O poczuciu własnej wartości - J 10, 11-16

Mieczysław Łusiak SJ

Jezus powiedział do faryzeuszów: "Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie swoje za owce. Najemnik zaś i ten, kto nie jest pasterzem, do którego owce nie należą, widząc nadchodzącego wilka, opuszcza owce i ucieka, a wilk je porywa i rozprasza. Najemnik ucieka dlatego, że jest najemnikiem i nie zależy mu na owcach.

Ja jestem dobrym pasterzem i znam owce moje, a moje Mnie znają, podobnie jak Mnie zna Ojciec, a Ja znam Ojca. Życie moje oddaję za owce. Mam także inne owce, które nie są z tej owczarni. I te muszę przyprowadzić i będą słuchać głosu mego, i nastanie jedna owczarnia i jeden pasterz".

Rozważanie do Ewangelii

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

O poczuciu własnej wartości - J 10, 11-16
Komentarze (10)
AC
Anna Cepeniuk
8 maja 2012, 19:36
A ja uważam odwrotnie...... że dla poczucia własnej wartości należy robić i to dużo........ Szczególnie w poslkim wydaniu katolicyzmu....... I to, że nawet jeśli wiemy to rozumowo, że " Jemu wystarczy, że jesteśmy"........., to wcale nie oznacza, że tak się czujemy i możemy z godnością Dziecka Bożego żyć....... Tutaj potrzebna jest wielka "praca" nad sobą czywiście....... bo jak "Poznasz siebie, spotkasz Boga" ( książka O. J. Prusaka")...... A nie odwrotnie.........
J
jaar
8 maja 2012, 19:26
1. Nie każda owca ( człowiek) jest jego owcą : „Wielu jest powołanych, lecz mało wybranych” Mt 22, 14 2. Aby stać się Jego owcą, nie wystarczy chcieć : „ Nie każdy, który Mi mówi: Panie, Panie!, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie. Wielu powie Mi w owym dniu: Panie, Panie, czy nie prorokowaliśmy mocą Twego imienia i nie wyrzucaliśmy złych duchów mocą Twego imienia, i nie czyniliśmy wielu cudów mocą Twego imienia? Wtedy oświadczę im: Nigdy was nie znałem. Odejdźcie ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości” Mt 7, 21-23 3. „Czy jesteś hinduistą, muzułmaninem czy chrześcijaninem, tylko to, jak przeżywasz swoje życie, świadczy o tym, czy całkowicie należysz do Boga, czy nie. „ Matka Teresa z Kalkuty
,
,.,
8 maja 2012, 15:59
dlaczego zatem Jezus rzekł o dziełach do wykonania ? Przecież mówił o owocowaniu.... Bogu wystarcza, że jesteśmy ? .. wg mnie wcalez Ewangelii nie wynika, że Bogu wystarcza, że jesteśmy.. pełno tam warunków : jeżeli, jeżeli,  jeżeli,..to : będziecie ze mną, będziecie moimi uczniami, wejdziecie do Królestwa, przyznam się do was przed Ojcem, ..etc. naprawdę wielu ludzi nie jest w stanie temu wszystkiemu sprostać... i to nie dlatego, że nie chcą, że świadomie wybrali inną drogę, nie potrafią, nie są w stanie - dlatego ich talenty(nieraz wielkie) pozostają zakopane, dlatego nie potrafią kochać, wyjść poza swój lęk, i nie są w stanie wyobrazić sobie Boga - Ojca, tak jak daltonista nie zna barw...
N
Neutron
8 maja 2012, 14:13
 MYĆ GARY ?  czemu nie? pozmywane gary, poukładane nad zlewem, to może być wręcz dzieło sztuki :)  tak, lubię. i nie uważam tego za żadną ujmę. są gorsze "zadania" :) - gdy opadnę z sił, to przestanę "działać". już widzę, że po 40-tce, to nie to samo co 20 lat... ale każda pora ma swoje zalety. Może trochę mniej się wydurniam, upss... - nie mówcie nikomu, bo chyba jeszcze bardziej :)  pozdrawiam aktywnych i pasywnych. jak w atomie, dla każdego znajdzie się miejsce :) 
T
tomasz
8 maja 2012, 14:04
dlaczego zatem Jezus rzekł o dziełach do wykonania ? Przecież mówił o owocowaniu. Więc nadal pytam: co w tym złego, że pracuję i tworzę...- o ile wiem, że owoc wskazuje na Stwórcę, to tym bardziej pytam. Nie chodzi o piosenki religijne, ale to coś co nazwałbym TYM, co wyraźnie pokazuje choćby to , że człowiek nie jest zwierzęciem, że pochodzi "z Jego rodu" ...  - poczucie własnej wartości tu nie przeszkadza, nie kłóci się z tym. Bogu wystarcza, że jesteśmy ? Być może, ale Jezus nie karcił uczniów, że łowili ryby, tylko powiedział by zarzuciili z drugiej strony.  Rozumiem że pracoholizm może być formą strachu, ale jakaś "optymalizacja" tego by się zdała. Jakiś umiar w tej modnej duchowości w stylu "nic nie muszę robić". - facet tego potrzebuje. Rozumiem, że inni mają inne zdanie, ale i domagam się szacunku do zdania mojego. 
2
2
8 maja 2012, 12:00
A czy wszystko co robisz, jest po to żebyś poczuł własną wartość? czy żebyś poczuł sie dobrze?
:
:)
8 maja 2012, 10:25
a jeśli nie potrafię nic nie robić ? jeśli "czuję" że muszę pracować ? nie żeby się "przysłużyć", zasłużyć, ale po prostu jakby to było częścią mnie. Ponoć gdy byłem mały, nie szedłem spać, dopóki czegoś nie zbudowałem z klocków. Wiem, że wielu facetów też tak ma. Więc... trudno znoszę te kościelne sugestie, że moje "dzieła", praca i wysiłki są podszyte lękiem, próbą przypodobania Bogu itd. A jeśli tak lubię ? A lubisz myć gary w kuchni?
PT
Paweł T.
8 maja 2012, 10:01
Chyba Cię rozumiem o czym piszesz. Dla mężczyzny ważna jest pasja. Dla jednych będzie to chodzenie na mecze i kibibowanie swojemu klubowi, dla innego bedzie to siedzenie w barze z kolegami, dla jeszcze innego naprawianie samochodów, albo analizowanie wykresów giełdowych, wreszcie innie mają tak że pracują, kochają pracę. Ja też do nich należę. Ostatnio jednak stanąłem przed pytaniami. Dlaczego praca jest taka ważna dla mnie, co ona mi daje? Jakie w moim życiu rodzi owoce ponadprzeciętne  zaangażowanie w pracę, czy moje nadmierne zaangażowanie (czasowe, emocjonalne, duchowe) mieści się jeszcze w równowadze z innymi najważniejszymi wartościami w moim życiu? Jakie one są ? Kiedy zacząłem stawiać przed Bogiem te pytania zobaczyłem że jeszcze trochę a moje życie się rozsypie z powodu mojej pracy. Bóg ma wobec nas bardzo konkretne plany. Jego logika działania jest trochę inna niż nasza. Czasem zabiera nam coś co wydaje się że będąc naszą pasją jest naszym powołaniem, zabiera ponieważ On wie że mamy zdolności do przykrywania prawdy o nas tym co nam pasuje a niekoniecznie od Niego pochodzi tu i teraz. Czy potrafię swoją pasję porzucić dla Boga i przyjąć nowe zadania które mi powierza? Mierzę się z tym.
PT
Paweł T.
8 maja 2012, 10:00
Chyba Cię rozumiem o czym piszesz. Dla mężczyzny ważna jest pasja. Dla jednych będzie to chodzenie na mecze i kibibowanie swojemu klubowi, dla innego bedzie to siedzenie w barze z kolegami, dla jeszcze innego naprawianie samochodów, albo analizowanie wykresów giełdowych, wreszcie innie mają tak że pracują, kochają pracę. Ja też do nich należę. Ostatnio jednak stanąłem przed pytaniami. Dlaczego praca jest taka ważna dla mnie, co ona mi daje? Jakie w moim życiu rodzi owoce ponadprzeciętne  zaangażowanie w pracę, czy moje nadmierne zaangażowanie (czasowe, emocjonalne, duchowe) mieści się jeszcze w równowadze z innymi najważniejszymi wartościami w moim życiu? Jakie one są ? Kiedy zacząłem stawiać przed Bogiem te pytania zobaczyłem że jeszcze trochę a moje życie się rozsypie z powodu mojej pracy. Bóg ma wobec nas bardzo konkretne plany. Jego logika działania jest trochę inna niż nasza. Czasem zabiera nam coś co wydaje się że będąc naszą pasją jest naszym powołaniem, zabiera ponieważ On wie że mamy zdolności do przykrywania prawdy o nas tym co nam pasuje a niekoniecznie od Niego pochodzi tu i teraz. Czy potrafię swoją pasję porzucić dla Boga i przyjąć nowe zadania które mi powierza? Mierzę się z tym.
AT
ADHD Tooomasz
8 maja 2012, 08:11
 a jeśli nie potrafię nic nie robić ? jeśli "czuję" że muszę pracować ? nie żeby się "przysłużyć", zasłużyć, ale po prostu jakby to było częścią mnie. Ponoć gdy byłem mały, nie szedłem spać, dopóki czegoś nie zbudowałem z klocków. Wiem, że wielu facetów też tak ma. Więc... trudno znoszę te kościelne sugestie, że moje "dzieła", praca i wysiłki są podszyte lękiem, próbą przypodobania Bogu itd. A jeśli tak lubię ?  Widziałem w Trwam niezły program - nie pamiętam tytułu - mówił o tym, że pastor sugerował Presleyowi żeby ni eśpiewał, bo to się Bogu nie podoba.... - hmmm. I bądź tu mądry i pisz wiersze :) pozdrawiam