Włodzimierz Zatorski OSB o największym zagrożeniu chrześcijaństwa

(fot. youtube.com)

W takim podejściu od żywego spotkania z Bogiem i człowiekiem ważniejsza staje się wykładnia prawdy wiary i moralności.

Religijność zazwyczaj kojarzona jest z moralnością, to znaczy z właściwym postępowaniem. Niewątpliwie chrześcijaństwo jest religią miłości, czyli żywej relacji osobowej. Właściwie jedyne przykazanie, jakie nam pozostawił Pan Jezus, to przykazania miłości Boga i bliźniego. Miłość natomiast musi się wyrazić czynem, właściwym postępowaniem w odniesieniu do Boga i do bliźniego i na tym opiera się moralność zajmująca się ludzkim postępowaniem. Mówi ona jak postępować, określa, co jest dobre a co złe w ludzkim działaniu.

Kiedy jednak akcent zostaje postawiony na samych zasadach postępowania, z zapomnieniem, że chodzi w nich o realizację miłości, więzi osobowej, która nie redukuje się do właściwego zachowania, ale prowadzi do pełnej komunii osób, sama moralność zaczyna ciążyć i traci swój sens. Wydaje się, że w naszym Kościele zachodnim od czasów średniowiecza położono akcent właśnie na moralności z jednoczesnym zaniedbaniem wprowadzania człowieka w misterium Boga obecnego w życiu, szczególnie w sakramentach. Starożytna katecheza poza zapoznaniem katechumenów z podstawowymi prawdami wiary i zasadami życia moralnego, prowadziła tak zwaną katechezę mistagogiczną. Miała ona wprowadzać nowo ochrzczonych w życie sakramentalne w całej świadomości tego, co ono oznaczało. Niestety później katecheza mistagogiczna została zaniechana i katecheza została sprowadzona do przekazania najbardziej podstawowych prawd wiary i zasad życia moralnego. Od tego czasu zasadniczy nacisk w życiu religijnym położono na wypełnianie przykazań, starając się je bardzo precyzyjnie interpretować. W ten sposób religia została w potocznym odbiorze sprowadzona do moralności.

DEON.PL POLECA

W odpowiedzi na rozbudzone dyskusje powstałe po Drugim Soborze Watykańskim odnośnie do całej teologii, w tym teologii moralnej, pojawia się tendencja do kurczowego trzymania się dawnych zwyczajów i sposobów oceny i nadawania im w ten sposób wartości quasi-sakralnej.

W okresie oświecenia wystarczyło wyeliminować z tak przeżywanej wiary „zbędne założenie istnienia Boga”, jako podstawy moralności, aby powstał w ten sposób humanizm oświeceniowy. Wydaje się, że ten humanizm stanowi największą współczesną herezję. Najgroźniejsze w niej jest to, że koncentrując się na samym czynie i jego ocenie, nie uwzględnia całej historii zbawienia konkretnego człowieka. Nie wszystko, co człowiek w życiu robi, jest moralnie czyste – wszyscy jesteśmy grzeszni i upadamy, ale nie zawsze to, co było złe, okazuje się złe w swoich skutkach. Czasem Bóg dopuszcza upadek, bo jedynie w ten sposób może człowiekowi pyszniącemu się swoją porządnością uświadomić jego grzeszność i potrzebę Bożej łaski. Człowiek pokonany przez własną słabość uczy się pokornego przyjmowania pomocy. Bywa, że jedynie w ten sposób człowiek jest w stanie otworzyć się na Boga żywego. Tak właśnie było z synem marnotrawnym. Faryzeizm, czyli pragnienie osiągnięcia zbawienia przez własne „dobre” czyny, stale pozostaje największym zagrożeniem dla religii i to nie tylko żydowskiej, ale i chrześcijaństwa. Pan Jezus, przychodząc na świat, mówi o sobie, że jest lekarzem i przychodzi do tych, którzy się źle mają:

Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem, aby powołać sprawiedliwych, ale grzeszników (Mk 2,17).

Skoncentrowanie na moralności wiąże się z potrzebą precyzyjnego określenia wartości moralnej czynu. Bóg nie dał nam takiego precyzyjnego kodeksu prawnego. Trzeba więc go samemu tworzyć. Robili to faryzeusze, z którymi się spotykał Pan Jezus. Starali się oni wciągnąć Go nawet w dyskusje na temat właściwych ocen poszczególnych przykazań i ich wzajemnych relacji. Pan Jezus nie wchodził w te dyskusje, pozostawiając nam tylko jedną wypowiedź w tej materii. Na pytanie o największe Boże przykazanie odpowiedział:

Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy (Mt 22,37–40).

W ten sposób właściwie zostawił nam jedynie te dwa przykazania, a właściwie mówiąc, jedno przykazanie o dwóch wymiarach. W ich świetle poleca odczytywać wszystkie inne, jakie znamy z Pisma Świętego.

Nieodparta chęć precyzowania wartości moralnej rozmaitych czynów ostatecznie powoduje, że człowiek sam zaczyna orzekać, co dobre a co złe i w jakim stopniu. Prowadzi to do różnic w ocenach, a to pociąga za sobą nieustanne dyskusje, które w efekcie grożą relatywizmem. W odpowiedzi na rozbudzone dyskusje powstałe po Drugim Soborze Watykańskim odnośnie do całej teologii, w tym teologii moralnej, pojawia się tendencja do kurczowego trzymania się dawnych zwyczajów i sposobów oceny i nadawania im w ten sposób wartości quasi-sakralnej. W takim podejściu od żywego spotkania z Bogiem i człowiekiem ważniejsza staje się wykładnia prawdy wiary i moralności. Zapomina się o podstawowej metafizycznej zasadzie: agere sequitur esse, to znaczy, że działanie, czyn wyrasta z istnienia, z głębi tego, kim jest ten, który działa. Skoncentrowanie się na samym działaniu prowadzi do zagubienia własnej tożsamości, a często jest wyrazem ucieczki w aktywizm i chęci zasłużenia sobie na zbawienie na zasadzie: „coś za coś”. Nadmierny aktywizm wydaje się przyczyną największego dzisiejszego kryzysu w chrześcijaństwie zachodnim. Jest wielu ludzi znakomicie pracujących na rzecz Kościoła i biednych, wielu działaczy, ale niewielu ludzi prawdziwie zakorzenionych w Bogu, którzy mogliby prowadzić innych do żywego spotkania się z Nim.

Na szczęście we współczesnej teologii moralnej dostrzega się konieczność wyjścia od uświadomienia prawdziwej tożsamości chrześcijanina. Szczególną drogą do jej odkrycia i jednocześnie do spotkania Boga żywego są sakramenty, które są misterium budowania swojej tożsamości w najgłębszym sensie, przez zakorzenienie w samym Bogu.


Fragment pochodzi z książki „Droga człowieka”

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Włodzimierz Zatorski OSB o największym zagrożeniu chrześcijaństwa
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.