Gniew nie jest narzędziem, którym wierzący mają prawo się posługiwać

(fot. facebook.com/glosnapustyni)

Jeśli chcemy, aby Kościół przyszłości kształtowała kultura Słowa, to wydaje się naszym chrześcijańskim priorytetem i obowiązkiem, że właśnie na słowa musimy dziś zwrócić szczególną uwagę. To wymaga samodyscypliny. Wymaga opanowania emocji, powściągliwości i mądrości w tym, co wychodzi spod naszego pióra.

Od jakiegoś czasu dostrzegam pewien trend, który mocno mnie niepokoi. Chodzi o medialną tendencję, będącą już właściwie integralną częścią kultury naszego społeczeństwa, która kształtuje dziś jego postawy i zachowania. Tendencję, która permanentnie kształtuje nas. Nie jestem zaskoczony faktem, że aktualnie jest ona wręcz powszechną atmosferą przenikającą współczesny świat polityki. Nie rozczarowuje mnie również jego szeroka obecność w mainstreamowych mediach. Ale martwi mnie fakt, że w ciągu ostatnich kilku lat jest ona szeroko obecna w internetowej aktywności wielu chrześcijan, w tym publicystów utożsamiających się z chrześcijaństwem. I to szczególnie zauważalną w odniesieniu do tematu oczyszczenia Kościoła i zmian, które pilnie muszą się w nim wydarzyć.

Mam na myśli gniew. A właściwie (anty)kulturę gniewu, którą od jakiegoś czasu zaczęliśmy się w Kościele posługiwać, wyrażając nasze silne wzburzenie i irytację, aby emocjonalną siłą wymóc konieczne w Kościele reformy. Oczywiście nie ulega wątpliwości, że ewangeliczna odnowa Kościoła jest nie tylko konieczna, ale jest jego warunkiem sine qua non. Sam inicjując różne działania i projekty od ponad dziesięciu lat służę na rzecz tej właśnie odnowy. Problem polega na tym, że w dążeniu do czystości Kościoła (moralnej, doktrynalnej, teologicznej, itd.) odnosi się nieodparte wrażenie, że jako wierzący coraz częściej sięgamy po brudne metody. A używając tych narzędzi wyrazu daje się zauważyć, że bardzo łatwo, a wręcz zbyt łatwo znajdują one przyzwolenie – a nawet uznanie - w używanej przez współczesnych chrześcijan kulturze słowa i przyjmowanych przez nich postaw.

DEON.PL POLECA

Dla tych, którzy mogliby podczas lektury tego tekstu nosić jakieś wątpliwości, chcę wyraźnie zaznaczyć: zło potrzebujemy nazwać złem, a grzech grzechem. Znajduję pełne zrozumienie dla wyrażania osobistych opinii, będących diagnozą rzeczywistości, w której się znajdujemy, szczególnie kiedy jesteśmy przy tym świadomi szerokości naszej perspektywy, do jakiej mamy dostęp, a na podstawie której formułujemy wnioski. Jednak od pewnego czasu zwracam uwagę na to, że wśród moich facebookowych znajomych, influencerów czy publicystów, w tym także tych chrześcijańskich, pojawia się grupa ludzi w taki sposób wyrażająca swoje własne obserwacje lub poglądy, że trudno – po krótkiej refleksji – określić je inaczej, niż komunikatami, które pobudzają ludzi do gniewu.

Tak. Do gniewu. Gniewu, który – tak jak wszystkie emocje - sam w sobie nie jest zły. Ale kiedy nad nim nie panujemy, kiedy pozwalamy mu (przecież w dobrej wierze!) mieć udział w naszych działaniach, zaczyna rodzić owoce, których nie chcemy. Zaznaczę to tutaj raz jeszcze: to się dzieje nie tylko w mainstreamowych mediach. To się dzieje wśród wierzących ludzi. Wśród ludzi Chrystusa. Nie chciałbym tutaj przypisywać komuś złych intencji: nie zakładam, że wspomniane komunikaty powstają właśnie w takim celu, aby ludźmi zawładnął gniew. Ale przez to, że ludzie, którzy je wyrażają, decydują się je w gniewie tworzyć, ostatecznie prowadzą one do tego, że ten gniew jest wzmacniany i rozpowszechniany dalej, prowokując w tę samą stronę serca ich odbiorców.

Pomyślmy o dalszych skutkach wspomnianych działań. Sądzę, że uważni obserwatorzy już mogą częściowo zaobserwować je w otaczającej nas rzeczywistości. Media kreują rzeczywistość, która sprawia, że pojawia się pośród nas kultura upozorowana, w której rzeczywistość społeczna do tego stopnia miesza się z medialną, że naprawdę trudno je rozróżnić. Jeśli wśród chrześcijan nie zaczniemy pracować nad opanowaniem gniewu, wówczas wszyscy, a w szczególności chrześcijańscy publicyści i influencerzy będziemy przyczyniać się do tworzenia pewnego rodzaju społecznych frontów lub prądów wewnątrzkościelnych, a za nimi kultury (zupełnie nie wyróżniającej nas wobec kultury tego świata), która stanie się – społecznie, albo przynajmniej medialnie przyzwoloną - częścią naszego kościelnego życia. Będzie ona wzmacniana przez ludzi, którzy w imię dążenia, by w Kościele wszystko było tak, jak ich zdaniem „Pan Bóg przykazał”, będą pozwalać sobie na przekraczanie granic, którym nam - chrześcijanom - przekraczać nie wolno: związanych z osądem ludzi, rozpowszechnianiem stereotypów, stosowaniem mowy wykluczenia, złośliwych żartów, hejtu czy nienawiści. Czy to tak działa? A przede wszystkim: gdzie to nas prowadzi?

Kilka tygodni temu zostałem zaproszony na festiwal „Strefa Chwały” w Nowym Sączu. Zostałem poproszony o udział w panelu dotyczącym gniewu, i tak naprawdę ów tekst jest owocem tego zaproszenia. Aby przygotować się do spotkania, zrobiłem krótkie (osobiste) studium biblijne związane z gniewem. Chciałem dobrze zgłębić ten temat, aby mieć przed sobą biblijną perspektywę tego zagadnienia. Tym bardziej, że przed oczami miałem wręcz wyłącznie fragment, w którym Pan Jezus powywracał stoły w świątyni, oraz moment, w którym św. Paweł napisał w Liście do Efezjan: „Gniewajcie się, a nie grzeszcie: niech nad waszym gniewem nie zachodzi słońce!” (Ef 4, 26). Okazuje się jednak, że z gniewem nie ma żartów.

Zacznijmy od tego czym jest gniew, i czym różni się od złości. Złość jest emocją, która pojawia się w nas stosunkowo krótkotrwale: na przykład w momencie, gdy ktoś nas okradł, okłamał, czy oczernił. Przejawia się bardzo różnie: od form zniecierpliwienia, przez frustrację i rozdrażnienie, aż po wybuchy wściekłości. Natomiast gniew jest stanem umysłu, który pojawia się w związku z deprywacją jakiejś naszej potrzeby lub pojawieniem się trudności w osiągnięciu celu, a którym to trudnościom towarzyszy pewna określona „filozofia” czy „ideologia”. Gniew trwa dłużej niż złość i niesie destrukcyjny wpływ na wszystkie sfery naszego życia.

Różnica pomiędzy emocją złości, a gniewu polega również na tym, że gniew zostaje zainicjowany przez nas - pochodzi z naszego wnętrza. Tak jak złość jest odpowiedzią na zaistniałą trudną okoliczność czy sytuację, tak gniew rodzi się w chwili, gdy nasze oczekiwania nie zostają spełnione. To my reagujemy gniewem: względem ludzi lub względem takiemu czy innemu biegowi wydarzeń. Gniew uwalnia w nas również ogromne pokłady energii, które mogą nas zaślepić do tego stopnia, że później żałujemy podjętych z jego powodu kroków.

Co Biblia mówi na temat gniewu? Przede wszystkim św. Jakub napisał, że „gniew człowieka nie czyni tego, co jest sprawiedliwe u Boga” (Jk 1, 20). A zatem gniew nie jest narzędziem sprawiedliwości, którym wierzący mają prawo się posługiwać. W naszym działaniu musimy pozostawać wolni od wpływów gniewu, „bo gniew mieszka w piersi głupców” (Koh 7, 9). Psalmista Dawid napisał kategorycznie: „Nie unoś się gniewem z powodu złoczyńców” (Ps 37, 1), i zaraz później rozwinął: „zaprzestań gniewu i porzuć zapalczywość; nie oburzaj się: to wiedzie tylko ku złemu” (Ps 37, 8).

Dlaczego to takie ważne? Jak mówi jedna z ksiąg mądrościowych: „Bo uciskanie mleka daje masło, uciskanie nosa wywoła krew, uciskanie gniewu - wywoła kłótnie” (Prz 30, 33). Gniew roznieca zło. Dlatego „nieskory do gniewu jest bardzo roztropny, lecz porywczy wywyższa głupotę” (Prz 14, 29), a „rozważny człowiek nad gniewem panuje” (Prz 19, 11). Nawet Bóg jest „nieskory do gniewu i bardzo łagodny – nie wiedzie sporu do końca i nie płonie gniewem na wieki” (Ps 103, 8-9).

Kiedy w XVI wieku Kościół przeżywał ogromny kryzys - w czasie bardzo ciemnego okresu swojej własnej historii - naznaczył go potężny protest, w którym żadna z jego stron nie opanowała gniewu. W stosunkowo krótkim czasie chrześcijanie - katolicy i protestanci - sięgnęli wówczas po miecze. Wojna trzydziestoletnia, która później nastała, a w której zginęło 30 milionów Europejczyków, nauczyła nas stwierdzenia, że „religia jest przyczyną wojen”. Wierzę, że dziś, kiedy wielu publicystów mówi o współczesnym kryzysie Kościoła jako największym od czasów Reformacji, istnieje droga do reform, która jest drogą Ducha – wolna od przelewu krwi, wzgardy, gniewu i słownej przemocy.

Dlatego chciałbym zachęcić i prosić dziś wszystkich ludzi pragnących biblijnej odnowy Kościoła, wypowiadających się w mediach (w tym również tych społecznościowych), byśmy nie zapomnieli o kierunku wskazanym nam w Księdze Przysłów: „Zuchwali miasto podniecą, a prawi gniew uspokoją” (Prz 29, 8). Tak, to wymaga samodyscypliny. Wymaga opanowania emocji, powściągliwości i mądrości w tym, co wychodzi spod naszego pióra. Ale jeśli służymy Bogu, musimy o tym pamiętać. Czy to oznacza przymykanie oczu na to, co złe? Absolutnie nie. Ale oznacza dobór odpowiednich i precyzyjnych narzędzi wypowiedzi, które zdają się dużo bardziej przypominać te chirurgiczne, niż ogrodnicze. Aby ostatecznie nie okazało się, że tak naprawdę rozpoczęliśmy walkę z samym Bogiem (por. Dz 5, 39).

Myślę, że potrzebujemy zdać sobie sprawę z jeszcze jednej rzeczy. Jednym z najczęściej wytykanych błędów współczesnego Kościoła katolickiego jest jego styl zarządzania, który w wielu jeszcze miejscach przypomina ten charakterystyczny dla komunizmu. A to oznacza, że w pewnej mierze ukształtowało go nic innego, jak kultura społeczna poprzedniego pokolenia. Jeśli chcemy, aby Kościół przyszłości kształtowała kultura Słowa, to wydaje się naszym chrześcijańskim priorytetem i obowiązkiem, że właśnie na słowa musimy dziś zwrócić szczególną uwagę.

Założyciel i lider krakowskiej wspólnoty Głos na Pustyni, w ramach której podejmuje szereg działań na rzecz wzrostu i odnowy Kościoła. Prowadzący projekt społeczny na rzecz chrześcijańskiej jedności „Nie wszystko jedno”. Dynamiczny mówca, autor książek i publikacji, sekretarz Sekretariatu ds. Nowej Ewangelizacji Archidiecezji Krakowskiej i członek zespołu Krajowej Służby Komunii CHARIS w Polsce.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Gniew nie jest narzędziem, którym wierzący mają prawo się posługiwać
Komentarze (5)
GS
Grzegorz Sokołowski
15 sierpnia 2021, 23:39
Mnie się wydaje, że to, co autor od poczatku nazywa gniewem, antykulturą gniewu itd. to po prostu wszechobecne, publiczne erupcje pospolitego chamstwa, którymi niektórzy załatwiają swoje potrzeby na adwersarzach. Gniew przy tym to prawie szlachetny skutek uboczny, o ile jest faktycznie jakoś temperowany. Przykładów możnaby mnożyć, niestety nawiązania do gniewu w Piśmie Świętym tylko utrudniają odpowiedź na pytanie, co z gniewem w wierze. Raczej odpuściłbym temat. Gniew to nie decyzja. Ostrożnie z leczeniem!
JS
~Jakub Szymczyk
11 sierpnia 2021, 20:28
Jezus kiedy wypedzal kupców ze świątyni albo kiedy rugal Św Piotra cz innych apostołów działał w kontrolowanym gniewie. Wielu świętych zachowywalo się wybuchowo i uważało to za cnotę a nie słabość. W chrześcijaństwie jest miejsce na święty gniew i nie zmieni tego nawet tysiąc bzdurnych artykułów.
SY
~Say Yes
10 sierpnia 2021, 15:35
Jako osoba skrzywdzona patrzę na to inaczej. Powszechne wypieranie przez ludzi Kościoła okoliczności, faktów, uniki, rozmydlanie -budzą mój gniew. Tego doświadczam i się z tym nie godzę, czasem manifestuje to poprzez wypowiedzi emocjonalne. Daję sobie do tego prawo, bo z mojego punktu widzenia większą szkoda dla Kościoła jest zakłamanie i taktowne milczenie.
GW
~Gocha Wójcik
10 sierpnia 2021, 13:47
c.d. Takie zamieszanie powstaje zawsze, gdy próbujemy zasymilować definicję jakiegoś słowa z dziedziny psychologii z jego biblijnym rozumieniem. Do tego dochodzi jeszcze katechizmowe rozumienie gniewu jako grzechu głównego. Jeśli chcemy spojrzeć na problem emocji gniewu i złości od strony psychologicznej, można by wyjść od prostego stwierdzenia, że wszelkie emocje są moralnie obojętne (co potwierdza KKK), natomiast złe (lub dokładniej: niedojrzałe) mogą być sposoby ich wyrażania (także i złość można przeżyć w destrukcyjny sposób) . Dobra wiadomość jest taka, że zarówno gniew, jak i złość można przeżyć twórczo i dobrze.
GW
~Gocha Wójcik
10 sierpnia 2021, 13:46
Co do głównego postulatu tekstu, by nie podsycać w ludziach emocji, z których przeżywaniem mają problem - całkowicie się zgadzam. Natomiast z próbą wyjaśnienia, czym jest gniew i jak odróżnić go od złości, zgodzić się nie mogę. Przede wszystkim dlatego, że nastąpiło pomieszanie pojęć. Złość została zaklasyfikowana najpierw jako autonomiczna emocja, a chwilę później zniuansowana za pomocą innych uczuć (wściekłość, zniecierpliwienie). Gniew zaś ewoluował w tekście od emocji (obojętnej moralnie) do stanu umysłu, który trwa dłużej i jest destrukcyjny. Złość, zdaniem autora, jest chwilowa i uprawniona.