Zdaję sobie sprawę, że dla wielu pytanie to jest aż nadto akademickie, bo po co sobie łamać głowę czymś, co i tak się stanie, a zbyt wielu rzeczy pewnych powiedzieć o tym się nie da. Ale są tacy, co autentycznie martwią się o swój wygląd po zmartwychwstaniu.
To przeciwnicy darowania po śmierci swoich narządów do transplantacji. Boją się, że zmartwychwstaną bez oddanej nerki, wątroby, kawałka skóry, serca czy innego jeszcze fragmentu ziemskiego ciała. Czy słusznie?
O ciele po zmartwychwstaniu nie wiemy zbyt wiele. Wierzymy w carnis resurrectionum, czyli ciała zmartwychwstanie, ale Credo pomija szczegóły. Jak przypomniał IV Sobór Laterański "wszyscy we własnych powstaną ciałach, tych, co teraz posiadają". Zapewne chodzi tu już o cielesność przemienioną, istotową, a nie materialną identyczność ciała po zmartwychwstaniu z tym, które dzisiaj mamy. Z niejaką pomocą przychodzi liturgia, która przypomina nam, że nasze "naśladowanie" Jezusa dopełni się, gdy i my - tak jak On -obleczemy się w nowe ciała. W III Modlitwie Eucharystycznej modlimy się za zmarłego, aby "ten, który przez chrzest został włączony w śmierć [...] Syna, miał również udział w Jego zmartwychwstaniu, gdy wskrzesi ciała zmarłych z prochu ziemi i upodobni nasze ciało, podległe zniszczeniu, do swojego ciała uwielbionego". Tyle wiemy: że będzie podobne do Jezusowego, uwielbione i już niezniszczalne.
Święty Grzegorz z Nyssy pisał niezwykle obrazowo: "Trzeba przeprowadzić ze śmierci do życia całą naszą naturę. Dlatego też Bóg się pochylił nad naszym trupem, aby wyciągnąć rękę, by tak powiedzieć, do bytu, który był jak martwy posąg: zbliżył się do śmierci tak dalece, że nawiązał kontakt z naszymi zwłokami i dał naturze za pośrednictwem swego własnego ciała podstawę zmartwychwstania, wskrzeszając całego człowieka swoją mocą".
Prawda o zmartwychwstaniu ciała występuje przeciwko głęboko zakorzenionemu w nas dualistycznemu myśleniu, że człowiek składa się z duszy i ciała, przy czym dusza jest nieśmiertelna, a ciało śmiertelne, czyli że żyć wiecznie będą same dusze. To prawda, że doczesne ciało zostaje poddane rozkładowi, ale zmartwychwstaniemy cali: to znaczy cielesno-duchowi, choć w innej już cielesności - do końca nie wiemy w jakiej. Zmartwychwstały Jezus przenikał drzwi, ukazywał się i znikał z oczu, ale jednocześnie kazał wkładać palce do swoich ran i pytał uczniów, czy nie mają co jeść.
To właśnie w perspektywie zmartwychwstania trzeba spojrzeć na problem transplantacji narządów po naszej śmierci. Przecież nasze doczesne ciało po śmierci będzie już nam zbędne, gdyż w chwili zmartwychwstania otrzymamy ciało nowe i inne, i na pewno piękniejsze. Szacunek dla ciała po śmierci nie przeciwstawia się możliwości uratowania życia drugiego człowieka dzięki narządom pobranym po naszym zgonie. Przeciwnie, w perspektywie wiary należy patrzeć na to jako na dar miłości, gdy ktoś część swego życia oddaje za życie drugiego człowieka. "Oddawanie narządów po śmierci jest czynem szlachetnym i godnym pochwały; należy do niego zachęcać, ponieważ jest przejawem wielkodusznej solidarności" - uświadamia nas Katechizm Kościoła Katolickiego.
A strach o to, co będzie tam, po zmartwychwstaniu, przypomina rozmowę Jezusa z saduceuszami, którzy zamartwiali się kwestią, czyją żoną po zmartwychwstaniu będzie ta, która za życia miała siedmiu mężów. Podstawowy błąd w naszym myśleniu o "zaświatach" polega na tym, że przenosimy tam ziemską topografię i ziemskie relacje międzyludzkie. Ludzie są często gotowi kłócić się o to, czyja trumna będzie leżeć obok czyjej, nad czyją i w czyjej sąsiedztwie. To kwestia, być może, ważna dla żywych, ale dla zmarłych kompletnie nieistotna. Filmowy Jaśko-John z pamiętnych Samych swoich przysięgał, że po ziemię wróci, "żeby się kości nasze nie szukali po świecie". A przecież to już nie będzie nasze zmartwienie, tylko tego, kto się tej wielkiej roboty wskrzeszenia ludzkości podejmie, czyli samego Pana Boga.
Skomentuj artykuł