Idź, a od tej chwili już nie grzesz - J 8,1-11

Scena z filmu "Pasja" (fot. materiały dystrybutora)
Stanisław Biel SJ

Jezus udał się na Górę Oliwną, ale o brzasku zjawił się znów w świątyni. Cały lud schodził się do Niego, a On usiadłszy nauczał ich. Wówczas uczeni w Piśmie i faryzeusze przyprowadzili do Niego kobietę którą pochwycono na cudzołóstwie, a postawiwszy ją pośrodku, powiedzieli do Niego: Nauczycielu, tę kobietę dopiero pochwycono na cudzołóstwie. W Prawie Mojżesz nakazał nam takie kamienować. A Ty co mówisz? Mówili to wystawiając Go na próbę, aby mieli o co Go oskarżyć. Lecz Jezus nachyliwszy się pisał palcem po ziemi. A kiedy w dalszym ciągu Go pytali, podniósł się i rzekł do nich: Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień. I powtórnie nachyliwszy się pisał na ziemi. Kiedy to usłyszeli, wszyscy jeden po drugim zaczęli odchodzić, poczynając od starszych, aż do ostatnich. Pozostał tylko Jezus i kobieta, stojąca na środku. Wówczas Jezus podniósłszy się rzekł do niej: Kobieto, gdzież oni są? Nikt cię nie potępił? A ona odrzekła: Nikt, Panie! Rzekł do niej Jezus: I Ja ciebie nie potępiam. - Idź, a od tej chwili już nie grzesz. (J 8,1-11)

Na kilka dni przed śmiercią Jezus musi ponownie zmierzyć się z ludzką obłudą i hipokryzją. „Specjaliści od wyszukiwania zła u innych” (faryzeusze) przyprowadzili do Jezusa grzeszną kobietę, którą zastali na cudzołóstwie. W Starym Testamencie za cudzołóstwo groziła kara śmierci (Kpł 20, 10; Pwt 22, 22nn).

Kara ta nie była od dawna stosowana. Ale w tym wypadku miała posłużyć jako pułapka. Co odpowie Jezus? Jeżeli każe uwolnić kobietę, podepcze prawo i wykaże nadmierny liberalizm. Jeżeli każe ją ukamienować, okaże się nieludzki i niemiłosierny, straci zaufanie ludu. Jezus, w zamierzeniu faryzeuszy, powinien zostać zdyskredytowany, niezależnie od odpowiedzi.

A co czyni Jezus? Jezus nie ocenia kobiety, ani nie wydaje wyroku, chociaż On jeden ma do tego prawo. Jezus pochyla się i kreśli na ziemi jakieś znaki. Milczy. Zwróćmy uwagę na wagę tego momentu. Milczenie Jezusa uspokaja emocje tłumu, żądnego krwi. Milczenie sprawia, że na tę zalęknioną kobietę spływa pokój i łaska.

DEON.PL POLECA

W milczeniu w prawdzie o sobie stają również faryzeusze. Zapomnieli oni, że prawo pochodzi od Boga, a więc z miłości i ma służyć człowiekowi, a nie stawać się celem samym w sobie. Zapomnieli także, że prawo dotyczy wszystkich. Widzieli cudzy grzech, a nie dostrzegali własnej pychy. Widzieli drzazgę w oku bliźniego, a nie widzieli belki we własnym oku: „Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz? Albo jak możesz mówić swemu bratu: Pozwól, że usunę drzazgę z twego oka, gdy belka tkwi w twoim oku? Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka twego brata” (Mt 7, 3-5).

Głębokie milczenie Jezusa dało im możliwość wsłuchania się w wewnętrzny głos, który tłumili. Jezus daje im czas. Ten czas jest potrzebny, by przenieść wzrok z innych na siebie. By przyznać, że jest się takim samym, a może nawet większym grzesznikiem, jak człowiek, którego się osądza.

Łatwo jest człowieka poniżyć, potępić, odepchnąć, doprowadzić do pogardy do siebie, a nawet do rozpaczy. Ale trzeba później wiele wysiłku i trudu, by przywrócić utracony szacunek, poczucie godności, zaufanie. I chociaż „czas leczy rany”, niektórych nie da się już zagoić do śmierci.

Najbardziej wyzwalające jest w tej scenie spojrzenie Jezusa. Dzięki niemu faryzeusze odkrywają prawdę o sobie. Wnikają w siebie. Gdy Jezus mówi: „Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień”, odchodzą jeden po drugim, począwszy od najstarszych; najbardziej winnych a może najbardziej skruszonych łaską.

Również kobieta zawdzięcza swoje życie i zbawienie spojrzeniu Jezusa. Do chwili spotkania z Jezusem doświadczała dwóch rodzajów spojrzeń: z jednej strony pragnienia, pożądania; a z drugiej odrzucenia, potępienia. Teraz jej oczy spotykają się z Człowiekiem, który patrzy na nią inaczej. Jest to spojrzenie miłosiernej miłości. Miłości, która nie osądza ani nie potępia. Nie jest też obojętna. Niczego nie wymusza, daje wolność, ale równocześnie pragnie dobra osoby. Kocha ją taką, jaką jest.

Spojrzenie Jezusa zawsze wydobywa na światło to, co najlepsze i najpiękniejsze w człowieku i daje siłę do przemiany, do świętego życia. Takie spojrzenie mówi: „Uznaję Twoje prawo do bycia tym, kim jesteś. Ale chciałbym, abyś był tym, kim możesz być naprawdę” (A. Baggio). Takiego spojrzenia doświadczył Zacheusz (Łk 19, 1nn), Piotr (Łk 22, 61), bogaty młodzieniec (Mk 10, 21)…

Kontemplujmy długo to spojrzenie Jezusa. Ono pozwoli nam oczyszczać nasze spojrzenia. Bo „dopiero, gdy oczyścimy nasze spojrzenie, zaczną z naszych rąk wypadać kamienie” (A. Pronzato).

Czy nie próbuję manipulować innymi ludźmi? Czy nie „zastawiam na nich pułapek (intelektualnych, emocjonalnych, psychicznych…)? W jakich sytuacjach pozwalam się zapędzić w „ślepą uliczkę’?

Czy pamiętam, że „mowa często rani, a milczenie leczy”? Kogo osądzam? W jaki sposób osądzam? Czego nie akceptuję u innych? Kogo najbardziej w życiu zraniłem? Kogo powinienem dziś przeprosić?

W jaki sposób Bóg prowadzi mnie do skruchy? Jakie jest moje spojrzenie? Czy akceptujące, pozwalające innym być sobą, wyzwalające czy destruktywne, niszczące? Czy doświadczyłem już miłosnego spojrzenia Jezusa?

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Idź, a od tej chwili już nie grzesz - J 8,1-11
Komentarze (5)
L
leszek
21 marca 2010, 17:53
[...] Chodzi mi o (tu cytat) „Spojrzenie Jezusa zawsze wydobywa na światło to, co najlepsze i najpiękniejsze w człowieku i daje siłę do przemiany, do świętego życia. Takie spojrzenie mówi: „Uznaję Twoje prawo do bycia tym, kim jesteś. Ale chciałbym, abyś był tym, kim możesz być naprawdę” (A. Baggio). Takiego spojrzenia doświadczył Zacheusz (Łk 19, 1nn), Piotr (Łk 22, 61), bogaty młodzieniec (Mk 10, 21)” Chodzi mi o tę myśl, że Jezus akceptuje nasze grzechy (mamy do nich prawo), z tym ,że wolałby abyśmy zachowywali się inaczej. Sugeruje to jakby brak interwencji – mamy wolność. Tymczasem Jezus ostro wymyśla faryzeuszów nazywając ich plemieniem żmijowym, grobami pobielonymi itd. , ostrzega nas , że są grzechy , które nigdy nie zostaną wybaczone ( grzech przeciwko Duchowi Św.), [...] Tak ~tad, spojrzenie Jezusa rzeczywiście wydobywa to co w nas najlepsze. Bo Jezus patrzy na to co w nas najlepsze, widzi to dobro, które w nas jest choćby potencjalnie. Bo przecież nas kocha! Prawdziwie kocha! Kochający nie widzi wad ale to co dobre! Czy Jezus akceptuje nasze grzechy? To dość ryzykowne stwierdzenie. Uważam że znacznie lepszym jest stwierdzenie, że Jezus tak bardzo szanuje naszą wolną wolę, że naszą wolność wyboru uważa za tak wielką wartość, że godzi się nawet na to, że źle tą wolną wolę spożytkujemy i będziemy wybierać i czynić zło. Oczywiście, że Jezus wolałby abyśmy czynili dobro, abyśmy byli inni, ale szanuje naszą wolność i związane z nią wybory. Ale to że tak bardzo szanuje naszą wolną wolę, że nawet godzi się z jej konsekwencjami w postaci zła, wcale nie oznacza, że Jezus nie będzie potępiał czynionego przez nas zła! Nas też Jezus może uznać za plemię żmijowe i groby pobielane - ale wolnej woli nas nie pozbawi... Tak, uznaje się że wszystkie grzechy mogą zostać wybaczone ale grzech przeciwko Duchowi Świętemu nie będzie nigdy wybaczony. Pojawiają się tylko wątpliwości co to jest za grzech. I teologowie na ogół dochodzą do wniosku że chodzi tu o grzech przeciwko miłości Bożej, że chodzi o to, że ktoś może odrzucić miłość Bożą. Piszę to bo po lekturze wielu podobnych opinii, odnoszę wrażenie, że wahadło przechyliło się niebezpiecznie w jedną stronę i wywołuje się wrażenie, że zbawienie jest dość łatwą sprawą. Ponieważ sam jestem bardzo grzeszny, ta wersja bardzo by mi odpowiadała. Tylko czy jest prawdziwa? Jakoś mi nie współbrzmi z pełnym oburzenia listem Papieża B XVI do katolików w Irlandii. Wiesz, ~tad, z tym zbawieniem to nie jest taka prosta sprawa. Bo jeżeli ktoś zechciałby sam siebie zbawić, sam zapracować sobie na zbawienie, to człowiek będzie się musiał bardzo trudzić, a na koniec i tak okaże się, że jest to niemożliwe. Ale jeżeli ktoś uzna swoją małość i marność, zrozumie że choćby nie wiem co, to nie jest w stanie wypełnić Prawa aby zasłużyć na zbawienie, to wtedy może dojrzeć do tego aby zawierzyć i zaufać Bogu. A jeżeli zawierzy i zaufa Bogu, to zbawienie ma praktycznie pewne. I w tym sensie jest to proste, bo wystaczy zawierzyć i zaufać.
RK
Robert Kożuchowski
21 marca 2010, 14:00
nie ma za co,
T
tad
21 marca 2010, 12:37
Robercie, dziekuję
RK
Robert Kożuchowski
21 marca 2010, 12:26
@tad-szanować czyjąś wolną wolę i rozumieć ludzka ułomność, to jedno. Kracenia zła to drugie. Ale w miłości prawdziwej jak kochach, czyli rozumiesz czyjąś ułomność to i karcisz zło z niej wynikające. Często rozumiemy miłośc jako tylko miłość matczyną, która zwykła jedynie wybaczać i przytuleć. Ale Bóg nie jest ani kobietą, ani mężczyzną, stąd jednocześnie karci jak ojciec i jest surowy jak ojciec ( Ap 3,19). Kochać mamy nie po swojemy, tylko tak jak Jezus kocha co wyraźnie widać w Jn 13,34 gdzie pada "jak Ja was umiłowałem."Jezus jest Prawdą, czyli najwierniejszym obrazem Boga Ojca, najwierniejszym obrazem miłości. Problem polega na złym zrozumieniu znaczenia słowa miłość. Dla Boga nie jest problemem nasza grzeszność, problemem jest brak skruchy. Jeśli ktoś umie kochać bezinteresownie, to musi mieć b.dużo pokory, więc dostrzega swoją grzeszność. Pismo uczy bezinteresownej miłości, bez żadnych uwarunkowań i skierowanej do wszystkich ludzi, póki żyją. Sąd jest z miłości nie z uczynków czy z pacierza. Pozornie łatwiejszy, a w rzeczywistości o wiele trudniejszy. Umiesz kochać swoich wrógów, to dobrze. Jeśli nie trzeba się o to modlić, by jezus wygnał twa próżność, bo to wóg bezinteresowności właściwie rozumianej. Byt ludzki nie ma mozliwości obiektywnej oceny innego bytu ludzkiego. Nie zna serca drugiego człowieka. Stąd nie sądźmy innych ( uczynki tak), gdyż "jedziemy na tym samym wózku."
T
tad
21 marca 2010, 11:54
Komentarz w wielu sformułowaniach bardzo mi się podoba i współbrzmi z moimi myślami, co mnie cieszy , bo to oznacza , że nie błądzę. Ale jest i takie sformułowanie, które powoduje , że odnoszę wrażenie , że nie jest w zgodzie z Ewangelią, a nie chciałbym mieć takiego wrażenia, dlatego wyrażam swoje wątpliwości. Może uda się je na forum jakoś rozwikłać. Chodzi mi o (tu cytat) „Spojrzenie Jezusa zawsze wydobywa na światło to, co najlepsze i najpiękniejsze w człowieku i daje siłę do przemiany, do świętego życia. Takie spojrzenie mówi: „Uznaję Twoje prawo do bycia tym, kim jesteś. Ale chciałbym, abyś był tym, kim możesz być naprawdę” (A. Baggio). Takiego spojrzenia doświadczył Zacheusz (Łk 19, 1nn), Piotr (Łk 22, 61), bogaty młodzieniec (Mk 10, 21)” Chodzi mi o tę myśl, że Jezus akceptuje nasze grzechy (mamy do nich prawo), z tym ,że wolałby abyśmy zachowywali się inaczej. Sugeruje to jakby brak interwencji – mamy wolność. Tymczasem Jezus ostro wymyśla faryzeuszów nazywając ich plemieniem żmijowym, grobami pobielonymi itd. , ostrzega nas , że są grzechy , które nigdy nie zostaną wybaczone ( grzech przeciwko Duchowi Św.), przegonił w sposób agresywny kupców ze świątyni, mówi z pewną przesadą jak twierdzą egzegeci, że lepiej dla nas abyśmy sobie wyłupali oczy , ucięli ręce jeżeli nimi grzeszymy, mówi, że tym, którzy nie spełniają woli Jego Ojca powie; „Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości” (Mt 7.21-23), mówi, że na Sądzie Ostatecznym, jednak będą i tracy, którzy pójdą do piekłą i tak można by jeszcze wiele wątków cytować. Piszę to bo po lekturze wielu podobnych opinii, odnoszę wrażenie, że wahadło przechyliło się niebezpiecznie w jedną stronę i wywołuje się wrażenie, że zbawienie jest dość łatwą sprawą. Ponieważ sam jestem bardzo grzeszny, ta wersja bardzo by mi odpowiadała. Tylko czy jest prawdziwa? Jakoś mi nie współbrzmi z pełnym oburzenia listem Papieża B XVI do katolików w Irlandii.