Popatrz na życie od końca

(fot. kevindean / flickr.com)

"Pan trzeciego dnia nas dźwignie i żyć będziemy w Jego obecności" (Oz 6,2).

Któż z nas odważyłby się życzyć swoim rodzicom śmierci, by jak najszybciej cieszyli się szczęściem nieba? Byli tacy, co się odważyli. W "Dziejach duszy" św. Teresa z Lisieux przywołuje fragment listu swojej mamy, zaskoczonej dziwnym zachowaniem córki: "Mała to niezrównany figlarz, okazuje mi serdeczność życząc śmierci: ‘Ach, tak bardzo bym chciała byś umarła, biedna moja Mamo!’ .., woła. Skarcona, odpiera: ‘- Chcę przecież, byś poszła do Nieba, bo mówisz, że trzeba umrzeć, aby tam pójść".

Czy coś tam jest?

Teresa w swojej dziecięcej szczerości wyraża sprawę fundamentalną: chrześcijanin powinien na swoje życie patrzeć z perspektywy końca. A koniec to nie śmierć, która jest tylko przejściem, lecz początek nowości, przekraczającej najśmielsze ludzkie oczekiwania. Koniec to nasze zmartwychwstanie, a więc niebo.

DEON.PL POLECA


Także św. Augustyn uznał, że nie godzi się lamentować nad śmiercią własnej matki, bo "tak się zazwyczaj opłakuje śmierć uważaną za nieszczęście albo za całkowite unicestwienie. Ona zaś nie umierała nieszczęśliwie, ani nie osuwała się w nicość".

Tak myśleli ludzie, którzy żyli nadzieją zmartwychwstania.

W sumie rzadko myślimy o naszym końcu, bo zaprzątają nas głównie tzw. sprawy doczesne. Zazwyczaj żyjemy troskami, lękami, przyjemnościami, ubraniami, pieniędzmi, urzędami i funkcjami. Lamentujemy nad defektami świata, społeczeństwa i państwa. Oczekujemy cudownych rozwiązań, raju na ziemi, bo tak naprawdę najchętniej urządzilibyśmy się tutaj na dobre, gdyby to tylko było możliwe. Dlaczego? Bo wieczność jawi nam się jako pewna odległa, pozaziemska, mglista i nieżyciowa rzeczywistość. Nie mówiąc już o tym, że czasem wkrada nam się wątpliwość: Czy tamten świat w ogóle istnieje? Kto to wie. Kto to zbadał.

Cóż jednak się stało, skoro św. Paweł ogłasza, że jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, to cała nasza wiara niewarta jest złamanego szeląga, a wszyscy wokół mogliby nas wówczas uznać za godnych współczucia. Potraktowaliby nas jak naiwne poczciwiny, które dały się nabrać.

Przez lata sądziłem, że w zmartwychwstaniu chodzi o moje być albo nie być po śmierci. Skoro Jezus zmartwychwstał, to znaczy, że "coś" tam chyba jest. Z czasem odkryłem jednak, że akurat do przekonania o nieśmiertelności duszy Chrystus w ogóle nie jest mi potrzebny. Bo przecież już grecka mitologia mówiła o pośmiertnym losie umarłych, którzy nie przepadają w nicości, lecz lądują w Hadesie (Stary Testament nazywa to miejsce Szeolem). Była to jednak tak przerażająca kraina, że nikomu się tam nie spieszyło. Dlatego Achilles woła w "Odysei": "Wolałbym za parobka służyć na cudzej roli, u biednego chłopa, który ledwo się może utrzymać, niż tu panować nad wszystkimi, co znikli ze świata".

Platon i Plotyn też pisali o nieśmiertelności, o wiecznych powrotach i oczyszczeniach, a Stoicy o zjednoczeniu z wiecznym i boskim kosmosem. Tak czy owak, większość starożytnych przeczuwała, że jakiś rodzaj życia po śmierci nas czeka. Tylko nieliczni twierdzili, że wszystko, co mamy, to ziemska egzystencja. Wielu współczesnych myślicieli, jak chociażby Hannah Arendt, nieśmiertelność rozumie symbolicznie jako przedłużenie pamięci o sobie na tym świecie czy to przez zrodzenie potomstwa, czy przez pozostawienie po sobie wielkich dzieł. Nie stać ich już na jakiekolwiek mentalne wyjście poza to, co widzialne.

Śmierć i samotność padły w boju

Cóż więc takiego wniósł Chrystus? Czy jedynie dowiódł, iż "coś" będzie po śmierci? Po pierwsze, Zmartwychwstanie Chrystusa nie tyle mówi o tym, że będziemy żyć, ale jak będziemy żyć.

Od dziecka odmawiam w Kościele "Credo". Czasem zastanawiam się nad jego treścią, częściej powtarzam to wyznanie mechanicznie z całą wspólnotą. Długo jednak nie zwracałem uwagi na pewien wymowny szczegół. Gdy dochodzimy do śmierci Chrystusa, rozpoczyna się specyficzny ruch, proces zstępowania "w dół": "ukrzyżowan, umarł i pogrzebion, zstąpił do piekieł", a następnie "trzeciego dnia zmartwychwstał". Krzyż, ziemia, grób, świat "podziemny", niebiosa. Jezus odbył przedziwną podróż. Dla ludzi oświeconych naukowymi teoriami, taka wędrówka zmarłych, znana zarówno Grekom jak i Hebrajczykom, wydaje się graniczyć z baśnią. Kto dzisiaj tak myśli o świecie?

Prawie w ogóle się o tym nie mówi, ale tak naprawdę zmartwychwstanie nie dokonało się w grobie, lecz w Otchłani, w piekłach. Podkreśla to mocno Kościół Wschodni. Na Zachodzie koncentrujemy się na pustym grobie. Grób jest jednak tylko znakiem - ciemność, pustka, zimno, oddzielenie od żyjących. Ale nie jest to dowód zmartwychwstania. Takiego namacalnego dowodu w ogóle nie ma. Brak ciała Chrystusa można bowiem łatwo wytłumaczyć, na przykład przez wyniesienie Go i schowanie w innym miejscu. Tak zresztą myślała Maria Magdalena, potem arcykapłani. Grób jest pusty, bo coś ważnego wydarzyło się zupełnie gdzie indziej, poza zasięgiem ludzkich zmysłów.

Chrystus jak każdy człowiek zakosztował prawdziwej śmierci aż do końca. Bo śmierć to nie brak istnienia, ale bycie z dala od Boga, nędzne trwanie w krainie mroku, lęku i "lodowatej samotności" - jak ujął to Benedykt XVI. Prawdziwa śmierć to "życie życiem umarłych", a nie biologiczne ustanie pracy serca i mózgu. Nic dziwnego, że teksty liturgiczne w Wielkim Tygodniu mówią o uwolnieniu nas przez Chrystusa "spod władzy szatana", który trzymał wszystkich na uwięzi w piekłach. Chociaż człowiek został stworzony do tego, aby być z Bogiem i wspólnotą, nie mógł tego doświadczyć.

Chrystus ostateczną walkę stoczył w królestwie śmierci - "jako Zwycięzca wyszedł z Otchłani" - śpiewamy w hymnie "Exsultet" "Wstał z martwych" nie oznacza "powrócił do życia", ale "wyszedł spomiędzy umarłych". Rozstrzygający moment wybawienia od grzechu i śmierci dokonał się na samym "dnie", już niżej się zejść nie dało. To, co najważniejsze, nie rozegrało się na oczach żyjących ludzi, lecz w rzeczywistości niewidzialnej, w której też było życie, marne, bo w kleszczach śmierci.

Współczesny filozof francuski Luc Ferry w swojej książce "Jak żyć" pisze, że na podobieństwo religii "filozofia również obiecuje nas zbawić, jeśli nie od samej śmierci, to przynajmniej od strachu przed nią, jednak naszymi własnymi siłami i mocą samego rozumu". Chrystus wskrzeszony przez Ojca pokazuje, że to nie my uwalniamy się od zła, nie zbawiamy się i oczyszczamy własną mocą, ale czyni to w naszym imieniu sam Bóg.

Oczywiście, zstąpienie do piekieł jest tylko pewnym etapem w ciągu wydarzeń zbawczych. Nie należy wyolbrzymiać jego roli. Św. Jan powiada, że zmartwychwstanie zaczyna się już na krzyżu. Ważne jednak, że prawdziwa śmierć nie jest już naszym ostatecznym losem.

Ciało też w niebie

Po drugie, greccy filozofowie, z grubsza rzecz ujmując, z pewnością nie przystaliby na udział ciała w wieczności. Według nich, istotą człowieka jest dusza, zwłaszcza rozum, a cielesność z jej zepsuciem i licznymi niedoskonałościami, to czasowa powłoka. Tymczasem zmartwychwstały Chrystus zjawiał się uczniom w ciele - innym niż nasze obecne, ale przyjętym do Bożej rodziny. Jezus chwalebny jadł, pił i pozwalał się dotknąć. Cielesność i materia to nie zbędny dodatek i efekt "upadku", lecz istotna część człowieczeństwa i bóstwa.

Bóg zrobił więc wszystko, aby mieć nas przy sobie całych: z duszą i ciałem. Zadziwia mnie to, im bardziej się nad tym zastanawiam. Najwyższe szczęście człowieka będzie polegało na osobowej obecności. Ileż my na tej ziemi robimy, aby o tym zapomnieć! Ile spotkań człowieka z człowiekiem pozostaje wyłącznie formalnością! Często nie dosięgamy tego, co w nas najgłębsze. Ślizgamy się po powierzchni. Przestrzeń między nami coraz częściej zapychają rzeczy, telewizja, internet, załatwiane interesy. A Zmartwychwstanie pokazuje, że nasze przeznaczenie to przede wszystkim niekończące się relacje osobowe. Tylko one przetrwają.

Cieszę się więc, że jako chrześcijanin mam udział w zmartwychwstaniu. Nie muszę się lękać, co ze mną będzie. Wiem, że jestem w dobrych rękach Boga, który tyle zrobił, abym był szczęśliwy. Bo "prawdziwego lęku człowieka nie może opanować rozum, może to sprawić tylko obecność kochającego" (Joseph Ratzinger). I o tym jest Zmartwychwstanie. O obecności Boga teraz i w wieczności.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Popatrz na życie od końca
Komentarze (28)
B
B4EFX
12 kwietnia 2012, 04:05
Człowiek nie jest Bogiem, żeby decydować o tym, kiedy jego bliźni ma umrzeć. Nie budujmy teologii na żarcie małej dziewczynki. Nie wszystko co święci powiedzieli w czasie swojego życia, zostało uznane za naukę Koscioła. Mylili się także doktorzy Kościoła, np. św. Augustyn (predestynacjanizm) i św. Katarzyna ze Sieny (mając objawienie, że Maryja nie była Niepokalanie Poczęta). Nie wiecie, jakie zadania mają przed sobą ludzie uznani przez was za niepotrzebnych, więc nie macie prawa modlić się dla nikogo o śmierć.
@
@Lucy
12 kwietnia 2012, 03:29
@Lucy Po prostu matki nie kochałaś. To się zdarza ludziom o uposledzonej wrażliwości emocjonalnej. Mam nadzieję, że jesteś chociaż dobrą matką dla swoich dzieci.
X
xyz
11 kwietnia 2012, 14:05
Bardzo dziękuję ojcu Dariuszowi za podjęcie tego tematu. Nie chodzi o to, czego mamy sobie życzyć. Ważne jest, żeby o życiu doczesnym, śmierci i wieczności umieć spokojnie myśleć i rozmawiać oraz przyjmować z wdzięcznością to, co Bóg daje.
lucy
11 kwietnia 2012, 12:56
Każdy kto osiąga swój cel, cieszy się z tego. Czemu więc śmierć mamy traktować jak coś złego, w końcu przez całe życie do niej dążymy. Bo tylko przez śmierć możemy żyć wiecznie. Inaczej nie da się tego zrobić. Dziękuję Ojcu Dariuszowi za ten tekst. Popatrz na życie od końca – tak właśnie staram się na nie patrzeć. PS Przepraszam za powtórzenia.
lucy
11 kwietnia 2012, 12:55
Każdy kto osiąga swój cel, cieszy się z tego. Czemu więc śmierć mamy traktować jak coś złego, w końcu przez całe życie do niej dążymy. Bo tylko przez śmierć możemy żyć wiecznie. Inaczej nie da się tego zrobić. Dziękuję Ojcu Dariuszowi za ten tekst. Popatrz na życie od końca – tak właśnie staram się na nie patrzeć. PS Przepraszam za powtórzenia.Każdy kto osiąga swój cel, cieszy się z tego. Czemu więc śmierć mamy traktować jak coś złego, w końcu przez całe życie do niej dążymy. Bo tylko przez śmierć możemy żyć wiecznie. Inaczej nie da się tego zrobić. Dziękuję Ojcu Dariuszowi za ten tekst. Popatrz na życie od końca – tak właśnie staram się na nie patrzeć.
Janusz Brodowski
11 kwietnia 2012, 12:55
Mówiąc w skrócie: Warto narodzić się by umrzeć.
lucy
11 kwietnia 2012, 12:39
Wierzę, że śmierć jest przejściem do lepszego, wspanialszego życia. Gdy zamawiałam mszę pogrzebową, prosiłam księdza żeby kazanie nie było smutne, żeby poruszył temat przejścia ze śmierci do życia wiecznego. Żeby podkreślił, że jest to spotkanie z Bogiem, największą Miłością, do którego przecież przez całe życie zmierzamy. Chciałam aby przez takie słowa, moje rodzeństwo, które, nie odbiera śmierci w taki sposób jak ja, zostało choć trochę pocieszone. Ksiądz się bardzo zdziwił, że proszę o coś takiego. Powiedział że w swoim sercu tak mogę to przeżywać. Jednak inni mogliby odebrać takie słowa inaczej. Nie nalegałam. Potem jednak pomyślałam, że za mało podkreśla się fakt nawet w Kościele że trzeba żyć nadzieją Zmartwychwstania, że nasze życie to taka pielgrzymka i że nie ma się do niego co przyzwyczajać, że żyjemy właśnie po to aby mieć życie wieczne i to jest nasz cel.Wierzę, że śmierć jest przejściem do lepszego, wspanialszego życia. Gdy zamawiałam mszę pogrzebową, prosiłam księdza żeby kazanie nie było smutne, żeby poruszył temat przejścia ze śmierci do życia wiecznego. Żeby podkreślił, że jest to spotkanie z Bogiem, największą Miłością, do którego przecież przez całe życie zmierzamy. Chciałam aby przez takie słowa, moje rodzeństwo, które, nie odbiera śmierci w taki sposób jak ja, zostało choć trochę pocieszone. Ksiądz się bardzo zdziwił, że proszę o coś takiego. Powiedział że w swoim sercu tak mogę to przeżywać. Jednak inni mogliby odebrać takie słowa inaczej. Nie nalegałam. Potem jednak pomyślałam, że za mało podkreśla się fakt nawet w Kościele że trzeba żyć nadzieją Zmartwychwstania, że nasze życie to taka pielgrzymka i że nie ma się do niego co przyzwyczajać, że żyjemy właśnie po to aby mieć życie wieczne i to jest nasz cel cdn..
lucy
11 kwietnia 2012, 12:36
Nie boję się śmierci, żal mi tylko tych których pozostawię, którzy będą za mną tęsknić i którym będzie mnie brakowało( moi najbliżsi).Wierzę w zmartwychwstanie i w miłosierdzie Boga. Ufam, że znajdę się kiedyś przy Nim. Wiem, że tam u Niego jest ciepło, dobro, miłość serdeczność, bezpieczeństwo, pokój. Dwa tygodnie temu zmarła moja mama. Nie rozpaczałam (choć było mi smutno, przede wszystkim z tego powodu, że to mi będzie jej brakowało, swoim dzieciom tłumaczyłam, żeby myślały nie o swoim dobru, swoim poczuciu braku babci, ale o Niej i o Jej szczęściu). Wierzę, że jest Jej dobrze, a jeśli nawet teraz jeszcze nie jest u Boga, to po oczyszczeniu znajdzie się u Niego. To bardzo dobra perspektywa. Wierzę, że rozstałam się z Nią na chwile, na ten moment życia który mi jeszcze pozostał. cdn..
N
N2AXN
10 kwietnia 2012, 23:13
A ja nie chcę umierać bo jakiś człowiek uznał, że mam juz umrzeć i pomodlił się dla mnie o śmierć lub chorobę. Nie mam na sumieniu żadnych poważnych grzechów, ale mam i będę mieć do Boga ogromny żal, jeśli takiej waszej modlitwy wysłucha i nigdy Mu tego nie wybaczę, ani w tym, ani w tamtym życiu. Nie martw się. Głupich "modlitw" Bóg nie wysłuchuje. Będziesz żyć długo i szczęśliwie - tego Tobie życzę po ludzku. A umrzesz wtedy, gdy będziesz gotowy/a. Tego równiez życzę :) Bóg jest Dobry, zapewniam. Dziękuję i wzajemnie, wszystkiego co dobre :)
N
N2AXN
10 kwietnia 2012, 23:10
Bóg nie chce zła dla Ciebie, On che obdarzać Cię Swoją Miłością. Pragnie dla Ciebie zbawienia. Tylko tyle sloganów? może cos jeszcze wymęczysz. Chce mieć Cię blisko Siebie. Ciebie tez Bóg chce miec blisko siebie :p Czy chrześcijanin nie powinien myśleć o życiu wiecznym?....a nie tylko doczesnym. A skąd Ty wiesz o czym ja myślę?? Masz wgląd w moje myśli?? Naprawdę Ci sie tak wydaje??? Piąteczka dla Autora za art. Lizu lizu.
V
v
10 kwietnia 2012, 10:57
zastanawiam się czy to jest prawdziwa modlitwa...kiedy czowiek prosi Boga o zło dla drugiego... -to raczej jakieś nieuporządkowane wyrażanie swoich myśli... Prawdziwa modlitwa to taka, kiedy prosimy o dobro dla kogoś,dla innych. Czyli, mogę prosić Boga o zbawienie dla drugiego człowieka. N2AXN Bóg nie chce zła dla Ciebie, On che obdarzać Cię Swoją Miłością. Pragnie dla Ciebie zbawienia. Chce mieć Cię blisko Siebie. I teraz, i w przyszłości, na wieczność. Czy chrześcijanin nie powinien myśleć o życiu wiecznym?....a nie tylko doczesnym. Piąteczka dla Autora za art.
:
:)
10 kwietnia 2012, 10:26
A ja nie chcę umierać bo jakiś człowiek uznał, że mam juz umrzeć i pomodlił się dla mnie o śmierć lub chorobę. Nie mam na sumieniu żadnych poważnych grzechów, ale mam i będę mieć do Boga ogromny żal, jeśli takiej waszej modlitwy wysłucha i nigdy Mu tego nie wybaczę, ani w tym, ani w tamtym życiu. Nie martw się. Głupich "modlitw" Bóg nie wysłuchuje. Będziesz żyć długo i szczęśliwie - tego Tobie życzę po ludzku. A umrzesz wtedy, gdy będziesz gotowy/a. Tego równiez życzę :) Bóg jest Dobry, zapewniam.
N
N2AXN
10 kwietnia 2012, 03:32
A ja nie chcę umierać bo jakiś człowiek uznał, że mam juz umrzeć i pomodlił się dla mnie o śmierć lub chorobę. Nie mam na sumieniu żadnych poważnych grzechów, ale mam i będę mieć do Boga ogromny żal, jeśli takiej waszej modlitwy wysłucha i nigdy Mu tego nie wybaczę, ani w tym, ani w tamtym życiu.
BI
bez insynuacji.
9 kwietnia 2012, 20:37
aborcje, a to zdrady i uwiedzenia innych,a to pedofilie ,a to kłamstwa, oszustwa, przyjęcie komunii św. gdy człowiek nie jest pewny czy było to w stanie łaski uświęcającej, a to nie przyznanie się do grzechu w czasie spowiedzi, bo człowiek nie był stanie wykrztusić tego czego tak potwornie się wstydził itd.itp. To są bardzo poważne oskarżenia i może ty te rzeczy popełniłaś, ale ja nie i w pewnych okolicznosciach można takie pomówienia skierować na drogę sądową. Nie każdy pozwoli się bezkarnie oczerniać.
T
tak
9 kwietnia 2012, 19:26
Te niepotrzebne szyderstwa mnie drażnią. Natomiast rozumiem tych, którzy nie spieszą się do nieba przez śmierć. Robią to ze strachu! Człowiek w ciągu zycia wiele nagrzeszy. Niekiedy są to poważne , budzące grozę naruszenia prawa Bożego: a to aborcje, a to zdrady i uwiedzenia innych,a to pedofilie ,a to kłamstwa, oszustwa, przyjęcie komunii św. gdy człowiek nie jest pewny czy było to w stanie łaski uświęcającej, a to nie przyznanie się do grzechu w czasie spowiedzi, bo człowiek nie był stanie wykrztusić tego czego tak potwornie się wstydził itd.itp. Kościół w swoim  nauczaniu, mówi o nadziei zbawienia, ale nigdzie nie mówi o pewności. Więc Ci, którym zależy na zbawieniu i nie wyobrażaja sobie , że mogli by być na zawsze odcięci od  Boga po ludzku się boją i wolą ten decydujący moment kiedy Bóg powie idź precz odwlec.
EP
Ewa P.
9 kwietnia 2012, 14:49
Ja bardzo miłuję O. Dariusza i z tej miłości modlę się, aby jak najszybciej zaznał radości nieba, tam mu będzie mu o wiele lepiej.
O
oko
9 kwietnia 2012, 08:01
 to wszystko same słowa, czy ktoś odda życie za te słowa, np. o Dariuszu P. daj życie jak takiś mądy
PM
Paweł Mruk
9 kwietnia 2012, 01:11
 Wszystko ok wierzymy w życie po śmierci ale ilu z nas wierzy w życie przed śmiercią, takie prawdziwe, świadome rzeczywistości Królestwa Bożego teraz. Po co życzyć sobie śmierci, po co czekać na tamtą chwilę skoro Jezus przyszedł, żeby dać siebie teraz. Skoro życie nie kończy się w momencie śmierci tylko się zmienia to życzmy sobie długiego życia teraz pełnego Szczęścia, Radości, Zdrowia i Świadomości rzeczywistości a kolejny etap i tak przyjdzie czy sobie tego życzymy czy nie. Wesołych Świąt!
PZ
Prawdziwie Zmatwychwstał !!
8 kwietnia 2012, 16:18
Chrystus Zmartwychwstał ! Alleluja :) Emilko, Alleluja!!
-
-maria-
8 kwietnia 2012, 15:19
Bardzo pięknie ujęte! Dziękuję!
Dariusz Piórkowski SJ
8 kwietnia 2012, 13:58
Do jazmig, proszę się nieco dokształcić, poczytać Ojców Kościoła i innych wybitnych teologów, a nie zarzucać mi teologicznych błędów i niewiedzy. Gdyby Pan uważnie poczytał Nowy Testament, a przynajmniej katechizm Kościoła, to być może nie pisałby Pan tego, co pisze. Po drugie, akurat o rozłączaniu duszy od ciała Nowy Testament milczy. Nigdy nie mówi o samej duszy Chrystusa albo o samym ciele.To są filozoficzne, greckie pomysły obce myśli bibiljnej. Po trzecie, Pisma św. nigdy nie można odczytywać dosłownie, a tak zdaje się Pan czynić. Jezus nie wstąpił do nieba po 40 dniach, tylko ostatecznie wstąpił do nieba po 40 dniach. Po czwarte, wizje świętych i błogosławionych nie są żadnym dodatkowym objawieniem, więc nie mogą być podstawą naszych wyobrażeń na temat zmartwychwstania. Po piąte, nigdzie nie napisałem, że zmartwychwstanie nie dokonało się w rzeczywistości ziemskiej, tylko że to, co najważniejsze dokonało się poza naszymi oczyma. Proszę więc uważniej czytać. W zasadzie nie jest to istotne, czy Jezus powstał z martwych przed dojsciem do Otchłani czy w niej, ale to że doświadczył ludzkiej śmierci do końca, nie ulega wątpliwości. Proszę poczytać sobie chociażby "Wprowadzenie do chrześcijaństwa" obecnego Papieża. Życzę błogosławionych świąt.
jazmig jazmig
8 kwietnia 2012, 13:39
 Zmartwywstanie odbyło się tutaj, na Ziemi, a nie w żadnej otchłani. Jeżeli tego nie wie ksiądz katolicki, to ja się przestaję dziwić postępującemu zeświecczeniu społeczeństwa. Wygląda na to, że o. Piórkowski uważa Jezeusa Chrystusa za zwyczajnego człowieka, którego Bóg potraktował w specjalny sposób po śmierci. Śmierć tu, w świecie materialnym, to po prostu opuszczenie tego świata przez duszę człowieka. Trafia po śmierci nie bardzo wiadomo dokąd, ale tutaj wróci przy końcu świata. Natomiast Pan Jezus wg wizji różnych świętych i błogosławionych, pozostawił swoje ciało w grobie i w tym czasie zstąpił do piekieł, skąd posłał pewne dusze do ich ciał, co sprawiło, że w Jerozolimie, po Jego śmierci z grobów powstali umarli, jednak na krótko, potem do nich wrócili, a ich dusze trafiły do nieba. W trzecim dniu Jezus wstąpił w swoje Ciało i pojawiał się apostołom w różnych miejscch i okolicznościach. Przebywał z nimi, nauczał, jadł i pił. Ostatecznie wstąpił do nieba razem ze swoim Ciałem na oczach apostołów. Rozumiem, że o. Piórkowski wie lepiej od Ewangelistów, co się działo na świecie po śmierci Chrystusa na krzyżu.
R
rodzic
8 kwietnia 2012, 10:06
"Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do Królestwa Bożego" - mówił Jezus. Czy dzieci nie postrzegają śmierci jako snu, jako czegoś przejsciowego? Czy to tylko bajeczka? A dlaczego my dorośli stajemy się tacy przejęci śmiercią, ogarnia nas lęk? Bo często po prostu nie wierzymy, że życie nie kończy się na śmierci. Ufność i miłość patrzą inaczej. Dlatego dzieci nie są naiwne. One widzą rzeczy takimi, jakimi są. My dorośli tworzymy sobie potem własny świat i kombinujemy...
B
Basia
8 kwietnia 2012, 09:59
 Podobne życzenia wyraził pewien chłopiec podczas katechezy chciał aby jego mama umarła bo w końcu miała by życie wieczne i byłaby szczęśliwa. Jak widać dzieci zupełnie inaczej postrzegają rzeczywistość śmierci i życia. Wesołych Świąt
Dariusz Piórkowski SJ
8 kwietnia 2012, 09:37
A kto tu każe modlić się o rychłą śmierć? Święci, których wspomniałem nie widzieli w śmierci fizycznej największego wroga człowieka, bo pragnęli jak najszybszego zjednoczenia z Bogiem. To są świadectwa ich wiary. Św. Paweł też wolał umrzeć, żeby być z Chrystusem. Mnie osobiście daleko jest do takiej wiary, ale to ich świadectwo jest pociągające i budujące. Sprawia, że ja się nie boję tak śmierci fizycznej. I budzi radość. Nie ma potrzeby modlitwy o rychłą śmierć, wystarczy prawdziwie żyć życiem, które mamy teraz.
E
Emilka
8 kwietnia 2012, 09:07
 Chrystus Zmartwychwstał ! Alleluja :)
CD
Czy dla siebie
8 kwietnia 2012, 08:18
też Księża się modlą o rychłą śmierć? Założę się, że nie. Tylko dla tych, którzy wam sie wydają niepotrzebni. Taka odmiana eutanazji.
CD
Czy dla siebie
8 kwietnia 2012, 08:18
też Księża się modlą o rychłą śmierć? Założę się, że nie. Tylko dla tych, którzy wam sie wydają niepotrzebni. Taka odmiana eutanazji.