Kuzyn z zespołem Downa i Hitlerjugend. 3 mało znane fakty z życia Josepha Ratzingera
Mało kto wie, że Joseph Ratzinger miał kuzyna z zespołem Downa, który został zamordowany przez nazistów. Poznaj trzy trudne wydarzenia z życia przyszłego papieża Benedykta XVI.
1. Młody Joseph Ratzinger został zgłoszony do młodzieżowej przybudówki NSDAP
Ze względu na zdecydowane poglądy antynazistowskie ojca młodzi Ratzingerowie nie należeli do Hitlerjugend. Kiedy w 1941 roku członkostwo w tej organizacji stało się obowiązkowe, starszy brat Georg został wcielony w jej szeregi. Joseph był jeszcze zbyt młody, nie miał ukończonych czternastu lat, ale gdy wiek ten osiągnął, został zgłoszony przez niższe seminarium w Traunstein. Członkostwo w Hitlerjugend dawało możliwość ubiegania się o obniżkę czesnego, jednak młody Ratzinger miał wewnętrzne opory, aby o to prosić. Widząc jego rozterki, nauczyciel matematyki, choć sam był nazistą, zadeklarował: "No dobra, jakoś to załatwię".
Gdy tylko Joseph opuścił mury niższego seminarium, przestał być członkiem młodzieżowej przybudówki NSDAP.
Chłopców przygotowujących się do kapłaństwa narodowi socjaliści traktowali wrogo, widząc w nich niepewny element, który może prowadzić potajemną działalność wywrotową.
2. Przyszły papież Benedykt XVI miał kuzyna z zespołem Downa, którego zabili naziści
W rzeczywistości Trzeciej Rzeszy, która krzewiła witalność, krzepę i wyższość germańskiej rasy, nie było miejsca dla ludzi słabych, chorych i niepełnosprawnych. Przekonali się o tym kuzyni Ratzingerów, którym naziści zamordowali syna z zespołem Downa. Czternastoletniego chłopca zabrano z domu w 1941 roku na mocy obowiązującego w Trzeciej Rzeszy prawa, według którego dzieci upośledzone nie mogły przebywać z rodzicami. Rodzina nie znała miejsca jego pobytu, a niedługo potem dowiedziała się, że dziecko nie żyje.
Joseph Ratzinger nie wspominał o tym wydarzeniu w swojej autobiografii, ale nawiązał do niego 28 listopada 1996 roku, podczas międzynarodowej konferencji zorganizowanej w Watykanie przez Papieską Radę ds. Duszpasterstwa Służby Zdrowia. Przykład kuzyna podał po to, aby ostrzec przed niebezpieczeństwem "zawsze zagrażającego powrotu do barbarzyństwa", jakim jest fizyczne pozbywanie się przez tyranów ludzi według nich niepotrzebnych społecznie. Kuzyn kardynała „prostotą swego przyćmionego umysłu wzbudzał sympatię, i jego matka, która straciła już jedną córkę z powodu przedwczesnej śmierci, była do niego szczerze przywiązana”. Urzędnicy Trzeciej Rzeszy uzasadniali zabranie chłopca stworzeniem mu lepszych warunków, dlatego początkowo nie wzbudzało to większych podejrzeń. Kiedy niedługo potem przyszło zawiadomienie, że dziecko zmarło na zapalenie płuc, a jego ciało zostało skremowane, zaś wkrótce zaczęły docierać informacje o podobnych przypadkach, nikt z rodziny nie miał wątpliwości, że chłopca poddano egzekucji. Dokonało się to w ramach akcji eliminowania chorych umysłowo, rozpoczętej w hitlerowskich Niemczech pod koniec lat trzydziestych ubiegłego wieku.
3. Młody Joseph Ratzinger miał odwagę powiedzieć, że będzie katolickim księdzem
Wiązanie swojej przyszłości z kapłaństwem pod rządami Hitlera narażało na przykrości ze strony funkcjonariuszy władzy, która w chrześcijaństwie widziała wroga ideologicznego.
Odczuł to na swojej skórze Joseph Ratzinger, który w 1943 roku został wraz z seminarzystami z rocznika 1926 i 1927 powołany do służby obrony przeciwlotniczej. Była to krzywda dla "antymilitarnego człowieka", jak mówił o sobie. Seminarzyści zachowali jednak pewną autonomię i byli zwolnieni z ćwiczeń. Odczuli grozę wojny, kiedy ich bateria w pobliżu Monachium została ostrzelana. Jednego żołnierza zabito, a kilku zostało rannych. Wszyscy mieli do tego stopnia dość wojny, że czekali na inwazję aliantów. "Nikt nie mógł wiedzieć, czy wróci z tego piekła do domu" - zapisał Ratzinger w swej autobiografii. Po zwolnieniu z oddziału przeciwlotniczego Joseph z kolegami dostał przydział do Służby Pracy Rzeszy. W Deutsch Jahrndorf, przy granicy z Węgrami, zbierał paprykę na polach. Pracował też przy budowie umocnień Wału Południowo-Wschodniego. Kiepsko posługiwał się szpadlem. Podnoszenie i odkładanie łopaty, jej czyszczenie i prezentowanie uznawał za bezsensowną formę "pseudoliturgii". "Führer nie miał ze mnie zbyt wielkiego pożytku" - podsumował po latach.
Słabo radził sobie z musztrą, jednak kiedy instruktor o skłonnościach sadystycznych ryczał do wyprężonych żołnierzy: "Kto wytrzyma dłużej, wy czy ja", z szeregu wystąpił najsłabszy, Joseph Ratzinger, i zakrzyknął wyzywająco: „my!”.
Oficerowie SS tyranizowali rekrutów, usiłowali zmusić "dobrowolnie" do wstąpienia do ich przestępczej organizacji. Część uległa presji, natomiast Joseph i kilku jego kolegów mieli odwagę powiedzieć, że chcą zostać katolickimi księżmi. "Odsyłani byliśmy z szyderstwami i przekleństwami, ale wulgaryzmy te cudownie smakowały, ponieważ uwalniały nas od zagrożenia kłamliwą «dobrowolnością» z wszystkimi jej następstwami" - wyznał po latach.
Artykuł pochodzi z książki Grzegorza Polaka "Nasz Benedykt czyli kwiatki Josepha Ratzingera".
Skomentuj artykuł