Nie ma złych ludzi - Mk 2, 13-17

Mieczysław Łusiak SJ

Jezus wyszedł znowu nad jezioro. Cały lud przychodził do Niego, a On go nauczał. A przechodząc ujrzał Lewiego, syna Alfeusza, siedzącego w komorze celnej, i rzekł do niego: "Pójdź za Mną". On wstał i poszedł za Nim.

Gdy Jezus siedział w jego domu przy stole, wielu celników i grzeszników siedziało razem z Jezusem i Jego uczniami. Było bowiem wielu, którzy szli za Nim. Niektórzy uczeni w Piśmie spośród faryzeuszów widząc, że je z grzesznikami i celnikami, mówili do Jego uczniów: "Czemu On je i pije z celnikami i grzesznikami?"

Jezus usłyszał to i rzekł do nich: "Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników".

Jedną z podstawowych cech Jezusa jest to, że nie dzieli ludzi na złych i dobrych. I On uczy nas, że nigdy nie będziemy dobrzy, jeśli nie zrezygnujemy z dzielenia ludzi na te dwie kategorie.

Przemianę wewnętrzną, której wszyscy potrzebujemy, trzeba zacząć od zaprzestania takiego dzielenia ludzi.

Póki dzielimy ludzi na złych i dobrych, nie jesteśmy zdolni do miłości. Miłość bowiem nie zna tych dwu kategorii ludzi: źli i dobrzy. Miłość chce zawsze pomagać. I jakby „lepiej się czuje”, gdy może komuś pomóc – wtedy ona jest „u siebie”. A nikt tak bardzo nie potrzebuje pomocy jak ktoś, kto jest zagubiony i z tego powodu zachowuje się dziwnie, czyli źle.

Nie ma ludzi złych. Są tylko chorzy (na grzech).

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Nie ma złych ludzi - Mk 2, 13-17
Komentarze (2)
A
Andrej
16 stycznia 2011, 07:39
Zdobywać się na trochę miłości, zawszeć będzie oczyszczać z tego g..., w którym się taplamy. "Trochę", bo nie ma co się łudzić, ze swej natury popsutej, chorej, niezdolny człowiek do pełni miłości. Miłość bez prawdy nie istnieje. A prawda jest taka jak w wierszyku, motywacje naszych dobrych zachowań egoistyczne tchórzliwe. Przyjąć choć "trochę", znów powiem: nie ma co się łudzić, że pełną prawdę o sobie jako chorym ( na umyśle, ciele i duszy), to wybić się na jakąś tam pokorę. To już coś. Miłość jedyną szans, lekarstwem. Miłość, nie sentyment. Miłość czyli iść, naśladować Jezusa. Oczywiście bez złudzeń - w jakimś stopniu. Chyba, że się uprzemy i nie przyjmiemy do wiadomości, że jesteśmy chorzy: na umyśle ciele iduszy. Jak miałby Jezus uzdrowić ślepego jakby twierdził, że widzi i to bardzo dobrze widzi? Albo paralityka, który nie zdolny otworzyć gęby ale myśli sobie intensywnie: "jestem mocny, wszystko mogę"? Jak ma coś zdziałać w naszym życiu, jak nie chce nam się pójść, poczołgać się choć trochę za Nim?
M
Maria
15 stycznia 2011, 15:43
Nie każdy grzeszący niezdolny do miłości. Nie każdy porządny do niej zdolny. Można zachowywać przepisy, przykazania, by mieć o sobie dobre mniemanie, by nie narazić się na karę, bo zło, tam skąd wyszło, wraca. Także przyznawać się przed spowiednikiem do grzeszku niepopularnego,  średnia przyjemność. Mało jest powstrzymywania się od zła z miłości choćby do człowieka - wszak prawo każdy ma do szczęścia! Więc sprawa to skomplikowana z synalkiem marnotrawnym i tym, co w domu grzecznie siedzi; z celnikiem i tym jakimś niepowołanym, sprawiedliwym... Może to tylko jakieś znaczenie ma, czy się potrafi z krzesła wstać i pójść gdzieś tam z miłości tylko?