Drogi Czytelniku, jeżeli teraz stwierdziłeś, że twoja wiara chwieje się w posadach, to dobrze. Być może właśnie po raz pierwszy stanąłeś przed Tajemnicą i zobaczyłeś, że można w teologii dalej zadawać sensowne pytania i jak nieskończona jest treść Bożych tajemnic.
Trudno chyba znaleźć kogoś, kto nigdy nie doświadczył podchwytliwych pytań, zadawanych przez dzieci i młodzież. Problem ten spotyka nie tylko rodziców, wychowawców, nauczycieli, ale także i księży. Skoro bowiem mowa jest o sprawach najpoważniejszych, dotyczących sensu ludzkiego życia, standardy wiarygodności muszą osiągnąć szczególnie wysoki poziom. Nie ma tu miejsca na półprawdy ani na załatwiane machaniem rękami pokrętne wyjaśnienia. A na pewno już nie na szafowanie kościelnym autorytetem. Ewoluujący od kilkunastu miliardów lat Wszechświat jest dziś tak w swoich rozmiarach tak olbrzymi, że dla krytycznego umysłu młodego człowieka oczywistym wydaje się pytanie o to, jakie galaktyki mijał po drodze Pan Jezus podczas swojego Wniebowstąpienia, czy też Najświętsza Maryja Panna, gdy z ciałem i duszą była brana do nieba. Gdzie tak naprawdę jest niebo? Choć odpowiedź, że ,,u góry, ponad naszymi głowami" była może oczywista w średniowieczu w arystotelesowskim obrazie świata, to z punktu widzenia współczesnej kosmologii sprawa nie wygląda już bynajmniej tak prosto. I to czyni zadane postawione przed chwila pytanie wysoce sensownym nawet, jeżeli do czerwoności rozgrzewa skądinąd pobożnego katechetę.
Życie i śmierć Maryi to ciężki orzech do zgryzienia dla teologów
Nikogo nie trzeba przekonywać, że Pismo Święte milczy w kwestii galaktycznych trajektorii Jezusa i Maryi, milczy ono również w kwestiach dużo bardziej fundamentalnych, to jest końca jej ziemskiego życia oraz samego faktu Wniebowzięcia. Z racji niezwykle szczególnej roli Maryi w dziele zbawienia kwestie te głęboko absorbowały uwagę Ojców Kościoła, powstało też w tej materii wiele legend i opowieści. Na postać Maryi trzeba bowiem patrzeć całościowo, a próbując uchwycić teologiczny sens jej egzystencji, nie można również pominąć innych kluczowych kwestii, dotyczących jej życia takich, jak chociażby Niepokalane Poczęcie. Bez wchodzenia w większe szczegóły widać od razu, że mamy tutaj do czynienia z postacią, która dla realizacji Bożego planu zbawienia została uchroniona od wspólnej wszystkim nam ludziom kondycji niedoskonałości od poczęcia do kresu ziemskiego życia.
Rozwój maryjnej doktryny Kościoła wyznaczony jest przez dogmatyczną deklarację czterech podstawowych prawd. Pierwszą z nich Kościół wypracował już w czasie wielkich sporów chrystologicznych w walce z herezją nestorianizmu, którą potępił Ekumeniczny Sobór w Efezie w 431 roku. Chodziło bowiem o stwierdzenie, że Chrystus był Bogiem od momentu narodzenia, w efekcie czego Maryja rzeczywiście była Bożą Rodzicielką (gr. theotokos). Drugi ważny moment to dziewictwo Maryi, rozumiane w trzech sensach: przed narodzeniem Chrystusa (ante partum), w trakcie Jego narodzin (in partu) oraz po narodzinach (post partum). Głównie akcentuje się tutaj fakt, że Jezus został w łonie Maryi poczęty mocą Ducha Świętego bez udziału męskiego nasienia oraz że jej dziewictwo nie zostało naruszone w trakcie narodzin Chrystusa. Potoczne stwierdzenie, że ,,młyny św. Piotra mielą powoli" znajdują swoje szczególne uzasadnienie w niebywale długim czasie, jaki upłynął od początku chrześcijaństwa do ogłoszenia dwóch ostatnich maryjnych dogmatów: o Niepokalanym Poczęciu (Pius IX, 1854) i o Wniebowzięciu (Pius XII, 1950). Tyle bowiem czasu Kościół bowiem potrzebował, aby dokładnie przemyśleć i przebadać, czy te dwa fakty oficjalnie zakwalifikować można do depozytu wiary.
Śmierć, a grzech pierworodny - jak to było z Matką Boga?
Definiując w Konstytucji Apostolskiej ,,Munificentissimus Deus" dogmat o Wniebowzięciu Pius XII orzekł, że do depozytu wiary przynależy fakt wzięcia Maryi z duszą i ciałem do nieba bo zakończeniu jej ziemskiego życia. Orzeczenie to nie implikuje jednak, czy Maryja doświadczyła fizycznej śmierci, przez jaka przejść musi każdy człowiek na końcu swojej ziemskiej drogi. Innymi słowy, kwestia ta nadal pozostaje otwarta i do dziś stanowi przedmiot teologicznych sporów. Rzecz jest o tyle ciekawa, że można ją traktować jako pole do dalszego rozwoju doktryny, prowadzące być może kiedyś w przyszłości do bardziej zdecydowanego stanowiska Magisterium Kościoła, podobnie jak ostatnio takie stanowisko zajął w kwestii kary śmierci Papież Franciszek, finalizując je oficjalną korektą do treści Katechizmu Kościoła Katolickiego. Na pewnym etapie refleksji Magisterium może bowiem uznać, że pogłębienie wiedzy antropologicznej, wynikające z rozwoju współczesnej nauki i teologii, stanowi dostateczną podstawę, aby zaproponować rozstrzygnięcie sporu o fizyczną śmierć Maryi.
Na dzień dzisiejszy tak wśród teologów jak i w powszechnym rozumieniu przeważa opinia, że u końcu swojego ziemskiego życia Maryja rzeczywiście zmarła śmiercią naturalną. Opinia ta motywowana jest wielowiekową tradycją, która szczególnie żywa jest w Kościele Wschodnim, gdzie mówi się wprost o Zaśnięciu Najświętszej Maryi Panny. Jako podstawowe źródło podaje się tutaj dokument z czwartego wieku, zatytułowany ,"Św. Jana Teologa opis zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny". Śmierć Maryi jest wzmiankowana w pracach takich Ojców Kościoła jak Orygenes, Św. Augustyn, Św. Hieronim i Św. Jan Damasceński. Współcześnie o śmierci Maryi mówił między innymi Św. Jan Paweł II w katechezie z 1997 roku, zatytułowanej ,"Zaśnięcie Najświętszej Maryi Panny". Teologiczna argumentacja z reguły odwołuje się do stwierdzenia, że z racji wolności Maryi od grzechu pierworodnego i osobistych grzechów, jej śmierć nie była karą za grzechy, ale wynikała z ogólnej naturalnej śmiertelności ciała, której również poddał się jej Syn, Jezus Chrystus.
Fizyczność Maryi
Gdzie zatem można szukać doprecyzowań i pogłębień, które mogłyby rzucić nowe światło na kwestię fizycznej śmierci Maryi? Chciałbym tu wspomnieć o dwóch kwestiach. Po pierwsze: grzech pierworodny. W obliczu przyjęcia przez naukę teorii ewolucji jako najbardziej adekwatnego scenariusza powstania życia na Ziemi a także na kanwie historyczno-krytycznych badań Księgi Rodzaju trwa dziś szeroko zakrojona debata teologiczna nad możliwą reinterpretacją doktryny o grzechu pierworodnym. Podstawowe zadawane w tej materii pytanie brzmi, czy da się dalej utrzymać literalność opisu upadku Adama oraz zaciągniętej przez niego winy, która w swoich skutkach przenosi się dziedzicznie na wszystkich jego potomków? Czy nie jest przypadkiem jednak tak, że grzech pierworodny jest jedynie metaforą ludzkiej niedoskonałości jako stworzenia? Gdyby rzeczywiście tak się okazało, byłby to bardzo znaczący przypadek rozwoju doktryny zgodnie ze wspominanym już przeze mnie w pierwszym poście wskazaniem Św. Jana Pawła II, że nauka powinna oczyszczać religię z błędu i przesądu. Nie ulega wątpliwości, że w takiej sytuacji zupełnie inaczej należałoby spojrzeć na Niepokalane Poczęcie, które mogłoby również uzyskać dużo głębsze teologiczne ufundowanie.
I rzecz druga to sama definicja śmierci, która w powszechnym użyciu bazuje na przednaukowej antropologii, widzącej człowieka jako kompozyt duszy i ciała. Śmierć wygląda wówczas bardzo prosto: oddzielenie duszy od ciała. Z tego też dokładnie powodu mówimy, że ktoś, kto umarł, oddał ducha. Dynamicznie rozwijające się współcześnie nauki kognitywne czynią pojęcie duszy coraz bardziej problematycznym, ponieważ klasycznie przypisywane ludzkiej duszy władze wolnej woli oraz rozumu przypisuje się już dzisiaj czynnościom neuronalnych struktur mózgu. Nie mamy dziś żadnej sensownej koncepcji, jak radzić sobie ze zrozumieniem śmierci, gdyby przyszło rozstać się nam z pojęciem duszy i zastąpić ją jakimś naukowo lepiej uzasadnionym elementem ludzkiej natury, który przeżywałby fizyczną śmierć. I jak wtedy pojąć kwestię Zaśnięcia Maryi? Być może właśnie lepiej będzie stwierdzić, że śmierci fizycznej w ogóle nie doświadczyła.
Dobre owoce wątpliwości
Drogi Czytelniku, jeżeli teraz stwierdziłeś, że twoja wiara chwieje się w posadach, to dobrze. Być może właśnie po raz pierwszy stanąłeś przed Tajemnicą i zobaczyłeś, że można w teologii dalej zadawać sensowne pytania i jak nieskończona jest treść Bożych tajemnic. Teologia wpada w wiraże. Zamiast zestawu katechizmowych regułek do zapamiętania doświadczyłeś, że na wiarę i jej treść można spojrzeć inaczej, można ,,wypłynąć na głębię".
*Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji
Skomentuj artykuł