Ludzie, którzy pomagają odchodzić [WYWIAD]

(fot. shutterstock.com)
Paweł Król

Zdarzyło się przed laty, że jedna z chorych spytała mnie, czy mogę być przy jej śmierci. Pamiętam, że to był styczeń, to była starsza pani, która była pielęgniarką. Nie bardzo chciałem jej odpowiedzieć.


Wstajemy z kanapy to nasz nowy projekt, który jest odpowiedzią na wezwanie, jakie papież Franciszek skierował do nas wszystkich w trakcie Światowych Dni Młodzieży w Krakowie. Będziemy cyklicznie pokazywać ludzi, miejsca, wspólnoty, fundacje i organizacje charytatywne, które w przeróżny sposób pomagają wykluczonym. Będziemy pisać o przestrzeniach, w których każdy z nas będzie mógł się konkretnie zaangażować w dzieło miłosierdzia.


Paweł Król: Dlaczego ktoś miałby chcieć pracować w hospicjum?

Bożena Wąż: Jak mówią mi wolontariusze, praca w hospicjum zmienia ich pogląd na życie oraz daje im dużo radości. Większość wolontariuszy powtarza, że towarzyszenie i pomoc chorym daje im dużo więcej, niż oni sami mogą zaoferować. Pamiętam rozmowę z żoną chorego, która nie mogła zrozumieć co kieruje człowiekiem, który swój wolny czas spędza z ciężko chorymi i pomaga im całkowicie bezinteresownie. Często wtedy pytała mnie: dlaczego oni to robią?.

Z uwagą obserwowała pracę wolontariuszy, rozmawiała z nimi.  W tym czasie nie rozumiała tego i próbowała znaleźć jakiś powód takiego postępowania. Po okresie żałoby zgłosiła się na kurs dla wolontariuszy i powiedziała, że potrzebowała czasu aby zrozumieć, że wolontariat to wyróżnienie, które daje radość z dawania siebie innym.

Skoro praca w hospicjum może być wyróżnieniem, to jakie cechy powinien mieć wolontariusz?

BW: Trudno powiedzieć, które cechy są najważniejsze. Wolontariuszy w naszym hospicjum cechuje duża różnorodność pod względem wieku, zainteresowań, wykształcenia. Myślę, że właśnie ta różnorodność jest tu taka ważna. Na pewno istotne są wrażliwość na potrzebujących pomocy i empatia.

Jolanta Stokłosa: Zawsze powtarzam, że wolontariusz, którzy służy chorym, musi być osobą zrównoważoną i odpowiedzialną. To on musi być tym, który potrafi sobie poradzić w relacji z chorym. Jeśli jest bardzo emocjonalny, może za bardzo przeżywać to, co się dzieje z pacjentem i historie, które chory opowiada. Wolontariusz musi również być osobą dyskretną. Nie może być tak, że rozmawia o chorym i jego problemach - nawet z rodziną. Obowiązuje go tajemnica lekarska.

Zatem nie każdy może zgłosić się do pracy z chorymi…

BW: Zdecydowanie tak. Już w momencie, kiedy osoba zgłasza się na szkolenie wstępne, wypełnia ankietę, gdzie określa rodzaj oferowanej pomocy. Osoby chcące pomagać chorym zobowiązane są do ukończenia kursu, przeprowadzana jest rozmowa z psychologiem i z koordynatorem wolontariatu. My obserwujemy te osoby i często jest tak, że jeśli kandydat w trakcie kursu ma pewne obawy, że może to nie jest ten rodzaj wolontariatu, to może zająć się inną działalnością na rzecz hospicjum

JS: Osoby mające rodzinę, wychowujące dzieci, w zasadzie nie powinny włączać się w wolontariat służby chorym. Wolny czas to czas dla rodziny. Gdy dzieci uczęszczają do szkoły średniej czy na studia, to wtedy można pomyśleć o pomocy chorym w hospicjum.

Na czym polega kurs, który Państwo organizują dla chętnych?

BW: Tematyka zajęć obejmuje zagadnienia medyczne, psychologiczne, socjalne, etyczne, moralne i prawne. Są też warsztaty, mające na celu poznanie technik wykonywania poszczególnych czynności, na przykład toaleta chorych. Natomiast praktyki jest to czas, kiedy pod opieką pielęgniarki w czteroosobowej grupie kandydat na wolontariusza wchodzi się na oddział, żeby poznać pacjentów, żeby ten pierwszy kontakt z chorym był łatwiejszy. Po tym okresie jest jeszcze miesiąc, podczas którego chętni pod opieką bardziej doświadczonego wolontariusza posługują w hospicjum.

JS: Każdy wolontariusz musi odbyć kurs. Są na nim przedstawiane problemy i sytuacje z którymi mogą zetknąć się wolontariusze. Posługa osobom będącym u kresu życia nie jest łatwa, dlatego też rozpoczynając ją nie jesteśmy sami. Mamy do pomocy doświadczonego wolontariusza. Kurs jest organizowany raz do roku. Jeśli trzeba poczekać kilkanaście tygodni czy kilka miesięcy można do jego rozpoczęcia zaangażować się w inną pomoc. Wolontariusze, którzy nie mają skończonego kursu, mogą pomóc na przykład w organizacji "popołudnia z chorym". Większość chorych jest w ciężkim stanie i nie są oni zainteresowani udziałem w życiu kulturalnym czy w organizowanych dla nich warsztatach, ale są też tacy, którzy chętnie biorą udział w życiu hospicjum. Dla nich raz w tygodniu organizuje się popołudniami zajęcia z różnych dziedzin. Prowadzi je przeważnie młodzież z liceum czy gimnazjum. Chorzy bardzo czekają na te spotkania, bo młodzież wnosi dozę nadziei i optymizmu. Pacjenci traktują ich trochę jak swoje wnuki.

Jak - oprócz pracy z chorymi oczywiście - mogą pomagać wolontariusze w Państwa hospicjum?

JS: Tych wolontariuszy, którzy przychodzą do chorych, mamy od osiemdziesięciu do stu dwudziestu. W ciągu roku mamy również od czterystu do sześciuset wolontariuszy akcyjnych, którzy wspierają prace mające na celu pozyskiwanie środków finansowych, lub biorą udział w wydarzeniach czy świętach hospicyjnych. Od początku istnienia Towarzystwa oprócz wolontariuszy opiekujących się chorymi mieliśmy zawsze wolontariat wspomagający realizację różnych innych prac. Mamy zespół wolontariuszy gospodarczych, którzy pomagają w ogrodzie, w pracach porządkowych czy w kuchni. Mamy również wolontariuszy administracyjnych, którzy służą pomocą w codziennych pracach biurowych. Do wszelkich prac, które są wykonywane w działalności Hospicjum św. Łazarza zawsze zapraszamy chętnych do bezinteresownej pomocy.

Są jeszcze słynne w całym Krakowie "Pola Nadziei".

JS: "Pola Nadziei" to program realizujący trzy cele: szerzenie idei hospicyjnej, pozyskiwanie funduszy na prowadzoną opiekę dla terminalnie chorych, uwrażliwienie dzieci i młodzieży na potrzeby chorych i możliwość niesienia pomocy. Program prowadzi Zespół Pozyskiwania Środków i Promocji. W działaniach Zespołu potrzeba bardzo dużo rąk do pracy. Wolontariusze pomagają przy urządzaniu kwest czy przy innych przedsięwzięciach promocyjnych. Wolontariuszy wszędzie widać z puszkami. Na wiosnę jest kwesta "Pola Nadziei", na jesień na cmentarzach krakowskich. Jesteśmy zapraszani także na pogrzeby czy nawet śluby.

Czy Państwa pomoc ogranicza się tylko do osób chorych? Co z bliskimi tych, którzy byli pod opieką hospicjum?

JS: Mamy również wolontariat, który opiekuje się rodzinami w żałobie. Służą w nim przeważnie osoby mające wykształcenie psychologiczne. Stworzyliśmy też Klub dra Jana Deszcza, do którego zapraszamy głównie seniorów. Na zajęcia klubowe przychodzą osoby w żałobie, po jej zakończeniu, samotne lub których dzieci mieszkają daleko. Spotkania klubu odbywają się raz w tygodniu, w styczniu jest układany ramowy program na cały rok. Są wykłady, zajęcia praktyczne, panie robią bardzo piękne stroiki, ozdoby, chodzimy do muzeów czy na pielgrzymki. Członkowie Klubu są traktowani jak wolontariusze, gdyż biorą udział w całym życiu hospicyjnym. Jeżeli trzeba w czymś pomóc, zawsze znajdą się chętni. Ich obecność jest o tyle istotna, że emeryci mogą przyjść w godzinach dopołudniowych, kiedy większość wolontariuszy pracuje lub uczęszcza do szkól lub na studia.

W ostatnich latach doszedł jeszcze wolontariat osadzonych, bardzo dla nas cenny, gdyż więzniowie przychodzą regularnie, pozwalając na zaplanowanie różnych codziennych prac.

Jak na taką liczbę chętnych do pracy, można powiedzieć, że nie brakuje Państwu nikogo?

JS: Niestety, nie jest tak dobrze. Często potrzebujemy osób do konkretnego zadania i nie zawsze łatwo jest dotrzeć z informacją o potrzebie takiej pomocy. Na przykład obecnie poszukujemy statystyka, więc zapraszamy, będziemy bardzo wdzięczni za zgłoszenie się. Zapraszamy również do pomocy osoby, które już przeszły na emeryturę.

Dlaczego emerytów?

JS: Chodzi o czas pracy i dyspozycyjność. W pracach biurowych, gospodarczych czy organizacyjnych wolontariusz współpracuje z pracownikiem, staje się jego asystentem i ich godziny pracy muszą się pokrywać. Często występują sytuacje wymagające konsultacji czy doprecyzowania. Obecnie potrzebujemy pomocy do pisania listów, robienia kroniki, wykonywania codziennej pracy biurowej.

Na czym polega praca wolontariusza przy chorych?

BW: Zakres pracy wolontariuszy pełniących posługę przy chorych jest bardzo szeroki. Pomagają oni przy pielęgnacji chorego, karmią chorych, asekurują podczas chodzenia, organizują wolny czas chorym zgodnie z ich zainteresowaniami Natomiast najbardziej istotne jest towarzyszenie chorym, rozmowa z nimi, a także milcząca obecność. Tego chorzy najbardziej potrzebują. Posługa wolontariuszy umożliwia bardzo indywidualne podejście do chorego i realizacje tych potrzeb pacjenta, które bez ich pomocy byłyby trudne do zaspokojenia. Gdyby nie wolontariusze, podejrzewam, że pewne potrzeby chorych - i to takie ważne dla nich - byłyby niezaspokojone. Można tu wymienić przebywanie cały czas z daną osobą, wyjście na spacer, możliwość rozmowy czy kontaktu z wolontariuszem przez cały okres jego posługi, czyli sytuacji, kiedy przychodzi wolontariusz i na przykład całe cztery godziny spędza z jedną osobą. Oczywiście ja też mogę usiąść przy chorym, ale w momencie, gdy ktoś inny potrzebuje pomocy, muszę się oderwać. To sprawia, że pacjent, który często mówi z trudnością, jest zmęczony i widzi, ile mamy pracy, zniechęca się. Natomiast wolontariusz ma czas, nie spogląda na zegarek, siedzi przy chorym i słucha, przede wszystkim słucha. Musimy pamiętać, o tym że towarzyszenie chorym nie może wyglądać tak, że przychodzi wolontariusz i mówi, że ja wiem  co dla pana będzie dobre, bo taka postawa nie jest towarzyszeniem. Towarzyszenie to pójście drogą, którą idzie chory, nawet jeżeli nie akceptujemy jego decyzji, zachowań.

Jak wolontariusze reagują w chwili śmierci?

Ksiądz Adam Trzaska: Powiem na swoim przykładzie. Zdarzyło się przed laty, że jedna z chorych spytała mnie, czy mogę być przy jej śmierci. Pamiętam, że to był styczeń, to była starsza pani, która była pielęgniarką. Nie bardzo chciałem jej odpowiedzieć, że na pewno będę, bo nie wiedziałem, kiedy ona będzie umierać ani czy ja będę w hospicjum. Jestem tutaj tylko przez kilka godzin, a ludzie umierają o każdej porze. Zacząłem jej odpowiadać wymijająco, ale znowu spytała, czy jak ONA będzie umierać, to czy ja jednak będę. Więc znów zacząłem uciekać od odpowiedzi. Za trzecim razem, gdy mnie spytała, to już odpowiedziałem, że postaram się być. Umierała w Wielką Środę. Odprawiałem mszę świętą, później chodziłem po pokojach i zauważyłem, że zaczyna się u niej agonia. Jak tylko skończyłem roznosić komunię świętą, wróciłem do tej pani, usiadłem przy łóżku, chwyciłem ją za rękę, do drugiej ręki wziąłem różaniec, odmówiłem część różańca, Koronkę do miłosierdzia Bożego i modlitwy przy konającym. Na końcu, kiedy wydawało mi się, że już umarła, i chciałem zawiadomić panie pielęgniarki, ona otwarła jeszcze oczy, sprawdziła czy jestem, i wtedy spokojnie odeszła.

To musi być trudne doświadczenie…

Ksiądz AT: Trudne i człowiek zapamiętuje te chwile. Co więcej, nie można powiedzieć, że z czasem jest łatwiej. Można się tego, powiedzmy, nauczyć, wiedzieć, jak się zachować. Może człowiek mniej boi się tego, co może go wtedy spotkać. Każdy człowiek jest inny i każde umieranie jest inne. Nie można się do tego przyzwyczaić. Mam wrażenie, że w takiej sytuacji najbardziej się czuje, że jest obecny Bóg. Na progu między tym a tamtym życiem jest obecny Bóg, który przychodzi po człowieka.

JS: Uważam, że każdy z nas obawia się śmierci. Jeżeli jednak towarzyszymy człowiekowi umierającemu to doświadczenie obecności przy odejściu pozwala na bycie z umierającym do końca. Towarzyszyć to dawać swoją obecność, modlitwę i współodczuwanie. Głębia przeżywania przechodzenia człowieka do Boga pozwala nam także na zastanowienie się nad sensem własnego życia i śmiercią.

Wolontariusz towarzyszy w odchodzeniu, pomagając cierpiącej osobie, a czy sam może liczyć na wsparcie w obliczu śmierci?

JS: W Hospicjum Stacjonarnym wolontariusze nie są sami. Ku pomocy są pracownicy: lekarze, pielęgniarki, psycholodzy, rehabilitanci. Wolontariusz przeważnie posługuje raz lub dwa razy w tygodniu od trzech do czterech godzin. Pomagają chorym w ich potrzebach, w tym także są obecni przy odchodzeniu. Wolontaryjna pomoc nie jest indywidualna, jest zespołowa. Realizowana jest wraz z innymi wolontariuszami i pracownikami. W każdej chwili też wolontariusze mogą poprosić o urlop. Osoby, które odwiedzają chorych w domu, są w innej sytuacji. Chorym w jego domu opiekuje się rodzina. Relacje z chorym to także relacje z rodziną. Pomoc choremu to pomoc rodzinie w opiece nad ich bliskim. Często zawiązują się więzi i bliskie relacje pomiędzy wolontariuszem, chorym i rodziną. Po śmierci pacjenta wolontariusze przeważnie mają kilkutygodniowy urlop. Hospicjum dba o to, aby wolontariusze mieli w razie potrzeby pomoc ze strony psychologów i kapelana. Zawsze mogą też powiedzieć, że to przerasta ich możliwości i włączyć się w inną działalność wolontariatu hospicyjnego.

Ksiądz AT: To jest grupa, która szczególnie potrzebuje opieki duchowej i wsparcia. Towarzyszenie osobom umierającym nie jest rzeczą łatwą. Po latach obserwacji wolontariuszy powiem, że trudno jest być przy samej śmierci. Dużo łatwiej jest nam być przy ludziach, którzy jeszcze żyją, są sprawni, chodzą po korytarzach, można dać im coś do picia czy porozmawiać. Dużo trudniej jest, gdy nie możemy już dać niczego konkretnego - ani łyżki zupy, ani łyka wody. W tym momencie trzeba przy chorym być, modlić się za niego, trzymać za rękę. To jest najtrudniejsze. Wolontariusze potrzebują z jednej strony kogoś, kto to widzi i docenia, a z drugiej strony potrzebują sił duchowych, które pozwalają im tam być.

Co takie doświadczenie zmienia w nich samych?

BW: Takie doświadczenie na każdego wpływa inaczej. Jest to trudna sytuacja, więc zawsze pytam wolontariusza, czy może czuwać przy umierającym. Mówię, że jeśli nie jest na to gotowy, może powiedzieć "nie". Każdy ma inne doświadczenia i trzeba na to zwracać uwagę i uszanować. Mamy osoby, które dość często czuwają przy umierających i daje im to dużą radość, że mogli być z tym kimś do końca. Nawet radość z tego, że ta osoba odeszła tak spokojnie, że do końca trzymali ją za rękę, że nawet jak próbowali na chwilę tę rękę wyswobodzić, to chory jej szukał. Myślę, że to jest ważne.

JS: Jak wspominałam, po kilku miesiącach posługi w hospicjum, zmienia się podejście do sensu życia i podejście do swojej śmierci. We współczesnym świecie uciekamy od śmierci, staramy się nie mówić o śmierci, jest wydarzeniem tragicznym, często nie potrafimy się z nią pogodzić, bardzo trudna i tragicznie ją przeżywamy. Często nie towarzyszymy bliskim przy śmierci, uważając że nasza psychika nie jest zdolna przeżyć tak tragicznego doświadczenia.  Są osoby niedecydujące się na uczestniczenie w pogrzebie, jako zbyt trudnym dla nas. Poprzednie pokolenia były bardziej pogodzone ze śmiercią. Mieszkaliśmy w rodzinach wielopokoleniowych. W domach przy nas umierali rodzice i dziadkowie a także dzieci. Dlatego też sam kontakt z człowiekiem umierającym był inny niż teraz. Teraz większość osób umiera w szpitalu, bardzo rzadko ktoś ubiera swoją zmarłą bliską osobę. Sprawy związane z pochówkiem w całości zlecane są zakładowi pogrzebowemu. Zmienił się też charakter pogrzebu. Ludzie nie chcą myśleć o śmierci. Towarzysząc chorym w hospicjum, człowiek widzi jak nie można sobie życia zaprogramować, zaplanować swoich osiągnięć czy realizacji marzeń bo w pewnym momencie pojawia się nieuleczalna choroba i już wiemy że wszelkie plany i marzenia nie spełnia się i nasze podejście do życia ulega zmianie. Ale dzięki obecności drugiej przyjaznej osoby, chory może przekazać nam jeszcze przed śmiercią co chciałby jeszcze przeżyć, w czym uczestniczyć czy co wykonać. A my możemy w miarę naszych możliwości pomóc zrealizować jego marzenia.

Jak zachęcić wolontariuszy, żeby chcieli przyjść tutaj?

BW: Przywołam taką opowieść pacjentki. Wolontariusz był dla niej najważniejszą osobą w życiu, ponieważ nikt nigdy nie zatroszczył się o nią w podobny sposób, to znaczy nie wykonał toalety z taką troską, nie pomógł w zorganizowaniu wyjścia na spacer i nie wysłuchał. Ta pani powiedziała, że nigdy nie spotkała kogoś takiego i mówiła, że cieszy się, że dożyła takiego momentu, że mogła taką osobę spotkać. Pacjenci są bardzo wdzięczni za wszystko, co wolontariusze im oferują. Ja widzę po tych pierwszych praktykach kandydatów, którzy mówią, że radość w oczach pacjenta za chwilę rozmowy daje tak dużo, że oni chcą przychodzić tutaj jak najczęściej.

Dr Jolanta Stokłosa - prezes Towarzystwa Przyjaciół Chorych Hospicjum im. św. Łazarza w Krakowie

Bożena Wąż - pielęgniarka, koordynator zespołu wolontariuszy opiekunów chorych

Ks. Adam Trzaska - kapelan hospicjum


Jak pomóc? Poniżej znajdziesz praktyczne informacje, adresy i linki:

Towarzystwo Przyjaciół Chorych
"Hospicjum im. św. Łazarza"
ul. Fatimska 17
31-831 Kraków

Strona www i info o różnych możliwości wsparcia: 


Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Ludzie, którzy pomagają odchodzić [WYWIAD]
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.