We wczorajszym "Dużym Formacie" ciekawy reportaż zatytułowany "Grzechy sobie odpuszczamy" stawia pytanie, co one oznaczają dla Polaków. Gazeta rozpisuje grzechy główne i przytacza krótkie wywiady z paroma osobami na temat każdego z nich. Rozmówcy reprezentują różne zawody, różne doświadczenia, a więc i perspektywy.
Grzechy główne to nawet nie grzechy sensu stricto, a raczej wady, ustalone i "wyćwiczone" skłonności do złego, jak dawniej uważano. Długo by o tych wadach rozprawiać i nie zamierzam tu powtarzać myśli z książeczki "Siedem grzechów głównych dzisiaj", którą parę lat temu popełniłam.
Od średniowiecza, kiedy szczególnie się im przyglądano, upłynęło wiele czasu, zmieniło się myślenie, problem jednak nie zniknął. Co więc dzisiaj myślą bohaterowie reportażu "Dużego Formatu" o tych grzechach?
Mamy kochać siebie, mówią rozmówcy "Gazety". Ale pojawia się myśl, żeby nie popadać w ułudę wszechmocy, wszechwiedzy, własnej boskości. To się nazywa pychą.
Chciwość - to uzależnienie od posiadania. Mylenie ceny i wartości, żądza władzy, sławy, pieniądza, przyjemności. Zakres ma znacznie szerszy niż nieumiarkowanie w jedzeniu i w piciu , które, jak sama nazwa wskazuje, nie szanuje granic umiaru i rozsądku. Ale przecież wszelki brak umiaru stymuluje konsumpcję, rozwija gospodarkę - podsuwa skwapliwie diabolus economicus, więc w sumie...
Gniew myli się ze złością.
Lenistwo gdzieś wyparowało, niby zamiast niego pojawił się pracoholizm. A przecież pracoholizm to tylko druga strona tego samego medalu. Ucieczka w pracę oznacza ucieczkę od czegoś, co dla nas trudniejsze, np. od pracy nad relacjami ludzkimi, życiem duchowym czy nawet troską o zdrowie. A więc jakby inna forma wygodnictwa.
Zazdrość, o dziwo,bywa dziś skłonnością pożądaną. Bliska rywalizacji, jest rzekomo dobra, bo to cenna ambicja do wyższej konkurencyjności. Ale czy ktoś, kto chce coś zrobić najlepiej jak go na to stać, musi "zazdrościć" umiejętności innym? Czy walczący o rekord sportowiec musi zazdrościć rywalom? W dawnym rozumieniu chodziło o zawiść, czyli o brzydką cechę polegającą na braku życzliwości wobec innych, bo rzekomo nie zasłużyli sobie na to, co mają, jest im "za dobrze", a zazdroszczącym "źle".
Pomieszanie pojęć dotyczy też nieczystości. Mam dzieci nieślubne i nic w tym nieczystego nie widzę, zwierza się matka. Ktoś mówi o praniu brudnych pieniędzy, o kłopotach z seksualnością młodzieży autystycznej, o erotomanii. O tym, że teraz to, co ładne (a więc atrakcyjne, młode), jest czyste. Tylko ksiądz wtrąca o wykorzystywaniu drugiego człowieka.
Tak - w wielkim skrócie - wygląda dzisiejsze psycho-społeczne podejście do tego wymiaru etyki chrześcijańskiej, dla której grzech jest świadomym wykroczeniem przeciw Bożemu prawu. Bez uznania Boga za Siłę Nadrzędną, pojęcie grzechu zanika, a pozostaje jedynie osobowościowa "słabość". Wyrywający się do niezależności dzisiejszy człowiek gotów jest jedynie ( choć nie zawsze) zobaczyć w sobie pewne utrudniające mu życie skłonności - uzależnienia.
Ktoś, dla kogo Bóg jest przedmiotem wiary, nadziei i miłości, musi widzieć to inaczej. Weźmy przykład św. Teresy z Lisieux, wielkiej proponentki Bożego Miłosierdzia ( tak, tak - nie tylko małej drogi zawierzenia Bogu). Jak św. Paweł, pisała, że chlubi się ze swoich słabości. Czyżby? A jednak, bo chociaż bez reszty owładnięta chęcią "sprawiania Bogu przyjemności", w ukryciu Karmelu codziennie skwapliwie i z uśmiechem starała się emanować konkretną miłością, doszła przy tym do wniosku, że o własnych siłach słabej natury ludzkiej do końca pokonać się nie uda ani jej, ani nikomu innemu. Mozolne wspinanie się po drabinie cnotliwości ma w sobie coś z pychy i duchowej buchalterii. To ramiona kochającego Chrystusa mogą powierzającego Mu się wraz ze swymi słabościami i niezadufanego w swoje siły człowieka unieść w górę jak winda. Z czasem wszystko stało się dla Teresy łaską, nawet ciemności wiary i okrutna śmierć na gruźlicę.
Z sondażu "Gazety" wynika jednak, że stary diabeł szukający wśród nas przykładów, aby poinstruować swego młodego ucznia w sztuce zwodzenia ludzi ( vide: "Listy starego diabła do młodego" C.S. Lewisa) znajdzie dzisiaj, także w naszym kraju, dużo "cennych" sposobów na wyprowadzenie ludzi w pole.
Skomentuj artykuł