Szymon Hołownia o tym, czy zwierzęta mają duszę i skąd wziął się ubój rytualny

(fot. Jamie Morris)

Do tych zaś, którzy zarzucać mi teraz będą, że jeżdżę po emocjach, że przecież "to tylko zwierzęta", mam zawsze to samo pytanie: kto wam pozwolił sądzić, że On nie słyszy ich skowytu?

Ano właśnie. Czy zwierzęta mają duszę? Przypuszczam, że większość czytelników tej książki (jeśli już po nią sięgnęła) może spokojnie podpisać się pod słowami Kimberlee Auerbach, amerykańskiej pisarki (i właścicielki pudla o imieniu Gracie): "Nie potrzebuję papieża, by mi powiedział, że zwierzęta mają duszę. Mam psa i wiem to już od dawna".

DEON.PL POLECA

A więc nie jestem sam w moim nie dającym się ubrać w ludzkie kategorie i słowa przekonaniu, że nie tylko w człowieku kryje się jakaś wymy­kająca się chemii i biologii iskra, że zwierzęta też zostały wy­posażone w transcendentny moduł.

Co ciekawe, przekonanie to nie charakteryzuje wyłącznie egzaltowanych starszych dam zapisujących swe yorki do pedicurzysty, zdarzało mi się słyszeć na własne uszy, jak wyrażali je również hodujący zwierzęta na mięso rolnicy. Tak, po osiemnastu miesiącach hodowli wysyła­ją do ubojni "mięsne" krowy z pełną świadomością, że skracają im tym życie o dobrych paręnaście lat, racjonalizując to sobie za pomocą swoistej farmerskiej metafizyki ("takie jest ich prze­znaczenie", "po to przyszły na świat"), gdy jednak wcześniej mówią o nich, pokazują je gościom, trudno nie zauważyć, że naprawdę odróżniają je od sieczkarni czy traktora (oczywiście nie dotyczy to wszystkich hodowców - są i tacy, tępi jak trzon od grabi, dla których istotny jest wyłącznie ich własny napcha-ny kałdun, niemieckie auto w garażu i dolary).

Na własne uszy słyszałem też myśliwych opowiadających z pasją, szacunkiem i czułością o leśnej zwierzynie (co, rzecz jasna, nie przeszka­dza im po chwili wpakować obiektowi tych westchnień kulki w kręgosłup i powtarzając wyczytane w łowieckiej prasie roz­grzeszające mantry, patrzeć, jak kwicząc i tarzając się, podejmu­je beznadziejną walkę o życie).

To jednak znamienne, że choć wnioski praktyczne z odkry­wania w zwierzętach przekraczającej nas tajemnicy wyciągamy diametralnie różne, w miarę zgodnie uważamy za poznaw­czych dewiantów tych, którzy widzą w nich tylko i wyłącznie mięso, materiał badawczy, maszyny. Jasne, jedni uznawać będą, że wystarczy zapisać w prawie nakaz oszczędzania zwierzętom "zbędnego cierpienia", ja będę bronił tezy, że z punktu widze­nia zwierzęcia dokładnie każde cierpienie jest zbędne, łapiemy już jednak w tej kwestii jakiś wspólny grunt.

Wegetarianin bez problemu znajdzie go chyba z kimś, kto myśli jak chrześcijań­ski apologeta sprzed stu lat Gilbert Keith Chesterton, piszą­cy (w eseju - hymnie na cześć prawa do spożywania na święta dobrze przyrządzonego indyka): "Sądzę, że nie jest ani ludz­kie, ani humanitarne, jeśli widząc głodną kobietę pochłaniającą wzrokiem wędzoną makrelę, myślimy nie o uczuciach kobiety, lecz o bliżej nieznanych uczuciach tragicznie zmarłej makreli. Podobnie nie jest ludzkie ani humanitarne, jeśli patrząc na psa, myślimy o bliżej nieznanych odkryciach, jakich moglibyśmy dokonać, gdybyśmy wywiercili mu dziurę w głowie". I dalej: "Indyk jest przecież bardziej sekretny niż wszyscy aniołowie i archaniołowie. Bóg powiedział nam, co znaczy anioł, ale nigdy nie powiedział nam, co znaczy indyk. A jeśli będziecie obser­wować żywego indyka przez godzinę lub dwie, odkryjecie, że tajemnica pogłębiła się raczej, niż się zmniejszyła".

Myślę, że Tompkins złapał dobry trop, że miał rację. Ja, patrząc w oczy moich psów, obserwując zlatujące się na noc do ogrodu ptaki, pszczoły, szerszenie, spotykane podczas leśnych spacerów dziki, sarny, łosie albo naszych afrykańskich sąsiadów: słonie, żyrafy, impale, jaguary, lwy, hieny, a nawet kobry czy mam­by - nie mam cienia wątpliwości, że one również noszą w so­bie tchnienie pochodzące od mojego Stwórcy. On wpisał w nie coś, co jest Jego i nigdy nie będzie należeć do mnie.

W naszej judeochrześcijańskiej tradycji - żadna tam zno­wu nowość. Przecież już po drugim, "poawaryjnym" przymie­rzu, jakie zawiera z ludzkością - tym razem reprezentowaną przez Noego - Bóg, pozwalając ludziom zabijać zwierzęta na pokarm, zastrzega, że nie wolno im przywłaszczać sobie krwi, która w tamtych czasach i kulturze była uznawana za mieszka­nie pierwiastka pozacielesnego, ducha (tak to sobie przodko­wie wykombinowali: skoro żywa istota przestaje żyć, gdy się z niej spuści krew, to krew jest siedzibą czegoś, co robi z orga­nizmu żywą istotę). "Nie wolno wam tylko jeść mięsa z krwią życia. Upomnę się o waszą krew przez wzgląd na wasze życie - upomnę się o nią u każdego zwierzęcia" (Rdz 9, 4-5a).

Stąd oczywiście wziął się ubój rytualny: wykrwawienie bez ogłuszania (o tej okropnej praktyce napiszę więcej w kolej­nym rozdziale), z obowiązkowym oddaniem Bogu ducha tego zwierzęcia przed przecięciem mu tętnic, do dziś praktykowa­ny w tradycyjnym judaizmie i islamie i stający się tam swoją karykaturą (bo nawet jeśli kiedyś był rzeczywiście najmniej dotkliwą z dostępnych metodą pozbawiania zwierzęcia ży­cia, dziś istnieją już metody znacznie mniej dotkliwe, poza tym ubój koszerny czy halal w warunkach de facto przemysło­wych to czyste piekło, jedna z najlepszych znanych mi zachęt, by - jeśli jest Bóg, który mógłby się czegoś takiego domagać - zostać ateistą).

Byłoby jednak mało wielkoduszne w stosunku do Pana Za­stępów, gdyby w tym Jego zdaniu dopatrywać się wyłącznie wskazań w zakresie rzeźniczej techniki. Bo kto - przecież to logiczne - ma prawo upominać się o coś, jeśli nie ten, do kogo owo coś należy? To Bóg, nie rolnik, nie zootechnik, nie kon­sument, nie ksiądz, jest dysponentem zwierzęcego losu. On upomni się więc o każdą z milionów hodowanych w Polsce kur "wymienianych" (zabijanych), gdy z powodu totalnego wyeks­ploatowania przestają już nieść tanie jajka.

O literalnie każdego łososia, któremu na żywca zabełtano śrubą mózg, by utrzy­mać jego mięso w niepokalanej świeżości zapewniającej kon­sumentowi dosłownie chwilę podniebiennej satysfakcji więcej (ta technika nazywa się "ike jime"; w wykwintnych restauracjach płaci się za sushi z takiej ryby dużo więcej niż za to z zabi­tej w standardowy sposób). O każdego starego niedźwiedzia czy tygrysa sprzedanego z cyrku albo zoo do "farm myśliw­skich", gdzie etyczni dewianci ze strzelbami mogą zapewnić sobie chwilę wrażeń, zabijając na wpół oswojone, a więc nie uciekające zwierzę (czasami te zwierzęta dodatkowo się jeszcze szprycuje, żeby bohaterowie mieli łatwiej).

O każdego malut­kiego makaka, którego azjatyccy smakosze przywiązują żywcem do stołu (uprzednio zabiwszy jego matkę), a następnie wbija­jąc słomkę w nieuformowane jeszcze kości czaszki, rozkoszują się smakiem podawanego na surowo mózgu. O tego sławnego dzięki viralowemu filmikowi orangutana wypędzonego z domu przez harwestery karczujące las tropikalny pod hodowlę pal­my oleistej, z której ktoś zrobi moje słodycze albo kosmetyki (nad losem małpy rzewnie płakały miliony, jeśli nie miliardy, po czym otarły łzy i w swoich konsumenckich preferencjach nie zmieniły absolutnie niczego).

O słynną żyrafę z kopenhaskiego zoo, dwuletniego Mariusa, którego pewnego dnia w 2014 roku jego opiekun zwabił przysmakiem w ustronne miejsce, gdzie weterynarz wstrzelił mu w mózg bolec, a później jego poćwiar­towane - na oczach gapiów, w tym dzieci - ciało oddano lwom (Marius był w pełni zdrowym zwierzęciem, jego jedyną winą było to, że - jak wyjaśniał szef naukowy ogrodu - nie repre­zentował sobą żadnej nowości genetycznej, żyrafy o podobnym genotypie już w tym zoo były).

Do tych zaś, którzy zarzucać mi teraz będą, że jeżdżę po emocjach, że przecież "to tylko zwierzęta", mam zawsze to samo pytanie: kto wam pozwolił sądzić, że On nie słyszy ich skowytu? Przecież wam też zdarza się go słyszeć. Jak to jest, że tak bardzo poruszają nas historie reanimujących zaczadzone psy i z narażeniem własnego życia wyciągających konie z bagien strażaków, dlaczego tak kibicujemy świniom czy krowom, któ­rym jakimś cudem udało się zwiać z transportu do rzeźni, dla­czego tak wielu najchętniej własnoręcznie zlinczowałoby kogoś, kto wyrzuca psa z jadącego samochodu, tylu z nas swój czas i pieniądze poświęca nie sobie, lecz trosce o dobro żyjących z nami stworzeń - a wciąż tego wszystkiego jest za mało, by krwawienie świata zatamować?

Więcej w najnowszej książce Szymona Hołowni "Boskie zwierzęta" >>

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Szymon Hołownia o tym, czy zwierzęta mają duszę i skąd wziął się ubój rytualny
Komentarze (19)
IC
Iwona czaplicka
23 grudnia 2018, 18:41
Rzucilam haslo -nie ma dowodow na istnienie duszy. Co wiecej, sa dowody ze swiadomosc, np, ludzka nie ma skladowej niematerialnej. Wszyscy znafcy duhowosci zamilkli. Ktos, cos? jakies dowodziki ze jednak?
AL
Alberto LN
22 grudnia 2018, 18:49
Nie jestem aż tak radykalny, ale w naszych czasach, uprzemisłowiony produkowania mięsa nie ma nic wspólnego z to co robily dawne pokolenia. Owszem, zabiło się zwierząt od zawsze, ale jest jakoś inaczej ze świnią hodowanym w domu. Jakoś trzeba dwa razy myśleć... teraz po prostu bierzemy mięso w plastikowym opakowaniu i nie wiemy co za tym się kryje. No, I na koniec cytat z ks. Rodzaju... Jakoś mi się wydaję, że pierwotny pomyśl Boga, był, abyśmy bily wegetarianie.  I rzekł Bóg: «Oto wam daję wszelką roślinę przynoszącą ziarno po całej ziemi i wszelkie drzewo, którego owoc ma w sobie nasienie: dla was będą one pokarmem. 30 A dla wszelkiego zwierzęcia polnego i dla wszelkiego ptactwa w powietrzu, i dla wszystkiego, co się porusza po ziemi i ma w sobie pierwiastek życia, będzie pokarmem wszelka trawa zielona». I stało się tak.
Zofia Bogocz
22 grudnia 2018, 16:27
Mnie bardzo podoba się ten tekst. W końcu ktoś identyfikowalny publicznie jako katolik wypowiedział się też w obronie tych najbezbronniejszych! Dziękuję. Jak bardzo tego brakuje... Przeciez zwierzęta żyją, czują, są danymi nam braćmi mniejszymi, powinniśmy o nie dbać, szanować je i im pomagać jako silniejsi, jako ich opiekunowie. Cieszę się, że mówi Pan, że Pan Bóg się o nie upomni. Możemy się licytować po akademicku co znaczy dusza i czy zwierzęta ją mają (ja jestem zwolennikiem opcji, że tak), czy nie, ale w działaniu powinniśmy je chronić w imię tego, że są po prostu żyjącymi czującymi stworzeniami. Pozdrawiam!
21 grudnia 2018, 19:44
"Kto wam pozwolił sądzić, że On nie słyszy ich skowytu?" Elementarne drogi Watsonie: gdyby rzeczywiście była to dla Niego ważna sprawa, przekazałby nam to wyraźnie w Biblii.
IC
Iwona czaplicka
22 grudnia 2018, 18:33
Oczywiscie. To znaczy ze bog, gdyby istnial bylby s...synem. A jest wytworem mysli s...synow.
SK
Sofia Kowalik
21 grudnia 2018, 14:44
To smutne jak wielu katolików niszczy przyrodę a to dzieło jedynego Piękna.
PG
p g
21 grudnia 2018, 21:08
Co to jest jedyne piekno??
IC
Iwona czaplicka
21 grudnia 2018, 14:24
Oczywiscie zwierzeta nie maja duszy - nic na to nie wskazuje. Czlowiek tez nie. Jest faktem naukowym ze swiadomosc nie ma zadnej skladowej niematerialnej. Zwierzeta za to czuja bol i potrafia cierpiec - nie nalezy mylic tych dwoch pojec. Dzieje sie to w identyczny sposob jak u czlowieka. I w identyczny sposob bolowi i cierpieniu sie zapobiega. Owszem, sa  roznice gatunkowe, ale reakcja na leki u czlowieka czy psa jest bardziej podobna niz konia i osla.
IC
Iwona czaplicka
21 grudnia 2018, 14:20
Gdy czytam te odpowiedzi znajduje potwierdzenie tezy ze katolicy to ludzie niewolniczo obawiajacy sie silniejszych a pogardzajacy slabszymi. I ze katolik zaszkodzi jesli tylko ma mozliwosc - tj. bedzie bezkarny. Troche znam inne spoleczenstwa, i te protestanckie, a wlasciwie juz laickie maja wiecej empatii. A wobec wladzy potrafia sie postawic i bronic swego.
PG
p g
21 grudnia 2018, 18:46
Mylny wniosek. Po prostu mamy wiecej empatii dla zabijanych dzieci niż dla mordowanych karpi.
22 grudnia 2018, 14:11
PG wyjaśnił Ci dlaczego komentujemy w ten, a nie inny sposób, przyjmij to pokorze proszę Cię. Kochany Piecuszku jeszcze jedna sprawa, zachęcam żebyś nie generalizował mówiąc katolicy są źli, a zlaicyzowani protestanci są dobrzy, nie jest to prawdą, człowiek po grzechu pierworodnym, ma spaczoną naturę i jest slabym egoistą, zarówno szyita, sunnita, katolik, protestant. Kwestia niechęci ateistów do ludzi wierzących pochodzi z faktu, że ich postępowanie (ludzi wierzących) stawia Tobie znak zapytania, a co oni mają rację, co jeśli się potępie? Wielu ateistow zadaje sobie podświadomie to pytanie, biedacy, cierpią jak psy, a na końcu stwierdzają, że katolik swoim postępowaniem ich moralizuje, ale nie jest to prawdą, katolik- chrześcijanin jest światłem, zatem jak żyje w Twoim pobliżu, uświadamiasz sobie, że jesteś "nagi" i to boli najbardziej, bracie Ateisto, będzie dobrze nie obawiaj się! Założ spodnie wiary i zakry swoją hańbę, a wtedy będziemy tacy razem!
IC
Iwona czaplicka
22 grudnia 2018, 18:39
Jstem kobieta. I tak, zylam wsrod protestantow, a wlasciwie laikow, wsrod anglikanow i tak dalej. Nawet wsrod muzulmanow. I tyle pogardy dla slabszych co maja katolicy to nigdzie nie spotkalam. Bo to jest taka dupokrytka - moj Bog pozwala mi - i tu wstaw sobie co chcesz- pogardzac kobietami, uzywac bez zahamowan zwierzat do swoich celow, posiadac niewolnikow (papieze ich posiadali a Pismo Sw, daje instrukcje jak sprzedac corke w niewole) zabijac innowiercow. Stosujac zasade Qui pordest - chrzescijanstwo wymyslili wlaciciele niewolnikow, mezczyzni, kaplani, oczywiscie mezczyzni. I te grupy maja dupokrytke dla wszelkich podlosci. Jakby nie bylo jasne (kto wierzy w bajki?) to wlasnie grupa odnoszaca korzysc jest zainteresowana - i jest tworca- tych bajed.
IC
Iwona czaplicka
22 grudnia 2018, 18:40
Karp czuje bol - w odroznieniu od szesciotygodniowego plodu.
MK
Marek Kępka
30 grudnia 2018, 22:58
I tutaj mamy kliniczny przykład zamroczenia przez ideologię. Dziewczyno, proszę Cię, wróć do lekcji biologii. To co piszesz aż sprawia ból, nie tylko karpiom.
MK
Marek Kępka
21 grudnia 2018, 13:15
Smutne to wszystko. Podobnie jak niedawny tekst pana Hołowni o kurczaczkach. Pokazuje mi jedno: nie warto wchodzić w dialog ze światem, bo zamiast być świadectwem dla niego, można szybko przejść na jego stronę. I nawet można nie zwrócić na to uwagi, dalej myśląc, że jest się chrześcijaninem, a w rzeczywistości tylko małym szczekającym pieskiem na pasku lewicy. Kiedyś nawet sensownie Pan pisał, teraz... szkoda słów.
21 grudnia 2018, 11:41
To jest dobre, jakie to jest dobre, kisne Panie Szymku. Nie przejmujmy się mordowanymi dziećmi, aborcją, głodem na świecie, bo gdzieś tam cierpią zwierzęta, które nie mają świadomości istnienia. Skoro w Piśmie jest mowa o nowej Ziemii, możliwe, że materia jaką są istoty żywe, zwierzęta, znajdzie gdzieś tam swoje miejsce, nie wiemy co przewidział Bóg, jest mowa, że całe Stworzenie będzie odnowione. Pytanie brzmi: jaki jest sens skupiania się na zwierzątkach? Proszę pisać o głodzie na świecie i jak mu zaradzić, o problemie jakim jest aborcja, eutanazja, zwierzątka są zabijane i będą zabijane żeby ludzie mieli co jeść. Częstym zjawiskiem w związku z wyrzutami sumienia po zabójstwie własnego dziecka, jest przesadne okazywanie miłości do zwierzątek, piesków, kotków i niechęć do ludzi bo są źli, a zwierzątka nie są złe. Ale w Pana przypadku chodzi chyba tylko o napchanie kabzy, a że temat w dzisiejszym świecie jest poczytny, w związku z tym co napisalem wyżej, Pan Szymcia zwęszył hajs. Kochanie kocham Was nie chce nikogo zranić tylko pokazać Wam którędy warto iść. Zapraszam!
PG
p g
21 grudnia 2018, 11:37
Rzeczywiście autor "jeździ po emocjach". Ciekaw jestem co czuje gdy znane celebrytki walczące o prawo do zabijania dzieci rozpaczają na losem karpia. Zakładam się o każde pieniądze, że problemu nie ruszy. Bo z jednej strony przyznaje się do chrześcijanstwa, ale narazić się "środowisku"? Nigdy. Lepiej epatować takimi opowiastkami. I zachować obraz wyjątkowo wrażliwego faceta.
S
Szymon
21 grudnia 2018, 10:49
P. Hołownia przytacza różne patologiczne przypadki traktowania zwierząt, co do których żaden normaly człowek nie ma wątpliwości, że to patologia. Jednocześnie jego teksty brzmią trochę jak łaszenie się do lewicy, która relacje między ludźmi a zwierzętami, z chrześcijańskiego punktu widzenia, ma mocno zaburzone.
Zofia Bogocz
22 grudnia 2018, 19:30
Jednak kupując codziennie jaja z chowu klatkowego, czy mięso ze świni na kotlet też przyczyniamy się niestety do tych patologii, co do których nie mamy wątpliwości, tyle tylko, że ich nie widzimy, a więc też nie mamy wątpliwości...