Ksiądz zmanipulował mnie, aby zdobyć moje dziecko

(fot. Jordan Whitt / Unsplash)

Być może moja droga krzyżowa przyczyni się do wydobycia na powierzchnię ukrytych ran innych osób.

Mój syn Cédric miał dziesięć lat. Od sześciu lat byłam rozwiedziona. Rozwód nigdy nie jest łatwy, ale ten był szczególnie skomplikowany. Potrzebowałam rozwoju duchowego. Przez przyjaciela poznałam księdza J., mężczyznę pełnego ciepła i serdeczności. Pod jego wpływem Cédric poprosił o to, by zostać ochrzczonym. Syn błyskawicznie przywiązał się do tego Bożego sługi, traktując go jako zastępczego ojca. Bardzo szybko nawiązali więzi. Cédric, po chrzcie i komunii, zaczął służyć do mszy i wzajemne porozumienie między księdzem i dzieckiem było dla wszystkich zauważalne. Przyjaciele szybko zaczęli podejrzewać niezdrową relację między J. a moim synem, ale wyjaśniałam im, że nic nie rozumieją, bo ich łączy piękna przyjaźń. Rzeczywiście, J. naprawdę zajął miejsce ojca: pomimo moich protestów obsypywał Cédrica prezentami, co nie było zgodne z moją koncepcją wychowania. Stopniowo moje dziecko spędzało coraz więcej czasu na probostwie, nawet tam spało. Był tam rozpuszczany! Coca-cola i pełna lodówka lodów, telewizja do woli. Razem z J. wspólnie rozrabiali, śmiali się, byli szczęśliwi. Uważałam, że moim obowiązkiem było nie pozbawiać go tego wszystkiego i pozwolić mu być szczęśliwym. Kiedy J. zaproponował, abyśmy w trójkę wspólnie wyjechali na wakacje, zaakceptowałam to z radością i naiwnością…

DEON.PL POLECA

J. stał się częścią naszego świata, spędzaliśmy każdy (lub niemal każdy) weekend razem. Jeździliśmy wspólnie na wakacje i spaliśmy w dwóch oddzielnych pokojach, ja z synem w jednym, ksiądz w drugim. Któregoś dnia, pod pretekstem mojego zmęczenia wyczerpującą pracą, J. zaproponował wzięcie Cédrica do swojego pokoju, bym mogła lepiej wypocząć. Kolejna granica została przekroczona.

Owszem, zdarzało mi się czasami mieć wątpliwości co do łączącej ich relacji. Ale uspokajałam się: „Ach nie, to niemożliwe, przecież ten człowiek jest tak wspaniały!”. Mimowolnie zbudowaliśmy system ślepego zaufania, przestałam cokolwiek kontrolować. A potem, pewnego dnia, J. zaproponował wyjazd na wycieczkę z Cédrikiem, beze mnie… Poczułam się wyizolowana, wykluczona. Podczas nieprzespanych nocy rozmyślałam, nie wiedząc już, kto ma rację: on, ksiądz, którego Bóg postawił na mojej drodze, czy ja, niepokojąca się być może zupełnie bez powodu? Mój syn miał wtedy trzynaście lat. Po powrocie z wyjazdu opowiedział mi, że był dotykany! Nie uwierzyłam: „Ależ nie, mylisz się! To była czułość!”. Wtedy moje dziecko zamilkło… Kiedy miał siedemnaście lat, poczułam, że mi się wymknął, nie należał już do mnie. Właściwie zamieszkał w domu księdza.

Miałam też przyjaciela zakonnika, który przyjmował w klasztorze księży pedofili po ich wyjściu z więzienia. Raz w roku odwiedzałam jego klasztor. Zadał mi pewnego dnia właściwe pytanie: „Chciałbym, żebyś mi wyjaśniła, jak matka może nie uwierzyć swojemu dziecku, gdy to opowiada jej o niestosownych gestach; ciągle się z tym spotykam!”. Opowiedziałam mu o moich wątpliwościach… „Musisz złożyć skargę biskupowi, zrób to dla twojego dziecka i innych możliwych ofiar”, kontynuował. „Jeśli nie możesz uczynić tego sama z siebie, zrób to przez posłuszeństwo wobec mnie!” Ten zakonnik znalazł dźwignię, aby otworzyć klatkę, w której zostałam uwięziona, upokorzona, pozbawiona wartości, odhumanizowana do tego stopnia, że przekazałam moje dziecko księdzu, który miał kochać je lepiej niż ja sama.

Zaraz potem złożyłam skargę i spotkałam się z komisją odpowiedzialną za sprawy pedofilii. Opowiedziałam im moją historię, podkreślając, że przychodzę przez wzgląd na posłuszeństwo wobec brata benedyktyna i że sama nie zgadzam się na to posunięcie, ponieważ uważam, że ten ksiądz jest wspaniały: musiałam wydać się im kompletnie szalona! Sprecyzowałam również, że nie ma mowy, abym poszła z moją skargą dalej niż do przełożonych Kościoła.

Dzięki stanowczości, ale także człowieczeństwu i cierpliwości moich rozmówców, stopniowo uświadomiłam sobie mój błąd, łatwowierność, naiwność, lekkomyślność, głupotę. Jednocześnie czułam ból, bo przecież zdradziłam przyjaciela, kapłana docenianego przez swoich parafian. Człowieka nie można podsumować jedynie za część jego działań.

Tak, zostałam zmanipulowana w celu zdobycia mojego dziecka. Tak, to dziecko zostało wykorzystane seksualnie, jako człowiek, emocjonalnie i duchowo. Ale ośmielę się powiedzieć, że mimo wszystko czuję współczucie dla tego księdza, za jego nędzę emocjonalną.

Równolegle do kroków podjętych w kurii odbyłam rozmowę na temat pedofilii z moim synem. Przeprosiłam za to, że mu nie uwierzyłam, powiedziałam, że musimy zgłosić fakty, aby ukrócić działania księdza i nie dopuścić do kolejnych ofiar. Zawstydzona, nie byłam w stanie zapytać mojego nastolatka o szczegóły popełnionych czynów, i to mój przyjaciel benedyktyn stał się powiernikiem siedemnastolatka. Werdykt zakonnika był jasny: fakty podlegają karze więzienia.

Nastąpiły długie tygodnie negocjacji. Krok po kroku wraz Cédrikiem zmierzaliśmy ku zgłoszeniu faktów na policję. Obydwa odbyte przez nas przesłuchania były bardzo trudne. Każde z nas z osobna musiało stawić temu czoła. Ponieważ Cédric był nieletni, to ja złożyłam skargę: nie z zemsty, nie po to, by uzyskać odszkodowanie, ale po to, by oszczędzić tego samego innym potencjalnym ofiarom. Zostałam też poinformowana o innym złożonym zawiadomieniu, dotyczącym zawartości komputera tego księdza i potwierdzającym jego dewiacje. Był to dla mnie szok!

Nie potrafię powiedzieć, w jaki sposób udało mi się wyjść z tego piekła, prawdopodobnie z pomocą czasu, modlitwy przyjaciół i nieznajomych, wsparcia licznych wspólnot benedyktyńskich. Przeszłam przez te niekończące się dni i miesiące sama, niczym rosyjski pielgrzym, stawiając sobie za cel każdego ranka podniesienie się z łóżka i wytrwanie aż do wieczora. „Panie Jezu, Synu Boga żywego, zmiłuj się nade mną grzesznym…” Noc, dzień, kolejna noc po nocy, dzień po dniu: powtarzałam tę modlitwę tysiące, może miliony razy, ponieważ nie miałam siły na żadną inną. W tym czasie „szprycowałam się” również adoracją eucharystyczną. Tam nie było pośredników! Składałam moje rozbite na kawałki serce przed Jezusem i On je naprawiał. Ale następnym razem przynosiłam je w takim samym stanie.

Czego najbardziej brakowało mi w życiu duchowym? Sakramentu pojednania. Ale jak miałam ugiąć kolana przed księdzem, nie przestając mieć przed oczami innego, wspaniałego księdza, którego Bóg postawił na mojej drodze, a który zgwałcił moje dziecko?

I potem zrobiłam krok. Podczas sakramentu pojednania (jeszcze raz za sprawą Opatrzności) mogłam w końcu, zalana strumieniem łez pochodzących z głębi mej duszy, wylać zgromadzone we mnie przez lata niezrozumienie i urazę. Delikatność księdza, który mnie przyjął, i miłosierdzie zrobiły resztę: łzy, towarzysze moich upiornych nocy, obeschły. Pogrążyłam się w oceanie miłosierdzia, mogłam naprawdę się podnieść; otrzymałam łaskę umiejętności obdarzania współczuciem, bez osądzania a priori wszystkich osób cierpiących, zarówno tych, które wykorzystywały innych, jak i tych, które zostały wykorzystane.

Dzisiaj piszę te słowa, ponownie zalewając się łzami. Nie odczuwam ani urazy, ani poczucia winy. Być może moja droga krzyżowa przyczyni się do wydobycia na powierzchnię ukrytych ran innych osób; moja własna rana stała się blizną, którą zaakceptowałam. Motywuje mnie ona, aby nakłaniać władze diecezjalne do otoczenia opieką duszpasterską ofiar i ich rodzin. Pomoc dla ofiar przemocy nie może być zredukowana do rekompensaty finansowej. Czy w momencie, w którym ofiary i ich rodziny zwracają się do władz kościelnych, Kościół nie staje się odpowiedzialny za ich ewangelizację? Trzeba przebyć długą i trudną drogę od Kościoła istot ludzkich do Kościoła, który jest Ciałem Chrystusa. Kościół musi czuć się odpowiedzialny za życie duchowe ofiar lub to, co z niego zostało (zob. Mt 18,6). Czy nie moglibyśmy utworzyć specjalnego duszpasterstwa odpowiedzialnego za duchowe towarzyszenie ofiarom i ich rodzinom?

Fragment pochodzi z książki ks. Joëla Pralonga "Łzy niewinności" wydanej przez wydawnictwo W Drodze.

* * *

Książka Joëla Pralonga porusza problem wykorzystania seksualnego i kazirodztwa dotykających dzieci i młodzież. Autor – ksiądz i psychoterapeuta – oddaje głos osobom wykorzystanym w dzieciństwie przez księży, wychowawców i ojców. „Wraz z nimi, wychodząc od ich świadectw i wsłuchując się w porady psychoterapeutów, starałem się zrozumieć i opisać słowami bolesną rzeczywistość, znaleźć możliwe sposoby pomocy w Kościele” – zaznacza we wstępie do publikacji. W swojej książce wyjaśnia mechanizm tworzenia się toksycznej i opartej na manipulacji relacji pomiędzy przestępcą seksualnym a jego ofiarą. Proponuje ofiarom drogę uzdrowienia psychicznego i duchowego.

"Książka ta może posłużyć każdemu, kto boryka się z ciemnością wiary z powodu skandalu wykorzystania seksualnego małoletnich w Kościele. Bo choć lektura tej książki głęboko przeszywa i boli, to ostatecznie budzi nadzieję. Umęczony i ukrzyżowany Jezus przezwyciężył zło przez swoje zmartwychwstanie. I to On jest naszym Światłem w ciemności" - pisze o książce prymas Polski abp Wojciech Polak, Delegat KEP ds. Ochrony Dzieci i Młodzieży.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Ksiądz zmanipulował mnie, aby zdobyć moje dziecko
Komentarze (16)
MP
~matka polka
16 listopada 2020, 00:14
jakieś to dziwne i naciągane, matka zgadza się by ksiądz kupował prezenty synowi, by ten spędzał czas na plebani i nawet tam spał??
WC
~Wojciech Chajec
13 listopada 2020, 17:38
Zaczęło się od rozwodu. Historia nie wydarzyłaby się, gdyby syn miał ojca w pobliżu. Dbajmy o rodzinę.
WC
~Wojciech Chajec
13 listopada 2020, 17:34
Myślę, że często tak właśnie bywa. Bywamy oszukiwani przez ludzi, których cenimy. Ja ponad 4 lata temu pożyczyłem dobremu koledze na rok większą kwotę pieniędzy. Teraz wiem, że straciłem zarówno kolegę, który prawdopodobnie podejrzewa mnie, że jestem winien jego odwołaniu z eksponowanego stanowiska, jak też pieniądze. To oczywiście nic w porównaniu z historią opisaną w cytowanej książce. Ale czy z tego wynika, że nie wolno nikomu wierzyć? Nie można być łatwowiernym, ale czy należy każdego podejrzewać o to, że jest pedofilem, lub złodziejem?
JJ
~Joanna Joanna
11 listopada 2020, 14:11
Irytuje mnie ten fragment. Jest taki naiwny i próbujący pokazać stan kościoła który nie istnieje (w kwestii pedofilii). Nie wierzę że to prawdziwa historia.
PR
~po rodzinie ...
11 listopada 2020, 12:55
landrynkowy ... różowy obraz pedofilii w rodzinie manipulowanej przez duchownego ale są też obrazy czarne jak węgiel ... kamienny ... kamień węgielny węgła piekła na ziemi tej ziemi
SW
~Szymon Wierzbiński
11 listopada 2020, 08:36
Winszuję spokoju ducha.
TT
~Tym Tymek
10 listopada 2020, 20:07
Niestety kobiety potrafią być naiwne. Słuchać autorytetów takich np. jak ksiądz. Skutki były fatalnie. Ciekawe j a k Syn sobie z tym poradził.
TL
Teresa L.
12 listopada 2020, 02:29
Myśle, ze nie tylko kobiety. O Janie Pawle II tez teraz mówią, ze wierzył zapewnieniom pedofili o ich niewinności. Naiwność nie jest domeną kobiet, a poszczególnych osób.
MK
~Matylda Kostrzewska
10 listopada 2020, 12:47
Jejku ! To nie ona ma wybaczyć, tylko jej syn. Nie tylko księdzu, ale swojej głupiej matce. I nie tak szybko z tym wybaczaniem ! najpierw nieuchronna kara: dla drapieżcy seksualnego w sutannie, dla jego przełożonych w sutannach, którzy go chronili, dla rodziców, którzy nie chronili swoich małych dzieci. Potem wybaczanie. Powtarzam się: Kochać należy najpierw siebie, potem bliźniego, potem nieprzyjaciela. Bo inaczej nici będą z tej miłości. A mamuśka powinna mieć sprawę w sądzie rodzinnym. Bo gdyby wypuściła dziecko w nocy na ulicę bez butów, toby miała.
M*
Monika * Monika
11 listopada 2020, 14:03
Dokładnie! Jakoś brakuje mi w wynurzeniach tej pani skupienia się na synu, który był przecież ofiarą. A ona w kółko, jaka była samotna, przez co musi przechodzić, a najbardziej chyba szkoda jej tego dewianta, który skrzywdził jej syna. I wszędzie to irytujące uniesienie - "zalana strumieniem łez pochodzących z głębi mej duszy" - którym wydaje się napawać. Ta pani w ogóle nie rozumie ogromu nieszczęścia dziecka!
TL
Teresa L.
12 listopada 2020, 02:31
A skąd ten strumień łez, jak nie właśnie z patrzenia na krzywdę dziecka? Tu pisze o swojej perspektywie, być może dalej jest jeszcze o synu?
B.
~Beniamin .
10 listopada 2020, 12:25
...trykiem ostanim-nie w senscie ostatnim, bo trikiem szatana ostatnim bedzie; zniszczenie nierzadnicy swej (szatana) kreacji aby wykreowac bestie (syna) na mesjasza; wowczas nastanie szatana i bestii, i ich potomstwa, i tych co za nimi poszli koniec w jeziorze ognia i to jest smierc druga, bo pierwsza smiercia dla nich bylo zwyciestwo Chrystusa na krzyzu.
B.
~Beniamin .
10 listopada 2020, 12:09
Jezus przyszedl na swiat nie wprowadzic pokoj na swiecie, a wprowadzic podzialy na swiecie - co nie znaczy, ze po obu stronach podzialow ktoras ze stron ma racje. Racje ma ten, kto wierzy, ze tylko w Jezusie jest zbawienie; nie w oplatku (sakramentach), w ktorym jak mowia przebywa Jezus, bo Jezus jak i Ojciec przebywaja w niebie, a nie przebywaja w dzielach rak ludzkich. A do podzialow doprowadzil szatan. Podzialy sa miedzy tymi, ktorych szatan zwodzi co do prawdy gdzie kazda ze stron twierdzi, ze ma racje, zatem ostatnim trykiem sztana jest przekonac wszystkie strony podzialow, ze wszyscy jestesmy bracmi i wszystkie religie i koscioly sa sobie rowne.
B.
~Beniamin .
10 listopada 2020, 11:26
...Luter prowadzil spory z diablem ktory go dreczyl - czego nie powien robic, bo diabel zawsze wygra, diabla pokonal Jezus nie my. Luter zatem uwazal wprawdzie, ze te wszystkie odpusty kosciola rzymskiego sa nic nie warte, a sluza jeno do wyciagania kasy wiernym ale juz cala ta magie z oplatkiem, w ktorym ma przebywac Bog - uznawal. Porozumienia zatem nie bedzie, bo kosciol rzymski nigdy nie uzna, ze zbawienie jest w kosciele, a zatem w oplatku w ktorym Jezus przebywa, ani nie zgodzi sie zeby duchowni mnieli zony i dzieci, bo po smierci ojca dzieci beda sie domagaly spadku od kosciola rzymskiego. A my ponad sporami wierzymy w Boga, ktory poslal swego Syna umilowanego na swiat by na krzyzu wziol nasze grzechy na siebie i wierzacych w Chrystusa , w ktorym tylko i jedynie jest zycie wieczne - zachowal przy zyciu.
B.
~Beniamin .
10 listopada 2020, 10:56
Caly spor papieza z Lutrem tak wlasciewie poszedl o dzieci i kobiete (zone). Luter sie dokopal (do roku 1212), w ktorym jeden z czlonkow kosciola stwierdzil, ze zbawienie nie jest tylko w kosciele rzymskim (nierzadnicy za Apokalipsa Jana) jak koscil glosi, a zbawienie jest tez o zgroza poza koscioelm rzymskim. Ten wielki mysliciel doszedl do wnisosku ze zbawienie jest tez w Jezusie. Nie wiadomo jak ten wielki mysliciel skonczyl ale biorac pod uwage z jaka zacietoscia papiez chcial zabic Lutra musial skonczyc marnie. Luter wiec glosil, ze zbawienie jest w Jezusie, a jak w Jezusia to mezczyna ma zone i dzieci. I tu dochodzidzimy do sporu w chrzescijanstwie, ktore chca zniwelowac papieze...ale nie doszli jeszcze najwyrazniej z luterenami ( protestantami) do porozumienia...koscia niezgody wiec jest Chrystus Pan.
10 listopada 2020, 20:26
@Beniamin. Czyżby powyższy artykuł był na temat Reformacji ? Jak coś komentujesz to rób to na temat a nie na dowolny temat bo do tego służą komentarze.