Ks. Chrostowski: Ci, którzy chcą pogrzebać chrześcijaństwo, powinni się raczej skupić na przygotowaniach do własnego pogrzebu
- (...) Ci, którzy chcą pogrzebać chrześcijaństwo, powinni się raczej skupić na przygotowaniach do własnego pogrzebu. Dojrzali chrześcijanie, zamiast przejmować się ponurymi diagnozami, powinni tym mocniej brać sobie do serca słowa zmartwychwstałego Jezusa Chrystusa zamykające Ewangelię według św. Mateusza: „A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” - mówi w rozmowie z Tomaszem Rowińskim ks. prof. Waldemar Chrostowski. Publikujemy fragment książki "Niech wasza mowa będzie; tak, tak, nie, nie".
Tomasz Rowiński: Jakie jest miejsce Kościoła we współczesnej cywilizacji zachodniej? Różnie się o niej mówi: że jest postchrześcijańska albo nawet antychrześcijańska. Czy żyjemy w czasach, gdy zaczyna się wielkie znikanie Kościoła na terytoriach, które historycznie były sercem cywilizacji chrześcijańskiej?
Ks. prof. Waldemar Chrostowski: - Na pewno mamy do czynienia z zaprogramowanym nasilaniem się nurtów wrogich chrześcijaństwu, co potwierdza, że jest ono żywotne. Gdyby było inaczej, omówienia takich nurtów weszłyby – tak samo jak chrześcijaństwo – do podręczników z dziedziny historii religii. Konsekwentnie, bezzasadne jest również twierdzenie, że Europa jest postchrześcijańska. Można do niego odnieść powiedzenie, którego autorem jest Mark Twain: „Wiadomości o mojej śmierci i pogrzebie są przesadzone”. Jednak o ile któregoś dnia rozniosła się wiadomość o śmierci słynnego pisarza, o tyle ci, którzy chcą pogrzebać chrześcijaństwo, powinni się raczej skupić na przygotowaniach do własnego pogrzebu. Dojrzali chrześcijanie, zamiast przejmować się ponurymi diagnozami, powinni tym mocniej brać sobie do serca słowa zmartwychwstałego Jezusa Chrystusa zamykające Ewangelię według św. Mateusza: „A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28,20).
Od ponad dwustu lat obwieszczano śmierć chrześcijaństwa i koniec Kościoła – najpierw podczas rewolucji francuskiej, a potem w Rosji Sowieckiej i narodowosocjalistycznej III Rzeszy. Te same tendencje, w równie zradykalizowanej postaci, powracają w skrajnie liberalnych kręgach zachodnich, wskrzeszane przez ideologów, którzy są spadkobiercami tamtych wynaturzeń. Mamy do czynienia z wojną kulturową, która toczy się zwłaszcza w sferze kultury masowej. Pod pozorem walki z nietolerancją uderza w rozum i niszczy wolność. Chodzi także o zainfekowanie chrześcijan frustracją i zwątpieniem, które mają doprowadzić do konkluzji, że stoją po stronie skazanej na porażkę, ponieważ przyszłość zależy rzekomo do niewiary i ateizmu. To chytra i podstępna pułapka, często stosowana w socjotechnice i inżynierii społecznej. Poza tym ma ona jeszcze jeden cel: zaangażowanie w niekończące się debaty wokół obwieszczanego końca chrześcijaństwa ma odciągnąć i odwrócić wyznawców Chrystusa od tego, co naprawdę najważniejsze, czyli pogłębiania i umacniania swojej wiary.
Istnieje prawidłowość, której prześladowcy wiary chrześcijańskiej i Kościoła nie dostrzegają albo jej nie doceniają. Komunistyczne i nazistowskie prześladowania skutkowały ogromnymi cierpieniami wiernych oraz zniszczeniem kościelnych struktur i zawłaszczeniem kościelnej własności. Ale tam, gdzie Kościół był bezlitośnie niszczony, ujawniała się też jego rzeczywista tożsamość zakorzeniona w męce i śmierci Jezusa Chrystusa.
Podczas uwięzienia w Stoczku Warmińskim pod datą 1 lipca 1954 roku kardynał Stefan Wyszyński zapisał: „Codzienny dowód Chrystusowej prawdy widzę w słowach: »Jeśli Mnie prześladowali, i was prześladować będą…«. Chrystus ukazywał proroczo przyszłość Kościoła. To proroctwo ma swoje dzieje, poczynając od krzyża, łańcuchów Piotrowych, aren cyrkowych, aż do dnia dzisiejszego. Wszyscy niemal czujemy, jak spełnia się w nas. Czyż nie jest to pociecha, że na sobie potwierdzamy prawdę słów Chrystusowych? Czyż nie należy cieszyć się z ujawnienia tej prawdy, choćby bardzo… bolało?”.
Pierwsze trzy wieki chrześcijaństwa były naznaczone wrogością wyrażającą się w krwawych prześladowaniach. Nie brakuje ich we współczesnym świecie i dane na ten temat są porażające. Prześladowani wołają o naszą pomoc i solidarność. W świecie zachodnim sprzeciw i wrogość wobec chrześcijaństwa mają inne postacie. Mówiliśmy o tym, przytaczając słowa Jana Pawła II na temat ewangelizacji i antyewangelizacji. Antyewangelizacja nie ogranicza się do słów, lecz jednym z jej głównych celów jest przeprowadzenie radykalnej i wszechstronnej rewolucji kulturowej. Ideolodzy i propagandyści zauważyli, że nie da się zmieść Kościoła z powierzchni ziemi, stosując krwawe prześladowania, gdyż pomnażanie liczby męczenników wzmacnia tych, którzy pozostali przy życiu. Wybrano nowe metody, a najbardziej brutalna polega na strategii zepsucia społeczeństwa przez odrywanie go od tradycyjnych wartości i wzorców życiowych.
Z wielkim niepokojem obserwuję to, co dzieje się w Stanach Zjednoczonych i jest importowane do Europy, również do Polski. Do wdrażania rewolucji kulturowej wprzęgnięto prawodawstwo, wymuszając jedne poglądy i zachowania, a karząc i zakazując innych, nieprzystających do systematycznie powiększanej listy reguł political correctness, „politycznej poprawności”. Patrzę z podziwem i największym uznaniem na tych amerykańskich i europejskich biskupów, kapłanów i wiernych, którzy – wbrew wszelkim przeciwnościom i szkalowaniu – niezłomnie trwają przy Chrystusie i Ewangelii. Znamienne, że w toku przygotowań w ramach nowenny do Tysiąclecia Chrztu Polski, obchodzonego w 1966 roku, Prymas Tysiąclecia na wezwaniu do wierności Chrystusowi, Kościołowi i Ewangelii oparł swój program duchowego odrodzenia narodu. Szukając dróg wyjścia z kryzysu, który ogarnia Kościół, warto powrócić do tego programu, aktualizując go i wdrażając stosownie do nowych potrzeb i wyzwań.
Są całe połacie świata, które kiedyś były chrześcijańskie, a obecnie chrześcijaństwa tam nie ma, albo przetrwało w formie szczątkowej. Należą do nich Azja Mniejsza, czyli współczesna Turcja, a także Afryka Północna, od Egiptu po Maroko. Chrześcijaństwo zostało wyparte przez islam i zniszczone. Jedna religia zastąpiła drugą i nigdy dość refleksji, dlaczego i jak do tego doszło. Ale jest również faktem, że chrześcijaństwo wzmacnia się i krzepnie w tych rejonach, gdzie pojawiło się stosunkowo niedawno – na Dalekim Wschodzie i w Afryce. Wobec nacisku ateistycznej indoktrynacji i sprzeciwu wobec Kościoła wyraźniej też krystalizuje się świadomość wyznawców Chrystusa na Starym Kontynencie i w Ameryce Północnej odnośnie do tego, co naprawdę najważniejsze. Rozmaite otoczki i uwikłania, które na co dzień wpływają na życie wiernych, przestają być istotne, a uwidacznia się potrzeba dawania odważnego i wiarygodnego świadectwa Chrystusowi. Tym większe znaczenie mają więc liczbowo niewielkie, lecz prężne wspólnoty Jego wyznawców.
Sprzeciw wobec chrześcijaństwa tylko pozornie jest czymś nowym, bo w gruncie rzeczy zasadza się na odgrzewaniu wzorca komunistycznego i nazistowskiego: miejsce chrześcijaństwa i wiary w Boga ma zająć ślepa niewiara. Ta strategia obraca się przeciwko Europie, ponieważ na progu trzeciego tysiąclecia okazało się, że sytuacja stała się pod wieloma względami podobna do tej, jaka istniała w czasach starożytnego Imperium Rzymskiego.
Na czym polega to podobieństwo?
- Kilkadziesiąt lat po II wojnie światowej i upadku żelaznej kurtyny nastąpiła bezprecedensowa integracja Europy, która znalazła wyraz w rzeczywistości politycznej nazwanej Unią Europejską. U jej podstaw leżała – motywowana wartościami chrześcijańskimi – idea integracji społecznej, politycznej i gospodarczej, wypracowana przez ojców założycieli, do których należą Alcide de Gasperi, Robert Schuman, Jean Monnet i Konrad Adenauer. Uzupełniona przez koncepcję Europy ojczyzn rozwiniętą przez Charles’a de Gaulle’a, została poparta przez papieża Piusa XII, który postulował ograniczenie liczby jej członków tylko do państw katolickich. Realizacja projektu wyszła daleko poza ramy zalecane przez papieża, obejmując państwa z większością katolicką, protestancką i prawosławną.
Schuman wypracował wizję Europy, w której pełne prawo bytu zyska nie ekonomia, lecz przede wszystkim dobre relacje międzyludzkie i wzajemne wspieranie się motywowane duchem chrześcijańskiej solidarności. Była to odpowiedź na totalitaryzmy, które w pierwszej połowie XX wieku zebrały śmiertelne żniwo od Kołymy i Norylska po Ukrainę i Auschwitz. Kilkadziesiąt lat później, na progu XXI wieku, po raz pierwszy w historii można było swobodnie się poruszać od Tallina do Gibraltaru czy od Przemyśla do Marsylii. Stało się widoczne, że mimo wielu różnic Stary Kontynent stanowi cywilizacyjną jedność, ponieważ wyrósł z korzeni Biblii chrześcijańskiej oraz filozofii greckiej i rzymskiej administracji.
Rzeczywistość, obok korzyści, przyniosła jednak niemało rozczarowań. Sprzeniewierzając się wizji ojców założycieli, Europa zaczęła się odcinać od własnych tradycji na rzecz utopijnych planów i projektów ideologicznych. Dominują dążenia do utworzenia superpaństwa, wypaczając dobry model ekonomiczny i sprzyjając tendencjom dyktatorskim. W sytuacji ścierania się odmiennych potrzeb i poglądów wyszły na wierzch, a nawet umocniły się, różne antagonizmy oraz skonfliktowane ze sobą interesy narodowe. Odejście od wartości chrześcijańskich spowodowało, że rozwiązania prawne forsowane przez Unię Europejską są sprzeczne z ideałami jej założycieli. Uaktywniły się również moce, które wcześniej nie miały tak wielkich możliwości działania antykościelnego, a zyskały je wtedy, gdy zacierały się granice polityczne i kulturowe.
W nowych warunkach realizacja propagandowego sloganu narodzin porządku postchrześcijańskiego stała się łatwiejsza. Antychrześcijańskie tsunami odrzuciło autorytet i tradycję, a podstawowym pojęciom i wartościom przeciwstawiło bezczelny projekt likwidacji kultury (cancel culture) i usunięcie, swoistą grubą kreskę, całej dotychczasowej przeszłości (cancel history). Podłe barbarzyństwo jest wymuszane przez naciski polityczne. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze jeden aspekt. Nie wszyscy i nie wszędzie przyjęli z entuzjazmem jednoczenie się Europy. Ujawniły się i wzmogły swą działalność siły, którym jest ono nie na rękę. Europa zjednoczona byłaby silną przeciwwagą dla największych potęg i państw, które aspirują do tej roli.
Przeznaczono mnóstwo pieniędzy i starań, by w Europie jątrzyć i dzielić, proponować nowe sojusze i układy w jej ramach, a także rozprawić się z Kościołem, tak by raz na zawsze stracił wpływ na ludzi. Ta propaganda rozlała się na cały kontynent europejski. W ostatnich latach próba utworzenia laboratorium kreującego „nowego człowieka”, pozbawionego tożsamości i wartości chrześcijańskich, objęła również Polskę. Ideolodzy i propagandyści przeznaczyli ogromne środki, żeby podciąć i zniszczyć jej chrześcijańskie korzenie.
Co by się musiało wydarzyć, byśmy mogli mówić o Europie postchrześcijańskiej?
- Postchrześcijaństwo zaistniałoby nie wtedy, gdyby chrześcijanie przestali w Europie istnieć, bo to niemożliwe, gdyż jakaś biblijna reszta przetrwa w każdych warunkach, choćby w katakumbach, ale wtedy, gdyby świadectwo dawane Ewangelii zupełnie straciło swój dynamizm i wiarygodność. Stałoby się tak, gdyby chrześcijaństwo przemieniło się z religii w ideologię. Właśnie ideologia znajduje się u podstaw i tworzy ramy tego, co pretenduje do miana duchowości ateistycznej. Często zastanawiałem się, na czym ona polega, aż wreszcie z różnych kolorowych kawałków ktoś – niestety, nie pamiętam kto – ułożył witraż:
1. doświadczenie zamiast myślenia;
2. immanencja zamiast transcendencji;
3. wierność zamiast wiary;
4. teraźniejszość zamiast wieczności;
5. śmierć zamiast życia;
6. działanie zamiast nadziei.
Wszystkie barwy są ciemne i ponure, bo życie postrzega się i traktuje jako rozpięte między dwoma absurdami, przez co wydaje się ono nie darem, ale przekleństwem. Wiara w Boga i religia przezwyciężają ów dylemat, jednak czynią to skutecznie tylko wtedy, gdy nie naśladują i nie powielają ideologii. Gdyby pod szyldem chrześcijaństwa krzewiła się ideologia ogólnoludzkiego braterstwa, pozbawiona wyraźnego ukierunkowania ku Bogu i wieczności, stałoby się ono jeszcze jedną propozycją światopoglądową, która w gruncie rzeczy forsuje bezbożność. Szybko utraciłoby swą żywotność i przestało być potrzebne, po czym zostałoby zastąpione przez ideologie, które dysponują nowymi, bardziej chwytliwymi możliwościami oddziaływania na ludzi. Na rynku idei i światopoglądów panuje niemały tłok, ale chrześcijaństwo nie ma z tym nic wspólnego. Nie jest wymysłem ludzkim, a jego moc i trwałość nie polegają tylko na narzędziach i środkach, jakie wymyślimy i zastosujemy.
Skomentuj artykuł