeństwa Bogu. Która perspektywa jest słuszna? Obie i oby­dwie warto mieć przed oczyma, by ocalić to, co - przy całej dziwaczności i zaplątaniu - jest przejawem ludzkiej godności: pragnienie niemożliwego.

W naszej próbie przezwyciężenia cynizmu czy skrupulanctwa istotne jest to wyczulenie na przejawy człowieczeństwa. Często jest ono zagubio­ne, okaleczone, ograniczone, ale zawsze obecne i zawsze pozostaje punk­tem wyjścia z pułapki. I tylko nawiązując z nim ponownie kontakt - doce­niając je, rozpalając na nowo, podkreślając możliwość dalszego rozwoju -można wyprowadzić cynika lub skrupulanta ze ślepego zaułka.

Duch ludzki dysponuje dwiema władzami, które zdecydowanie wyróż­niają go w świecie istot żywych. Chodzi o zdolność poznania i wolną wolę. I choć dysponuje nimi w sposób ograniczony i niedoskonały, to otwierają go na horyzont, który nie zna granic. Co więcej, obie te zdolności są ze sobą ściśle powiązane, co zwięźle wyraża formuła: poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli (J 8, 32). Ponieważ omawiane tu patologie stano­wią swoistą aberrację tych właściwości ludzkiego ducha, dlatego drogi wyjścia prowadzą poprzez odkrycie na nowo subtelnego związku prawdy i wolności. W skrócie chodzi o to, by skrupulant ponownie odkrył wol­ność, którą zaprzepaścił, zaprzedawszy się w niewolę jakiejś jednej, od­osobnionej doskonałości. Cynik zaś musi odkryć całą prawdę, rezygnując przy tym ze swej pseudowolności. Prawda i wolność są niczym skrzydła ludzkiego ducha: by przy ich pomocy mógł się wznieść, potrzebuje równo­wagi, zachowania proporcji i koordynacji ruchów. A to nie jest takie łatwe.

Trudność tę, choć w nieco innym kontekście - zmysły versus rozum -dobrze wyraził jezuicki teolog Henry de Lubac: "My zawsze marzymy o nie­możliwym: chcemy prawdy, która nie byłaby abstrakcyjna, i rzeczywisto­ści, która nie byłaby empiryczna; [...] pragniemy idealnego zaspokojenia, które byłoby także rzeczywistym posiadaniem". Problem w tym, że zwy­kle oscylujemy między tymi skrajnościami i nigdy nie osiągamy upragnio­nej jedności. To, co osiągamy w naszym dochodzeniu do prawdy, jest na­znaczone dwuznacznością, zawsze jest też tylko częściowe i ulotne. Pa­trząc pozytywnie, osiągnięty przez nas punkt jest zwykle początkiem nowego poszukiwania, patrząc negatywnie - kolejnym rozczarowaniem. Czy to znaczy, że gonimy za jakąś chimerą? - zastanawia się dalej de Lu­bac - i odpowiada od razu przecząco, tłumacząc, że tylko Bóg jest zdolny do tej upragnionej przez nas syntezy. W naszym dążeniu do pełni prawdy i wolności poszukujemy więc samego Boga, Jego punktu widzenia, a to jest nam dostępne już teraz poprzez. wiarę.

Zostawmy jednak na chwilę te teoretyczne dywagacje i wróćmy do na­szych dwóch bohaterów - Pawła i Gawła - by wskazać jakieś drogi wyj­ścia z ich pułapek. Drogą wyjścia z cynizmu Gawła mogłoby być... cier­pienie, dla Pawła zaś furtką zwięzienia skrupułów... poczucie humoru. Oczywiście to tylko propozycje teoretyczne, ale już kiedyś przez kogoś w analogicznych okolicznościach wypraktykowane. Cynizm kogoś podob­nego do Gawła nie wytrzymał na przykład próby cierpienia, jaką stała się niespodziewana choroba bliskiej osoby. "Z rakiem trudno dyskutować!" -stwierdził ten ktoś gorzko, ale z upływem czasu odkrył, że to bolesne do­świadczenie odsłoniło przed nim prosty fakt, iż istnienie polega nie tylko na dyskutowaniu, ale także na zwyczajnym byciu z innymi, współodczu-waniu i współcierpieniu, ciepłym uścisku dłoni osoby, w której gaśnie ży­cie, i bliskości, której wcześniej nie był w stanie wykrzesać z siebie. Dziś ze znacznie większą pokorą patrzy na otaczającą rzeczywistość: widzi rów­nie ostro jak wcześniej, ale nie dokłada swoich cynicznych trzech groszy wspólnego nieszczęścia. Przeciwnie, wielkodusznie próbuje pomagać, za­rażać nadzieją i cierpliwie podnosić na duchu.

Podobnie było z kobietą, o trudnościach zbliżonych do tych Pawłowych, która dała się namówić na terapię i dziś nie zamęcza już spowiedników swoimi lamentacyjnymi litaniami. Nauczyła się interpretować własne "znaki czasu" i gdy rejestruje nawrót niepokojących symptomów, wie, gdzie za­stukać po pomoc i co wziąć na uspokojenie. Może nie pokonała lęku do końca, ale "nauczyła się żyć z tygrysem w jednym domu", jak to żartobli­wie określiła po przeczytaniu jakiegoś opowiadania, zdaje się autorstwa Edgara Allana Poe. Ba, teraz ma więcej wolnego czasu i pokoju ducha, więc przeznacza go na lekturę i to niekoniecznie związaną z duchowością.

Komuś krytycznemu - by nie rzec złośliwie cynicznemu - takie roz­wiązania mogą wydać się zbyt piękne lub wręcz bajkowe, ale tym lepiej. W gruncie rzeczy chodzi o doświadczenie, którego bajkowe happy endy są tylko bladym prześwitem. Chodzi o nawrócenie. Są różne nawrócenia. Bernard Lonergan SJ wylicza w rytmie swoistego crescendo aż trzy ro­dzaje: nawrócenie intelektualne, moralne i religijne. W każdym z nich cho­dzi jednak o podobny ruch ludzkiego ducha, który zdolny jest wznieść się ponad dotychczasowy horyzont i, nie tracąc go z oczu, zobaczyć go z zu­pełnie nowej, odkrywczej perspektywy. Z tej perspektywy nawet niepasujące puzzle dotychczasowej układanki zaczynają pasować, a te, które pa­sowały idealnie, zaczynają z kolei odstawać. Bo - jak już powiedziano - ta przygoda ludzkiego ducha ciągle się rozwija i nigdy nie kończy. Takim spojrzeniem objął świat główny bohater powieści Georgesa Bernanosa Pamiętnik wiejskiego proboszcza, który na łożu śmierci wypowiedział to frapujące zdanie: "Wszystko jest łaską!".

Uważny czytelnik już dawno dostrzegł, że w naszej próbie przezwycię­żenia cynizmu i skrupułów nie proponujemy niczego nadzwyczajnego, ale odwołujemy się do natury człowieka. Bo z natury jesteśmy wezwani do przekraczania siebie. Próbowaliśmy już to wyrazić metaforą skrzydeł -prawdy i wolności. To dobra metafora. Wiadomo, że nie każdy z nas bę­dzie orłem, ale - powtórzymy to jeszcze raz - każdy ma w sobie moc wznie­sienia się ponad własną przyziemność i ograniczenia. Tym bardziej że nie tylko orły, ale każde stworzenie zdolne do latania nie przestaje nas zadzi­wiać tą prostą umiejętnością. Ot, choćby pospolity trzmiel do dziś pozosta­je zagadką dla uczonych, bo przy swej masie ciała i rozpiętości skrzydełek po prostu według praw fizyki latać nie powinien. A przecież robi to. Po­dobnie rzecz ma się z każdym, nawet najlichszym - po ludzku sądząc rzecz jasna - człowiekiem. Nawet staczając się na dno i zaprzepaszczając wszyst­kie szanse na rozwój, nie przestaje być człowiekiem i w ostatnim momen­cie może zadziwić świat. Zawsze jest nadzieja.

Stanisław Morgalla SJ (ur. 1967), psycholog, kierownik duchowy, wykładow­ca Papieskiego Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie. Ostatnio opubliko­wał: Dojrzałość osobowościowa i religijna; Miłość do kwadratu. Poradnik dla nieprzystosowanych; Duchowość daru z siebie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Ponad skrupułami i cynizmem
Komentarze (11)
A
anlu
13 listopada 2011, 13:11
"Wszystko jest łaską" ,słowa wspomnianego wiejskiego proboszcza tłumaczą i cynizm i skrupulanctwo.Bóg ma moc czynić nas i jednym i drugim.Na pewno nie robi tego bez celu i przyczyny, tylko z miłości, abyśmy nie zginęli.....
13 listopada 2011, 10:48
Bracie Robocie, zadajac takie pytanie nie wiem czy kpisz czy o droge pytasz? A mozes Ty sam cynik? Ja? Nigdy w życiu!
S
solo
13 listopada 2011, 08:55
Bracie Robocie, zadajac takie pytanie nie wiem czy kpisz czy o droge pytasz? A mozes Ty sam cynik?
12 listopada 2011, 21:14
Kochajmy cyników choć robią wszystko, by nas do tego zniechęcić! A czym ma się objawiać ta miłość kotki? 
S
solo
12 listopada 2011, 11:36
Cynik to jednak też człowiek i czasem bardziej potrzebujący pomocy, choć właśnie swoją arogancją i butą wydaje się mówić coś kompletnie odwrotnego. Kochajmy cyników choć robią wszystko, by nas do tego zniechęcić!
Q
Q43FG
11 listopada 2011, 20:46
To ja tak w duchu obrony Skrupulanctwa... :) Ojciec opisuje oba zjawiska głównie we współczesnych kategoriach psychologicznych. Myslę sobie,że skrupulant to ktoś, kto przynajmniej stara się o relację z Bogiem, walczy o nią, na swój, często nieudolny sposób. Cynik - to często ktoś, kto nie walczy już o nic, ewentualnie walczy z czymś. Z Bogiem, z innymi, z samym sobą. Walczy i rani, bo tylko tyle potrafi, sam wenętrznie często martwy. Dla skrupulanta cierpiącego na nerwice - lekarstwem może być terapia, kierownictwo, a przede wszystkim Bóg i Sakramenty. Dla cynika nie ma lekarstwa, bo on go najczęściej nie szuka. A jak już dostanie to wyleje, bo mu niepotrzebne.. Czy wielu cyników przychodzi do konfesjonału? Nie wiem, ale nie wydaje mi się. Skrupuły nerwicowe biorą się z lęku, ale sądzę że mogą też być skrupuły z miłości... Siostra Faustyna, która wiele razy zastanawiała się czy może przystąpić do Komunii.. czy to skrupulanctwo czy może szczególna wrażliwość na Miłość Bożą? A na co wrażliwy jest cynik? Cynizm nie czuje lęku, a z miłości w przyrodzie nie występuje... Skrupulant raczej nie będzie raczej krzywdził innych, cynik - owszem i bywa, że bardzo chętnie... Cynizm jest zaraźliwym jadem, wbijanym zatrutą strzałą w serca bliźnich. Skrupulanctwo na pewno dla otoczenie jest mniej szkodliwe. Skrupuły mogą być ponadto tylko etapem na drodze rozwoju duchowego i z tego co pamiętam, to św. Ignacy je miewał i to takie, które wywołują uśmiech rozbawienia na twarzach znanych mi skrupulantów. Więc można zostać świętym, będąc skrupulantem :) O osobach, któreby doszły do świętości na drodze cynizmu nic mi nie wiadomo. Myślę, że żeby wydać opinię o skrupulanctwie trzeba prowadzić penitenta jakis czas, trudno wnioskować po jednej rozmowie, Spowiedzi. Różna jest ludzka wrażliwość psychologiczna i duchowa, stan, położenie życiowe. Apelowałabym o rozwagę i miłość do obu - Pawła i Gawła :)
L
lukasz
11 listopada 2011, 18:04
Pozdrawiam pozostałych skrupulatów. Nie jesteście sami. Też mogę się za was pomodlić. Zwłaszcza za Ciebie "Skrupulant". Trzrymajcie się.
S
skrupulantka
10 listopada 2011, 22:18
witaj "skrupulant". Tez jestem skrupulantka i tez cierpie na nerwice natrectw. Rzeczywiscie nie sa smieszne kiedy zostaje sie samemu i dreczy co chwile cos. Potrafie sie jednak z tego smiac ale wtedy kiedy juz jestem wsrod tych ktorzy dobrze mi zycza. Od kiedy cierpie juz nawet nie pamietam - na pewno grubo ponad 20 lat. Nie boj sie Pana - On nas kocha bezwarunkowo, wie ze nie dorastamy do idealow, ale to Mu nie przeszkadza kochac. Nie czycha na nasze slabosci. Ja nie rozumiem moich skrupulow i natrectw - one tez bardzo utrudniaja mi przystepowanie do sakramentu pokuty i Komunii sw dlatego rzadko korzystam. Mimo wszystko mam ostatnio w sercu pokoj ze On jest ponad tym wszystkim. Dobrze byloby gdybys znalazla madrego kaplana ktory tez troche jest zorientowany jak chodzi o skrupuly - dobrze jest porozmawiac, wyrazic i przez to uslyszec tez siebie. Oddaj to wszystko Jezusowi - On jest wlasnie dla takich jak my - chorych. pozdrawiam Cie serdecznie i bede pamietac o Tobie w modlitwie.
S
skrupulant
10 listopada 2011, 20:27
Chcialabym podzielic sie wlasnym doswiadczeniem, moze bedzie komus przydatne w wyjasnianiu zjawiska skrupulow.Jestem dokladnie osoba z Pana opisu.Moja najstarsza Siostra, podobnie.Obie cierpimy na nerwice natrectw,leki itp.Ona w przeszlosci miala epizod z zaburzeniem odzywiania.Ja mam od kilkunastu lat.Dziwne dla mnie jest to,ze ona -choc wybitnie zdolna, zawsze na szczytach list i ja -srednia, jesli nie slaba uczennica. Cale zycie mam pecha(albo szczescie), ze zarowno obie Siostry jak i najblizsze Przyjaciolki byly wybitne i atrakcyjne.Ja mialam nadwage i zadnych sukcesow. Cale dziecinstwo bylam porownywana przez rodzicow i nauczycieli do w/w, a brak podobnych efektow(samych 5), jako przejaw lenistwa. Wrozono mi paskudna przyszlosc.Zreszta nie tak bardzo sie pomylono.Dalej jestem beznadziejna. Nawróciłam się 3lata temu z kompletnego ateizmu,ktory dopadl mnie po smierci Ojca. Dzis tragicznie boje sie Boga, widze sie jako najgorze postacie z Ewangelii. Juz Jej za duzo nie czytam, unikam tez modlitwy poza porannym pacierzem. Widze sie wsrod kozlow i panicznie obawiam dnia przyjscia Pana.Mam nadzieje,ze przyjdzie pozno, bo mysle, ze mnie czeka kara. Nie jestem w stanie spelnic Jego wymogow. A Jego Świetych juz nawet nie lubie.Pana artykul trafny,ale skrupuly sa w ludziach zbyt gleboko zakorzenione.Poczucie humoru mam,ale skrupuly zabawne nie sa.pozdrawiam
T
t.
9 listopada 2011, 16:00
:) dobre. Po zaduchu ostatnich komentarzy, obrońców i napastników, może ktoś sie w tym odnajdzie.
S
solo
9 listopada 2011, 15:38
na forach katolickich co nuż to spotykam cyników lub skrupulantów. Artukuł wiec jak najbardziej na czasie. Na deonie wiecej jednak cyników :)