Sezonowy chrześcijanin

(fot. arcreyes [-ratamahatta-]/ foter.com/ CC BY-NC-SA 2.0)
Krzysztof Kołacz

Święta, święta i po świętach. Zostaje spowszedniała niedziela. Zaczyna się letni zoombieland, w którym Kościoł wysyłamy na wakacje. Do grudnia. Może do listopada. Dlaczego? Wielkanoc mamy za sobą, majówkę też, pora na "luz blues."

Sezonowy rajd

Porządek musi być. Większość z nas lubi mieć listę, na której odhacza to, co zostało już zrobione. Stawiamy krzyżyk, kreślimy ptaszka i OK., można iść dalej. Z roku na rok ten sposób myślenia i działania przenosimy na nasze życie z Nim. Z Bogiem.

Sezonowy rajd zaczyna się na przełomnie października i listopada. Nie wyznacza go Tradycja ani Kościół. Wyznaczają go reklamodawcy. Czerwony grubas z prezentami. Ulegamy mu, po ludzku. Ja także ulegam. Pan Jezus? Oczywiście, jest w tym wszystkim. Gdzieś, tam wśród innych pozycji na liście. Ale czy jesteśmy świadomi Jego obecności? Tyle jest przecież rzeczy do zrobienia. Nawet niespecjalnie chcemy to zmieniać. Nasze życie nie składa się tylko z modlitwy - mówimy sobie.

DEON.PL POLECA

Do szewskiej pasji doprowadza mnie sposób, w jaki nauczono nas patrzeć na to, co w Kościele uczcić należy - bo wypada, a co można pominąć - bo to już takie ważne nie jest. Mamy więc święto numer jeden - Boże Narodzenie i święto numer dwa - Wielkanoc. No może jeszcze Boże Ciało zauważamy bo, po pierwsze, mamy wolne, po drugie, widać procesje na ulicach. Ale to wszystko. Poźniej są już tylko wakacje. Nie dzieje się nic.

Sezon ogórkowy

OK., wakacje są tym okresem, w którym trochę mniej rzeczy pojawia się na rynku myśli, idei i towarów. Każdy chce odpocząć i dobrze, nie bądźmy takimi hipokrytami. Ale jest coś niepokojącego w tym, że mało kto z nas, katolików zauważa duchowy sezon ogórkowy. Przyzwyczailiśmy się do niego, albo też nauczono nas, że życie chrześcijanina zaczyna się na Bożym Narodzeniu, a na Wielkanocy kończy. Dobrze, są sakramenty, jest Dekalog, pokuta, ale przy nich nie ma adnotacji "dzień wolny od pracy". Niedziela stała się czymś tak oczywistym i powszechnym, że - powiedzmy to wprost - nie jest już dla większości z nas świętem. Jest po prostu niedzielą, dniem, w którym się (z reguły) nie pracuje.

Żywotność i radość - codziennie

Tyle obserwacji. Może są przerysowane, z pewnością nie dotyczą każdego. Niemniej warto przypominać to, że Kościół nie ma przestojów, urlopów, sezonów ogórkowych. Kościół trwa. Już ponad 2000 lat i ma do zaoferowanie nie tylko święta i dni wolne od pracy, ale… życie - On przecież jest Drogą, Prawdą i Życiem.

Mamy maj. Miesiąc Królowej. Majówka to nie "piknik", to stanięcie przed "Matką przedziwną", "Królową pokoju". To właśnie w maju - moim zdaniem - mamy szansę otrzymać jeden z największych duchowych darów. Papież Franciszek ujął to bardzo konkretnie: "Chrześcijańskiego życia nie da się zrozumieć bez obecności Ducha Świętego. Bez Niego nie byłoby ono chrześcijańskie (…), bez żywotności, której Jezus chce dla swoich uczniów. A tym, co daje ową żywotność jest Duch Święty."

Nie ma się co dziwić, że wielu z nas nie wie, w jaki sposób ma się modlić. Nauczono nas, że słowo "duch" jest niewygodne. Jest śmieszne, jest tabu. A my lubimy być zachęcani. Reklamy nas kuszą, więc im ulegamy. To normalne. Do czego może więc nas zachęcić Duch Święty? Bł. Jan Paweł II, w encyklice "Dominum et Vivificantem", odwołując się do słów Listu do Rzymian jasno stwierdza: "Duch Święty nie tylko sprawia, że się modlimy, ale prowadzi nas wewnętrznie na modlitwie, uzupełniając naszą nieumiejętność modlenia się." Modli się, gdy my nie wiemy, jak to robić. To Jego zadanie. Modlitwa, która jest spotkaniem z Bogiem żywym jest spotkaniem za pośrednictwem Przyjaciela. Ktoś z tym Bogiem musi nas przecież poznać. Nie zrobi tego katecheta, ksiądz czy rodzic. Nie bezpośrednio. Poznać, zapragnąć i pokochać można tylko kogoś, kogo się zna. Ma nam w tym pomóc właśnie Duch Święty.

Nowy język komunikowania

Najtrafniej istotę święta Pięćdziesiątnicy ujął Benedykt XVI, który - nawiązując do wieży Babel - powiedział, że Zesłanie Ducha Świętego jest jej przeciwieństwem. "Tam, gdzie ludzie chcą stać się Bogiem, mogą jedynie stanąć jeden przeciwko drugiemu. Natomiast tam, gdzie stają w prawdzie Pana, otwierają się na działanie Ducha Świętego, który ich wspiera i łączy."

Można też odwołać się do Świętego Pawła: “Nikt bez pomocy Ducha Świętego nie może powiedzieć: »Panem jest Jezus«" (por. 1Kor 12,3). To jest klucz.

Zesłanie Ducha Świętego ma wymiar zbierania pierwszych owoców męki i śmierci Jezusa. Postarajmy się więc zaprosić Pana Boga do codzienności. Wpiszmy Go na nasze listy. Dajmy mu miejsce nawet tam, gdzie jest ona niekompletna lub nieuporządkowana. On się nie obrazi. Przeciwnie. Chętnie w to nasze nieuporządkowane życie wejdzie, by nam pomóc. Nie tylko w czasie świąt, ale non stop.

Bóg nie działa w naszym życiu okresowo. Działa nieustannie. Albo to przyjmiemy, albo możemy sobie dać spokój z pobożnymi rytuałami. Nawet, jeśli nie potrafimy tego przyjąć, to chociaż "pragnijmy pragnąć".

Droga z Nim

Idziemy i upadamy. Nikt nie oczekuje od nas bezwględnej doskonałości. Bycie chrześcijaninem nie polega na tym, by być idealnym. Nie polega też na tym aby stawiać kalendarzu kolejne krzyżyki. Nie żyjmy byle przeżyć. Droga z Nim jest zawsze drogą pod prąd. Choćbyśmy się z całych sił starali, pewnie nie raz ulegniemy pokusom, nie mam złudzień. Chodzi jednak o jedno - o to, by zaprosić Boga do naszego życia jako Przyjaciela. Jako tego, który kocha, codziennie i bezwględnie. Boga, który nam towarzyszy w pracy, w czasie długich weekendów, a także na hamaku w sierpniu.

Nawet, jeśli Go nie ma na naszej liście, On jest.

"Prośmy o łaskę przyzwyczajenia się do obecności tego towarzysza drogi,
Ducha Świętego, tego Jezusowego świadka, który podpowiada,
gdzie jest Jezus, jak Go odnaleźć, co On mówi."

(Papież Franciszek)

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Sezonowy chrześcijanin
Komentarze (2)
Krzysztof Kołacz
16 maja 2013, 23:28
Kościół też jest "sezonowy". W czasie wakacji ustają stałe dyżury spowiedników, znikają Msze pierwszopiątkowe dla dzieci, nie ma Mszy rodzinnych, księza się wykruszają i obsada jest o połowę mniejsza. Nie ma spotkań wspólnotowych. Letni marazm duchowy ... Kościół to wspólnota. Niesezonowa. Jeśli idzie o poszczególne wspóloty wyjeżdżają w większości na rekolekcję, po których wskazane jest, aby odpocząć. To jest jedna z cech formacji. Dyżury są ograniczane - owszem, ale księża się raczej "nie wykruszają" ;-) Każdy zasługuje na chwilę odpoczynku - tego fizycznego także. Marazm duchowy nie ma nic wspólnego z ilością służby liturgicznej na Mszach. Jeśli w niektórych parafiach wstrzymuje się wspomniane Msze dla dzieci - zawsze można o tym porozmawiać z Proboszczem. Od tego jest i gorąco do tego zachęcam.
S
sjesta
16 maja 2013, 20:06
Kościół też jest "sezonowy". W czasie wakacji ustają stałe dyżury spowiedników, znikają Msze pierwszopiątkowe dla dzieci, nie ma Mszy rodzinnych, księza się wykruszają i obsada jest o połowę mniejsza. Nie ma spotkań wspólnotowych. Letni marazm duchowy