Jacek Stryczek: Dobroczynność mnie wkurza

(fot. Leszek Ogrodnik)
Stowarzyszenie Wiosna / br

Jacek Stryczek: Jak nie pomagasz, to czujesz się jak świnia, a jak pomagasz, to czujesz się jak osioł

Widzę mamę z córką. Kobieta ubrana w żółty, sfilcowany płaszcz, a córka wygląda jak jej miniaturka, ubrana w mniejszy, żółty i też sfilcowany płaszcz. Jest też karton z zabawkami - miś bez ręki, lalka bez oka, brudna maskotka. Dziewczynka wybiera coś dla siebie i dostaje sygnał: jesteś gorsza, zasługujesz na brudne i zepsute zabawki. To jest wykluczenie, które podcina skrzydła. To rodzaj biedy. Rozmowa z ks. Jackiem Stryczkiem - prezesem Stowarzyszenia WIOSNA i założycielem SZLACHETNEJ PACZKI.

DEON.PL POLECA

Edyta Drozdowska: Przechodzę przez rynek i spotykam chude, smutne dziecko w brudnych ubraniach. Prosi mnie o pieniądze albo jedzenie. Co wtedy zrobić?

Jacek Stryczek: Nic! To znaczy ja nie zajmuję się takim pomaganiem. Każdy dobry lekarz najpierw bada, diagnozuje, a potem dopiero leczy. Jak spotykasz takie dziecko to ono może być częścią wyspecjalizowanej mafii, w której dzieci są jak niewolnicy. Albo jego rodzice są już na granicy i uczą dzieci w taki sposób zarabiać.

Była kiedyś w Krakowie taka akcja: dając pieniądze, odbierasz dzieciństwo…

No właśnie. Jak pomożesz takiemu dziecku, to ty je automatycznie uzależnisz od takiego typu przychodu i stylu życia przy okazji. Chodzi o to, żeby dzieci nie wciągać w kombinowanie, po drugiej stronie jest wysiłek, normalna praca, zarabianie pieniędzy.

Tylko, że przejść obojętnie obok dziecka jest o wiele trudniej, niż obok dorosłego.

W praktyce, jeśli przechodzimy obok tzw. biednego i mamy poczucie winy, że nie pomogliśmy to znaczy, że najprawdopodobniej minęliśmy profesjonalistę. Kogoś, kto potrafi wzbudzać poczucie winy, wywoływać wewnętrzny przymus. Trzeba to pokonać. Dobrze jest mieć alternatywę, czyli miejsca, osoby, co do których jesteśmy przekonani, że warto im pomagać. Wtedy łatwiej jest sobie wyjaśnić, że to nie jest tak, że jestem obojętny, ale żyję świadomie. Wiem, komu i jak pomagam. Inwestuję zasoby tam, gdzie widzę sens. My zanim pomagamy, to sprawdzamy. Nasi wolontariusze mają szkolenia, znają kryteria mądrej pomocy. Na ich podstawie i po pogłębionych rozmowach z rodzinami podejmują decyzję, czy pomoc jest niezbędna, czy pomoc coś w życiu konkretnego człowieka zmieni. Czy nie zdemoralizuje i nie nauczy bezradności.

To dawać, czy nie dawać? Pieniądze, czy rzeczy? Mam wrażenie, że ludzie mają z tym dzisiaj spory kłopot…

W Polsce pomoc się profesjonalizuje. Powstaje wiele organizacji, które mają pomysł i system na pomaganie w sposób przemyślany. Myślę, że warto jakąś wybrać i dołączyć. Pomaganie w Polsce jest coraz lepsze. Już nie żyjemy w epoce znachorów, szpitali i sal operacyjnych. Dzisiaj chcemy się organizować, pomagać mądrze i razem. To jest wyższy poziom.

Wyższy poziom, ale jednak dawania.

Ja z biegiem lat oduczyłem się dawania. Biblia mówi: niech Ci się spoci jałmużna w Twym ręku, zanim rozeznasz, komu masz ją dać. Człowiek, który głupio daje, wcale nie jest szczęśliwy. Przypadki,
w których należy dawać, powinny być trafione i mądrze wyselekcjonowane. Dlatego wymyśliłem Klub WIOSNA i Przyjaciele. Zapraszam ludzi do mądrych inwestycji pieniędzy, sam mogłem być biznesmenem! Dzisiaj też mogę nim być.

Serio?

Serio! Wolałbym inwestować pieniądze właśnie w organizacje, niż męczyć się i udawać, że umiem pomagać. Uważam, że dawanie, które praktykuje świat zachodni jest w większości demoralizowaniem. Tak zdemoralizowano Afrykę, tak zdemoralizowano w latach 70. Amerykę. Im więcej dawano, tym więcej ludzie potrzebowali. I tak poziom bezrobocia w Ameryce w latach siedemdziesiątych doszedł do 20 procent. W Polsce są takie rejony, gdzie ludzie żyją z biedy, z pomocy unijnej.

Kojarzy mi się to trochę z miłośnikami społecznej sprawiedliwości.

Zadaję sobie pytanie o ostrze sprawiedliwości społecznej, czyli np. czy to, że ja mam, a ktoś nie ma to jest sprawiedliwe. Mój ideał życia społecznego oparty jest o ideę, którą Jan Paweł II nazywał czwartym światem. Polega to na tym, że ludzie żyją w normalnych społeczeństwach, dajmy na to w Krakowie, ale nie mają dostępu do tego, co powszechne. Dzisiaj dobrze jest mieć Internet, a ktoś nie ma i to mu utrudnia wejście na wolny rynek. Dla mnie istnieje czwarty świat, który jest społeczną niesprawiedliwością. To taka kwestia wyrównywania szans. Natomiast każdy ma prawo podjąć decyzję czy chce mieć dużo, czy mało. Czy chce więcej, czy mniej pracować. To jest wolny wybór.

A co jeśli ktoś po prostu sobie nie radzi. Nie wie jak i co zrobić, żeby mieć lepsze życie.

Potrzebuje na pewno wewnętrznej motywacji i dobrych wzorców.

Jak się tego nauczyć?


To nie jest takie proste. To gangrena życia społecznego w krajach rozwiniętych. Jak ktoś wpadnie na to, że nie musi się starać, to trudno go zmotywować i sprawić, żeby mu się chciało… Nie da się zmotywować na siłę. Coś się musi wydarzyć, jakaś trudność, przełom, niezwykłe spotkanie, rozmowa, zakochanie. Staram się przyciągać do siebie ludzi i sprawiać, żeby im się chciało! Społeczeństwo dzieli się na ludzi, którzy narzekają, że jest im źle i szukają winnych i na takich, którzy zadają sobie pytanie
o to, co mogą zrobić, żeby było lepiej. Lepiej nie tylko dla mnie, ale też dla kogoś.

Z ubóstwem też jest lepiej albo inaczej, niż kiedyś?

W połowie jest postęp, w połowie pogłębianie złych procesów. Postęp polega na tym, że ciężko jest dzisiaj rozdawać np. ubrania, bo każdy ma łatwy dostęp do tanich ubrań i to już nie jest problem dla biednych. Jako społeczeństwo idziemy w górę, awansujemy społecznie i jesteśmy coraz bogatsi. To się przekłada na najbiedniejszych. Jest też coraz więcej wyspecjalizowanych ośrodków pomocy i sytuacji, w których do ludzi trafia właściwa pomoc. Druga połowa życia społecznego polega na tym, że wielu ludzi jest wykluczonych i wykluczanych i nic z tym nie robimy. Po PRL-u nastąpił progres w życiu społecznym, ale niektórzy w ten rozwój nie weszli. Zatrzymali się w innych czasach. Nie biorą odpowiedzialności za swoją pracę, są leniwi, nie chce im się. Dla nich nic się nie wydarzyło, żyją w swoich gettach.

Drugi proces jest taki, że jesteśmy w dużej mierze społeczeństwem bezwzględnym. Przez zarządzanie wysokością emerytur eliminujemy ludzi z życia społecznego. Kiedyś ktoś uczciwie pracował i nie martwił się o starość, dzisiaj jest wykluczony, a my jako społeczeństwo się na to zgadzamy. Z jednej strony wiem, że przemiany społeczne sprawiają, że są ofiary, a z drugiej nie mogę się z tym pogodzić!

A jak walczyć z ubóstwem?

Na pewno jest się nad czym pochylić. Ja nie śmiem ludziom mówić, co mają robić, a ubóstwem zajmuję się codziennie.

I mówi ksiądz, że każdy powinien sam sobie radzić, a jednak ksiądz pomaga. Jak to jest?

To nie jest takie proste. Biedę postrzegam na dwa sposoby. Pierwszy to jest coś takiego, że jak ktoś zachoruje, to wiadomo, że leży w łóżku i trzeba mu podać lekarstwa, żeby wstał. Każdemu się zdarza w czasie życia jakiś kryzys i inwestowanie w takich ludzi podczas kryzysu jest czymś wartościowym. Druga sytuacja, w której warto pomagać dotyczy wykluczenia. Kiedy ktoś chce wskoczyć do pociągu cywilizacyjnego rozwoju, ale stoi przed nim jakaś bariera.
Jest już taka słynna historia z chłopakiem, który nie zawsze ma pieniądze na bilet. Dlatego albo dojeżdża do szkoły autobusem albo pieszo pokonuje 15 kilometrów. Do jego rodziny dotarli wolontariusze Paczki, zdiagnozowali sytuację i zdecydowali, że pomoc darczyńców może zmienić świat tej rodziny. Ktoś kupił chłopcu rower.

Co to dla niego zmieniło?

To było pokonanie bariery cywilizacyjnej, to było dla niego bardzo znaczące. Oprócz roweru dostał też nowe ubrania. Barierą, którą regularnie staramy się w Paczce pokonać jest ubieranie się, zwłaszcza
w szkołach rówieśnicy potrafią poniżać gorzej ubranych, więc jak pozwalamy się ubierać lepiej dzieciom z rodzin w potrzebie, to pokonujemy kolejną barierę cywilizacyjną.

Czyli nowe rzeczy materialne służą do likwidowania biedy.

Pomagają ludzie - nie rzeczy. Liczy się też to, jakie masz podejście do tych, którzy potrzebują wsparcia. Jak potrzebujący otrzymuje to, co Tobie zbywa to razem z tą zbywającą i niepotrzebną rzeczą dostaje prosty przekaz: jesteś beznadziejny. Pamiętam taką historię. Przy kościele była akcja rozdawania biednym różnych rzeczy, które przynieśli ludzie. Był tam ryż, makaron, mąka, takie podstawowe produkty. Był też karton z zabawkami - zniszczonymi, starymi, zepsutymi. Miś bez ręki, lalka bez oka, brudna maskotka… Przyszła mama z córką. Kobieta była ubrana w żółty, sfilcowany płaszcz, a córka była jej miniaturką. Wyglądała jak mama, tylko ubrana w mniejszy, żółty sfilcowany płaszczyk. Mama poszła po makaron, wypełniła jakiś papier, a dziewczynka podeszła do kartonu z zabawkami i zaczęła wybierać. Dostała sygnał: jesteś gorsza, zasługujesz na brudne i zepsute zabawki. Na rzeczy, które innym są już niepotrzebne. To jest wykluczenie, które często podcina skrzydła, to też jest bieda.

Kiedy ksiądz po raz pierwszy spotkał się z biedą?

Moje oczy otworzyły się na biedę, kiedy się nawróciłem. Miałem wtedy 20 lat, byłem studentem i ciągle spotykałem żebraków, którzy prosili o pomoc. To taka ikona biedy. Widzisz żebraka, który tylko wygląda na biednego: ma obnażone rany, niepełnosprawności, jest źle ubrany. Ja wtedy pomagałem.

Dziś też ksiądz pomaga ludziom na ulicy?

Tamte spotkania dały mi impuls do rozmyślania o tym. Już nie pomagam w ten sposób, to jest głupia pomoc. Pamiętam, jak podszedł do mnie żebrak, dałem mu połowę jedzenia, które przywiozłem z domu. To oznaczało, że ja mam o połowę mniej, nie, że dawałem to, z czego mi zbywa, tylko z tego, co było na moje utrzymanie. W takich sytuacjach zawsze zadawałem sobie pytanie, czy ta osoba na pewno jest biedna, czy mnie nie oszukuje.

Uspokajał ksiądz sumienie takim gestem?

Jak nie pomagałem w tego typu sytuacjach to miałem ogromne wyrzuty sumienia. Żyłem w takim dualizmie: pomagałem i nie miałem pewności, czy ktoś oszukuje, czy nie albo nie pomagałem i fundowałem sobie wyrzuty sumienia.

To jest to słynne powiedzenie: jak nie pomagasz to czujesz się, jak świnia, a jak pomagasz to czujesz się jak osioł. Dla mnie przełom nastąpił wtedy, kiedy spotkałem człowieka, któremu rok wcześniej pomogłem, bo był bardzo potrzebujący. Rok później prosił mnie o pomoc dokładnie w taki sam sposób i szedł pijany. Wtedy odkryłem coś ważnego.

Że pomoc na ulicy nic nie zmienia?

Że moja pomoc służyła jego trwaniu w zakłamaniu, w nałogu, w degradacji. Wtedy zmieniłem podejście do biedy, żeby nie pomagać tym, którzy wyglądają na biednych, tylko, żeby ich poznać, sprawdzić kim są, skąd pochodzą i dlaczego mają się źle.

I tak powstała Szlachetna Paczka?

Jeszcze nie.

To jak to ksiądz robił?

Zapraszałem bezdomnych do mojego studenckiego mieszkania i spędzałem z nimi czas. Eksperymentowałem. Chciałem stopniowo wchodzić w życie tak zwanych biednych. Mam do tego dzisiaj duży dystans, ale spróbowałem czegoś takiego.

Dlaczego ksiądz dziś już nie zaprasza?

Nikt nie jest w stanie pomóc wszystkim ludziomPomagam tylko wtedy, gdy mam pewność, że moja pomoc coś zmieni, że jest niezbędna, nie odpowiada na biedę roszczeniową i nie demoralizuje. Są odpowiedni ludzie i wyspecjalizowane ośrodki, które zajmują się tymi, którzy są naprawdę potrzebujący i trafienie do nich nie jest żadną filozofią. Wiedzą o tym bezdomni, którzy często chcą być bezdomni i to ich wybór, a ja nie chcę utrzymywać ich stylu życia.
--
Tylko w 2013 roku SZLACHETNA PACZKA dotarła do 17 684 rodzin w potrzebie oraz zjednoczyła ponad 617 tysięcy Polaków w mądrej pomocy. SZLACHETNA PACZKA to projekt, który od 13 lat łączy biednych i bogatych. W tym roku mądrą pomocą obejmie minimum 17 500 rodzin w trudnej sytuacji materialnej. Dokładna liczba rodzin, którym pomoże Paczka nie jest jeszcze znana, bo w 570 miejscach w Polsce wolontariusze nadal spotykają się z potrzebującymi w ich domach, by zdiagnozować sytuację, poznać potrzeby i podjąć decyzję o włączeniu do projektu. Na tej podstawie tworzą opisy, które trafiają do internetowej bazy. Tam darczyńca może wybrać rodzinę ze swojej miejscowości i przygotować dla niej mądrą i skuteczną pomoc lub dokonać wpłaty na organizację projektu. Dzięki Państwa zaangażowaniu ktoś poradzi sobie w życiu!

W tym roku SZLACHETNA PACZKA zaprasza do wielu form mądrej pomocy:

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jacek Stryczek: Dobroczynność mnie wkurza
Komentarze (10)
G
Grzegorz
29 listopada 2014, 17:47
Ale mądry człowiek
S
Staszek
25 listopada 2014, 22:18
Istotnie, niektóre żebrające osoby to zwykli naciągacze. Ale nie wszyscy. Wg mnie stosuje Ksiądz generalizację i przedstawia w pewnym sensie dwie skrajności, których raczej należy unikać: z jednej strony zapraszanie bezdomnych do mieszkania (w przeszłości, od czego już się teraz Ksiądz odżegnuje), z drugiej, jak się zdaje, obojętność na prośbę konkretnego żebrzącego spotkanego na ulicy. Czy Ksiądz np. wie, jakie warunki panują w noclegowni dla bezdomnych na Skaryszewskiej? Instytucje państwowe nie nadążają z pomocą potrzebującym, dlatego ważne są wszelkie oddolne inicjatywy, w tym propagowana przez Księdza.
X
xyz
24 listopada 2014, 15:44
Wg mnie jest to gownie promowanie ideii ,,Szlechetna paczka". Nie sądzę,ze ta idea jest zla i myślę,ze dzięki niej mozna bardzo wiele zdziałać. Jednakże z drugiej strony przejść obojętnie obok drugiego człowieka, w dodatku dziecka nie starając sie mu nieść pomocy i  licząc tylko na to,ze jakas organizacja sie tym zajmie świadczy bardziej o głupocie i braku wrażliwości na krzywdę tego człowieka. Natomiast nawiązując do wcześniejszej wypowiedzi Księdza,to jeśli ktoś pomaga bezinteresownie, wg mnie nie powinien wspominać o tym szukając tym samym aprobaty dla swoich uczynków,bo to jest równe byciu obłudnym. Człowiek taki powinien pomagać dla siebie,czując,ze tego własnie chce,bo kocha tą drugą osobę pomimo wszystko, a przede wszystkim dlatego,ze Jezus pochylał się nad każdym potrzebującym tego człowiekiem  i nie wynikalo to z poczucia obowiązku, czy  też szukania aprobaty dla swoich uczynków, ale z samej miłości i dla miłości..i wg mnie tylko taka pomoc jest wazna;szczera,bezinteresowna nie unosząca się pychą, płynąca prosto z serca..i nieważne, że ów człowiek nalezy do jakiegoś gangu, starajmy sie pomóc każdemu w miarę swoich mozliwości, bo każdy zasługuje na pomoc i szansę,a w oczach Boga wszyscy jesteśmy równi; nie ma ludzi gorszych i lepszych,są tylko tacy którzy się bardziej lub mniej pogubili w  życiu i potrzebują tego wsparcia i czasem taki gest w ich stronę moze  być ostatnim dobrym sygnałem..także reasumując nie powinno się skreślać takich ludzi na wstępie i czasem warto się zastanowić,co mogło ich skłonić do takiego zachowania starając się im pomóc w jakiś sposób
I
Ilona
24 listopada 2014, 16:30
W pełni popieram i dodam, że jestem zniesmaczona słowami ks. Stryczka. Przecieram oczy ze zdumienia, że w taki sposób mógł wypowiedzieć się ksiądz.
A
Agata
24 listopada 2014, 17:08
Przed Wszystkimi Świętymi na cmentarzu zaczepiło mnie żebrzące dziecko - odmówiłam. Kawałek dalej siedziała na ziemi kobieta z niemowlęciem i żebrała. Wiadomo - dużo ludzi, duży zysk. Po godzinie wsiadałam do samochodu zaparkowanego w bocznej uliczce i zobaczyłam i dziecko, i kobietę z niemowlęciem, i jeszcz dwoje dzieci, jak pakują sie do samochodu, którym podjechał mlody mężczyzna. Czy dając tym ludziom pieniądze pomogłabym komukolwiek? O tym właśnie mówi ksiądz Stryczek
I
Ilona
24 listopada 2014, 17:16
Dodam jeszcze, że "Szlachetna Paczka" jest akcją przedświąteczną - jedną z wielu. Przed świętami można zauważyć trend - wszyscy chcą być wtedy szlachetni, mili, nieść pomoc. Organizacje prześcigają się w organizowaniu pomocy, robieniu paczek, domy dziecka przeżywają najazd "Mikołajów". Gorzej z tą pomocą w ciągu roku. O potrzebujących należy pamiętać też w innych miesiącach.
I
Ilona
24 listopada 2014, 18:03
Przypadek, o którym Pani napisała, to tzw. "zarabianie na ulicy". Ja z reguły pieniędzy nie daję. Z reguły, gdyż ostatnio zdarzyło mi się dać starszej pani pieniądze na zakupy. Nie dostała na czas renty i nie miała za co kupić żywności. Czy powinnam była jej nie pomóc? Ksiądz Stryczek mówi też o ofiarowaniu jedzenia. Nie wyobrażam sobie być osobą tak bezduszną, bez serca i nie dać choćby 1 małej bułki komuś głodnemu, jeżeli mnie na taką pomoc stać.
V
vvv
25 listopada 2014, 09:59
Tu nie ma mowy o obojetności wobec takich ludzi, tylko o bezmyślnym wrzucaniu pieniędzy. Nie mamy przechodzić obojętnie, ale zatrzymać się, porozmawiać, obdarzyć drugą osobę uśmiechem, swoim czasem, miłością. Bo pieniądze to za przeproszeniem każdy głupi może na odczepnego wrzucić.
A
Anka
25 listopada 2014, 10:33
Uważam, że to co mówi ks. Stryczek jest bardzo mądre. Ja sama pezwszłam juz chyba wszystkie możliwe formy niesienia pomocy finansowej innym osobom i nauczyłam się, że w zdecydowanej większości doprowadziło to do roszczeniowości (lub utwaliło ją), nadużyć i wykorzystywania darczyńców. Miałam pragnienie niesienia pomocy, ale byłam naiwna. Teraz uczę się pomagać mądrze, ale oznacza to, że często muszę mówić "nie". Nie chcę wspierać lenistwa, cwaniactwa i bezwzględności.
MF
Michał Faflik
25 listopada 2014, 10:39
Mylisz się! "Szlachetna paczka" działa cały rok. Poznaj najpierw jak działają a potem pisz. Zawsze zastanów się zanim poślesz w Internet jakąś wiadomość, szczególnie jeśli chcesz kogoś objechać. Bo skrzywdzić łatwo a naprawić po stokroć trudniej. Tak jak biedę.