Życie jest adorowaniem Boga - Łk 10, 38-42

(fot. ionea. / flickr.com)
Mieczysław Łusiak SJ

Jezus przyszedł do jednej wsi. Tam pewna niewiasta, imieniem Marta, przyjęła Go do swego domu. Miała ona siostrę, imieniem Maria, która siadła u nóg Pana i przysłuchiwała się Jego mowie.

Natomiast Marta uwijała się koło rozmaitych posług. Przystąpiła więc do Niego i rzekła: "Panie, czy ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła". A Pan jej odpowiedział: "Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało albo tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona".

Komentarz do Ewangelii:

DEON.PL POLECA

To wydarzenie w domu Marty, Marii i Łazarza nie pozostawia żadnych wątpliwości: modlitwa to przede wszystkim słuchanie Boga. Bóg przychodzi do człowieka nie po to, by brać, ale by dawać. To jest oczywiście szlachetne, gdy chcemy Bogu coś dać, ale i tak możemy Mu dać tylko to, co wcześniej od Niego otrzymaliśmy.

Zastanawianie się, co jest ważniejsze: modlitwa czy praca, jest zbyteczne. Nasza praca i tak jest zawsze tylko uczestnictwem w działaniu Boga, jest "asystowaniem" Bogu w Jego stwarzaniu świata. Właśnie tego tylko potrzeba: adorowania Boga, "asystowania" Mu, zapatrzenia się w Niego i słuchania Go. Troska i niepokój o wiele rzeczy i tak nic nie da.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Życie jest adorowaniem Boga - Łk 10, 38-42
Komentarze (1)
M
Maria
7 października 2014, 11:58
Niestety, co jakiś czas "wybywa" ze mnie Maria i zaczyna szaleć Marta. Spieszę się, ogarniam nieporzadek z myślą, że aż na niewiadomo jak długi czas, przygotowuję na niewiedzieć ile miesięcy rózne jadło. Dzień przestaje mieć 24 godiny, dzień załatwia problemy całego żywota. W tym samym nastawieniu zmagam się z zaistniałymi kłopotami, trudnymi doświadczeniami. Np zabolało coś w brzuchu zapisuję się do dziesięciu specjalistów na badania, niech zapobiegną wszystkiemu na przynajmniej 10 lat jeszcze. Mąż się nie podjął konkretnego zadania, robię mu wykład, który go ustawi właściwie do końca życia. itd, itp. Koniec takiego dnia: poczucie całkowitego wykończenia się,Psychicznego, fizycznego i najbardziej duchowego. Zdanie sobie sprawy, że straciłam ze swego wzroku Jezusa, że zapomniałam o Nim.   Marta zwraca się do Jezusa ale czy na pewno do Niego? Może do ważnego gościa w swojej chałupie? Także mam świadomość, że nie umiałam przyjąć codzienności ze wszystkimi jej niedoskonałościami, nie umiałam, nie chciałam, żeby działo się z moim czasem nie po mojemu a po Bożemu. Bo przecież wszystkie okoliczności, osoby, nieprzewidziane problemy to wola Boża. Nie uciekać od nich w wymiatanie ich ze wszystkich sił ,ale znoszenie ich z myślą o Jezusie, z nastawieniem, że nieistotne czy się je wszystkie porozwiązuje, czy też nie. Istotne co Jezus mi chce przez nie powiedzieć.