Maria, siostra Łazarza, namaszcza stopy Jezusa i ociera je własnymi włosami. W pewnym sensie wyprzedza to, co sam Mistrz uczyni wobec apostołów w Wieczerniku.
"Zostaw ją! Przechowała to, aby mnie namaścić na dzień mojego pogrzebu" (J 12, 7).
Jezus upomina Judasza, a w Ewangeliach według św. Marka i Mateusza, wszystkich uczniów, którzy dokonując szybkich obliczeń, oburzają się na gest kobiety okazującej miłość Mistrzowi. Św. Marek zapisuje, że apostołowie "szemrali przeciw niej", a Jezus dodaje, że "sprawili jej przykrość" (Por Mk 14, 5-6)
W Ewangelii św. Jana kobietą, która namaściła stopy Jezusa, jest Maria, siostra Marty i Łazarza. Nieprzypadkowo.
Św. Jan mocno podkreśla, że uczniowie Jezusa to nie tylko mężczyźni, ale także kobiety. Na pozór banalna obserwacja. Ale apostoł nie ma na myśli jakiejś anonimowej grupki służących czy kucharek, które gotowały Jezusowi i uczniom obiady, choć zapewne niektóry z nich to czyniły. Jan daje wyraźnie do zrozumienia, że kobiety jakimś cudem łatwiej i szybciej orientowały się, o co chodzi Jezusowi, wyznawały w Niego wiarę i o Nim świadczyły. Mężczyźni mieli w tej materii znacznie większe trudności: Nikodem, Piotr, Tomasz, Judasz, faryzeusze, którzy toczą z Nim zażarty spór. Oni potrzebowali więcej czasu, wewnętrznych walk. Niektórym w ogóle się nie udało. Inni chcieli sobie wszystko logicznie poukładać, zdefiniować. Nie za bardzo to wyszło. Św. Augustyn pisze, że najpierw trzeba uwierzyć, czyli zaufać, żeby zrozumieć. W przeciwną stronę wszystko trwa znacznie dłużej.
A kobiety miały swoje sposoby. Zaczęło się już od Maryi, która w Kanie dzięki wierze w Syna, przyczyniła się do pierwszego znaku. Potem Samarytanka, której życie nie najlepiej się układało, spotkała Jezusa i doznała wewnętrznej przemiany. Zadziwiające jest to, że tylko jeden raz we wszystkich ewangeliach Jezus powiedział wprost, że jest Mesjaszem. Nie komu innemu, tylko Samarytance (Por J 4, 26). Natychmiast pobiegła i opowiedziała o tym swoim rodakom.
Dalej Marta i Maria, siostry Łazarza, które po śmierci ich brata również wyznały, że Jezus jest Synem Bożym. I brat powrócił do świata żywych. W końcu Maria Magdalena, z której Jezus wyrzucił siedem złych duchów (według Ewangelii nie wiemy, czy była cudzołożnicą). Stała razem z Maryją obok krzyża, potem nad grobem i to jej pierwszej ukazał się Jezus po Zmartwychwstaniu.
Wiara tych kobiet za każdym razem rozpoczynała coś definitywnie nowego: Matka Jezusa skłoniła Go do pierwszego znaku; dzięki Samarytance wieść o Mesjaszu po raz pierwszy dotarła poza granice Palestyny; Marta i Maria ufając w moc Mistrza i przyjaciela, przekonały Go, aby dokonał wskrzeszenia Łazarza; w końcu Maria Magdalena pierwsza pobiegła z radosną wieścią o Zmartwychwstaniu Pana.
Nie są to poboczne role. Wiara tych kobiet "niosła" pierwszą wspólnotę wierzących. Zresztą, do dzisiaj to głównie kobiety zapełniają kościoły. Przez wieki większość objawień prywatnych została udzielona kobietom. Całe rzesze sióstr zakonnych, lekarek, wolontariuszek, misjonarek prowadzą tysiące najrozmaitszych dzieł miłosierdzia, kierowane miłością do Chrystusa. Nie mówiąc o milionach matek. Łatwo to przeoczyć, zwłaszcza z pozycji władzy w Kościele, która zwykle bardziej jest zauważana i gratyfikowana. Nie chcę przez to powiedzieć, że kobiety wierzą lepiej, a mężczyźni gorzej. Przecież nie o to chodzi. Wszystkie przykłady ucieleśnione w konkretnych postaciach ewangelicznych, kobietach czy mężczyznach, są typami pewnych postaw, które mogą charakteryzować obie płci. Niemniej, jakieś różnice w przeżywaniu wiary i poznawaniu istnieją.
Kto wie, być może za wyakcentowaniem wiary kobiet przez św. Jana kryje się jego długoletnie zamieszkiwanie, bycie i rozmowy z Matką Jezusa. Może to dzięki Maryi Jan zobaczył więcej niż pozostali apostołowie i docenił wyjątkowość postawy, sposobu poznania i wrażliwości kobiet w Kościele?
Maria, siostra Łazarza, namaszcza stopy Jezusa i ociera je własnymi włosami (Por J 12, 1-10). W pewnym sensie wyprzedza to, co sam Mistrza uczyni wobec apostołów w Wieczerniku. Trzysta denarów za olejek nardowy to również oznaka ogromnej hojności i wielkoduszności Marii, która nie liczy się z kosztami, daje wszystko. Jej uczynek jest odpowiedzią, przejawem wdzięczności. Dlaczego zdobyła się na taki gest?
Z Ewangelii według św. Łukasza wiemy, że Maria została pochwalona przez Jezusa za jej postawę słuchania. Gdy pewnego razu pojawił się w Betanii (Por Łk 10, 38-42). Marta od razu zabrała się do roboty. Maria zaś siedziała i słuchała, co Pan ma jej do powiedzenia. Rzadko myśli się o miłości w kategoriach słuchania. Nie tylko wiara rodzi się ze słuchania, miłość też. Słuchanie to najpierw przyjmowanie drugiego i rezygnacja z bycia w centrum uwagi. Gdyby tak tylko częściej praktykować prawdziwe słuchanie, mielibyśmy więcej szczęśliwych małżeństw i mniej wiernych opuszczających Kościół.
W każdym razie, zachowanie Marii nie spodobało się nadzwyczaj aktywnej wówczas Marcie, która chciała zakłócić ten "sielankowy" obrazek z życia wiejskiego. (Więc to nie tylko mężczyźni zajęci są różnymi zadaniami niecierpiącymi zwłoki, kobiety też). Jezus ją upomniał, że nie tędy droga i pouczył: "Marto, zacznij od słuchania - wtedy będziesz mogła łatwiej rozeznać, czy należy coś zrobić czy nie. A zapewne niewiele będzie potrzeba".
Maria słuchając słów Jezusa, zrozumiała, co jest istotą Jego misji. Zdobyła się na czyn, który zaszokował, nie tylko rozrzutnością, ale i odwagą. Kobieta ocierająca włosami stopy mężczyzny w tamtych czasach? Na oczach wszystkich? Ten czyn to owoc słuchania. Czyn, który przełamał schemat.
Parę dni później Piotr zbuntował się na widok Jezusa, który chciał mu umyć nogi. Nie rozumiał. Być może patrzył na wszystko przez pryzmat władzy i autorytetu. Nie mieściło mu się w głowie, że Mistrz może wykonywać takie posługi. Ale może i najzwyczajniej w świecie nie chciał, żeby ktokolwiek mu mył nogi, ewentualnie niewolnik... Jezus oświadczył, że Piotr teraz niewiele z tego rozumie, ale przyjdzie czas, że zrozumie. Wydaje się, że Maria zrozumiała wszystko znacznie wcześniej.
Problemem Piotra było to, że Jezusa słuchał połowicznie. Na zapowiedź wyparcia się, zarzeka się, że tak się wcale nie stanie. Odrzuca słowa Jezusa, chcąc oddać za Niego życie. Zresztą, "podobnie zapewniali wszyscy uczniowie" (Por Mt 26, 35). Mieli swoje racje, nie znali swojej słabości, ale też nie dali sobie powiedzieć, że się mylą. Cóż, Piotr dopiero po fakcie uświadamia sobie, że Jezus miał rację i należało było Go posłuchać.
Niedawno Papież Franciszek wprowadził zmianę w obrzędzie umycia nóg w Wielki Czwartek. Można umyć stopy kobietom. Podniosła się fala oburzenia: przecież Jezus w Wieczerniku mył nogi tylko apostołom. (Nota bene, w tym samym Wieczerniku Eucharystię też ustanowił tylko w gronie Dwunastu). Ale czy ktoś w tym świętym oburzeniu pomyślał, że zanim do tego doszło, to kobieta umyła łzami bądź namaściła stopy Jezusa? I to na oczach apostołów? Czy podczas Ostatniej Wieczerzy zapomnieli, że sam Jezus wcześniej pozwolił sobie namaścić nogi i był za to wdzięczny Marii?
Skomentuj artykuł