Trzy filary Adwentu

(fot. shutterstock.com)

W Kościele Adwent tajemniczo łączy z sobą przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Nic dziwnego, skoro wiąże się on z obecnością nieskończonego Boga w czasie.

Słowo "adwent" pochodzi od łacińskiego czasownika advenire - "przyjść" i swymi korzeniami sięga starożytności. Wywodzi się z rzymskich zwyczajów religijnych i dworskich. Adwent to w pierwotnej wersji przybycie do świątyni bóstwa lub cesarza, któremu także przypisywano cechy boskie. Określenie to oznaczało również uroczyste wstąpienie cesarza na tron i coroczne upamiętnianie tego wydarzenia. Chrześcijaństwo zachodnie przejęło tę nazwę, ponieważ dobrze przybliża ona istotę okresu, jaki przeżywamy na początku roku liturgicznego.
 

Formalnie Adwent podzielony jest na dwa etapy. Od pierwszej Niedzieli do 16 grudnia akcent pada na obwieszczanie powtórnego przyjścia Pana. Rozważamy wówczas wspaniałe wizje proroka Izajasza mówiące o nadziei, obietnicy, spełnieniu pragnień udręczonej ludzkości, królowaniu Boga, ostatecznym zwycięstwie dobra nad złem. Od 17 grudnia czytania mszalne koncentrują się wokół tajemnicy pierwszego przyjścia Syna Bożego w ludzkim ciele. Pomiędzy ostatecznym przyjściem Pana, a tym, które już się zakończyło na ziemi palestyńskiej, rozpościera się jeszcze to, co pomiędzy, czyli czas naszego życia. Czas czuwania - kluczowej czynności każdego chrześcijanina.
 

Czuwanie to rozpoznawanie świata niewidzialnego w tym, co można zobaczyć i dotknąć. Ta postawa duchowa opiera się na trzech filarach odzwierciedlających obecność Boga w czasie. Pierwszy to wspominanie dzieł Boga dokonanych w świecie w przeszłości, co ćwiczy pamięć i prowadzi do wdzięczności. Drugi to zwracanie się ku Bogu działającemu w teraźniejszości, co wyraża się w modlitwie, słuchaniu Słowa, rozeznaniu duchowym i przyjmowaniu sakramentów. Trzeci to pielęgnowanie nadziei, czyli spodziewanie się dobra w przyszłości, co promieniuje radością i pogodnym nastawieniem do życia.

Nie utracić pamięci
 

Wspomnienie narodzenia Jezusa w Betlejem potwierdza, że nie jesteśmy sierotami pozostawionymi samym sobie ani ubocznym produktem ewolucji. Ktoś większy interesuje się żywo naszym losem. I chociaż Bóg, podejmując ryzyko, złożył losy tego świata w nasze ręce - by nasza wolność, twórczość i miłość mogła się rozwinąć, nie spogląda na nas z obojętnością, lecz zaprasza do więzi z sobą jeszcze w trakcie życia na ziemi. Przyjęcie tego faktu wcale nie jest łatwe i oczywiste. Bo wierzyć w Boga, który kiedyś tam ma przyjść albo takiego, który żyje gdzieś w zaświatach, to jeszcze pół biedy. Ale Bóg, który je, pije i oddycha, żyjąc pośrodku nas? Już w II wieku filozof Celsus pokpiwał sobie z Wcielenia: Syn Boży człowiekiem, który żył niewiele lat temu? Jeden z tych wczorajszych czy przedwczorajszych? Człowiek zrodzony w zakątku Judei z ubogiej prządki?
 

Przywoływanie w pamięci dzieł Boga, do czego wzywa niemalże cały Stary Testament, ożywia w nas świadomość, że Bóg nigdy nie wycofał się ze świata i działa dla naszego dobra. I nie chodzi tu tylko o takie wzniosłe dzieło narodzenia Jezusa. Także na co dzień Bóg wyzwala nas od wrogów, daje pokarm i napój, uczy, jak żyć, by nie pobłądzić, czyni zdolnymi do miłości i przebaczenia. Każdy wierzący z pewnością doświadczył tej opieki. Aby nie ulec duchowej amnezji i pysze, trzeba ćwiczyć pamięć i nazywać Boże dary po imieniu. Nazywa się to wdzięcznością. Wtedy praktykujemy czuwanie.

Ja jestem z wami
 

Po tym, jak Bóg zamieszkał wśród nas, a później wstąpił do nieba, wcale nie rozstał się z nami. Nadal jest obecny w świecie, Kościele i ludzkim życiu, chociaż nie fizycznie. Ta obecność nie polega na przyjęciu roli obserwatora lub nadopiekuńczej matki, która do wszystkiego się wtrąca i na siłę chce uszczęśliwić wszystkich wokół. Bóg chce, aby Go szukać, chce być odkryty i poznany także dzisiaj, bez narzucania się komukolwiek. Także dzisiaj można Go szukać i znaleźć, chociażby w Jego słowie, wspólnocie Kościoła czy drugim człowieku. Także dzisiaj wychodzi On naprzeciw każdego człowieka, a także podejmuje trud odszukania zagubionych. Także dzisiaj można dążyć do Boga po śladach, jakie pozostawia, przechodząc nieustannie po prostych i krętych drogach ludzkiego życia. Święty Ireneusz z Lyonu pisał, że od strony Boga nic nie jest puste. Wszystko jest dla Niego znakiem. Wszystko o Nim mówi. Niektórzy twierdzą, że życie polega na lekturze, wyjaśnianiu i wprowadzaniu w czyn ukrytej mowy Boga, jaka wciąż płynie do nas różnymi kanałami. Potrzeba do tego specjalnej wrażliwości przekraczającej kuszącą siłę oczywistości. Jest ona darem Ducha, który daje oczy serca i rozumu zdolne przebić się przez zalewającą nas powierzchowność. Ten wysiłek szukania głębi również jest czuwaniem.

Żyjemy dzięki tęsknocie
 

Najważniejszy wymiar Adwentu to uświadomienie sobie, że Pan Jezus przyjdzie powtórnie na ziemię, już nie w sposób ukryty, lecz w chwale i potędze. Będzie to koniec, który dla nas stanie się początkiem. A jednak wielu ludzi, także wierzących, ta radosna zapowiedź przyprawia o dreszcze. Nie zawsze rozpoznają w Chrystusie tego, który przyjdzie dać spełnienie. Bardziej obawiają się Jego karzącej ręki.
 

Tymczasem życie ludzkie pełne jest głębokich tęsknot, nawet jeśli tłamsimy je w sobie i ich nie zauważamy. W gruncie rzeczy tęsknoty te są wyrazem wpisanego w naszą naturę, aczkolwiek często przebranego w różne szaty, pragnienia Boga. Jesteśmy jak strzała, którą niewidzialny łucznik skierował ku wyznaczonemu przez niego celowi. Jest w nas taki obszar, który pragnie nieskończoności, pragnie Boga. A św. Augustyn dodaje jeszcze, że życie ludzkie trwa i rozwija się dzięki temu łaknieniu Boga, przez które od wewnątrz jesteśmy poruszani i motywowani, chociaż często nie zdajemy sobie z tego sprawy. W dniu powtórnego przyjścia Chrystusa na ziemię nastąpi wypełnienie wszelkich dążeń, ostateczne zaspokojenie pragnienia Boga. Dla wielu z nas tą chwilą spełnienia będzie osobista śmierć. To będzie nasze przybycie do Pana.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Trzy filary Adwentu
Komentarze (13)
A
andrzej
5 grudnia 2014, 16:54
Jakże wspaniale by było jakby każde narzędzie było doskonałe. Młotek nie uderzał by nigdy w palce, piła nigdy by nie tknęła ciała ludzkiego, a siekiera...  I tak możemy również rozpatrywać człowieka jako rzarzędzie Boga. Każdy z nas takim narzędziem czasem się staje, aby coś bożego wnieść do tego naszego świata, który być może dzielimy częściowo razem z upadłymi. Dlatego tak wiele cierpień i niesprawiedliwości jest w tym wymiarze (ziemskm). Bóg jednak nigdy o nas nie zapomniał i pragnie byśmy powrócili we właściwym czasie do Domu, z którego wyszliśmy być może nawet więcej niż miliard lat temu i w ciele być może zupełnie niepodobnym do obecnego. Mam na myśli "Adama", który był jedynym, który wyszedł z Domu, ale już jego cielesność stanowi dla nas ogromną tajemnicę, która być może jest prawdą, której nie możemy pojąć w obecnym wymiarze. Wraz z wiekiem coraz bardziej przekonuję się, że żyjemy w świecie o wielu wymiarach, lecz zwykle dostrzegamy ten jeden (ziemski). Raz na jakiś czas każdy z nas ma szansę być "dotkniętym" przez samego Boga. Właśnie tak zaczyna się przemiana naszej świadomości, która jest zaprogramowana na poszukiwanie głównie "prawdy" (źródła, świadectwa, skutki). Te poszukiwania zaczynamy zwykle od miłości, poszukując tej jedynej , ale z czasem okazuje się ona daleka od ideału, którego choć nigdy nie widzieliśmy to jednak gdzieś w sercu jej wzorzec mamy. A więc poszukujemy dalej i dalej. Mijają lata, a my nadal możemy tej miłości idealnej nie odnaleźć, bo tą miłością jest jedynie Bóg.
A
andrzej
5 grudnia 2014, 16:57
c.d.     Jednak wielu, którzy odnaleźli to jedyne źródło Miłości z biegiem lat  dostrzega, że dróg poszukiwań prawdy jest wiele i życia nam zbraknie na ich badanie. Bóg Jednak pragnie naszej przemiany, abśmy zbliżali się duchowo do Niego i z bożej perspektywy postrzegali innych ludzi. Nie osądzajmy więc niedoskonałych narzędzi Pana, bo to jest droga zatracenia. Szkuajmy swoich dróg wzrostu wiary i jeśli czujemy głód świadectw (wiary) wyjdźmy z Panem na drogi swego życia i zaświadczajmy czynem, a nie tylko słowem (jak również ja to tutaj czynię). Mam świadomość, że łatwo jest świadczyć słowem, radzić, próbować pomagać i zarazem bardzo trudno przekuwać wiarę w czyn budując świadectwo idealnej wiary. Do świadczenia czynem potrzeba o wiele więcej niż tylko wiedzieć i chcieć. Jednym przychodzi to łatwiej innym z ogromnym trudem. Uszanujmy to, że ktoś się dzieli wiedzą, chce pomagać, a w czynie upada. Być może ten ktoś potrzebuje więcej czasu, modlitwy, aby dojrzeć do głębszej wiary, a być może jedynie do takiego powołania jest zdolny. Spglądając na karty historii Kościoła możemy dostrzec jedynie  kilkudziesięciu, którzy przekuli wiarę w czyn, a reszta? Z drugiej strony gdyby nie ta reszta to być może i tych niewielu było by o wiele mniej. Taki jest Kościół, jacy my jesteśmy!
6 grudnia 2014, 16:07
Piękne słowa, Andrzeju. Dziękuję.
AC
Anna Cepeniuk
4 grudnia 2014, 20:51
Dobry tekst i jakże prawdziwe zdanie... "Tymczasem życie ludzkie pełne jest głębokich tęsknot, nawet jeśli tłamsimy je w sobie i ich nie zauważamy." A jeśli nawet je zauważamy, to często musimy stoczyć "bój", by je realizować.... Szkoda też, że tracić musimy siły na to by nam ich inni nie stłamsili....
A
affe
5 grudnia 2014, 07:33
Czy dobry tekst może napisać duchowny bez wiarygodności, którą stracił prowadząc deon i piszą na nim komentarze i artykuły? Nawet może mógłby - ale kto w to uwierzy wiedząc jak postępuje ?
5 grudnia 2014, 07:47
Affe, jeśli ufasz czyjejś wiarygodności i potem tracisz to zaufanie, to znak, że sam nie byłeś przekonany. Jaka to wiara, gdy natychmiast zaburzona spotykając się z nią w innym miejscu? Sobie ufajmy i patrzmy na swoje działania miast krytycznie oceniać działania innych.
A
affe
5 grudnia 2014, 08:20
Myśle że to wypowiedź niby uczona ale bez doktoraciku? Ale też manipuluje - pocztek źle założony - jeśli ufasz a potem tracisz ? Tu powinno być - jeśli nie ufasz - to nie możesz wierzyć Oceniać szefa deonu trzeba bo jego działalność może wielu sprowadzić na manowce. Trzeba upominac - a nie odwracać głowe - co mnie to obchodzi. Publicznie sie wypowiada to trzeba publicznie upominać
6 grudnia 2014, 16:30
Affe a fe takiemu pytanku. Ty wiesz, dlaczego takie zadajesz. Oceniać siebie trzeba, bo własna działalność może wielu na manowce sprowadzić.
6 grudnia 2014, 16:44
Ach, jeszcze jedno - pamiętasz, że widzimy w innych to, co nosimy w sobie? Zastanów się nad tym, zanim komuś przypiszesz jakiś brak (tu wiarygodności czy doktoratu) albo manipulację. Publiczne upomnienie czynione jednak w dobrej intencji.
P
parafianin
4 grudnia 2014, 13:00
Gdybyż ten duchowny juz tyle razy nie skompromitował się swoimi komentarzykami i pisaniną i mógł być wiarygodny? To mozna by go uznać za duszpasterza i poczytać co napisał? A tak ? Co drugie zdanie może trzeba by było sprawdzać w innych źródłach czy to na pewno o to chodzi? Czy znowu nie wkradł się jakiś postmodernizm albo jakaś amerykańska teologia (bez doktoraciku podobn). A może po prostu dac sobie spokój i poczytać duszpasterzy wiarygodnych, którzy nie nadszrpnęli całkowicie zaufabania do tego co nauczają ? No chyba żeby zastosować tu by można - słuchać i czytać co poucza ale nie naśladować jego postępowania
P
picassojerzy
4 grudnia 2014, 20:20
Gdybys Ty nie kompromitiwał sie Twymi komentarzami i nie oczerniał Autora......daj sobie spokój i nie komentuj
P
parafianin
5 grudnia 2014, 07:29
Co jest nieprawdziwe? Sprawdziłeś komentarze i artykuliki Piórkowskiego  na deonie i nie tylko?
C
Cudaczek
4 grudnia 2014, 10:56
wierzą lub poszukują wiary... chcą dzielić się z innymi swoimi pasjami i opiniami... nie chcą wstydzić się okazywać swojej wiary... chcą poznać ludzi, dla których ważne są chrześcijańskie wartości... mają ochotę dzielić się zdjęciami i opisami z wydarzeń np. pielgrzymek... chcą mieć dostęp do ciekawych artykułów, wywiadów i informacji... kochają Naszą Ojczyznę... Zachęcamy, abyście włączyli się we wspólne tworzenie portalu www.TwojaParafia.pl