Jezuicki Samarytanin Madagaskaru

o. Jan Beyzym SJ
Stanisław Groń SJ

Błogosławiony o. Jan Beyzym (1850-1912), jezuita, był pionierem pracy misyjnej wśród trędowatych na Madagaskarze. Do dziś zachwyca jego oddanie i heroizm w służbie ludziom praktycznie wykluczonym ze społeczeństwa. Chrześcijańska postawa o. Beyzyma w okazywaniu miłosierdzia cierpiącym bliźnim do dziś jest budującym wzorem dla wielu.

Od trędowatych ludzie zawsze trzymali się z daleka. Ewangelia też ukazuje ich jako odosobnionych i zalęknionych. Tylko Jezus uzdrawiał ich, kiedy prosili Go o to z wiarą.

DEON.PL POLECA

Ojciec Jan Beyzym musiał mieć nie lada odwagę i niezwykłą miłość, skoro pielęgnował okryte ranami ciała trędowatych. Nie atletyczne, dobrze odżywione, pięknie ubrane, wysportowane ciała, jakie znamy z reklam telewizyjnych, ale oszpecone chorobą twarze mężczyzn, kobiet i dzieci, często pozbawione nosa, uszu... Ciała owrzodzone ropiejącymi guzami i śmierdzące. Niełatwo było patrzeć codziennie na ciemne opuchnięte twarze, na których rzadko pojawiał się uśmiech. Niełatwo było ściskać w geście przyjaźni kikuty rąk, opatrywać rany. Ponadto o. Beyzym dbał nie tylko o chore ciała trędowatych, ale i o ich dusze: Jeszcze ich języka nie umiem - pisał - ale mieszkam między nimi, aby biedacy mieli Mszę św. i ratunek w razie konania.

Ludzie dzisiejszej epoki - świadkowie wielkich i ważnych wydarzeń, które mogą oglądać na ekranach telewizorów - nie powinni zapomnieć o człowieku heroicznie miłującym bliźnich: o polskim misjonarzu, który pochylał się nad najbiedniejszym. Ciągle są na świecie ludzie chorzy na trąd i ciągle czekają na tych, którzy okażą im miłość i uszanują ich ludzką godność. Trzeba tworzyć środowiska, w których czyniono by dobro; wystarczy przecież dzielić się z potrzebującym chlebem i odzieniem, leczyć chorych oraz dbać o duszę człowieka. Nie powinno zabraknąć wśród nas tych, którzy będą to robić.

Jan Beyzym urodził się 15 maja 1850 roku w miejscowości Beyzymy Wielkie na Wołyniu, w rodzinie szlacheckiej. Był najstarszym z pięciorga dzieci Jana (powstańca styczniowego) i Olgi ze Stadnickich. Nie miał spokojnego dzieciństwa, wcześnie zetknął się z biedą. Kiedy miał 13 lat, majątek jego rodziny skonfiskowano w ramach represji stosowanych wobec uczestników powstania styczniowego. W roku 1864 Jan Beyzym zaczął uczęszczać do gimnazjum w Kijowie. 11 grudnia 1872 roku, mając 22 lata, wstąpił do nowicjatu jezuitów w Starej Wsi. Wspominając tamtą chwilę, napisał: Nie pamiętam, żebym się kiedy w życiu czuł tak swobodnym i szczęśliwym, jak wtedy, kiedy się za mną furta zamknęła i usłyszałem: "Jesteś przyjęty". Po kilkuletnim okresie formacji zakonnej i intelektualnej w Towarzystwie Jezusowym dnia 26 lipca 1881 roku otrzymał święcenia kapłańskie w Krakowie.

O. Jan Beyzym odznaczał się wielką miłością bliźniego, głębokim życiem modlitwy oraz szczególnym nabożeństwem do Matki Najświętszej. W pierwszych latach posługi kapłańskiej pracował jako wychowawca młodzieży w Tarnopolu (1877-1879 i 1881-1887), a potem jako nauczyciel w słynnym jezuickim kolegium w Chyrowie (1887-1898), gdzie uczył młodzież języka francuskiego i rosyjskiego. Opiekował się też chorymi konwiktorami jako prefekt infirmerii. W tym czasie dojrzewało w nim powołanie do pracy wśród trędowatych. W 48. roku życia wyjechał na Madagaskar, aby rozpocząć pracę wśród chorych na trąd. W tę daleką drogę wyruszył - wiedziony miłością do bliźnich - 17 października 1898 roku.

Przez pierwsze trzy lata o. Beyzym otaczał samarytańską opieką trędowatych w państwowym schronisku w Ambahivoraka, koło Tananariwy. Zamieszkał wśród swoich podopiecznych na stałe, by móc opatrywać ich rany i służyć im pomocą duchową. Pod koniec 1902 roku przeniósł się do miejscowości Marana. W roku 1903 rozpoczął tam (wspomagany prawie wyłącznie ofiarami Polaków) budowę nowoczesnego szpitala-schroniska dla chorych zarażonych prątkiem Hansena. Dzielnie pokonywał trudności, płynące zarówno ze strony kolonialnego rządu francuskiego, jak i ze strony miejscowych przełożonych i władz diecezjalnych. Kierował budową powstającego szpitala, opiekował się chorymi, a nawet sam rzeźbił w drewnie wystrój kaplicy i ramy do obrazu Madonny.

W jednym z licznych listów wysłanych do kraju pisał: Szpital stanie za polski grosz. To, co skądinąd nadchodzi, to tylko drobiazg. Leprozorium zostało otwarte w roku 1911 i działa do dziś. Obecnie wiele w nim udoskonalono. Zmieniły się przecież formy opieki nad chorymi i sposób ich leczenia. Trędowaci mieszkają w domkach i podaje się im antybiotyki i sulfonamidy. Jednak szpital ten nadal służy ciężko chorym, którzy nie mogą powrócić do swoich domów.

Wybudowanie szpitala kosztowało o. Beyzyma wiele wysiłku, wyrzeczeń oraz cierpienia ponoszonego wskutek okazywanego mu niezrozumienia. Wielkim wsparciem była dla niego pomoc nadsyłana z Polski, szczególnie z bardzo biednej wówczas Galicji. Szpital na Madagaskarze powstał dzięki ofiarności Polaków, rozumiejących konieczność wsparcia tych, którzy są jeszcze biedniejsi. Szpital na Madagaskarze należał do najlepszych i najnowocześniejszych w owym czasie. W jego dwóch skrzydłach znajdowały się: kuchnia, jadalnia, magazyny, apteka. Chorzy Malgasze mieli wygodne pomieszczenia: w sypialni każdy posiadał swoje łóżko (szpital posiadał ich 140, choć w dniu otwarcia zgłosiło się tylko 22 chorych) i stolik, a na nim mały obrazek Matki Boskiej Częstochowskiej. Ten wizerunek Maryi bardzo podobał się Malgaszom ze względu na Jej czarną, swojską twarz i blizny na policzku.

W szpitalu był podział na oddziały męskie i żeńskie, wprowadzono zasady higieny i regulamin dnia. Chorych uczono katechizmu i przygotowywano ich do praktyk religijnych oraz do wzajemnego pomagania sobie. Wszystkich pacjentów obowiązywał jednakowy strój. Mężczyźni nosili białe koszule i spodnie, a kobiety - białe spódnice i bluzki oraz białe zwoje na głowie. Ojciec Beyzym osobiście przyuczał każdego do korzystania z dobrodziejstw cywilizacji (np. do korzystania z łazienek), nieznanych dotąd biednym Malgaszom.

Dwa miesiące przed śmiercią o. Beyzym zwierzał się: Z trudnościami, których mam sporo, walczyć nie przestaję, pełno wokół gadaniny i jeszcze więcej krytyk mego szpitala (...), ale mniejsza o to, nie zważam wcale na to wszystko, nie ustępuję w niczym i za łaską Matki Najświętszej nieźle u nas idzie. W bardzo wielu listach pisanych do Polaków uwrażliwiał ich serca na potrzeby swych chorych i prosił adresatów nie tylko o modlitwę i pieniądze, ale nawet o cebulki i nasiona kwiatów. Pragnął założyć w leprozorium ogród z kwiatami, aby nieszczęśliwi trędowaci mieli czym oko ucieszyć.

Bardzo pragnął wyjechać do pracy na Sachalin - na tę mroźną wyspę, gdzie w nędzy i poniżeniu przebywali zesłańcy. W swoim ostatnim liście, wysłanym na krótko przed śmiercią, pisał: Jestem gotów na więzienie i śmierć, żeby tylko uratować, ile za łaską Bożą bym mógł dusz na tym nieszczęśliwym Sachalinie.

Jan Beyzym zmarł 2 października 1912 roku w Maranie na Madagaskarze, wyczerpany nadmierną pracą, surowym trybem życia i malarycznym klimatem. Przed śmiercią, już w agonii, prosił o. Catry SJ, który przy nim czuwał, aby poszedł do kaplicy i przeprosił w jego imieniu chorych za wszystko, czym ich zasmucił lub skrzywdził.

O. Beyzyma cechowała wielka prostota. Wyróżniał się duchem głębokiej pobożności i umartwienia, heroiczną miłością do trędowatych oraz wielkim poczuciem sprawiedliwości. W swojej pracy wśród trędowatych nie dostrzegał nic nadzwyczajnego. Był bardzo energiczny, podejmował przedsięwzięcia przerastające możliwości jednego człowieka. Nie znosił próżnej gadaniny i ospalstwa. Był misjonarzem o szerokich horyzontach. Jako duchowy syn św. Ignacego Loyoli został wychowany do wielkich pragnień i umiał wprowadzić je w życie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Jezuicki Samarytanin Madagaskaru
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.