Ten wirus nie pozwala przyjaźnić się z Bogiem

(fot. peddhapati / flickr.com)

Wirus toczy wielu młodych mężczyzn, którzy chcieliby wszystko. I zawsze być młodym, i zawsze móc się bawić i zawsze być całkowicie niezależnym, żyć z ciekawą kobietą, ale najlepiej na odległość, na ich warunkach.

Jezus nazywa nas przyjaciółmi. Miłe to jest. A jednak Biskup Ryś mówi inaczej. Nie jesteśmy ziomkami Pana Boga. Jesteśmy Jego nieprzyjaciółmi.

DEON.PL POLECA

Rozmawiając z ludźmi, którzy rozeznają swoje powołanie, coraz częściej widzę w młodych mężczyznach podobnego wirusa. Niezdecydowanie i strach przed podjęciem poważnej decyzji. Wirus wygląda ładnie. Ubierany jest w piękne słowa: odpowiedzialność, potrzeba dłuższego czasu, dogłębna analiza sytuacji, konieczność doświadczenia innych możliwości. A wszystko to podszyte brakiem odwagi na pozwolenie sobie na stratę. Miliony analiz nierealnych scenariuszy, a wszystkie zaczynające się od słów: a co będzie jak….?

Wirus toczy wielu młodych mężczyzn, którzy chcieliby wszystko. I zawsze być młodym, i zawsze móc się bawić i zawsze być całkowicie niezależnym, żyć z ciekawą kobietą, ale najlepiej na odległość, na ich warunkach.

Dlaczego o tym piszę przy tym zdaniu Jezusa? Dlatego, że wielu z cierpiących na tego wirusa uważa Jezusa za fajnego Gościa i przyjaciela. Fajny jest taki Jezus, z którym można iść na piwo, poklepać Go po plecach i na odchodne powiedzieć - odezwę się za kilka dni, to się umówimy. Cześć.

Punktem wyjścia musi być to, co powiedział bp Grzegorz. Ja jestem człowiekiem, który wcale nie jest przyjacielem Boga. Jestem grzesznikiem i słabym człowiekiem. A mój grzech, choć może nie jest wielki, to ma ogromne konsekwencje w moim życiu. Właśnie choćby w moim niezdecydowaniu. Choćby w tym, że owszem, chętnie walczę, ale nie z moją słabością, a z drugim człowiekiem.

Kiedy wyjdę od prawdy o sobie, że nie jestem ziomkiem Pana Boga, że jest we mnie mnóstwo myślenia, które jest myśleniem Jego wroga, mogę rozpocząć proces nawrócenia. Dopiero taki mogę decydować. Strach nie minie, ale oprę swoje decyzje na Nim, nie na sobie i swoich nieuporządkowanych pragnieniach.

Nikt nie ma większej miłości, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. Oddać swoje życie, stracić je dla Niego. Nie da się żyć dla siebie, dla realizacji swoich marzeń i planów i zarazem być człowiekiem Chrystusa. Nie czarujmy się, chrześcijaństwo to nie jest klub dla przyjaciół, którzy się spotkali, by fajnie przeżyć życie.

On najpierw oddał życie za mnie. I to jest kolejna polisa ubezpieczeniowa. Nie chodzi o wykrzesanie w sobie jakiegoś aktu woli. Chodzi o hojną odpowiedź na Jego miłość do mnie.

Wybór to nie jest wybranie łatwiejszej, przyjemniejszej, milszej dla mnie opcji. Wybór to wybranie takiego rodzaju życia, w którym oddam życie za przyjaciół. I to nie kiedyś w przyszłości, ale dziś, w dniu, w którym mam wybrać. Dziś mam kochać i dziś wybrać taką opcję, która będzie oddaniem życia. Dopiero wtedy stanę się przyjacielem Boga.

W Starym Testamencie Bóg mówi wyraźnie: Oto kładę dziś przed tobą życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Wybierz więc życie, abyś żył. (Pwt 30, 19).
Kapujesz - wybór to być albo nie być. Nie ma co patrzeć na świat pełen gogusiów, którzy mówią Bóg jest moim ziomalem, a kiedy trzeba dać życie, mówią zadzwonię później.

Wywal wirusa i wybieraj. Życie, abyś żył. I żadnego "ALE"!

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Ten wirus nie pozwala przyjaźnić się z Bogiem
Komentarze (19)
K
KP
26 czerwca 2014, 22:06
Zgadzam sie ten wirus to żądło diabła, i ja cierpie przez to ani ruchu...
C
Cajst
16 maja 2014, 23:19
Bardzo cenne i wartościowe spojrzenie. Tylko czy to wszystko znaczy, że do przyjaźni z Bogiem, trzeba siebie, wszystkie swoje plany i jakiekolwiek pragnienia (poza pragnieniem bliskości z Bogiem) wyrzucić i nie robić nic po swojemu, tylko wszystko zawierzyć Bogu? Czy może właśnie szukać, próbować żyć... Nie zawsze jest to strach przed podjęciem decyzji. Ale to nie jest tak, że pojawi się myśl i trzeba za nią biec. Trzeba ją rozeznać. Modlić się o rozeznanie, czy ta myśl pochodzi ode mnie, od przeciwnika, czy właśnie od Boga? Bo źle rozeznane powołanie nie pozwoli na tak efektywną służbę Bogu i bliźnim, jak dobrze podjęta decyzja. Niepoważnie jest też podejmować decyzję w pośpiechu i bez poważnego rozeznania. To nie jest tak, że boimy się wszyscy zostawić wszystko. Pytanie: czy to, za czym pójdziemy jest czymś, co pozwoli lepiej budować Boże królestwo na ziemi, czy też nie? Fantastycznie ujęta postawa wiecznego zawieszenia i uganiania się za światem pod płaszczykiem "troski, rozważenia, korzystania z życia bo toć - wszystko jest dla ludzi, czyż nie?" Dziękuję Ojcu za mądre słowo. Faktycznie każdy mężczyzna, zwłaszcza dręczony niepewnościami, powinien się z tym zapoznać ;)
A
AES
16 maja 2014, 22:49
5/5 Chrześcijaństwo to nie zabawa. Nic i nikt w człowieku nie wypełni tej pustki, żadna "ziemska" miłość, żadne szczęście nic nie przyniesie. Prawdziwą radość i prawdziwe szczęście da tylko Bóg. Piękne to jest wtedy gdy ludzie przechodzą przez ogień kiedy w ich życiu są riuny a ufają Bogu. Mimo, że tak cierpią mają coś pięknego, coś czego im nikt nie da i coś co jest cenniejsze od wszystkiego. Mają prawdziwego Boga który jest z nimi. Ten Bóg, tak ten, który stworzył wszystko, stworzył i zaprojektował wszystko co istnieje, ten który zaprojektował KAŻDEGO człowieka, chce być, pragnie być i pragnie bliskości z człowiekiem. Pragnie człowieka. Nic nie wypełni tej pustki jak ta radość że człowiek który mówi Bogu tak, zaczyna być z tak DOBRYM i KOCHAJĄCYM Bogiem, który ma nad wszystkim kontrolę i NIC mu się nie WYMKNIE. Przyjdźcie do Jezusa i karmijcie się Nim, On mówił, że jest Chlebem Życia. Karmiąc się jakimiś syfami w internecie w TV pochłaniamy to, karmiąc się Biblią pochłaniamy Biblię i przemieniamy nasz umysł co za tym idzie myśli na wersety i rozważania. Karmiąc się Jezusem, budujemy z Nim relację co jest bardzo ważną rzeczą w życiu chrześcijanina. Tu nie ma miejsca na niby chrześcijaństwo, tu nie ma miejsca na jakieś chrześcijaństwo. Wóz albo przewóz. Albo człowiek pragnie Boga i chce Go pragnąć albo ma to kompletnie gdzieś lub udaje, że od "czasu do czasu"
T
Tedek
16 maja 2014, 21:40
Nie wydaje się nikomu, że postrzeganie Boga i to jak go traktujemy wychodzi nie tylko od nas samych, lecz również od tego jak kościół przez kilka lat próbował nas ustosunkować do religii. Dopiero ostatnimi czasu tendencja luzu zmienia się, bo echem odbija się wizerunek Jezusa ziomala. Kościół również w pewien sposób powinien się ustosunkować, a nie na przemian karcić za skutki wcześniejszej zachęty chrześcijan do swobody, poprzez ukazanie wiezrunku równiachy. Polecam przeczytać rozdział o Janie Pawle drugim książki pt:"Mitologia świata bez klamek" Pana W.Łysiaka.
T
Tedek
16 maja 2014, 21:40
Jeśli o sam stosunek mężczyzn i kobiet do wspólnego życia razem, to niestety ale problem nie zaczyna się w ustosunkowaniu do Jezusa, ale w ustosunkowaniu do świata. Jeśli faceci chcą postrzegać świat przez Jezusa, to nie sądzę, że trafią na kobietę, której pragną. A jeśli to zrobią i otrzymają od życia kobietę, której potrzebują, to niestety ale muszą ten wybór polubić. Tutaj pojawia się problem, ponieważ ludzie to nie chodzące stałe matematyczne, jesteśmy zmienni, z czasem coraz mniej, ale tak długo jak chcemy się rozwijać i smakujemy życia (nie mówię tutaj o seksie) to nasza percepcja ulega zakrzywieniu (w neutralnym tego słowa znaczeniu). Jeśli druga połówka nie umie dostrzec tego samego co my, zwyczajnie zostaje w tyle i to powoduje tarcia, bądź zwyczajne wyłączenie jednej części uprzednio prężnie działającej całości. Mechanizm się sypie i druga część chce dalej pracować, mimo, że podzespoły się już zmieniły i od jakiegoś czasu do siebie nie pasują. Wtedy albo piszemy teksty o tym, że faceci nie żyją w zgodzie ze sobą, albo patrzymy na siebie i na swoje życie i decydujemy, czy warto zainwestować swój czas w siebie, nie dopatrując się winy w drugiej stronie, wytykając jej, że to ona nie chce się zmienić. To tak jakby obarczać więźnia, że nie jest szczęśliwy w więzieniu. Drogie Panie, proszę was o rozmowy i zrozumienie swoich partnerów, nikt nie chce się męczyć, a każda z was ma potencjał by każdego mężczyznę uszczęśliwić na zawsze. Jeśli chodzi o to jak zrobić by było dobrze z drugiej strony, może niech jakaś pani się wypowie lub przeczytajmy kobiety są z marsa a kobiety z wenus.
A
Ala
16 maja 2014, 20:14
Ten artykuł potwierdził mi, że to nie ze mną jest coś nie tak. Zatem do Modlitwy za naszych ukochanych drogie Panie! :)
*
*
16 maja 2014, 20:10
http://www.listodboga.pl/lm/
A
Agnieszka
16 maja 2014, 18:56
Ala - jak mamy żyć? Wiesz, chyba jedynie zawierzać Bogu każdego dnia, choć serce boli. Tak po prostu. Bo choćbyśmy nie wiadomo ile zrobiły, ile rozmów przeprowadziły, ile mądrych publikacji, konferencji itp. nie podrzuciły, to i tak na niewiele się zda, jeśli ten nasz wybrany sam nie podejmie pracy nad sobą, nie podejmie decyzji. Wszystkie cudowne, mądre, piękne kobiety - nie dajcie sobie tylko wmówić, że to z Wami jest coś nie w porządku!
A
Aga
16 maja 2014, 18:06
że jest we mnie mnóstwo myślenia, które jest myśleniem Jego wroga, mogę rozpocząć proces nawrócenia. Dopiero taki mogę decydować. Strach nie minie, ale oprę swoje decyzje na Nim, nie na sobie i swoich nieuporządkowanych pragnieniach. Dziekuje za ten artykuł. Konkrety i tyle.
A
Ala
16 maja 2014, 15:16
To prawda Agnieszko, to bardzo bolesne dla kobiety każdego dnia. Pytanie: Jak mamy żyć ?
A
Agnieszka
16 maja 2014, 14:18
Myślę, że każdy młody mężczyzna powienien ten tekst przeczytać. Bo albo sam jest w takiej sytuacji, albo ma kolegów, którzy są. Swoją drogą, to straszne bolesne dla nas, kobiet. Lokujemy uczucia w wspaniałych, wierzących, wartościowych mężcyznach, a oni nie chcą o nas walczyć, nie chcą się z nami na serio wiązać, ciągle "nie wiedzą". Dlaczego tacy jesteście? Dlaczego mimo dwudziestu, trzydziestu czy czterdziestu lat na karku jesteście tacy niedojrzali? Dlaczego nie chcecie być mężami i ojcami? Za czym tak gonicie?
R
RLJimmy
16 maja 2014, 00:08
Bardzo ciekawy artykuł, który mnie samego, że tak powiem, "dotyka".  Z drugiej strony, dokąd iść? Owszem, warto mieć wybór... a co jeśli nie ma się wyboru? Albo, co gorsza, odrzuca się wszystkie opcje? 
C
Cthulhu
15 maja 2014, 23:53
Bardzo dobry, pojemny i "treściwy" tekst. Pióro się Ojcu wyostrza. Żyłem (może dalej żyję) zgodnie z zasadą "I want it all and I want it now". Czas, ból pokazały, że nie da się. Albo z Nim - odważnie i wybierając, albo bez niego - nijako, nieciekawie, wszystkiego po trochu, ale niczego do głębi. Dzięki.
J
Janek
15 maja 2014, 23:08
Bardzo ciekawy artykuł i przedstawiona perspektywa. Mała pomoc ode mnie dla tych, którzy jeszcze boją się podjąć decyzję: http://www.operator-paramedyk.pl/2014/02/12/decyzja/ .
G
grzesiek
15 maja 2014, 22:30
Ojcze Grzegorzu. Pisze Ojciec tak: "Nie chodzi o wykrzesanie w sobie jakiegoś aktu woli. Chodzi o hojną odpowiedź na Jego miłość do mnie." Fragment ten skonfundował mnie chyba najbardziej w całym artykule. Czy odpowiedź nie jest aktem woli? A jeżeli tak, to o co w takim razie chodzi? Czy mógłby Ojciec rozwinąć, co miał Ojciec na myśli?
Grzegorz Kramer SJ
15 maja 2014, 22:37
Może rzeczywiście mało to precyzyjne. Chodzi o kolejność. Odpowiadam na Jego inicjatywę, nie ja jestem inicjatywą. 
K
Kat
15 maja 2014, 21:57
ten "ziomalski" język mi uwłacza, ciekawe jak reszcie...
M
Monika
15 maja 2014, 22:29
A mi nie. Jasno jest powiedziane, że cukierkowo nie będzie i nie ma być. Nie możemy jako chrześcijanie ciągle głaskać się po główkach i mówić tylko językiem poprawnym politycznie. Mamy sięgnąć do głębi a nie zatrzymywać się na zewnętrznej formie. I wyjaśniam: nigdy nie byłam ziomalem i obecnie jestem, jak to się mówi kobietą w średnim wieku.
Grzegorz Kramer SJ
16 maja 2014, 06:52
A, a w którym momenice jest on ziomalski?:-)