Spowiedź z niewiary

(fot. shutterstock.com)
Celina Kisiel-Dorohinicka

"Od ostatniej spowiedzi nie chodziłem na religię i do kościoła. Więcej grzechów nie pamiętam..." Czy warto zaryzykować przedświąteczną spowiedź? Po co i z czego się spowiadać? Co uznać za grzech, jaką obiecywać poprawę, by pozostać przed sobą i Bogiem uczciwym?

Święta już niebawem. Dla młodych ludzi to nie tylko czas szukania prezentów pod choinkę i pomocy przy rodzicielskiej domowej krzątaninie, ale też czas dylematu związanego z przedświąteczną spowiedzią. W życiu każdego człowieka bywają takie chwile, że pytanie o spowiedź zaczyna ciążyć.

W tym względzie sytuacja młodego gimnazjalisty czy licealisty bywa nie do pozazdroszczenia. Jeśli nie ma szczęścia do mądrego katechety, dwa razy w tygodniu spotyka się z kościelnym urzędnikiem, który z dużą siłą wyrazu przypomina o chrześcijańskich powinnościach, a właściwie o chrześcijańskiej moralności.

DEON.PL POLECA

Gdy gołym okiem widać, że "katechizowany" w powinności te się nie wpisuje, jego bycie chrześcijaninem staje pod znakiem zapytania. Po co zatem przy takiej totalnej negacji przychodzić jeszcze na religię? Po co chodzić na mszę? Po co i z czego się spowiadać? Co uznać za grzech, jaką obiecywać poprawę, by pozostać przed sobą i Bogiem uczciwym?

Świadomość grzechu to nie poczucie winy. Czucie się winnym ma często podłoże społeczne: wyrasta z zerwania z jakimś powszechnie przyjętym wzorcem czy przekraczania obowiązujących w danym społeczeństwie norm. Doświadczając poczucia winy i wiążących się z nim negatywnych emocji (lęk, frustracja, złość, agresja), człowiek nie rozwija się. Czucie się winnym nie wnosi nic do zrozumienia przyczyn zła, ani też nie jest podstawą pozytywnej motywacji do zmiany postaw. Poczucie winy może wyrządzić wyłącznie zło.

Czym jest świadomość grzechu? Na katechezie uczymy sie, że grzech stanowi przekroczenie przykazania Bożego lub ludzkiego w materii ważnej lub mniej ważnej. Tym samym zamykamy problem grzechu w obrębie prawa. Rola prawa polega jedynie na informowaniu o tym, że dany czyn jest zły.

Tymczasem podstawowy dla grzechu jest jego wymiar osobowy: chodzi w nim o wybór przeciw Bogu, czyli wybór zła. Pozornie nie widać różnicy. Nie widać tak długo, jak długo nie jesteśmy z Bogiem w osobistej relacji. W chrześcijaństwie bycie z Bogiem w osobistej relacji jest możliwe dzięki osobie Jezusa Chrystusa.

Spotkanie na swej życiowej drodze Jezusa, który umarł i zmartwychwstał dla mnie, czyli doświadczenie, że jestem przez tego Jezusa kochany i przyjęty taki, jakim jestem, daje początek nawróceniu. Jeśli ktoś w swym życiu naprawdę spotkał Jezusa, zachwycił się Nim i zapragnął iść Jego drogą, chce razem z Nim góry przenosić. Bez głębokiej więzi z Chrystusem każde przykazanie, każda norma jest ciężarem nie do uniesienia. Jak jednak spotkać Jezusa?

Niestety, nie jest łatwo spotkać Jezusa w Kościele, któremu sam powierzył głoszenie przyniesionej przez siebie Ewangelii. Jak przypomina papież Franciszek, Ewangelia zaprasza każdego z nas (niezależnie od naszych ułomności i upadków) byśmy odpowiedzieli Bogu, który nas kocha i nas zbawia. Jednak przepowiadanie Kościoła sprawia, że to zaproszenie nie brzmi wystarczająco mocno i pociągająco. Często bywa i tak, że jest ono przysłaniane tematami mniej istotnymi. Te zaś, choć są ważne, nie oddają sedna nauczania Jezusa.

Jednym z tematów "zastępczych" są moralne i religijne powinności chrześcijanina. Choć Dobra Nowina o zbawczej miłości Boga poprzedza obowiązki moralne i religijne, dziś w przepowiadaniu Kościoła często wydaje się przeważać odwrotny porządek. W ten sposób przepowiadanie moralne staje się katalogiem grzechów i błędów, a Dobra Nowina przestaje mieć cokolwiek wspólnego z dobrem.

Wobec takiego stanu rzeczy w szukaniu Jezusa trzeba wykazać się pewną determinacją. Trzeba dotrzeć do takich świadków Ewangelii, którzy zamiast szafować ocenami ludzkich zachowań, głoszą miłosierdzie Boga i wzywają do głębokiego nawrócenia. Z pewnością takim świadkiem może stać się doświadczony, mądry spowiednik. Spowiednik, który w obecności Jezusa słucha i rozmawia.

Spowiednik, któremu można powierzyć swoje wątpliwości, zagubienie, swoją niewiarę w Kościół i w niespotkanego dotąd Jezusa. I przyznać się, że nie wiemy, za co żałować i jak miałaby wyglądać nasza poprawa. Skoro wszyscy mówią, że znów Bóg rodzi się wśród ludzkiej biedy, może warto zaryzykować taka rozmowę? Jeśli nawet miałaby nie skończyć się rozgrzeszeniem, ma szansę stać się pierwszym krokiem ku czemuś więcej.

Celina Kisiel-Dorohinicka - pracownik Instytutu Kulturoznawstwa Akademii Ignatianum w Krakowie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Spowiedź z niewiary
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.