Poskarż się czasem niebu

Nie jest niczym upokarzającym, jeśli człowiek zwraca się ze swoim bólem i utrapieniem do Boga. Wiele osób twierdzi, że to daremne, bo Bóg i tak nie ingeruje.

"Pan nie lekceważy błagania sieroty i wdowy, kiedy się skarży (…) Modlitwa biednego przeniknie obłoki i nie ustanie, aż dojdzie do celu" (Syr 35,12-14.16-18)

Człowiek od wieków szuka wyjaśnienia fenomenu religii. Jedni odwołują się do bóstw, inni wskazują na jej czysto ludzkie pochodzenie. Na przykład, Karol Marks pisał, że "religia jest westchnieniem uciśnionego stworzenia, sercem nieczułego świata, jak jest duszą bezdusznych stosunków. Religia jest opium ludu". Włodzimierz Lenin wyraził to używając bardziej rodzimych obrazów: " Religia to rodzaj duchowej gorzałki".

Tak czy owak, zdaniem mistrzów podejrzliwości religię tworzy człowiek. Praktyki religijne to narkotyk, którym człowiek odurza siebie, żeby jakoś znieść brzemię smutnej rzeczywistości, a raczej od niej uciec. Marksiści wyobrażali sobie, że zamiast powstać przeciw uciskowi, wzniecić rewolucję, ci biedacy - uciemiężeni robotnicy, kreują sobie w niebie jakiegoś boga, żyją iluzją. I dlatego nie są w stanie zmienić swego losu. Modlą się do kogoś, kogo nie ma, bo modlą się do swojego wyidealizowanego odbicia.

DEON.PL POLECA


W jednym trzeba przyznać Marksowi i Leninowi rację. Człowiek używa narkotyków, żeby uciec od rzeczywistości. Jest to aktualne do dzisiaj, ale, co ciekawe, nie tam gdzie bieda, ale właśnie tam, gdzie przesyt i bogactwo. Mieli również rację, że człowiek może kultywować fałszywą religijność, prowadzić długie modły i nie podejmować żadnego innego wysiłku, wszystkiego oczekując od Boga i innych.

Mylili się jednak grubo, twierdząc, że Bóg i religia to wytwór fantazji. W czytaniu z księgi Syracydesa Pan ukazany jest jako ten, który ujmuje się za uciśnionym i pokrzywdzonym. Nie jest Mu obojętny los człowieka cierpiącego. Ale Bóg nie przeprowadza rewolucji z bronią w ręku. Po prostu wychodzi na to, że w tym świecie rewolucjami niewiele da się zmienić. Przeciwnie, można wiele zniszczyć. Co po sobie pozostawił wypaczony socjalizm, a potem komunizm, chyba nikomu nie trzeba uświadamiać.

Pan chce, aby do Niego się zwracać i skarżyć. Sierota i wdowa to osoby ubogie, bo są pozbawione cennego dobra, relacji z ludźmi, którzy by się nimi zaopiekowali. Doświadczają samotności. W czasach, kiedy pisano tę księgę, nie było domów opieki, przytułków, ubezpieczeń i rent. Ludzie samotni zdani byli na litość innych. Dzisiaj jest pomoc socjalna w bogatszych krajach, a liczba samotnych i tak nie maleje.

Na czym polega dzisiejsze ubóstwo? Tak jak kiedyś, tak i dzisiaj są wśród nas ludzie, którzy niewiele mają. To jedna strona ubóstwa. Materialna. I takich ubogich jest na świecie bardzo dużo. Ten fakt woła o pomstę do nieba. Na ratowanie Grecji szastającej pieniędzmi Unia Europejska wydała 140 mld dolarów. Aby ludzie z Rogu Afryki nie umierali z głodu wystarczyłoby 2,4 mld dolarów. I jakoś nie można tej sumy zebrać.

Z drugiej strony tak naprawdę wszyscy jesteśmy ubodzy. W każdym z nas mieszka dziecko, wdowa, sierota, pokrzywdzony, uciśniony. Możemy temu zaprzeczać. Możemy czynić z siebie Herkulesów, ale własnego ubóstwa i tak nie ukryjemy. Jak wyraża się ubóstwo duchowe?

Ubóstwo polega na tym, że nie wszystko załatwimy z pomocą pieniędzy, układów czy wykształcenia. Ubóstwo wyraża się w naszej ciągłej tęsknocie za byciem akceptowanym, kochanym, dostrzeganym przez innych, którą tak trudno zaspokoić. Ubóstwo polega na tworzeniu różnego rodzaju bożków, którym poświęcamy tyle energii i czasu. Ubóstwo to brak lekarstwa na wiele duchowych i fizycznych chorób. Ubóstwo to niemożność usunięcia zła z tego świata o własnych siłach. Ubóstwo to bezsilność wobec tylu sytuacji i spraw, których jesteśmy uczestnikami, bo jesteśmy stworzeniami, a nie bogami. Ubóstwo to brak pełnej kontroli nad przyszłością. Także ubóstwo domaga się też od nas zaufania względem najbliższych, bo nie możemy nimi zawładnąć i przejrzeć ich na wylot.

Pismo święte mówi, że tylko człowiek, który rozpoznaje i akceptuje swoje ubóstwo może zwrócić się do Boga z błaganiem, może się skarżyć przed Nim. Czujesz się samotny? Nie uciekaj od tego uczucia w alkohol, czy przelotne związki? Powiedz o tym Bogu. Jesteś bezradny wobec swojej słabości? Nie załamuj się, mów o tym Bogu. Masz żal do Boga, że jest ci za ciężko w życiu? Spieraj się z Nim.

Przed Bogiem liczy się szczerość. Nie musimy ubierać masek, żeby tylko ukryć swoją bezradność, żeby zabić w sobie dziecko, ubogiego, sierotę i wdowę. To właśnie dziecko zwraca się w potrzebie do swojego rodzica: "Tato, pomóż mi", "Mamo, nie wiem, jak to zrobić". Być może różne bolesne doświadczenia z domu, kiedy tata czy mama nie pomagali, rzutują również na relację z Bogiem. Ale Pan oczekuje od nas właśnie takiej duchowej postawy dziecka. Szczera modlitwa "przeniknie obłoki", dotrze do Boga. Ale nie możemy oczekiwać, że Bóg będzie do naszych usług na każde zawołanie. Nie zawsze doznamy nagłej przemiany.

Nie jest niczym upokarzającym, jeśli człowiek zwraca się ze swoim bólem i utrapieniem do Boga. Wiele osób twierdzi, że to daremne, bo Bóg i tak nie ingeruje. Przygląda się, słucha, ale nic nie robi, żeby nam pomóc. Czasami Bóg pomaga, rozwiązuje jakiś trudny problem, uzdrawia z choroby, daje szczególne światło. Ale w większości wypadków nie usuwa nam z życiowej drogi wszystkich przeszkód. Daje nam siłę, światło, żebyśmy mogli je przekraczać i znosić z cierpliwością.

Często kiedy czuję się przytłoczony czy to stresem, czy nadmiarem jakichś obowiązków, albo przygnieciony jakimś smutkiem, na krótką lub dłuższą chwilę przystaję i powierzam to Bogu. Ot tak po prostu i szczerze. I pojawia się umocnienie. Nie zgadzam się jednak z Marksem, że ta modlitwa jest dla mnie narkotykiem. Przeciwnie, właśnie w chwili modlitwy muszę stawić czoła temu, co trudne, przez wypowiedzenie tego przed Bogiem. Nie uciekam, ale konfrontuję się. I za chwilę muszę wrócić do tej samej rzeczywistości, do tej samej pracy czy sytuacji. Nie mogę zwolnić się od działania. Tylko na daną sytuację spoglądam już inaczej, bardziej trzeźwo, spokojnie, wiedząc, że i tak wszystko jest w rękach Boga, a ja mam wykonać to, co mogę.

Syn Boży, stając się człowiekiem, wzbogacił nas. Dobrowolnie stał się sługą, dzieckiem, przyjął ludzkie ograniczenia. I w ten sposób dokonał największej rzeczy w historii. Tylko ubogi jest w stanie coś dać i prawdziwie przyjąć dar.

Także podczas Eucharystii Jezus nie odurza nas żadnym opium. Po prostu, podaje nam rękę, abyśmy przestali wierzgać, uznali, że w ubóstwie jest siła. Nie chodzi o pieniądze. Z biedą materialną czy psychiczną trzeba walczyć. Ale jest też dobre ubóstwo, w którym bardziej ufamy niż wszystko kalkulujemy. W ten sposób przywołujemy do siebie Boga, który sam potrafi zamknąć się w chlebie i winie. Nie jest przez to pomniejszony. Ale bardzo wielki. Tylko wielki potrafi stać się ubogim.

Tęgie głowy twierdzą, że jeśli Bóg istnieje, to mieszka w odległym niebieskim pałacu i głowy sobie człekiem nie zaprząta.

Ale Pismo św. mówi co innego. Najpierw, że Bóg w Chrystusie rozbił namiot w ludzkim świecie. Następnie, że wcale go nie zwinął i ciągle tu przebywa. W sercach i domach, w pracy i szkole, w rozrywce i cierpieniu. Gdybym zuchwale orzekł, że spotkanie Go na tej ziemi jest zawsze bułką z masłem, to chyba bym przesadził. Trochę trzeba się jednak potrudzić.

Dariusz Piórkowski SJ, "O duchowości z krwi i kości. Rozważania nie tylko na adwent". Komentarze do czytań adwentowych i świątecznych dzień po dniu >> chcę przeczytać tę książkę

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Poskarż się czasem niebu
Komentarze (18)
G
grigory
28 października 2013, 20:48
http://gosc.pl/doc/809092.Noz-na-gardle  Polecam ten wywiad,  jest w tym temacie.
S
Sabina
28 października 2013, 15:13
Bog nie jest zadnym sadysta. To, ze Go nie rozumiemy nie oznacza ze jest potworem. To oznacza tylko ze nie jestesmy w stanie Go ogarnac, po prostu wymyka sie nam...
M
Magdalena
28 października 2013, 10:19
Do ~Darusia, „Magdalena” to Magdalena.
M
Magdalena
28 października 2013, 10:18
Do ~marka, …dojrzałość przyjdzie wtedy, gdy naprawdę uwierzymy, że nasza modlitwa może być wysłuchana.
D
Daruś
28 października 2013, 08:39
1000000 razy łatwiej mi jest kochać bezwarunkowo drugiego człowieka, niż mieć jakiekolwiek pozytywne uczucia dla Boga, który wystawia człowieka na próby jak królika doświadczalnego i odbiera mu wszystko, co jest niezbędne do życia. Boga kochają masochiści. I niepotrzebnie ksiądz "Magdalena" podaje się za kobietę.
M
marek
28 października 2013, 08:26
Modlitwy zwykle nie są wysłuchiwane w taki sposób, w jaki się spodziewamy. Po pierwsze Bóg wysłuchuje tych, które są zgodne z Jego wolą, po drugie w taki sposób i w czasie, kiedy On uzna, że jesteśmy wystarczająco dojrzali na przyjęcie zmian w życiu, gdy będą dobre dla naszego zbawienia. Nie ustawajmy w modlitwach, gdy wydaje się, ze nie zostają wysłuchane, nie bądźmy też interesowni trwając w wierze, dlatego, że sprawy układają się po naszej myśli. Pan Bóg będzie wystawiał nas na próby odbierając nam to i owo, aby zweryfikować naszą postawę w wierze, oczyścić intencje, aby miłość do Boga była aktem woli - niezależna od uczuć, emocji i rezultatów. Wszak na przykładzie miłości do NIEGO, On uczy nas bezwarunkowej miłości do drugiego człowieka. ... Tylko kiedy ten czas dojrzałości człowieka przychodzi? Można się modlić o coś latami, a i tak wydaje się, że niewiele to daje...
M
Magdalena
27 października 2013, 21:13
Modlitwy zwykle nie są wysłuchiwane w taki sposób, w jaki się spodziewamy. Po pierwsze Bóg wysłuchuje tych, które są zgodne z Jego wolą, po drugie w taki sposób i w czasie, kiedy On uzna, że jesteśmy wystarczająco dojrzali na przyjęcie zmian w życiu, gdy będą dobre dla naszego zbawienia. Nie ustawajmy w modlitwach, gdy wydaje się, ze nie zostają wysłuchane, nie bądźmy też interesowni trwając w wierze, dlatego, że sprawy układają się po naszej myśli. Pan Bóg będzie wystawiał nas na próby odbierając nam to i owo, aby zweryfikować naszą postawę w wierze, oczyścić intencje, aby miłość do Boga była aktem woli - niezależna od uczuć, emocji i rezultatów. Wszak na przykładzie miłości do NIEGO, On uczy nas bezwarunkowej miłości do drugiego człowieka.
M
marek
27 października 2013, 13:28
Czasem się człowiek żali, modli, a i tak nie widać owoców... To jak długo można czekać?
S
Sabina
27 października 2013, 12:25
Bog jest taki niepojety, to prawda ze w zaden sposob nie mozna Go ogarnac i tak ciezko czasem zrozumiec Jego drogi, jest taka Sila ktora wszystko miazdzy na proch, mozna sie czuc przy nim jak biedne, male ziarenko... a czasem znow bywa taki lagodny, tak bliski i prosty i wszystko wydaje sie jasne, Bog to prawdziwa Tajemnica :D
*
*
27 października 2013, 11:59
Nie zamierzam ufać komus kto zesłał mi nową chorobę po spowiedzi i komunii, które w moich intencjach miały rozpocząć okres większego zaangażowania duchowego. Bogu tak jak zreszta ludziom nie można ufać i cokolwiek złego mnie jeszcze spotka, w związku czy bez z związku aktami wiary, zakończę swoje zycie. Nie polega sie na kims kto nas regularnie dręczy, wysłuchuje na opak w sprawach bardzo poważnych (żadne sprawy uczuciowe) i doprowadza do załamania oraz do utraty wiary i nadziei. Boga albo nie ma albo jest najwyższą nienawiścią. Kiedy będzie mi groziła jeszcze większa katastrofa zyciowa, popełniam samobójstwo nieodwołalnie. Możecie mi dalej wymadlać nieszczęścia i choroby, przyczynicie się tylko do mojej śmierci. Nawet jest mi to na rękę, bo łatwiej będzie mi podjąć decyzję. Juz niedługo. Im więcej spotka mnie agresji, złości i oskarżeń z waszej strony, z tym wiekszym przekonaniem to zrobię. I nie wyobrażaj sobie że będziesz mi coś wybijał/a z głowy, bo nie toleruję bezczelności.
M
Maria
27 października 2013, 11:49
Nie zapominajmy o tym, żeby z Bogiem rozmawiać w każdej sytuacji,a nie tylko wtedy, gdy nam ciężko, trudno, źle... A gdy  wydarzy się coś "nie po naszej myśli", nie pouczajmy Pana Boga co ma zrobić i nie żądajmy natychmiastowej zmiany sytuacji. Pytajmy dlaczego??? ale równocześnie szukajmy w sobie przyczyny zła które nas dotyka. Z własnego doświadczenia wiem, że to, co kiedyś wydawało misię krzywdą, nieszczęściem, niesprawiedliwością, zaowocowało - po latach - wielkim dobrem.
*
*
27 października 2013, 11:46
@MR Ty może upadasz, ja nie i wypraszam sobie twoje insynuacje.
MR
Maciej Roszkowski
27 października 2013, 11:39
~* Bóg na pewno nie chce Cię zniszczyć.  Nasze nieszczęścia i szczęścia są częścia Jego planu. Wiem jak trudno zaufać, ale użyję jeszcze raz metafory o której wspomniałem przy innej okazji.        Robimy dziecku zastrzyk, prowadzimy do dentysty, dajemy gorzkie lekarstwo. Dziecko buntuje się i cierpi z jego perspektywy to nieszczęście, nawet krzywda i to od osób kochanych. Może Ojciec wie lepiej co  dla nas dobre, co nas wzmocni. A nawet jeśli upadamy to sądzeni będziemy według naszych możliwości. Tak chciałbym Cię pocieszyć. Sam znalazłem kilka razy pocieszenie i Tobie też życzę.
D~
do ~*
27 października 2013, 11:25
ja tez cierpie...wołam....ale moze kiedyś w koncu wyjdzie słońce? nie poddawajmy się..
S
Sabina
27 października 2013, 11:20
to tylko pozory ze Bog jest nieobecny i nieczuly, czasem rzeczywiscie cierpienie przygniata do ziemi i wydaje sie ze Jego wola miazdzy Cie, wrecz rozkrusza, wolasz i wolasz i nic, a wrecz jest coraz gorzej, a niebo wydaje sie takie piekne, dalekie i zupelnie puste...i czuje sie starszna i przygniatajaca samotnosc, bo nie ma nikogo ani czlowieka ani Boga zeby ci pomogl, zeby chociaz przez chwile byl z toba, zeby cokolwiek zmienic, jakkolwik ulzyc w cierpieniu,nikogo to nic nie obchodzi ze giniesz... i nadchodzi moment ze do wyboru zostaje tylko albo straszliwa rozpacz albo mozna wtedy oddac wszystko Bogu, wlasnie wtedy gdy nie jest sie w stanie nawet odrobine uwierzyc ze cos zrobi/zmieni/ze bedzie lepiej. kiedys tak zrobilam, wlasciwie spodziewalam sie ze Bog ma jakis okropny plan dla mnie ale zgodzilam sie, pierwszy raz w zyciu tak naprawde zdalam sie na Niego i jego wole. Ale wlasnie wtedy Bog przyszedl. Wlasnie wtedy. I nagle zaczal dzialac. Te moje wszystkie wczesniejsze wysilki to na nic sie zdaly, a teraz nagle Bog raz dwa rozwiazal wszystko. I bylam wsciekla, ze mogl tyle zrobic a nie chcial wczesniej, ze musial mnie tak pognebic, ze musialam zejsc na takie dno rozpaczy, dlaczego tak dlugo zwlekal? odpowiedz nie jest prosta i wiele czasu zajelo mi zeby sie z tym uporac, aby nie widziec w Nim potwora - sadysty, ale dzis nie zmienilabym tamtych dni za nic w swiecie, to najwazniejsze co mnie spotkalo w zyciu, Bog to nie jest lukierkowy amorek ale to tez nie potwor, spotkanie z Nim wstrzasa zyciem i na zawsze je zmienia, otwiera oczy na nowe rzeczy/zmusza do rewizji pogladow, daje zupelnie nowa perspektywe, ale jak ma wejsc jesli ktos mu nie otworzy samego siebie, kiedy wlasnymi silami chce to czy tamto osiagnac? gdy czlowiek polega na sobie? ja tak mialam: do konca zacisnac zeby/starac sie/walczyc i nie wiadomo co. a chyba czasem to czego Bog oczekuje to zeby czlowiek sie poddal. Jemu. jest tez wiele innych rzeczy ale to juz moje osobiste przemyslenia
NP
na podobieństwo
27 października 2013, 09:08
Bóg jest tak obojętny na ludzkie cierpienie, jak Jego księża.
M
mendoza2
26 października 2013, 23:14
Często kiedy czuję się przytłoczony czy to stresem, czy nadmiarem jakichś obowiązków, albo przygnieciony jakimś smutkiem, na krótką lub dłuższą chwilę przystaję i powierzam to Bogu. Ot tak po prostu i szczerze. I pojawia się umocnienie. jest mi to bliskie. we wspólnocie Anonimowych powierzanie ciągłe powierzanie /przez telefon/ Bogu za pośrednictwem brata swoich bezsilności zaprasza Boga uduchawia życie. działa.
lucy
26 października 2013, 21:58
Czasami  się skarżę, może nawet częściej niż czasami, nie chce uśmierzać bólu alkoholem. Nie mogę tego robić. Zresztą alkohol to żadne lekarstwo o czym już tyle razy się przekonałam, to używka która tylko wzmaga cierpienie, to potężny depresant. Ale są chwile kiedy wiem, że Bóg mi pomaga, wtedy widzę jak wiele mi daje, choć nie do końca to co bym chciała. Po czym przychodzi zwątpienie i pytania czy On tak naprawdę rzeczywiście istnieje. Taka jest moja wiara-niewiara.