"W ten sposób doświadczałem obecności Boga"

(fot. materiały promocyjne filmu "Milczenie")
Antonio Spadaro SJ

W wieku 15 lat zdałem sobie sprawę, że powołanie jest czymś szczególnym, czymś, czego nie da się zdobyć, i nie można go mieć tylko dlatego, że chce się być jak ktoś inny - mówi Martin Scorsese.

Publikujemy drugą część rozmowy z reżyserem filmu "Milczenie".

DEON.PL POLECA

>> Pierwsza część wywiadu: "Dla mnie wszystko sprowadza się do tego pytania"

Antonio Spadaro SJ: Który bohater powieści "Milczenie" napisanej przez Endo zaintrygował Cię najbardziej i dlaczego?

Martin Scorsese: Kiedy byłem młodszy, myślałem o zrobieniu filmu na temat bycia księdzem. Sam chciałem podążyć śladami ojca Principe i zostać kapłanem. Poszedłem do szkoły przygotowującej do wstąpienia do seminarium, ale oblałem pierwszy rok. W wieku 15 lat zdałem sobie sprawę, że powołanie jest czymś szczególnym, czymś, czego nie da się zdobyć, i nie można go mieć tylko dlatego, że chce się być jak ktoś inny. Musisz usłyszeć prawdziwe wezwanie.

Kiedy masz już powołanie, jak radzisz sobie ze swoją własną dumą? Jeśli możesz sprawować rytuał, podczas którego odbywa się przemienienie, to tak - jesteś kimś wyjątkowym. Jednakże musisz mieć w sobie coś jeszcze. Dobry ksiądz zawsze powinien myśleć przede wszystkim o swoich parafianach. Więc pytanie brzmi: w jaki sposób ten ksiądz odrzuca swoje ego? Chciałem zrobić taki film. Zdałem sobie sprawę przy okazji "Milczenia", czyli 60 lat później, że właśnie go robię. Rodrigues zmaga się przecież właśnie z tym pytaniem.

Ale myślę, że najbardziej fascynującym i intrygującym ze wszystkich bohaterów tej historii jest Kichijiro. Czasem, już w trakcie kręcenia filmu, myślałem: "Może on także jest Jezusem?". W Ewangelii według świętego Mateusza Jezus mówi: "Wszystko, co uczyniliście jednemu z braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili". Twoje ścieżki przecinają się z osobą, od której zdecydowanie cię odrzuca - to jest Jezus. Oczywiście Kichijiro jest ciągle słaby, szkodzi sobie i wielu innym, w tym także swojej rodzinie. Ale kto na końcu zostaje z Rodriguesem? Kichijiro. Jak się okazuje, on był wielkim nauczycielem Rodriguesa. Jego mentorem, jego guru, jeśli można tak powiedzieć.

Ludzie wytykali mi, że postać podobna do Kichijiro pojawia się w innych moich filmach, że to Johnny Boy z "Ulic nędzy". Postać Charliego, grana przez Harveya Keitela, musi także pokonać swoją dumę. On rozumie, że praktykowanie i duchowość nie ograniczają się do budynku, do kościoła w sensie dosłownym, że to musi wychodzić na ulicę. Nie możesz wybrać sobie pokuty dla siebie. Pokuta przychodzi zawsze wtedy, kiedy najmniej się jej spodziewasz i z miejsca, którego nie jesteś w stanie przewidzieć. Właśnie dlatego zarówno Johnny Boy, jak i Kichijiro mnie fascynują. Stali się miejscem zniszczenia i miejscem zbawienia.

Czy ojciec Rodrigues i ojciec Ferreira są dwoma stronami tej samej monety, czy też są to nieporównywalne ze sobą postacie?

Nie wiemy, w co prawdziwy ojciec Ferreira wierzył, a w co nie. W powieści Endo wydaje się, że rzeczywiście stracił swoją wiarę. Może nie mógł poradzić sobie ze wstydem po wyparciu się swoich przekonań, nawet jeśli zrobił to, by ratować życie innych ludzi. Z drugiej strony Rodrigues jest kimś, kto wyrzeka się wiary i dzięki temu ją odzyskuje. To jest ten paradoks. Rodrigues słyszy głos Jezusa, którego nie słyszy Ferreira, i taka jest między nimi różnica.

Kiedyś wspominałeś swojego ojca i mówiłeś, że gdy z Tobą o czymś rozmawiał, to zawsze zawierał wskazanie moralne: Kto jest w błędzie? Kto ma rację? Dobrzy ludzie po jednej stronie, a źli po drugiej. Kim są źli ludzie?

Mój ojciec miał czterech braci, wujek Joe był najmłodszy z nich. Mieszkał z żoną i dziećmi w mieszkaniu poniżej naszego przy Elizabeth Street. Moi dziadkowie - rodzice mojego ojca - mieszkali dwa piętra niżej, a mój ojciec odwiedzał ich codziennie. Rozmawiali o sprawach rodzinnych, o honorze rodziny Scorsese, o rzeczach, których nie rozumiałem - to były sprawy starego świata, a ja urodziłem się w Ameryce. To byli uczciwi ludzie, próbowali wieść dobre życie. Wtedy zorganizowana przestępczość była obecna wszędzie, a moja rodzina poruszała się na cienkiej granicy - nie chcieli być z nimi, ale nie mogli być przeciwko nim. Mój wujek wolał być z przestępcami. Był niewiele znaczącym członkiem tego światka, tak jak Johnny Boy - pakował się w kłopoty, trafił do więzienia kilka razy, zawsze był winny pieniądze jakimś pożyczkowym rekinom. Mój ojciec brał to wszystko na siebie. Codziennie widziałem, jak tego doświadcza: jak poradzić sobie ze swoim bratem w sposób godny i sprawiedliwy. Moja matka czasem bardzo się denerwowała i mówiła: "Czy twoi bracia nie mogą pomóc?". Do pewnego stopnia to robili, ale gdy wyprowadzili się z naszej dzielnicy, mój ojciec był osamotniony. To oznaczało także radzenie sobie ze wszystkimi stronami: negocjowanie, zawieranie umów, pilnowanie, aby ktoś Joe’ego nie wyciągnął z więzienia. Naprawdę nadstawiał głowę dla mojego wujka. Zawsze chodziło o obowiązek troszczenia się o swojego brata. Kochałem Joe’ego, ale było z nim bardzo ciężko. Ta sytuacja pobudzała do pytania: Czyż jestem stróżem brata mego? Z tym właśnie próbowałem się zmierzyć w filmie "Ulice nędzy".

Grzegorz Kramer SJ: "Ten film to doskonałe rekolekcje wielkopostne"

Pozostawiając na chwilę z boku "Ostatnie kuszenie Chrystusa", który film, Twoim zdaniem, najlepiej ukazuje prawdziwą twarz Chrystusa?

Dla mnie najlepszym filmem o Chrystusie jest "Ewangelia według świętego Mateusza" w reżyserii Pasoliniego. Kiedy byłem młody, chciałem zrobić współczesną wersję historii Chrystusa, rozegraną w kamienicach i na ulicach Nowego Jorku. Ale kiedy zobaczyłem film Pasoliniego, zdałem sobie sprawę, że taki film został już nakręcony.

Czy przydarzyła Ci się taka sytuacja, kiedy czułeś, że Bóg jest blisko, nawet jeśli milczy?

Kiedy byłem młody i służyłem do mszy, nie miałem wątpliwości, że tam była świętość. Chciałem przekazać to w "Milczeniu" podczas sceny mszy świętej na farmie w Goto. W każdym razie, pamiętam, jak wychodziłem na ulicę z kościoła po mszy i zastanawiałem się: w jaki sposób życie może się tak po prostu toczyć? Dlaczego świat nie jest bezpośrednio dotknięty przez Ciało i Krew Chrystusa? W ten sposób doświadczałem obecności Boga.

W 1983 roku byłem w Izraelu w poszukiwaniu lokalizacji do nakręcenia "Ostatniego kuszenia". Podróżowałem po kraju jednosilnikowym samolotem. Nie lubię latać, a szczególnie małymi samolotami. Byłem bardzo spięty, krążyłem tam i z powrotem. Pewnego dnia zostałem zabrany do bazyliki Grobu Pańskiego. Tam uklęknąłem i pomodliłem się przy grobie Chrystusa. Był ze mną producent Robert Chartoff. Kiedy wyszedłem, Bob zapytał mnie, czy poczułem się jakoś inaczej. Powiedziałem, że tak naprawdę to nie, byłem tylko przytłoczony geografią tego miejsca, wszystkimi zakonami, które utrzymywały, że należy do nich. Potem musieliśmy lecieć z powrotem do Tel Awiwu. Nagle, w trakcie tego lotu, poczułem wszechogarniającą miłość. To było niezwykłe, miałem to szczęście, że było mi to dane, tylko raz w całym moim życiu.

Chciałbym też opowiedzieć o narodzinach mojej córki Franceski. Urodziła się przez cesarskie cięcie. Byłem przy tym, patrzyłem na wszystko, co się działo, ale poproszono mnie, abym wyszedł. Zabrano mnie do innego pokoju i mogłem wszystko oglądać przez prostokątne okno. Zobaczyłem wiele nagłych, chaotycznych ruchów. Potem ujrzałem jakby martwe ciało, które zostało wyjęte. Pielęgniarka wyszła z płaczem, powiedziała: "Ona przeżyje" i objęła mnie. Nie wiedziałem, czy mówi o mojej żonie, czy o mojej córce. Potem wyszedł lekarz. Stanął przy ścianie, osunął się w dół, przykucnął i powiedział: "Możesz sobie założyć jakiś plan, a potem i tak pojawi się to 20 sekund przerażenia. Ale udało się". O mały włos, a straciliby je obie. Zanim się obejrzałem, dali mi do rąk to małe zawiniątko. Popatrzyłam na jej twarz, otwarła oczy. Wszystko zmieniło się w jednej chwili.

To przypomina mi niezwykły fragment z powieści Marilynne Robinson, "Gilead", którą czytałem, kiedy kręciliśmy "Milczenie". Umierający pastor opisuje cud, jakiego doświadczył, kiedy zobaczył twarz swojej córki po raz pierwszy. Mówi: "Teraz opuszczam ten świat. Zdaję sobie sprawę, że nie ma nic bardziej zadziwiającego niż ludzka twarz. To ma coś wspólnego z Wcieleniem. Czujesz się zobowiązany wobec tego dziecka po tym, jak już je zobaczysz i potrzymasz. Każda ludzka twarz ma do ciebie prawo. Bo nie masz innego wyjścia, jak tylko przyjąć ją w jej indywidualności, w jej odwadze i w jej samotności. Ale to odczucie jest najprawdziwsze, kiedy spogląda się w twarz noworodka. To jedna z wizji mistycznych". Z mojego doświadczenia mogę powiedzieć, że to jest absolutna prawda.

Na czym polega współczucie?

Myślę, że kluczem jest zaparcie się siebie. Charlie z "Ulic nędzy" wpada w pułapkę myślenia, że opieka nad Johnnym Boyem to jego pokuta potrzebna do osobistego wzrostu duchowego. Tu znowu wracamy do kwestii dobrych księży, co do których wiem, że zawsze zostawiają swoje ego z boku. Kiedy już się na to zdobędziesz, pozostaje tylko jedna potrzeba - potrzeba drugiego człowieka. Pytania o wybranie pokuty, o to, czym jest, a czym nie jest, staje się nieważne.

W Twoich filmach, także w "Milczeniu", jest wiele psychicznej i psychologicznej przemocy. Co reprezentuje ta przemoc?

Mam obsesję na temat duchowości, na punkcie tego, kim jesteśmy, a to oznacza przypatrywanie się z bliska złu i dobru. Czy możemy kultywować dobro tak, żeby w przyszłości, za sprawą ewolucji człowieka, przemoc zniknęła całkowicie? Przemoc jest tym, co sami robimy. To ważne, aby to pokazać, żeby nikt nie popełniał błędu, myśląc, że przemoc to tylko coś, co robią inni - co robią "agresywni ludzie". "Ja nigdy bym tego nie zrobił, oczywiście, że nie". No, tak właściwie, to mógłbyś to zrobić. Nie możemy temu zaprzeczać. Istnieją ludzie, którzy są zszokowani albo wstrząśnięci własną przemocą. Przemoc jest realną formą wyrazu w dramatycznych okolicznościach. Wielu ludzi po prostu nie rozumie przemocy, ponieważ pochodzą z kultur, a raczej z subkultur, dla których przemoc jest zjawiskiem bardzo odległym. Ale ja dorastałem w miejscu, gdzie przemoc była częścią życia i była bardzo blisko mnie.

Przemoc jest istotna dla bycia człowiekiem, bo to "ziemistość" życia. Wiąże się z jego profanacją, a to jest element natury ludzkiej. To nie znaczy, że jesteśmy z natury brutalni i obsceniczni - to oznacza, że brutalność i obsceniczność są jedną z dróg bycia człowiekiem. Nie jest to dobra droga, ale jest to jedna z możliwych ścieżek.

Dla Ciebie film jest jak obraz. Zdjęcia mają w "Milczeniu" decydującą wartość. W jaki sposób fotografia może pozwolić nam uchwycić duchowość?

Poprzez obraz kreujesz atmosferę. Stawiasz się w środowisku, gdzie możesz odczuwać inność. Są obrazy, idee, emocje, które człowiek może wynieść z kina. Oczywiście są też rzeczy nieuchwytne, których nie da się wyrazić słowami. Więc w filmie, kiedy łączysz jedno zdjęcie z drugim, dostajesz zupełnie inne trzecie zdjęcie - odczucie, impresję w swojej głowie. Środowisko, które tworzysz, to jedna sprawa i to zasługa fotografii. Ale to w łączeniu fotografii tkwi tajemnica filmu, który trzyma cię w napięciu i do ciebie przemawia. Na tym polega montaż.

Z tego, co słyszałem, "Milczenie" kręciliście na Tajwanie. Co spowodowało, że wybrałeś to miejsce?

Szukając lokalizacji, przyglądaliśmy się wielu miejscom na świecie, aż w końcu zdecydowaliśmy się na Tajwan. Zaczęliśmy od prawdziwych miejsc, opisanych w powieści Endo, takich jak Nagasaki, Sotome, gorące źródła Unzen, ale nie skończyliśmy tam kręcić filmu, ponieważ byłoby to ogromnie kosztowne. Na Tajwanie można zobaczyć niesamowite krajobrazy i nietknięte linie brzegowe, które są wizualnie bardzo podobne do miejsc opisanych w powieści. Od razu zorientowaliśmy się, że to miejsce, w którym możemy zrobić film.

Czy w tworzeniu tego filmu inspirowałeś się innymi filmami lub ich częściami? Jeśli tak, to którymi?

Generalnie w pracy inspiruję się wieloma filmami. Żyję z nimi, a one są ze mną. Nie jest to sprawa tylko tego czy innego filmu. Do niektórych z nich wracam wielokrotnie - na przykład do "Poszukiwaczy", "Zawrotu głowy" albo do "Osiem i pół". Tak samo do filmów Rosselliniego. Z drugiej strony film "Słowo" widziałem tylko raz. Nie mogę do niego wrócić. Jest taki czysty, piękny i szokujący. W przypadku każdego z tych filmów jesteś duchowo uniesiony i przemieniony. Żaden z nich nie jest tylko tanim źródłem rozrywki.

Czy jest taki film nakręcony przez Ciebie, który porównałbyś z "Milczeniem", ponieważ są podobne albo bardzo różne od siebie pod względem wymowy?

Być może "Infiltracja" jest przeciwieństwem "Milczenia". Byłem zainteresowany scenariuszem Billa Monaghana, ponieważ został napisany z perspektywy bostońskiego katolika irlandzkiego pochodzenia, czyli z zupełnie innej niż moja. Na końcu filmu wraca się do poziomu moralnego zero. Nie ma innego kierunku, tylko w górę. Roger Ebett powiedział, że to tak, jakby słyszało się Billego, granego przez Leonardo Di Caprio, który mówi na spowiedzi: "Ojcze, wiem, że byłem złym człowiekiem, ale co mogłem zrobić?". Ten film miał dla mnie wiele wspólnego z 11 września, z patrzeniem na naszą kulturę i na nasze życie w zupełnie nowym świetle. Wydawało mi się, że od tego momentu musimy zacząć moralnie żyć od początku. Ale nie zaczęliśmy.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"W ten sposób doświadczałem obecności Boga"
Komentarze (28)
25 lutego 2017, 23:34
Ktoś tu napisał, że smutek na twarzy o.Ferreiry jest wynikiem mentalnego poddania oprawcom. Nie zgadzam się z tym , uważam że o.Ferreira zdaje sobie sprawę że był zwyczajnie kaznodzieją słabej wiary. Dlatego mówi o.Rodriguezowi że oni czyli mnisi buddyjscy mają wiele ciekawych myśli. Może mu chodziło właśnie o stawianie człowieka w konkretnej sytuacji a nie snucie teorii bez praktyki. To nie jest smutek poddania i rezygnacji a raczej wyraz twarzy człowieka, który nareszcie coś zrozumiał.
25 lutego 2017, 23:23
Dlaczego Inoue Masashige jest dla mnie ciekawą postacią. Dlatego, że staje się nauczycielem o.Rodrigueza i o.Ferreiry. On stawia ich w konkretnej sytuacji, to czego się nauczyli muszą wykorzystać w praktyce. Z teoretyków głoszącym innym teorię muszą stać się praktykami w przeciwnym razie wszystko traci sens. Mnisi zen nie uczą o żebraniu tylko idą i żebrzą. Żebranie, to sposób na pozbycie się ewentualnej pychy z powodu czucia się lepszym od tych ze świata którzy nie doszli do takiej doskonałości duchowej. Żebranie, praca i medytacja. Dzisiaj nie ma już zakonów żebraczych.
25 lutego 2017, 21:11
Jeszcze dodam, że jeśli chodzi o plenery i okoliczności przyrody to dla mnie miały one akurat najmniejsze znaczenie. Moją uwagę przykuwały twarze i ogólnie ludzie równie dobrze mogło się to wszystko dziać w biurowcu. niewątpliwie ciekawą postacią jest Inoue Masashige.
no_name (PiotreN)
25 lutego 2017, 22:15
Natychmiastowe zabijanie innowierców (chrześcijan) nie przynosiło Japończykom (Inkwizycji) oczekiwanych rezultatów, dlatego wymyślili iście szatańską metodę - skutecznego łamania jestestwa człowieka. Byli w tym diabolicznie skuteczni, niczym naziści w swoich fabrykach śmierci. Jednak o ile Niemcy w obozach koncentracyjnych zabijali przede wszystkim ciało, to japońska Inkwizycja pod kierownictwem tego pana odbierała ludziom ich dusze. Natomiast muszę przyznać, ze aktor, który kreował tę postać bardzo łanie się uśmiechał. :-) Dodatkowo w holenderskich kronikach (teraz doczytałem) Inoue Masashige został zapamiętany jako natrętny homoseksualista. Faktycznie ciekawa postać, nietuzinkowa...
25 lutego 2017, 22:46
Wydaje mi się, że pan tego filmu nie oglądał a jedynie czytał recenzje, to widać na pierwszy rzut oka. Inoue Masashige był osobą niewątpliwie niezbyt sprawną możliwe że cierpiącą. Ale najwyraźniej nie umiał poradzić sobie z cierpieniem zwłaszcza fizycznym. Zapewne nie potrafił pojąć skąd u prostych wieśniaków tyle odwagi że woleli cierpieć kilka dni wisząc niż wyrzec się wiary. Ponieważ nie radził sobie z własnym cierpieniem znęcał się nad innymi, myślę, że zdawał sobie sprawę że jest od nich słabszy.wywieranie presji na innych dodawało mu pozornej siły.Z rozmowy z o.Rodriguezem wynikało że on może i byłby ciekawy skąd ta siła u chrześcijan się bierze ale był za słaby żeby to zgłębić więc łatwiej było się pozbyć problemu siłą.
no_name (PiotreN)
25 lutego 2017, 23:31
Myli się Pani i to nie tylko w kwestii obejrzenia filmu. Rozmowy Inkwizytora prowadzone z o. Rodriquesem nigdy w jego zamierzeniach nie celowały w obiektywną prawdę. Ich zadaniem było wyłącznie przekonać jezuitę, by ten uległ mu intelektualnie. Na wieśniaków wyroki śmierci Inkwizytor wydawał bez zmużenia oka. Ciekawa postać, nie ma co... Mam świadomość, że niektórzy widzowie oceniając w kategoriach etycznych filmowe postaci zwracają uwagę przede wszystkim na ich ... mimikę. Powyżej napisałem co o tym myślę.
25 lutego 2017, 23:53
Ostatecznie uratował im życie. Wieśniacy niestety nie byli na to gotowi żeby pójść dalej i musieli umrzeć.
no_name (PiotreN)
26 lutego 2017, 00:12
"Wieśniacy niestety nie byli na to gotowi żeby pójść dalej i musieli umrzeć." A już myślałem, że nie ma Pani poczucia humoru. Proszę się nie przejmować, czarny to też kolor. ;-)
KJ
k jar
26 lutego 2017, 08:37
Naprawdę tak odczytałeś ten film? Masakra, jeśli ludzie tak odczytali ten film. To jest film o roku 1643 na Boga, nie o czasach  św. Pawła Miki i towarzyszy, czyli 50 lat wcześniej, a nawet nie 20 lat wcześniej. Szogun prowadzi walkę z holenderską Kompanią Wschodnioindyjską i jej politycznymi wpływami. Zwalcza rebelie wewnątrz kraju, buntujących się przeciw podatkom i warcholstwie samurajów wieśniakom (mordowano ich niezależnie czy byli czy nie chrześcijanami nikt na to nie zważał, nie uznawano ich za ludzi- reżyser jako typowy ignorant nawet nie napomknął, dlaczego jednego więźnia pozbawia się męczeństwa humanitarnie ścinając mu głowę i dlaczego o. Rodriquez tak to przeżywa - przecież to ronin, buntujący się przeciw władzy samuraj (jak spokojnie rozmawia ze strażnikami przed egzekucją, nie zastanowiło cię to?), ukrywający się wśród wieśniaków. Jezuita przeżywa to boleśnie nie dlatego, ze współczuje okrucieństwa, ale dlatego, że wie, ze to polityczna jatka, a nie religijna). Jezuici ocaleli nie dlatego,żeby stać się buddystami, nikt na taki humanitaryzm by sobie nie pozwolił. Mieli wpływy wśród buntujących sie samurajów, mieli ich skłonić do poddania sie władzy. Inoue Masashige mało obchodziło, czy wierzą, czy nie i w co. To był odrażający typ wściekłego biurokraty, a nie finezyjnego intelektualisty- to był rzeźnik, nie morderca. Fakt spółkował z szogunem, ale takich jak on, którzy na seksie budowali swoją pozycję na dworze było w tym czasie wielu. Myslał, że w Europie też tak jest i dlatego chciał się przespać z komendantem Kompanii Wschodnioindyjskiej. Czy był homoseksualistą - nie wiadomo, w tamtym czasie kategorie orientacji seksualnej nie miały znaczenia. Aktor chciał tą postać ocieplić albo pokazać całą makiaweliczność jego osobowości stąd chyba te uśmiechy. Twoje przekonanie o odbieraniu dusz jezuitom przez Japończyków to już gruba przesada.
no_name (PiotreN)
28 lutego 2017, 23:27
Przepraszam, odpowiedziałbym wcześniej, jednak dopiero dziś zauważyłem ten komentarz. Nie wiem, co miała Pani na myśli pisząc "naprawdę tak odczytałeś...?". Mogę tylko potwierdzić, iż moje o filmie wypowiedzi nie są żadną próbą prowokacji na temat tego filmu. Tak go odczytałem, i tak o nim piszę. Chciałbym też odnieść się do kilku kwestii poruszanych wyżej. Po pierwsze muszę zaprotestować. Scorcese kręcił ten film u schyłku swego życia. Miał wtedy 74 lata i na pewno nie można posądzać go o ignorancję. Filmowe odstępstwa od literackiego pierwowzoru, czy nawet różnice w odniesieniu do scenariusza świadczyć mogą co najwyżej o autorskiej kreacji reżysera, ale do niej miał przecież prawo. Widać też, iż od czasów "Ostatniego kuszenia Chrystusa" architekt "Milczenia" gruntownie dojrzał. Ten film nie jest już tanią prowokacją. To głębokie studium poszukujące sensu wiary, pełne biblijnych alegorii, choćby odbicie twarzy Rodrigueza w lustrze wody <twarz Chrystusa>, wjazd jezuity do miasta na koniu <wjazd Chrystusa do Jerozolimy na osiołku>, sake podawana konającemu Mokichi <ocet podany krzyżowanemu Chrystusowi>, Getsemani uwięzionego Rodrigeza < Ogrójec Chrystusa>, czy postać Kichijiro tworzona na podobieństwo Judasza. Rodzi ono też wiele trudnych pytań pozostających bez odpowiedzi. Kogo tyczy tytułowe "milczenie"? Boga, czy człowieka? Człowiek zazwyczaj ma wrażenie, że to Bóg milczy, ale nam samym brakuje wiary na miarę ziarnka gorczycy. c.d. poniżej
no_name (PiotreN)
28 lutego 2017, 23:29
Jeszcze w odpowiedzi na Pani pytania: Roninów nie zauważyłem w tym filmie ani jednego, ścięty kataną to zwyczajny wieśniak (być może źle zrozumiałem tę Pani sugestię, bo tamto zdanie było meeega długie :-). Inkwizycja działała wg wcześniej ustalonego planu. Zależało im wyłącznie na tym, by o. Rodiguez został konwertytą (na buddyzm), bo pokazując go po akcie apostazji najskuteczniej "dusili" chrześcijaństwo. Życie wieśniaków nie miało dla nich żadnego znaczenia. Trzech ukrzyżowali w oceanie, czworo utopili, jednego ścięli, pięciorgu, którym zastosowali sadystyczną torturę tsurushi darowali życie tylko dlatego, bo uzyskali swoje - jezuita się poddał. Mianem odbierania duszy określiłem zabieranie jezuitom jedynego co mieli, a mieli wiarę.
25 lutego 2017, 20:47
Dość wymowna jest ostatnia scena filmu czyli pogrzeb o.Rodrigueza, przynajmniej dla mnie. Zawiera się tam jakby główne przesłanie filmu - Bóg znowu milczy. Sędziwy i spokojny o.Rodriguez ze złożonymi rękami i miniaturowym samurajskim mieczem podarowanym przez żonę udaje się na wieczny spoczynek. I byłby to zapewne smutny koniec gdyby nie miniaturowy krzyżyk ukryty w dłoni. A jednak! Absolutny happy end. Ciekawe co by na to powiedział naczelnik.
KJ
k jar
25 lutego 2017, 21:01
Oczywiście jest to artystyczna wizja reżysera i nie ma potwierdzenia ani w książce, ani w postaci historycznej, jaką kreuje. Według relacji holenderskiego kupca z 1685 roku, który przybywał regularnie do Dejimy w Nagasaki (kupcy holenderscy hadlowali do połowy XIX wieku z Japonią, przechodzili fumi-e inie byli skazywani na śmierć) Giuseppe Chiara umarł jako chrześcijanin. Co do krzyżyka - wytwory religijne wieśniaków nie obchodziły władz, bez problemu można było je mieć w domach. Nie mozna było mieć wytworów europejskich: obrazów, różańcy, medalików, itp.
25 lutego 2017, 21:31
Nie chodzi o to czy krzyżyk wykonał japoński wieśniak czy rzeźbiarz z Europy i nie chodzi tu również o udany przemyt. To symbol, kropka nad i, życie podziemne, ukryte, wierność, miłość. Tego nie widać gołym okiem, tego nie zobaczy każdy. Dla mnie niezwykłe jest to, że obaj jezuici dostali nowe nazwiska o.Rodrigues chyba nawet po kimś zmarłym tak naprawdę to nie ma żadnego znaczenia. O tym jest właśnie ten film. Ja uważam że można z kimś spędzić całe życie i nigdy go nie poznać do końca. Każdy zabiera swoją tajemnicę do grobu i tak jest uczciwie. Jak inaczej miał to pokazać reżyser?
KJ
k jar
25 lutego 2017, 21:47
Ależ film całkowicie wypacza prawdę historyczną i nawet prawdę literacką,a interpretacja reżysera jest nielogiczna. Jezuci byli więźniami, byli torturowani, nie mieli żadnych praw, ich apostazja jest dziś kwestionowana. Mnie ich los przypomina los Maksa i Alberta z "Seksmisji", którzy po operacji mieli zostać kobietami. Wypowiadanie się o ich życiu wewnętrznym jest nadużyciem, zwłaszcza, że tytuł filmu "Milczenie" według Endo nie odnosi się do milczenia Chrystusa, a do jednego z założeń buddyzmu stanu zgaśniecia, kiedy umierają wszelkie fizyczne siły, a człowiek jest poza życiem. Nic z zewnątrz nie ma do niego dostępu. Jezuitom władza tak nakazała zgasnąć, umrzeć dla świata.
25 lutego 2017, 21:58
Czyli drewniany krzyżyk w trumnie obok samurajskiego miecza co ma oznaczać? Że samurajski miecz zgładzi kawałek drewienka? Trzeba dodać że do tego drewienka przybity jest człowiek, który już umarł dla świata a nawet za świat. Samurajski miecz trochę się spóźnił.
KJ
k jar
26 lutego 2017, 07:43
Nie wiem, o co reżyserowi chodziło. Ja odczytałam to jako przyjazną koegzystencję kultury japońskiej i kultury europejskiej jako właśnie inkulturację chrześcijanstwa w życie Japończyków.
no_name (PiotreN)
25 lutego 2017, 20:30
Głównym narratorem "Milczenia" i zarazem osobą wokół której zawiązuje się cała fabuła filmu jest bez wątpienia postać o.Rodriquesa. Obserwujemy jego wewnętrzne zmagania, modlitwy, wreszcie spirytus movens jego poczynań. Reżyser bardzo dobrze niuansuje wewnętrzne rozterki głównego bohatera, często stawia je w opozycji do działań innych współbraci-chrześcijan. I tak: - Ichizo z Mokichi - przez wierność Ewangelii stają się chrześcijańskimi męczennikami, - podobnie o.Garupe bezkompromisowo idący śladami Chrystusa oddaje swe życie za siostry i braci w wierze, - bojaźliwy Kichijiro każdorazowo po upadku dzięki sakramentowi pokuty podnosi się z grzechu (jak zresztą każdy/a z nas). On jedyny wie, że jest słaby: "Gdzie jest miejsce dla słabego człowieka na świecie, jak ten?" - o. Ferreira - obdarty z godności apostata, pogodzony ze swym upadkiem i mentalną kolaboracją, wysługujący się japońskim oprawcom w łamaniu chrześcijańskich sumień. Na koniec niejednoznaczna postać głównego bohatera - o.Rodriquesa. To młody, pełen zapału jezuita. Jednak zachowujący się dość naiwnie, a nawet pyszałkowato wierzący w siebie i swoją misję. Przed Inkwizycją jeszcze pewny siebie mówi: "You want to test my faith? Give me a real challenge! Bring me to the Inquisitor!" Nader szybko jednak postać kreowaną przez A.Garfielda prześwietla japoński tłumacz: "Arrogant men. Which means he'll eventually fall." Stara prawda, pycha zawsze o krok przed upadkiem. Nie inaczej jest i tym razem. Japończycy znają ten mechanizm. Metodycznie, powoli i z premedytacją łamią moralny kręgosłup Jezuity. Ale czy my mamy prawo negatywnie oceniać czynione w podobnych okolicznościach akty apostazji? Nie sądzę. Jednym z przesłań tego filmu jest właśnie nauka, że oceniać możemy wyłącznie siebie. Nawet św. Piotr po trzykroć zapierał się Jezusa, a mimo to właśnie na tej "Skale" Chrystus zbudował Kościół. Scorsese tym filmem stawia wiele trudnych pytań i nie udziala na nie odpowiedzi. W przeciwieństwie do obrazoburczego "Ostatniego kuszenia Chrystusa" kręconego 30 lat wcześniej, obraz "Milczenie" to opus magnum dojrzałego reżysera. Film może trochę "przegadany", ale i tak wg mnie bardzo dobry, oceniam 8/10.
K
k.jarkiewicz.ign
25 lutego 2017, 21:33
Uważam, że słabą stroną filmu jest właśnie pokazanie sylwetek jezuitów -apostatów. Liam Neeson, który grał Ferreirę wręcz przez krytykę filmową był odrzucany jako drętwy, bez wyrazu. Historycznie osoba Cristovao Ferreira jest dobrze opisana i zbadana (polecam pracę ks. Huberta Cieślika z 1974 roku). Był furiatem, cholerykiem, zarówno jako jezuita, jak i buddysta (zdaniem ks. Cieślika jako konfucjonista) był pełen pasji, zaangażowania. Był niezwykle inteligentnym facetem, a w filmie jego osoba jest pokazana jako złamana, niepewna, co przeczy prawdzie historycznej. Ks. Cieślik na podstawie badań japońskich dokumentów twierdzi, że Ferreira nie wyrzekł się wiary tylko próbował ją wprowadzić do rodzimej kultury i tradycji. Uważa wręcz, że jego traktat potepiający chrześcijanstwo był sfałszowany, gdyż Japończycy nie potrafili wielu pojęć, jakie im dyktował zrozumieć i wpisywali je zgodnie z własnym przekonaniem. Ks. Cieślik uważa, że o. Ferreira był przed śmiercią w 1650 roku jeszcze raz torturowany z powodu wykrycia jego fałszywej apostazji i umarł jako chrześcijański męczennik. Faktem jest, że Japonia w Europie rozpowszechniła wieści o jego apostazji i uznawano ją wtedy za pewną w odróznieniu od apostazji 4 włoskich jezuitów z 1643 roku, która nigdy nie była pewna.
no_name (PiotreN)
25 lutego 2017, 22:53
Pani Kasiu nie znam na tyle przeszłości Japonii, ani przeszłości Zakonu Jezuitów, by merytorycznie wypowiadać się w kwestiach historycznych. Obejrzałem za to film i co nawyżej o nim mogę rozmawiać. Tam postać o. Ferreiry jest przedstawiona w wybitnie negatywnym świetle. Smutek na jego twarzy to nie przejaw wiary w Dainichi i przez to zyskanie nirwanny, a skutek mentalnego poddania się oprawcom. Ferreira już za życia jest martwy. O. Rodriguez przynajmniej nigdy do końca życia nie skapitulował. Wciąż w uszach mam jego słowa: I will not abandon You... I will not abandon You... I will not abandon You...
KJ
k jar
26 lutego 2017, 07:59
Ależ o tym cały czas mówię! Reżyser tak pokazał osoby, że nie sposób rozpoznać w nich ani historycznych, ani literackich pierwowzorów (chodzi o ksiązkę Endo). To fałszuje odbiór. Co do prezentacji złamania osobowości o. Ferreiry w filmie. Ja tak tej granej przez Neesona postaci nie odczytałam. W scenariuszy ona miała być pokazana jako wątpiąca, szarpiąca się między wiernością zakonowi a oczywistością egzystencji więźnia, który żyje na granicy, w każdej chwili może umrzeć. Moim zdaniem aktor tego nie oddał. Jego rozmowa z o. Rodriquezem wypadła słabo i nieprzekonywująco. Historycznie taka rozmowa się odbyła, znany jej zapis i gdyby reżyser chciał mógłby się do tego odwołać. On okazał się ignorantem i stworzył sobie wizję, która jak dla mnie jest nieczytelna. Nie wiem, o co mu chodzi. Jeśli sobie wymarzył spotkanie dwóch portugalskich jezuitów to ich dialog wyglądałby inaczej, nie mogliby tak różnić się postawami, to przeczy logice. Jeśli nawet filmowy o. Rodriquez według Ciebie się nie złamał i wszedł w świat wewnętrzny wiary (notabene dziwnym trafem reżyser go oszczędza, nie jest torturowany, więc na jakiej podstawie takie zachowanie - to wypisz wymaluj alter ego samego reżysera, chłoptasia XX wieku, hipstera z Placu Zbawiciela) to powinno być pokazane czyteleniej, wiarygodniej, a tak to nie mam za grosz zaufania do tej postaci i jej postawy. Jak dla mnie o. Rodriquez jest zupełnie pozbawiony cech męskich. Równie dobrze mogłaby to zagrać kobieta roztrzęsiona histeryczka. Na to samo by wyszło.
no_name (PiotreN)
26 lutego 2017, 23:38
Sorki, ale nie czytałem ani ksiązki Endo, ani scenariusza tej, jak tu Pani sugeruje quasi - adaptacji (choć faktycznie scenariusz mozna odszukać w Internecie). Moje wypowiedzi odnoszą się wyłącznie do omawianej ekranizacji. Dobrze, skupmy uwagę tylko na tych dwóch postaciach: o. Ferreiry i o. Rodrigueza. Twierdzę, że ich psychologiczne sylwetki zostały dość dobrze nakreślone przez reżysera. Scorsese być może nie uległ presji książki, ni scenariusza i chyba miał do tego jakiś powód. Niewątpliwie ukazał tych zakonników w pewnej opozycji do siebie. Ferreira uosabia człowieka, który niejako sprzedał się Japończykom w niewolę i w ich rękach stał się trybem Inkwizycji łamiącej osobowości i wiarę chrześcijan. W rozmowie z Rodriguezem wcale nie patrzy na współbrata, spuszcza swój wzrok w dół, bądź go oddala. Wie co zrobił i z tego powodu czuje się winny. Najlepiej świadczą o tym grymasy na jego twarzy, kiedy jest chwalony przez tłumacza za napisanie "Króla Giroc" - książki demaskującej oszustwo chrześcijaństwa. Ta lekura ma ponoć tłumaczyć powody, dla których nowy Sawan Ochuan porzuca chrześcijańskie nauki. A twarz jego blada jak maska teatralna. Czyżby zapomniał co zapisane u Łukasza Ewangelisty >>Łk(12;4-5)<<. Mówi też, że japońska tradycja/buddyzm przechowuje piękne maksymy, jak choćby ta: "Góry i rzeki mogą być przenoszone, ale natury ludzkiej nie da się zmienić." Dziwne, bo chrześcijaństwo uczy inaczej. Nigdy nie przekreśla żadnego człowieka. Sorry jest późno, jutro dokończę wywód na temat tej drugiej postaci. :-)
no_name (PiotreN)
27 lutego 2017, 22:31
Rodriguez w porównaniu do Ferreiry jest o jedno pokolenie młodszy i pewno to sprawia, że jest ideowcem. Starsi ludzie łatwiej poddają się etycznym kompromisom. Tym częściej, im więcej mają do stracenia. Czy można młodego Rodrigueza nazywać rozhisteryzowanym młodzieńcem? Na pewno nie. Można co najwyżej zgodzić się z tym, że przejawiał jakieś braki w roztropności, ale wynikały one z małej dojrzałości i braku doświadczenia. Jednak zawsze swą kapłańską posługę pełnił należycie, także jako więzień. A to, że emocjonalnie przeżywał, kiedy katowano współbraci świadczy o nim wyłącznie dobrze. Rodriguez w miejsce serca miał serce, a nie kamień. Oczywiście nieporozumieniem jest myślenie w kategoriach, że wieśniacy umierali za, czy z powodu Rodrigueza. Za wszystkie prześladowania chrześcijan odpowiedzialni byli wyłącznie japońscy siepacze - Inkwizycja, którą kierował uśmiechnięty Masashige. Niektórzy zarzucają Rodrigeuzowi, że zaparł się i zdradził Chrystusa. To prawda, finalnie poddał się oprawcom, jednak nie ze strachu o własne życie. Kaci go po prostu psychicznie upodlili i zamęczyli. Już po tym, jak się poddał jest taki krótki dialog prowadzony między dwoma apostatami: Ferreirą, a Rodriguezem. Wskazuje on, że serce młodszego z nich nigdy nie przestało bić dla Jezusa Chrystusa: F.                -Nauczyliśmy się kochać tych, którzy dbają o nas. R.                -Ja nic do nich nie czuję. F.                -Tylko nasz Pan może osądzić Twoje serce. R.(ożywiony)  -Powiedziałeś "Nasz Pan"? F.                 -Wątpię. Epilog. W pogrzebowych obrzędach widzimy w rękach Rodrigueza mały krzyż. Ten krzyż to takie światełko w tunelu, dowód na to, że jego japońska rodzina w ukryciu należała do Kościoła Domowego. Piękne, budujące zakończenie. :-)
D
daglezjama
25 lutego 2017, 20:15
A skąd wiadomo że o.Ferreira nie usłyszał głosu Jezusa? Mogło to nastąpić później a nie jak w przypadku o.Rodrigueza kiedy Jezus przemawia do niego z wizerunku. Z rozmowy między o.Ferreirą a o.Rodriguezem nie wynika że o.Ferreira stracił wiarę, wręcz przeciwnie. Jak zobaczyłam tę scenę w filmie to od, że dokonało się coś niezwykłego. W oczach ludzi uchodzili za tych co wyparli się wiary a tymczasem Bóg widzi jaka jest prawda. Drogę do Boga poprzedza strach i kiedy dochodzi do spotkania strach znika, już się nie boi choćby inni mieli go za zdrajcę. Co do Kichijiro to on jest cały czas bardzo do siebie przywiązany, dlatego ciągle wszystkich zdradza. Widać że bardzo się boi.
KJ
k jar
25 lutego 2017, 10:14
Odnośnie apostazji jezuitów japońskich: generał jezuitów Pedro Aruppe będąc w czasie Soboru Watykańskiego II prowincjałem w Japonii poważnie zakwestionował apostazję jezuitów włoskich (z wyjątkiem Portugalczyka Ferreiry), w tym Chiary. Ich przejście na buddyzm nie musiało być formalne.Mogło odnosić się do przyjetego przez nich programu ewangelizacji przez inkulturację - przyjęcie kultury rodzimej, aby na jej podłożu głosić Dobrą Nowinę. Nie było im dane z powodu izolacji to czynić, ale to nie oznacza,że dokonali apostazji. Scorsese te wszystkie wątpliwosci jasno nie pokazuje i zamazuje tym samym problemy zwiazane z wydarzeniami roku 1643.
KJ
k jar
25 lutego 2017, 10:08
Odnośnie fumi-e: obrzęd państwowy obowiązywał w latach 1629-1858, a więc nie przez cały okres prześladowań, choć został zaprowadzony niejako w powiązaniu z nim. Stanowił, że każdy kto nie nadepnie na specjalnie spreparowany wizerunek z postacią Chrystusa bądź Maryi będzie strącony. Wizerunki te nie były obiektami kultu, nie stanowiły relikwii, ani nie służyły obrzędom chrześcijańskim. Wykonali je sami Japończycy w oparciu głównie o wzory włoskie. Fumi-e nie można traktować jako obrzęd apostazji: bardziej był znakiem, czy ktoś opowiada się za Japonią, czy za wzorami europejskimi, a więc również chrześcijanstwem. Nie widziano wtedy róznicy między kulturą europejska a chrześcijańska. Stosunek do fumi-e też był rózny w Kościele: w tym czasie jezuici toczyli spór z karmelitanami bosymi z poglądami św. Jana od Krzyża na temat reizacji - kultu przedmiotów poświęconych. Jezuci wykorzystywali je w ewangelizacji nowych lądów niejako europeizując tamtejsze kultury. Kiedy udawało im sie to w Ameryce, to w Azji szło opornie. Włoscy jezuici się wyłamali głosząc poglądy przeciw reizacji, zaś Portugalczycy cały czas tak chcieli ewangelizować. Spór rozwiazał dopiero Sobór Watykański II, który w 1965 roku uznał inkulturację za właściwy proces ewangelizacji na misjach.
KJ
k jar
25 lutego 2017, 09:58
Odnośnie treści filmu: odwołuje się do wydarzeń z 1643 roku, kiedy 4 włoskich jezuitów (w filmie 2 portugalskich, co jest ważne, gdyż jezuici włoscy i portugalscy mieli inna wizję ewangelizacji  Azji, w tym Japonii), w tym Giuseppe Chiara (w filmie Sebastiao Rodriques wzorowany na słynnym portugalskim jezuicie Joao Rodriquesie) przybywa do Japonii w poszukiwaniu apostaty na buddyzm, eks jezuity Cristovao Ferreira. Zostają pojmani, torturowani w Nagasaki, poddani obrzędowi fumi-e, a nastepnie zamknięci do końca życia w Edo (dziś Tokio) w dzielnicy Kirishitan Yashiki. Tam Chiara umiera jako Japończyk - buddysta o nazwisku Okamoto w 1685 roku. Ostatnim księdzem w Japonii (wrew temu co podaje film) był zmarły w 1714 włoch Giuseppe Battista Sidotti. Po tej dacie aż do lat 80. XIX wieku w Japonii nie było katolickich duchownych, a Kościół miał charakter domowy.
KJ
k jar
25 lutego 2017, 09:48
Film mnie bardzo rozczarował. Jest dopracowany estetycznie (ładnie się to ogląda nawet sceny kaźni), ale bez treści, miałki, taka papka bezideowa. Z jednym stwierdzeniem Scorsese się zgodzę - najlepiej zarysowa, najbardziej czytelna postać w filmie to wieczny apostata Kichijiro. Reszta stanowi taki obraz przekłamań, nielogicznych zestawień, że dla ludzi niewtajemniczonych w historię może to rodzić (i rodzi) wątpliwości, o co rezyserowi właściwie chodzi. Nie dopatrzyłam się w filmie żadnego sensu: o czym film jest, bo napewno nie adaptacją ksiązki Endo, nie historią jezuitów z roku 1643 ani opowieścią o ukrytych chrześcijanach w Japonii. Jest wszystkim tym i niczym zarazem -taka New Age papka złozona z emocji i grająca na uczuciach.