Wola Boża czyli GPS kontra puzzle

(fot. shutterstock.com)
Anna Sosnowska, Wojciech Ziółek SJ

Instynktownie nie spodziewamy się po Panu Bogu niczego dobrego: wola Boża to najgorsze, co może nas spotkać. Zgodzić się na nią, to skazać samego siebie na pewne nieszczęście - mówi Wojciech Ziółek SJ

Anna Sosnowska: Rozmowy o miłości i wolności krzyżują się, siłą rzeczy, z niełatwym tematem Bożej woli i Bożego planu - te pojęcia dość często pojawiają się choćby w ruchach charyzmatycznych. Wiele lat temu, próbując sobie uporządkować tę rzeczywistość, ukułam teorię, że z naszym życiem jest jak z puzzlami. Dostajemy od Boga pudełko z różnymi elementami i nasze zadanie polega na poukładaniu ich zgodnie z obrazkiem widniejącym na opakowaniu. Ta koncepcja jednak mi się nie podoba i liczę na to, że nie zostawi Ojciec na niej suchej nitki.

Wojciech Ziółek SJ: Przyznam, że chociaż czasem mam kontakt z ruchem charyzmatycznym i bardzo szanuję charyzmatyków, bo owoce, jakie ta duchowość przynosi w poszczególnych, znanych mi osobach, są imponujące i niezaprzeczalne, to sam charyzmatykiem nie jestem i opowieść o Bożym planie, jaki On ma wobec mnie i wobec nas, nigdy mi jakoś nie pasowała. To nie moja bajka.

DEON.PL POLECA

To jak ta sprawa wygląda w Ojca bajce?

Mój autorski obraz Stwórcy ująłbym w słowach: Pan Bóg jest jak GPS. Mówi nam, którędy mamy jechać, ale jeśli ja wybiorę inną drogę, to nie wycofuje się i nie mówi: "Sorry Wojteczku, nie zrealizowałeś mojej trasy, nie posłuchałeś moich rad, więc nie mamy o czym rozmawiać". Pan Bóg nie jest taki! Widząc, że znów wybrałem inną drogę niż On, mówi do mnie, zawsze tym samym, spokojnym głosem: "Zmieniłeś trasę. Wyznaczam nową trasę". Pan Bóg nigdy nas nie opuszcza i nigdy nie odpuszcza! Nigdy nie daje za wygraną. On wie (już On się o to postara!), że przyjdzie taki moment, że zobaczę, iż moje dotychczasowe wybory, moje skręty nie tam gdzie trzeba, moje nieprzestrzeganie kodeksu i znaków, moje przekraczanie prędkości i prowadzenie pod wpływem, zaprowadziło mnie na jakieś niesamowite manowce i w jakieś straszne krzoki, w jakiś ciemny las i na zupełne bezdroża, z których nie ma już żadnego wyjścia, poza tym, o którym - wciąż tym samym, spokojnym głosem - przypomina mi GPS. I wtedy wreszcie Go posłucham, wtedy wreszcie pójdę za Jego radą. I jeśli tak zrobię, jeśli wybiorę wskazaną przez Niego drogę, to na końcu usłyszę ciepły i spokojny głos, który mówi do mnie: "Jesteś u celu. Prowadził cię Jezus Chrystus. Pozdrawiam". Rozumiem ten Boży plan właśnie jako osiągnięcie celu, którym jest sam Pan Bóg. Którędy nas doprowadzi do Siebie, pozostaje już Jego tajemnicą. Dlatego, według mnie, puzzle są kiepskim porównaniem, ponieważ dany kawałek pasuje tylko do jednego miejsca. Chyba że doprowadzeni do ostateczności niemożnością ułożenia całości, wciśniemy ten puzzel na siłę, gdziekolwiek. Historia zna takie przypadki...

Puzzla z trawką?

Albo z niebem. Czasem, sfrustrowani, nie mamy już ochoty i siły na dalszą zabawę. Natomiast Pan Bóg się do nas dostosowuje -na tym, po prostu, polega logika Jego miłości.

Skąd mamy wiedzieć, czy trasa, którą w życiu obieramy, jest tą właściwą?

A czy trasa Szawła przez Damaszek, kiedy jechał, by mordować chrześcijan, była dobra? A przecież okazała się najlepszą z możliwych! Jak to wspaniale, że on się tam wybrał! Ile dzięki temu zyskaliśmy! Proszę tylko zauważyć: Szaweł, żyjąc tak a nie inaczej, kierował się swoim sumieniem, był przekonany, że działa w słusznej sprawie. Przecież nie dla widoku krwi jechał do Damaszku, ale po to, aby wytępić herezję - zło, które zagrażało wierze w Jedynego Boga.

Na pewno nie powinniśmy wybierać metody śniętej ryby, która płynie biernie z prądem i nic jej nie obchodzi, bo i tak gdzieś tam dopłynie. Nie. Bardzo ważne, żebyśmy sobie uświadamiali, jakie są nasze pragnienia, nawet jeśli nie od razu są najszlachetniejsze. Ważne, żeby były, żeby pałało w nas serce. Pan Bóg wykorzystuje te pragnienia jako paliwo. Wiele z tych pragnień wymagać będzie oczyszczenia, przewartościowania i ponownego ukierunkowania - jak w przypadku Szawła - ale Pan Bóg je dopuszcza, a dopiero potem osobiście oczyszcza, doskonali, ukierunkowuje. I choć jest to proces bolesny - Paweł coś o tym wie! - a czasami bardzo długotrwały, to Pan Bóg konsekwentnie go przeprowadza, wskazując nam drogę poprzez wydarzenia wokół nas i poruszenia naszego serca. To są wszystko Jego podpowiedzi, na podstawie których powinniśmy rozeznawać, jaką drogę wybrać.

Spotykam czasem osoby, które proces rozeznawania rozciągają niemal na całe życie - pytają Boga, czy dziś mają spotkać się z Kasią czy Marysią; czy swoje CV złożyć w tej czy w tamtej firmie; czy na wakacje pojechać w to czy też inne miejsce. Na samą myśl o takim sposobie życia czuję się zmęczona.

Pani Aniu, w pełni się z Panią solidaryzuję i też jestem przeciwny takiemu rozeznawaniu. (śmiech) Działając tak, jak to Pani opisała, jedynie infantylizujemy zarówno samo rozeznanie, jak i wolę Bożą. Pan Bóg dał nam rozum, zmysły i pragnienia, abyśmy byli zdolni do podejmowania decyzji, i powinniśmy się nimi w życiu kierować - oczywiście, powodowani Jego miłością. Czy mąż wyjeżdżający na delegację powinien rozeznawać: spać z koleżanką z pracy w jednym pokoju czy nie?

Nie ma tu czego rozeznawać.

Oczywiście, bo miłość i przykazania jasno nam ten wybór określają.

Natomiast rozeznanie służy temu - znowu wyjdzie ze mnie jezuita - byśmy upodabniali się do Pana Jezusa. Wybierali to, co On. Przyjmowali Jego styl. Jeśli Pan Jezus odnosił się do ludzi w określony sposób, ja też chcę tak postępować; jeśli był ubogi, to i ja staram się żyć podobnie.

A co należy zrobić w sytuacji, kiedy mam dwie możliwości i każda z nich wydaje się dobra?

Ignacy zwykł mawiać, że dopiero w takiej sytuacji zaczyna się rozeznawanie, bo gdy wybieramy pomiędzy dobrem a złem -wybór jest jasny. Zastanawiając się nad jednym i drugim dobrem, trzeba zadać sobie pytanie, co byłoby milsze Panu Bogu.

Ale nasza odpowiedź będzie zawsze subiektywna!

I o to chodzi! Łączy mnie z Panem Bogiem niepowtarzalna relacja i właśnie nią, tym doświadczeniem, mam się kierować w swoim wyborze. Spójrzmy na to jak na małżeństwo: jedna żona uwielbia dostawać fiołki, inna róże. Mąż, który zna upodobania swojej ukochanej, doskonale wie, jakie kwiaty sprawią jej największą przyjemność.

Szczerze wątpię, czy mając tak zniekształcony obraz Boga albo wypaczoną pobożność, potrafimy wyczuć Jego upodobania. Gdybym musiała dokonać wyboru między urlopem na greckiej wyspie a rekolekcjami, to mimo dużego zmęczenia i marzeń o wylegiwaniu się na plaży pewnie zdecydowałabym się jednak na drugą opcję - wydawałoby mi się, że właśnie ona będzie milsza Bogu.

To niestety święta prawda, że instynktownie nie spodziewamy się po Panu Bogu niczego dobrego: wola Boża to najgorsze, co może nas spotkać. Zgodzić się na nią, to skazać samego siebie na pewne nieszczęście. "Zgodziłeś się na wolę Bożą? O Jezu! To teraz czeka cię, człowieku, prawdziwa droga przez mękę".

Kiedy Ojciec ubiera w słowa te wszystkie myśli, które często majaczą nam w głowach, staje się jasne, jak bardzo są one absurdalne i niesprawiedliwe wobec Boga. Skąd się w takim razie bierze to przypisywanie Bogu złych intencji?

Z rany, którą nosimy w sercu na skutek grzechu pierworodnego. Gdzieś głęboko w nas odbija się echem ten dialog z raju: "Czy to prawda, że On nie pozwolił wam jeść owoców z żadnego drzewa? Dziwny jest ten wasz Bóg, bo na przykład ja mogę jeść z każdego drzewa. A wy naprawdę z żadnego? To jakiś żałosny absurd".

W tej perspektywie widzimy Pana Boga nie jako zatroskanego rodzica, który mówi do dziecka: "Kotku, nie dotykaj tego, bo jest gorące i możesz się poparzyć", ale jako kogoś, kto ciągle czegoś nam zakazuje. Już zatem na początku mamy wykrzywiony obraz Pana Boga i nie jest to wina nikogo z nas, tylko szatana. Kiedy mówiłem, że rozeznawanie polega na wybieraniu stylu życia Pana Jezusa, to nie miałem na myśli zasady: im gorzej, tym lepiej.

Bo przecież nie całe życie Jezusa było drogą krzyżową.

Oczywiście, że nie. On przecież i spał, i odpoczywał, i lubił rozmawiać z ludźmi, cieszył go widok dzieci i sztuka rozmawiania o życiu i śmierci, chodził na wesela i uczty, lubił i umiał opowiadać, formował uczniów, ale też żartował z nich, a gdy szli wśród zbóż, pozwalał im jeść kłosy. Zatem był to Człowiek, który cieszył się swym człowieczeństwem. Jeśli nie zamierzam zrobić czegoś sprzecznego z przykazaniami i wypełniam swoje zobowiązania zgodnie ze stanem, w którym żyję, to kolejny etap rozeznawania polega na zadaniu sobie pytania, co będzie bardziej służyć mnie i innym ludziom. Ale, broń Boże, nie można tutaj dojść do wniosku, że im dane doświadczenie będzie bardziej bolesne, tym lepiej.

Chociaż wasz ojciec Ignacy zachęcał jezuitów do takiego właśnie myślenia.

Niezupełnie. To prawda, mówił nam, że kiedy rozeznajemy, jaką pracę mamy podjąć, a jakiej nie, czy otwierać kolegium w tym czy w innym miejscu, przejąć tę parafię czy inną etc., to powinniśmy wybierać prace i miejsca, których nikt inny nie chce. Ale to wszystko nie dlatego, że "im gorzej, tym lepiej", tylko żeby bardziej upodobnić się do Pana Jezusa, bo On przecież nie przyszedł do zdrowych, tylko do tych, którzy się źle mają, przyszedł szukać tego, co zginęło, rozmawiał z celnikami i grzesznikami, nie miał gdzie głowy skłonić, nie miał swojego stałego domu, był ciągle w drodze itd.

Pani Aniu, ja wiem, że patrząc na mnie, trudno w to uwierzyć, ale my, jezuici, mamy wybierać to, czego nie chce nikt inny, nie dla chęci dokuczenia sobie, ale z miłości do Pana Jezusa! I choć to, co mówił Ignacy, obowiązuje przede wszystkim nas, to przyzna Pani, że w takiej perspektywie jest poruszające i pociągające dla wszystkich, prawda?

"Ziołolecznictwo" - Wojciech Ziółek SJ w rozmowie z Anną Sosnowską

Na pierwszy rzut oka jest to książka o mrocznych zakamarkach ludzkiego życia - o momentach, kiedy dopadają nas różne kryzysy; o lękach, grzechach i naszych ułomnościach. Jednak najważniejszym tematem rozmowy, którą prowadzą o. Wojciech Ziółek SJ i Anna Sosnowska, jest Bóg - Bóg tak dalece miłosierny, że nie mieści się nam to w głowie.

Książka bazuje na osobistym doświadczeniu o. Ziółka. Jest poruszającą opowieścią księdza, który otwarcie mówi o własnych bojach, jakie musiał stoczyć w trudnych dla siebie chwilach, a także o bardzo intymnym doświadczeniu bycia uratowanym przez Boga.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Wola Boża czyli GPS kontra puzzle
Komentarze (3)
I
Iza
26 kwietnia 2015, 16:28
słyszałam też o takim fajnym porównaniu- gra w szachy. Bóg robi krok i jak robię krok. Najważniejsze, to robić wszystko z Miłością! 
AC
Anna Cepeniuk
26 kwietnia 2015, 11:20
Świetne wyjaśnienie... I zgadzam się z nim...choć osobiście nie lubię używać GPS-u... a uwielbiam układać puzle... Ale co do: "....że instynktownie nie spodziewamy się po Panu Bogu niczego dobrego: wola Boża to najgorsze, co może nas spotkać. Zgodzić się na nią, to skazać samego siebie na pewne nieszczęście." to nawet trudno się czasami dziwić... Bo czy o woli Bożej nie słyszymy wyłącznie wtedy gdy ktoś doświadcza cierpienia? Czy wolę Bożą widzimy w tym, że spędzamy świetny urlop ( na greckiej choćby wyspie) w gronie przyjaciół? Czy wyłącznie wtedy jak zrezygnujemy z urlopu na rzecz rekolekcji? - Nie sądzę.... W końcu na wszystko jest czas... pod słońcem...
K
k
26 kwietnia 2015, 10:11
"Jesteś u celu. Prowadził cię Jezus Chrystus. Pozdrawiam" Piękne!