Jezus, religia i polityka

(fot. PAP/Radek Pietruszka)

"Oddajcie więc cezarowi to, co należy do cezara, a Bogu to, co należy do Boga" (Mt 22, 21).

Dlaczego polityka budzi wielkie emocje, polaryzuje i dzieli ludzi? Myślę, że dzieje się tak dlatego, ponieważ zbyt wiele od niej oczekujemy i de facto ją ubóstwiamy. Jedni lamentują, że władza daje im za mało. Inni, że zabiera zbyt dużo. W dzisiejszej Ewangelii (Mt 22, 15-22) Jezus w pewnym sensie studzi te nasze polityczne niepokoje i poucza, że kto oddaje się całkowicie Bogu, będzie miał zrównoważony stosunek do życia politycznego oraz takiej czy nie innej władzy.

Wbrew pozorom, osią tej przypowieści nie jest pytanie o ustosunkowanie się Jezusa do panującej władzy. Tymbardziej nie jest nią chęć uzyskania odpowiedzi na to pytanie. Zarówno kwestie polityczne jak i religijne zostały potraktowane przez faryzeuszy i zauszników Heroda instrumentalnie. Pytającym wcale nie chodzi o rozstrzygnięcie trudnej kwestii moralnej. Herodianie i faryzeusze, dwie frakcje, które z pewnością nie darzyły się sympatią, znalazły wspólnego wroga, i stały się sprzymierzeńcami. Wspólnie knują spisek, by Chrystusa przyszpilić i usidlić Go słowem.

Jak wobec tego zachowuje się Jezus? Przede wszystkim, że zbliżają się do Niego ci, którzy chcą Go zabić. A co On robi? Wiedząc o ich obłudzie i podstępie, nadal traktuje ich jak ludzi. Widzi w nich złość, ale ich samych nie odrzuca. Słucha ich, traktuje poważnie, nie wylewa na nich kubła pomyj, nie potępia ich. Tu nie ma pogardy. I pyta, odwołując się do ich sumienia: "Dlaczego Mnie wystawiacie na próbę? Cóż złego wam uczyniłem? Dlaczego ze Mną walczycie? Do czego dążycie?" Jezus z wyczuciem daje im do myślenia, bo ciągle wierzy, że może coś drgnie, że może coś do nich dotrze, a nie łupie maczugą po głowie.

DEON.PL POLECA

Manipulacja religią

A problemem nie był podatek, bo w sumie chodziło o niewielką sumę, tzw. pogłowne raz w roku, czyli 1 denar - zapłatę za dzień pracy robotnika. Na tej monecie widniał jednak wizerunek Tyberiusza, który ogłosił siebie bogiem. Dla Żyda to oczywiste bałwochwalstwo. Branie do ręki takiego pieniądza to łamanie pierwszego i drugiego przykazania Dekalogu, nieczysta czynność. Na tym polegał dylemat, przed którym postawiono Jezusa. Pytanie zostało więc sformułowane bardzo sprytnie: "Czy według Prawa wolno płacić podatek Cezarowi, czy nie"? Jest to pytanie z gruntu religijne, ale podszyte podtekstem politycznym.

Gdyby Jezus powiedział: "Płaćcie podatek" namawiałby do bluźnierstwa i łamania Tory, a przy okazji zaliczyłby się do obozu "kolaborantów" i dostałoby Mu się od najpierw od ludu, potem od członków "ruchu oporu" - zelotów, ale też faryzeuszy, którzy wprawdzie byli układni, ale chętnie pozbyliby się Rzymian z Palestyny. Bo kto otwarcie nawołuje do płacenia podatku Rzymianom, podtrzymuje opresyjny system, narzucony siłą.

Gdyby Chrystus zachęcał do niepłacenia kontrybucji, naraziłby się z kolei "kolaborantom", zwolennikom Heroda, którzy dobrze się ułożyli z okupantem, no i nieuchronnie samym Rzymianom. Gdyby Jezus podpadł poplecznikom Heroda, to faryzeusze radością by im przyklasnęli. W końcu pozbyli się Chrystusa z pomocą Poncjusza Piłata pod pretekstem, że Jezus ogłosił się konkurencyjnym królem wobec Cezara i podburzał do niepłacenia podatków. A w rzeczywistości Jezus jawił im się jako zagrożenie dla ich przekonań religijnych.

Nauczyciel prosi, aby intryganci podali mu rzymską monetę. Chodzi o oddziałanie na wyobraźnię, bodziec do myślenia. Chrystus wyraźnie sugeruje, że skoro na denarze jest obraz Imperatora, to trzeba zwrócić mu jego własność. Ale równocześnie każdy człowiek ma w sobie wyryty obraz Boga, znak przynależności i pokrewieństwa ze Stwórcą. O tym przecież faryzeusze znający Pisma dobrze wiedzieli. I dlatego cały człowiek, całe jego życie należy do Niego. Do cezara należą tylko pieniądze, do Boga człowiek i wszechświat.

Pierwsze pytanie, jakie rodzi się we mnie, kiedy słyszę odpowiedź Jezusa, jest takie: "Czyli ile mam oddać Bogu i Cezarowi? Jak rozumieć "to, co się należy"? Czy mam dać tyle samo Bogu i Cezarowi? Raczej nie. Wprawdzie Jezus wprost żadnej miary nie wyznacza, ale czyni to w sposób pośredni.

Jeśli człowiek jest obrazem Boga, wówczas "to, co się należy Stwórcy" nabiera wyrazistszych kształtów. Skoro lex orandi lex credendi (prawo modlitwy to prawo wiary), to zajrzyjmy do tekstu prefacji śpiewanej podczas każdej Eucharystii. Zwykle zaczyna się ona w taki sposób: "Zaprawdę godne to i sprawiedliwe (…), abyśmy Tobie zawsze i wszędzie składali dziękczynienie". A więc wdzięczność za to, co jest, trwała postawa pielęgnowana codziennie, to wyraz sprawiedliwości, czyli pobożności względem Boga. Uwaga ma być skupiona głównie na Bogu, a na całej reszcie o tyle, o ile ona prowadzi nas ku Niemu. Sęk w tym, jak rozumieć to skupienie uwagi. Z pewnością nie na zasadzie przeciwieństwa: albo Bóg, albo człowiek. Albo modlitwa, albo czynne zaangażowanie. Chodzi o jedno i drugie, w odpowiednich proporcjach.

Nie dać się uwieść polityce

W naszych czasach relacja między państwem i religią, między polityką a wiarą, to nadal drażliwa kwestia. Przyjrzyjmy się więc tej scenie pod tym kątem.

Jezus nie staje po żadnej ze stron, na której chcieliby Go widzieć faryzeusze lub herodianie. Oni rozumują w systemie zero-jedynkowym. Istnieją dwie opcje: jesteś za albo przeciw. Innej możliwości nie ma. Chrystus twierdzi, że jest. O wiele trudniejsza, bo wymagająca pełnego oddania się Bogu i myślenia, a nie jednoznacznych rozstrzygnięć ustalonych raz na całe życie. By nie było wątpliwosci, Jezus nie potępia również żadnych z tych opcji. Nie opowiada się ani za anarchią, ani za pełną rezygnacji biernością społeczną. Po drugie, tą zamykającą usta adwersarzy odpowiedzią, wyjaśnia, że Jego zadanie polega na czym innym.

Chrystus nie pozwala się wciągnąć w emocjonalno-polityczne przepychanki, ani nie dąży do obalenia wrogiego judaizmowi imperium. Sprawia wrażenie, jakby Go to w ogóle nie interesowało. Dlaczego? Ponieważ jego zdaniem, istnieją głębsze pokłady życia niż zmieniające się systemy i ustroje polityczne. Naiwnością jest sądzić, że to od nich zależy szczęście człowieka. Tak naprawdę żyć po chrześcijańsku można w każdym ustroju, nawet jeśli niektóre z nich nie sprzyjają chrześcijanom lub ich prześladują. Ciekawe, że w Ewangelii Jezus nie mówi, iż chrześcijaństwo będzie chwalone. Wręcz przeciwnie, zapowiada, że często natrafi na sprzeciw i represje. Jakże często wśród wierzących słyszy się coś dokładnie odwrotnego: przywileje, zabezpieczenie finansowe, przesadne inwestowanie w struktury i budynki, poklepywanie przez władzę po ramieniu, oczekiwanie pochwał i całowania po rękach.

Chrześcijanie często są kuszeni, by w dziedzinie życia społecznego wchodzić w skrajności. Albo unikać zaangażowania w sprawy "światowe" i politykę - domenę władzy, zepsucia i korupcji, usuwając się w zacisze prywatności. Albo dążyć do zaprowadzenia w kraju teokracji, to znaczy, takiego urządzenia państwa, w którym władza powinna ustalać wszystko według wytycznych religii i Kościoła.

A Chrystus zdaje się twierdzić, że chrześcijanin nie powinien ulegać politycznym namiętnościom, lecz być wolnym, co bynajmniej nie równa się przyjęciu postawy obojętności. W ostatecznym rozrachunku moje losy nie zależą ani od państwa, ani od ojczyzny, od takiego czy innego rządu, takiej a nie innej partii, lecz od Boga. To są zaledwie ramy, środki, zewnętrzna strona rzeczywistości, której niewątpliwie potrzebujemy do rozwoju, ale nie jest to cel sam w sobie. Chrystus przypomina: "Czyż Stwórca zewnętrznej strony nie stworzył także i wnętrza" (Łk 11, 40)? I każe troszczyć się głównie o to, co wewnątrz, czyli o relację z Bogiem. A potem o całą resztę.

Mądrość węża i niewinność gołębia

Analogiczne zalecenie do napomnienia udzielonego faryzeuszom pada z ust Jezusa wtedy, gdy wysyła uczniów do głoszenia Ewangelii: "Bądźcie roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie (Mt 10, 16) I znowu, jak połączyć ogień i wodę? Jak być równocześnie wężem i gołębiem? Obraz roztropnego węża, paradoksalnie odwołuje się do węża z Księgi Rodzaju, który zwiódł Adama i Ewę. Na swój sposób był on mądry. Gdyby bezpośrednio namówił pierwszych rodziców do buntu wobec Stwórcy, pewnie nic z tego by nie wyszło. Trzeba to było rozegrać inteligentnie, okrężną drogą. Wąż odsłonił swoich zamiarów na wejściu. I to niekoniecznie jest w tym coś złego. Przecież Jezus też wszystkiego wprost nie mówił, jak, na przykład, że jest Mesjaszem, bo ludzie mogliby to opacznie zrozumieć. Działał jak Mesjasz, ale nie podług ludzkich oczekiwań.

Wężowi w Edenie zabrakło jednak postawy prostolinijności i uczciwości. Ponieważ jednak cel nie uświęca środków, stąd napomnienie Jezusa, aby równocześnie postępować na podobieństwo gołębia, istoty uważanej za przeźroczystą i niewinną, by nie zniekształcać nauczania mistrza i nie wchodzić w układy ze złem. Chodzi o to, aby chrześcijanie wyrabiali w sobie zmysł praktycznego rozeznania, zwanego przez niektórych roztropnością. Polega ona na obserwacji i myśleniu, aby nie dać się wciągnąć w różnego rodzaju fanatyzmy i kompromisy, aby unikać niepotrzebnej konfrontacji, nie narażać się lekkomyślnie na niebezpieczeństwa, mieć się na baczności. Ta cnota zachęca, aby z góry przewidywać, co wyniknie z naszych słów, zachowań i postaw. Refleksja ma więc odpowiadać na uczucia i to, co przychodzi do nas z zewnątrz. Św. Paweł wyraża to samo co Jezus w nieco innej formie: "Pragnę jednak, abyście byli w dobrym przemyślni (dosłownie "mądrzy") , a co do zła - niewinni". (Rz 16, 19).

Wniosek z tego taki, że Jezus posyła nas do świata, byśmy byli w nim aktywnie obecni, byśmy uczestniczyli w życiu politycznym i społecznym, ucząc się scalania w sobie postawy roztropności i niewinności. Jednakże sferę religii i polityki cechuje napięcie i nie da się odgórnie ustalić granic naszego zaangażowania. W każdym przypadku uczeń musi rozsądzić to z pomocą Ducha. Dlatego Jezus mówi: "Czuwajcie"!

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jezus, religia i polityka
Komentarze (3)
.
...
16 października 2011, 07:38
Nie że wszystkim tutaj się zgadzam. W aktaualnej upartyjnionej Polsce, gdzie nawet sprzątaczka musi mieć referencje od "przewodniej siły narodu", jak to się dzieje mi. w Warszawie jest ciężko podzielić pogląd, że "Jezus w pewnym sensie studzi te nasze polityczne niepokoje i poucza, że kto oddaje się całkowicie Bogu, będzie miał zrównoważony stosunek do życia politycznego oraz takiej czy nie innej władzy". Jak działo się podobnie w czasach PRL-u to to rozumiałem, ale teraz w żaden sposób pojąc nie mogę. "Czerwoni" przepoczwarzyli się w "różowych", a większość jest jakby z tego zadowolona. Pozatym jak może głosować człowiek ze swoim światopoglądem - już powiem ogólnie, chrześcijańskim - na partię, która jawnie z tym poglądem walczy. Wbrew swoim przekonaniom, na zasadzie "zrobię na złość babci i odmrożę sobie uszy".Tadeo, cały problem w niezwykłej obszerności owej roztropności, którą jakże często kształtuje pożądliwość cesarskiego i gdzie z czasem nauka Chrystusa staje się coraz bardziej formą, a zanika treść. To właśnie tak zbudowany życiorys wyznacza ludzką nieskazitelność, która w miejsce gołębiej staje się wężową ! A wtedy cnoty stają się swoim przeciwieństwem. Wtedy też tylko od intelektualnej przebiegłości zależy nasze dobre samopoczucie "spełniania się" jako "dobrego katolika" - nierzadko w strojach kapłańskich. Półwiecze PRL-u wielu ludziom, całym rodzinom - teraz już w kolejnym pokoleniu - przetrąciło kręgosłup sumienia...  I z tego korzystają skwapliwie między innymi różne odmiany neoliberalnych i lewicujących nurtów chrześcijańsko-katolickich.
W
wanda
16 października 2011, 06:05
Politycy mają to do siebie,że co jakiś czas podpalają świat ,co kończy się masowymi mordami........"Otwórzcie drzwi Chrystusowi".Gdzie są te drzwi ,jakie rygle trzeba wyłamać ,jakimi łomami.Kim mają być odżwierni?
Tadeusz Czernik
15 października 2011, 20:44
 Nie że wszystkim tutaj się zgadzam. W aktaualnej upartyjnionej Polsce, gdzie nawet sprzątaczka musi mieć referencje od "przewodniej siły narodu", jak to się dzieje mi. w Warszawie jest ciężko podzielić pogląd, że "Jezus w pewnym sensie studzi te nasze polityczne niepokoje i poucza, że kto oddaje się całkowicie Bogu, będzie miał zrównoważony stosunek do życia politycznego oraz takiej czy nie innej władzy". Jak działo się podobnie w czasach PRL-u to to rozumiałem, ale teraz w żaden sposób pojąc nie mogę. "Czerwoni" przepoczwarzyli się w "różowych", a większość jest jakby z tego zadowolona. Pozatym jak może głosować człowiek ze swoim światopoglądem - już powiem ogólnie, chrześcijańskim -  na partię, która jawnie z tym poglądem walczy.  Wbrew swoim przekonaniom, na zasadzie "zrobię na złość babci i odmrożę sobie uszy".