Pozwól się zaskoczyć - Mt 16,13-20

"(...) wiara jest zaufaniem innemu światłu i ryzykiem wypuszczenia z rąk tego, co już mamy, wiemy i czego się spodziewamy." (fot. flickr.com / KreativeKewl)

Piotr pomimo swojej słabości, lęku i galaretkowatości potrafił zdobyć się na śmiałe gesty. Zawsze pierwszy się wszędzie wyrywał. Chciał chodzić po wodzie. Chciał życie oddać za Chrystusa. Wiara jest zaufaniem innemu światłu i ryzykiem wypuszczenia z rąk tego, co już mamy, wiemy i czego się spodziewamy.

Gdy Jezus przyszedł w okolice Cezarei Filipowej, pytał swych uczniów: "Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego?" A oni odpowiedzieli: "Jedni za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za Jeremiasza albo za jednego z proroków". Jezus zapytał ich: "A wy za kogo Mnie uważacie?" Odpowiedział Szymon Piotr: "Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego". Na to Jezus mu rzekł: "Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem nie objawiły ci tego ciało i krew , lecz Ojciec mój, który jest w niebie. Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie". Wtedy surowo zabronił uczniom, aby nikomu nie mówili, że On jest Mesjaszem.

Kiedy św. Piotr oznajmia w dzisiejszej Ewangelii, że Chrystus jest Mesjaszem i Synem Bożym słyszy z ust Jezusa następujące słowa: "Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem ciało i krew nie objawiły ci tego, lecz Ojciec mój, który jest w niebie" (Mt 16, 17). Czyli, używając współczesnego języka, doszedłeś do tego wyznania nie dzięki możliwościom ludzkim, lecz zostało ci to dane z góry. Ciało i krew to semityzm oznaczający po prostu naturę ludzką.

DEON.PL POLECA

Piotr jest błogosławiony nie dlatego, że samodzielnie wspiął się na wyżyny ludzkiego poznania i odkrył bóstwo Chrystusa, ale dlatego, że otworzył się i przyjął pouczenie Ojca. I Chrystus rozpoznaje to działanie Ojca w Piotrze. Jak to oświecenie się dokonało? Tego dokładnie nie wiemy. W każdym razie coś wydarzyło się pomiędzy Piotrem a Bogiem co doprowadziło go do wyznania wiary.

Rodzą się jednak pytania. Czy to znaczy, że skoro objawienie przyszło z góry, to wiara nie zakłada naszego przyzwolenia? Czy "spływa" do nas bez naszej świadomości? Czy Bóg rozdziela ten dar wedle swego własnego uznania? Czy wybiera i oświeca tylko niektórych, a cała reszta skazana jest z góry na niewiarę? Czy wobec tego mają rację ci, którzy twierdzą, że chcieliby wierzyć, ale nie mogą, ponieważ Bóg skąpi im swojej łaski?

Najpierw warto zapytać, czym jest objawienie, o którym Chrystus mówi w dzisiejszej Ewangelii. Przede wszystkim, komunikacją Boga z człowiekiem. Jest ona możliwa, wprawdzie rzadko bezpośrednio, lecz za pomocą znaków i słów ludzkich. Po drugie, pisze św. Tomasz z Akwinu "objawienie nie oznacza niczego innego, jak tylko udzielenie wewnętrznego duchowego światła, przez które ludzkie poznanie uzdolnione zostaje do dostrzeżenia czegoś, co jest dlań niedostrzegalne mocą własnego światła".

A więc objawienie z jednej strony odsłania coś przekraczającego człowieka. Z drugiej sprawia również, że można to "coś" zauważyć, usłyszeć, zobaczyć i przyjąć. Człowiek nie jest tutaj cudownie zwolniony z osobistego wysiłku. Nie zostaje ot tak "napromieniowany" wiarą, lecz musi zająć stanowisko wobec tego, co się odsłania. Wychodzi więc na to, że chociaż wiara jest darem, bo, jak pisze Josef Pieper, "wierzyć znaczy: mieć udział w poznaniu wiedzącego", człowiek nie pozostaje tutaj bezwolnym instrumentem. W wierze muszę uznać, że to, co widzę, choć jest tak różne od mojego doświadczenia, jest prawdziwe.

Innymi słowy, aby rozpoznać w Chrystusie Boga praca zmysłów i rozumu jest konieczna, ale niewystarczająca. Z prostego powodu. Niektóre prawdy nie mieszczą nam się w głowie, wydają się wręcz nieprawdopodobne, właśnie nie do przyjęcia. Potrzeba jeszcze pewnego wzmocnienia, olśnienia, inspiracji, natchnienia na podobnej zasadzie jak nieraz przychodzą nam do głowy zupełnie niespodziewane pomysły, idee, zrozumienia. Nie szukaliśmy ich. Nie prosiliśmy o nie. Są dla nas zaskoczeniem. Takie chwile szczególnej łaski są nam podarowane, ale to my musimy je złapać jak wiatr w żagle, aby móc płynąć dalej.

Piotr otrzymał pouczenie i światło od Ojca, które przewyższało to, na co mogli zdobyć się jego rodacy. Według niego, Jezus nie tylko jest jednym ze wspaniałych proroków, wybranym przez Boga, ale samym Synem Boga.

Czy objawienie można odrzucić? Oczywiście że tak. Niekoniecznie w otwarty i zdeklarowany sposób. Odrzucanie objawienia (tego z wielkiej litery - czyli Pisma św. i tego z małej, a więc codziennych natchnień i świateł) odbywa się przez uporczywe zaprzeczanie, że istnieje inna wiedza od tej, którą już posiadam wskutek wykształcenia, przekazanych mi przekonań i osobistego doświadczenia.

Jedną z możliwości zamknięcia się na objawienie jest to, co Joseph Pieper nazywa nieuważnością. Bierze się ona z zarzucenia oczekiwania, iż mogę otrzymać jeszcze jakieś inne światło oprócz tego, które już posiadam. Nie nastawiam się wówczas na nic nowego. Podejmuję taką a nie inną decyzję. Im bardziej się w tej decyzji utwierdzam, tym bardziej staję się nieprzemakalny.

Tak właśnie należy rozumieć opinie ludzi z dzisiejszej Ewangelii. Znamienne, że według Izraelitów, Jezus jest po prostu "repliką" wielkich osobowości z przeszłości, proroków, którzy nie wiedzieć czemu, zmartwychwstwali. Mieszkańcy Palestyny oceniają działalność Chrystusa przez pryzmat minionych wydarzeń i utartych schematów. Nic nowego pod słońcem. Ich zdaniem, już nie może zaistnieć jakaś zupełnie niespotykana dotąd jakość. A objawienie jest jednak pewną drogą, rozwojem, dochodzeniem do pełnej prawdy, odkrywaniem. W niebie nasze poznanie nigdy się nie skończy, ponieważ Bóg jest nieskończony. Tutaj chcielibyśmy Go zamknąć w oswojonych formułach i ściśle określonych sferach. Tylko że w ten sposób zatrzymujemy się w miejscu, a od pewnego momentu zaczynamy się cofać.

Podobną tendencję rozpoznaję w sobie wówczas, gdy zmieniającą się rzeczywistość, przynajmniej w jej wybranych aspektach, próbuję interpretować w kategoriach, które dobrze znam. Takie zawężenie grozi mi nie tylko w stosunku do Boga. W podobny sposób można się obchodzić z bliźnim. Na przykład, mam już o kimś wyrobione zdanie. Może to być ktoś bliski, jak przyjaciel, mama, tata, żona, mąż. Od dawna wiem, że ta osoba jest taka a nie inna. I wskutek tego nie spodziewam się, by w jej zachowaniu i myśleniu nagle nastąpił jakiś poważny zwrot. A jednak często się pozytywnie rozczarowuję. Pojawia się jakieś nowe zdarzenie, które tylko życie mogło zgotować i osoba, o której myślałem, że już ją prześwietliłem na wylot, odsłania zupełnie inne oblicze.

Takie "posegregowanie" i poukładanie rzeczywistości sprawia, że czujemy się bezpieczniej. I do pewnego stopnia musimy mieć takie trwałe punkty oparcia. Gorzej jednak jeśli w naszej głowie nie pozostaje już żadne pole manewru.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Pozwól się zaskoczyć - Mt 16,13-20
Komentarze (12)
2
23:43
22 sierpnia 2011, 23:43
Mnie się nawet kiedyś trafił taki ateista z przekonania i w deklaracjach, który z rozbrającą szczerością oświadczył, że dziś odmówił kilka zdrowasiek w intencji ładnej pogody... bo zaszkodzić przecież i tak nie zaszkodzi... To prawdziwie wierzący ateista! Bo wiara - o której mówił Rabbuni - to przede wszystkim moc urzeczywistniania pragnień, a nie zestaw poglądów religijno-filozoficznych. Tak wielkiej wiary nie znalazłem nawet w Izraelu.
LS
le sz
22 sierpnia 2011, 21:16
do XLeszka, no nie wiem, czy to tak jest, że nie wszyscy odważają się zaufać. Bo to że ktoś chodzi w niedzielę do kościoła oznacza, że ufa i wierzy Bogu? Mam inne doświadczenia we własnym otoczeniu. Dla wielu osób wiara jest oczywistością, ale jak się ich tak naprawdę dopytać, to okazuje się, że to bardzo wybiórcza wiara, albo że w ogóle nie wierzą. A jak człowiek zaczyna mieć wątpliwości, to od razu na niego patrzą spode łba. To że ktoś chodzi co niedzielę do kościoła wcale nie oznacza, że ufa i wierzy Bogu, a może być wręcz tak, że się Go zwyczajnie boi. Może być tak że ma obraz Boga jako wszechmocnego satrapy, który krąży z kijem basseballowym czyhając komu by tu przyłożyć. Więc chodzi do kościoła nie dlatego że kocha Boga i Mu ufa. Niestety, tak, wiele z osób deklarujących się jako wierzący, albo wierzą bardzo selektywnie, albo tak naprawdę wcale nie wierzą. Mnie się nawet kiedyś trafił taki ateista z przekonania i w deklaracjach, który z rozbrającą szczerością oświadczył, że dziś odmówił kilka zdrowasiek w intencji ładnej pogody... bo zaszkodzić przecież i tak  nie zaszkodzi... A na mających wątpliwości zawsze się patrzy spode łba. Bo bywają oni zdrowym wrzodem na chorym ciele ;-) i zmuszają do myślenia, a nawet obnażają bezmyślność.
W
wątpiący
22 sierpnia 2011, 20:54
do XLeszka, no nie wiem, czy to tak jest, że nie wszyscy odważają się zaufać. Bo to że ktoś chodzi w niedzielę do kościoła oznacza, że ufa i wierzy Bogu? Mam inne doświadczenia we własnym otoczeniu. Dla wielu osób wiara jest oczywistością, ale jak się ich tak naprawdę dopytać, to okazuje się, że to bardzo wybiórcza wiara, albo że w ogóle nie wierzą. A jak człowiek zaczyna mieć wątpliwości, to od razu na niego patrzą spode łba.
LS
le sz
22 sierpnia 2011, 20:13
Tak, wiara nie jest łatwa. Ja jednak utrzymuję, że nie wszyscy mają takie szczęście, by wierzyć. Łatwo powiedzieć i napisać. Jak się doświadczy cierpienia i zła, Bóg nie jest już taki oczywisty. Może i jest, ale czy można mu zaufać? Rozumiem, że wiara nie jest taka łatwa. Bo to nie kwestia uwierzenia w istnienie Boga, ale właśnie przede wszystkim kwestia uwierzenia Bogu, to kwestia zaufania Bogu i zdania się na Boga. A to nie jest takie łatwe. Ale jeśli już zaufa się Bogu to reszta staje się naprawdę bardzo łatwa. I to nie tak, że nie wszyscy mają takie szczęście by wierzyć. To raczej nie wszyscy odważyli się by zawierzyć.
W
wątpiący
22 sierpnia 2011, 16:23
Tak, wiara nie jest łatwa. Ja jednak utrzymuję, że nie wszyscy mają takie szczęście, by wierzyć. Łatwo powiedzieć i napisać. Jak się doświadczy cierpienia i zła, Bóg nie jest już taki oczywisty. Może i jest, ale czy można mu zaufać?
Krzysztof
21 sierpnia 2011, 17:47
 Dwie obserwacje Autora zczegolnie zwrocily moja uwage: nieuwaznosc - ze poprzez brak otwarcia na nowe mozemy stracic udzial w objawieniu. Nie poprzez uparte i zdecydowane nieprzyjmowanie objawienia, ale przez cos bardziej wydawaloby sie drobnego i nieszkodliwego - brak uwagi. A druga obserwacja- ze w niebie nie bedzie nudno: nasze poznawanie/objawianie sie Boga nie skonczy sie z chwila osiagniecia nieba: Bog jest nieskonczonczony co oznacza, ze w nieskonczonosc bedziemy mieli te radosc i przyjemnosc uczestnictwa w czyms ciagle nowym, ze przed nami bedzie zawsze cos " do poznania". K ps: serdecznie pozdrowienia dla Autora
LS
le sz
21 sierpnia 2011, 17:38
Owszem, przyczyny nieuznawania Mesjasza były różne. Powrót dawnych proroków to nie normalka, ale nawet w tej nadzwyczajności oczekiwano jedynie tego, co już było, bo uważano, że najpierw miał przyjść drugi Eliasz albo inny prorok zanim pojawi się Mesjasz. Mimo wszystko Mesjasz przyszedł a w dalszym ciągu sądzili, że to nie ten właściwy. Zgoda. Skoro najpierw miał przyjść Eliasz lub drugi prorok, a Mesjasz dopiero potem to tym bardziej trudno się dziwić że Mesjasza wzięto za proroka który miał przyjść najpierw. Mnie tutaj bardziej chodzi o metaforyczne znaczenie tych "opinii". Pasuje to bardzo do niektórych cech naszej ludzkiej natury. Człowiek najbardziej boi się oczywistości, więc sobie próbuje wymyślać coś, co pozwala mu uniknąć tego, co tu i teraz. Jak się okazało Chrystus był zarówno wypełnieniem obietnic jak i absolutną nowością. Metaforyczne znaczenie może być nadawane różnie zależnie od interpretacji i potrzeb nadającego znaczenie. Nie może być więc traktowane jako bezdyskusyjna rzeczywistość. A pierwsze slyszę aby czlowiek najbardziej bał się oczywistości. Znacznie bardziej niż oczywistości każdy boi się nieznanego. I aby oswoić to nieznane próbuje sobie je tłumaczyć tym co mu znane. Więc gdy pojawił się ktoś tak  niezwykły jak Jezus to uznawao go za proroka.
Dariusz Piórkowski SJ
21 sierpnia 2011, 16:00
Owszem, przyczyny nieuznawania Mesjasza były różne. Powrót dawnych proroków to nie normalka, ale nawet w tej nadzwyczajności oczekiwano jedynie tego, co już było,  bo uważano, że najpierw miał przyjść drugi Eliasz albo inny prorok zanim pojawi się Mesjasz. Mimo wszystko Mesjasz przyszedł a w dalszym ciągu sądzili, że to nie ten właściwy. Mnie tutaj bardziej chodzi o metaforyczne znaczenie tych "opinii". Pasuje to bardzo do niektórych cech naszej ludzkiej natury. Człowiek najbardziej boi się oczywistości, więc sobie próbuje wymyślać coś, co pozwala mu uniknąć tego, co tu i teraz. Jak się okazało Chrystus był zarówno wypełnieniem obietnic jak i absolutną nowością.
LS
le sz
21 sierpnia 2011, 14:19
Tak właśnie należy rozumieć opinie ludzi z dzisiejszej Ewangelii. Znamienne, że według Izraelitów, Jezus jest po prostu "repliką" wielkich osobowości z przeszłości, proroków, którzy nie wiedzieć czemu, zmartwychwstwali. Mieszkańcy Palestyny oceniają działalność Chrystusa przez pryzmat minionych wydarzeń i utartych schematów. Nic nowego pod słońcem. Ich zdaniem, już nie może zaistnieć jakaś zupełnie niespotykana dotąd jakość. Akurat z tym, że mieszkańcy Palestyny nie widzieli w Jezusie Mesjasza, a doszukiwali się powrotu z przeszłości któregoś ze zmarłych wielkich proroków, gdyż ich zdaniem nie mogła już zaistnieć żadna nowa, niespotykana dotąd jakość, nie bardzo można się zgodzić. Czyżby powracający z przeszłości zmarli wielcy prorocy to była codzienność i normalka w Izraelu, a nie zupełnie niespotykana dotąd jakość? ;-) Nie rozpoznawano w Jezusie Mesjasza bo proroctwa brano dosłownie i miano fałszywe wyobrażenia o Jego nadejściu. A w dodatku wielu już było zwodzących ludzi samozwańczych Mesjaszy. Jeden z nich nawet niedawno doprowadził do powstania zakończonego rzezią Narodu Wybranego.
A
Alicja
21 sierpnia 2011, 11:59
Wspanialym darem jest umiejetnosc korzystania z tego co Bog nam daje do dyspozycji bez zatrzymywania tego w swoich rekach, bez checi posiadania na wlasnosc. Zrozumiec: mam bo Bog uwaza, ze jest mi to potrzebne, nie mam a wiec nie potrzebuje. Pojelam to kiedy zostalam okradziona. Cala rodzina bardzo ubolewala a ja poczolam spokoj i ukojenie w duszy oraz mysl, nie bylo mi to wszystko potrzebne. Cudowne uczucie wolnosci!
K
klara
21 sierpnia 2011, 11:37
Dlatego wiara jest zaufaniem innemu światłu i ryzykiem wypuszczenia z rąk tego, co już mamy, wiemy i czego się spodziewamy. Ale też trzeba te inne światła oglądać "pod światło" dotychczasowej wiary, bo można zejść na manowce biegając za błędnymi ognikami.
B
betka
21 sierpnia 2011, 11:15
dziekuje za ten tekst. pozdrawiam