Rozwiedziona nieuchronność

(Fot. sxc.hu)
Sebastian Duda

Noty o rodzinnej klęsce, noty o przebaczeniu

Napisał do mnie niedawno kolega z czasów dawnych, nie spotkaliśmy się chyba od 15 lat. Nic o nim nie wiedziałem a teraz opowiedział mi wiele: żona, lata wzajemnych swarów i pretensji, kilkoro dzieci, rozwód. Miejscami gniew, miejscami cierpienie; chwilami żal, chwilami pragnienie zemsty. Cienie miłych wspomnień i nienawiść. W końcu bezwzględna walka o spotykanie się z dziećmi.

Choć wiele w życiu godzin spędziłem nad myśleniem o przebaczeniu, nie umiem mojemu koledze dać odpowiedzi na jego złość i ból, tak bardzo rzeczywiste. W głowie pojawia się za to dręcząca myśl o nieuchronności tego, co się nam przytrafia.

Przypomniał mi się cytowany przez Czesława Miłosza w „Wypisach z ksiąg użytecznych” okrutny wiersz Amerykanki Sharon Olds:

POWRACAM DO MAJA 1937 ROKU

Widzę ich, jak stoją w bramach swoich college’ów.

Widzę mego ojca, właśnie wychodzi,

nad nim łuk piaskowca koloru ochry,

czerwone kafle błyszczą niby krwawe

talerze za jego głową, i widzę

moją matkę z kilkoma książkami pod pachą,

stoi przy kolumnie z drobnych cegiełek, za nią

kute żelazo jeszcze otwartej furty, ostrza

są czarnymi mieczami w powietrzu maja.

Kończą studia, mają się pobrać,

są dziecinni, głupi, tyle wiedzą, że są niewinni

i że nigdy nie będą krzywdzić nikogo.

Chcę podejść do nich i powiedzieć: stop,

nie róbcie tego – to nie jest mężczyzna dla ciebie,

to nie jest kobieta dla ciebie, będziecie

robić rzeczy, o których wam się nie śniło,

wyrządzicie swoim dzieciom wiele zła,

będziecie tak cierpieć, jak wam nigdy nie przyszło do głowy,

będziecie chcieli umrzeć. Chcę podejść do nich

w tym słońcu późnego maja i rzucić im to:

w jej głodną, śliczną i pustą twarz

zwróconą ku mnie, w jej żałosne, piękne i nietknięte ciało,

w jego arogancką, przystojną i ślepą twarz

zwróconą ku mnie, w jego żałosne, piękne i nietknięte ciało,

ale nie robię tego. Chwytam ich jak papierowe lalki mężczyzny i kobiety,

i tłukę nimi jedna o drugą,

jakbym z bioder ich, niby z krzemienia,

chciała wykrzesać iskrę, i mówię:

Róbcie, co macie robić, a ja wam o tym opowiem.

Pełno dziś w psychoterapeutycznych gabinetach opowieści o „nieszczęśliwym dzieciństwie”. A mnie nachodzi wciąż mantra: przebaczenie jest niemożliwe, przebaczenie jest możliwe.

Mojr pewnie ubłagać się nie da, ale czy zawsze są konsekwentne?

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Rozwiedziona nieuchronność
Komentarze (1)
M
MB
2 maja 2010, 23:19
"Pełno dziś w psychoterapeutycznych gabinetach opowieści o „nieszczęśliwym dzieciństwie”. " <a href="http://www.niedziela.diecezja.torun.pl/2006/0607/struzanowski.html">http://www.niedziela.diecezja.torun.pl/2006/0607/struzanowski.html</a> Brak dobrej komunikacji małżeńskiej - Zajmuję się małżeństwami i rodzinami w głębokim kryzysie – do rozmowy włącza się Anna Wiśniewska, terapeuta. - Przychodzą do mnie pary w trakcie lub tuż przed rozwodem. Są to z reguły osoby wierzące, którym mimo dramatyzmu sytuacji trudno jeszcze pogodzić się z tym ostatecznym negatywnym rozwiązaniem, jakim jest rozwód cywilny. Wśród wielu przyczyn rozpadu wzajemnej więzi, które wyławiamy w toku rozmów, jedna powtarza się z przygnębiającą regularnością: brak autentycznej komunikacji między małżonkami. Słuchając ich opowieści, prędzej czy później dochodzę z reguły do wniosku: „Ta para nigdy ze sobą nie rozmawiała! Tam nie było dialogu”. Słysząc taką diagnozę, moi rozmówcy z reguły protestują: „Ależ skąd! My bardzo dużo ze sobą rozmawialiśmy! Wspólnie interesowaliśmy się polityką, muzyką, literaturą...” Tak, ale nie było w tym wszystkim rozmowy o nich samych, o ich wzajemnych odczuciach, oczekiwaniach, marzeniach. A już na pewno nie było podstawowej w małżeństwie umiejętności: podejmowania krzyża - rezygnowania z siebie, z własnych planów, w imię dobra tej drugiej osoby. Nikt im nie powiedział, że małżeństwo to ciężka praca nad utrzymaniem i rozwijaniem miłości pojętej nie jako szukanie przyjemności, lecz jako służba.