Marcin Zieliński: modliłem się o przywrócenie zmarłego do życia
Masz dwie opcje. Albo powiedzieć „Bardzo mi przykro”, albo uwierzyć, że Bóg ma moc nie tylko uzdrawiać chorych, ale i… wskrzeszać umarłych.
W mojej książce Rozpal wiarę, a będą działy się cuda przyglądałem się kilku powodom, dla których uzdrowienie nie następuje. Możemy szukać przyczyn w braku wiary osoby modlącej się, braku wiary osoby szukającej pomocy – choć w tym miejscu trzeba być bardzo ostrożnym, gdyż może to doprowadzić do poczucia winy u tego, komu posługujemy. Istnieje ryzyko, że poczuje się winny temu, iż uzdrowienie nie przyszło. Jeśli już mamy szukać gdzieś niewiary, to najlepiej znaleźć ją u siebie. Przeszkodą bywa również nieprzebaczenie bądź przekleństwo. O przeszkodach w przyjęciu uzdrowienia piszę w dalszej części książki. Co jednak robić, gdy wyczerpią się nasze pomysły, a uzdrowienie nie przychodzi?
Czy możemy wtedy mówić, że Bóg go nie chciał, że taka widocznie jest Jego wola? Moim zdaniem, jeśli Bóg jasno i wyraźnie tego nie powiedział, to absolutnie nie. Nie możemy – a nawet nie mamy prawa! – zabijać w nikim wiary ani nadziei w to, że Bóg chce to uczynić. Czy zatem mamy obiecywać komuś „gruszki na wierzbie”?
Bądź zawsze w gotowości, by uczynić to, do czego wzywa cię Boże Słowo. Nie do nas należy uzdrowić lub wskrzesić – to suwerenna decyzja Boga. Do nas jednak należy głosić i stawać w pełnej dyspozycyjności dla Boga, by – jeśli chce – mógł posłużyć się tobą jako przedłużeniem Jego ręki.
To pytanie pojawia się często podczas warsztatów posługi uzdrowienia dla wspólnot, jakie dla nich prowadzę. Odpowiedź jest jasna: oczywiście, że nie. Jednak warto zobaczyć różnicę pomiędzy budowaniem czyjejś wiary, a składaniem obietnic bez pokrycia. Ja osobiście, czy to podczas dużych spotkań modlitewnych, czy kiedy modlę się za kogoś sam na sam – opowiadam świadectwa tego, co uczynił Pan. Robię to, aby rozbudzić w sobie samym, ale i w osobach, za które się modlę, wiarę w to, że Jezus jest wczoraj, dzisiaj i na wieki ten sam. Wtedy podczas modlitwy dużo bardziej oczekujemy i wierzymy, że Pan uczyni to, o co prosimy. Pisze o tym św. Paweł w Liście do Rzymian (12,2):
„Nie bierzcie więc wzoru z tego świata, lecz przemieniajcie się przez odnawianie umysłu, abyście umieli rozpoznać, jaka jest wola Boża: co jest dobre, co Bogu przyjemne i co doskonałe”.
Oryginalny grecki tekst mówi o przemienianiu umysłu troszkę w inny sposób. Jest tam użyte sformułowanie: „Bądźcie przemieniani przez odnawianie umysłu”. Tłumaczenie Biblii Tysiąclecia wskazuje bardziej na nasz trud i wysiłek, który niewątpliwie musimy podejmować, by nasz umysł był trzymany w ryzach. Jednak oryginalny fragment zwraca uwagę na to, że nie przemieniamy się my sami, własnymi wysiłkami i staraniami, lecz „zostajemy przemieniani” przez moc i działanie Ducha Świętego. To właśnie Duch Święty sprawia, że nasze myśli stają się myślami Chrystusa i zaczynamy myśleć po Bożemu, a nie nadal po ludzku.
Doświadczyłem tego jakiś czas temu podczas posługi na Litwie. Był to już jeden z ostatnich dni, podczas których dość intensywnie, dzień po dniu, posługiwałem w wielu miastach całego kraju. Tego wieczora dzieliłem się doświadczeniem wiary i modliłem się za chorych w Kłajpedzie. Po całodniowej podróży oraz wieczorze modlitwy, czułem się już zmęczony, ale jak to zwykle bywa – do zakrystii przyprowadzono kilka poważnie chorych osób, które pragnęły indywidualnej modlitwy. Kiedy okazało się, że została już tylko jedna osoba, byłem naprawdę szczęśliwy, bo padałem z nóg. Nie ukrywam, że liczyłem na dość lekki przypadek i powiedziałem sobie w myślach: „Chwilkę się pomodlę i w końcu pójdę spać”. Taki ze mnie bohater wiary. Jednak, gdy podeszły do mnie dwie kobiety, dowiedziałem się, że nie jest tak kolorowo. Była to matka z córką. Okazało się, że mama ma guza mózgu powodującego ucisk, co z kolei sprawia, że nie słyszy na jedno ucho od dwóch lat. Pomyślałem: „No to pięknie… Panie, ja nie mam siły!”. Moje myśli były daleko od właściwego poziomu wiary i ufności Bogu. Nie liczyłem zupełnie na nic. Jednak nagle stało się coś dziwnego. Kiedy zaczęliśmy się modlić i przyzywać Ducha Świętego, mój umysł został zalany wielkim oczekiwaniem i silną wiarą w to, że uzdrowienie jest możliwe! Pamiętam jak dziś, że powiedziałem sobie w sercu: „Ale byłby numer, gdyby to się stało!”. Zacząłem modlić się z przekonaniem i bez wątpliwości. Po pierwszej modlitwie kobieta doświadczyła miłości Jezusa. Wiedziałem, że musimy kontynuować nasze wstawiennictwo, skoro Bóg zaczął działać. Po kolejnej, na moją prośbę kobieta zatkała swoje zdrowe ucho i, słuchając jedynie na to niesłyszące, powtarzała za mną wszystko, co mówiłem! Chwała Panu! Nie wiem, co stało się z guzem, ale wiem, że zaczęła słyszeć. Jej córka była w szoku, gdy zobaczyła, że zakrywam sobie dłonią usta, a mama z zatkanym zdrowym uchem wyraźnie mnie słyszy.
W tej sytuacji Bóg sam wkroczył do akcji i zainterweniował. To On zostawił nam obietnicę, że będzie uzdrawiał chorych!
Modliłem się nad trumną o przywrócenie zmarłego do życia
Są jednak sytuacje, gdy trzeba być wyjątkowo delikatnym i wsłuchanym w głos Ducha Świętego, by nie zranić osoby, za którą się modlisz (lub jej rodziny). Kilka lat temu otrzymałem telefon z Niemiec od pewnej mamy, która bardzo prosiła, bym pomodlił się za jej córkę od wielu lat chorującą na raka. To była młoda dziewczyna, ale lekarze nie dawali jej żadnych szans na przeżycie. Po prostu leżała w łóżku w domu i czekała na śmierć. Dla jej rodziny był to bardzo trudny czas.
Wsiadłem w samolot i poleciałem do Niemiec. Z lotniska odebrała mnie przyjaciółka rodziny i powiedziała, że dziękuje mi za moją wiarę, ale dziewczyna kilka godzin temu umarła. Byłem w szoku. Zapytałem: „Ale jak to umarła?”. W takiej sytuacji masz dwie opcje. Albo powiedzieć „Bardzo mi przykro” i wrócić pierwszym samolotem do Polski, albo uwierzyć, że Bóg ma moc nie tylko uzdrawiać chorych, ale i… wskrzeszać umarłych. Dla niektórych to zbyt wiele, są tacy, którzy mówią, że to przesada lub zwykły wymysł charyzmatyków. Słowo Boże jest jednak bezkompromisowe – to sam Jezus przykazał nam oczekiwać nie tylko uzdrowień, ale i wskrzeszeń. To On sam jest powodem, dla którego mamy prawo patrzeć na śmierć w taki właśnie sposób. To jednak dla mnie niełatwe zadanie. Do tamtej pory byłem już na kilku pogrzebach, gdzie modliłem się nad trumną o przywrócenie zmarłego do życia. Nie robiłem tego nigdy dla sensacji, popisu albo z innych niewłaściwych pobudek. Miałem jeden powód: wierzę w Słowo Boże, w każde zdanie, które jest tam napisane! Ale do tego momentu nigdy czegoś podobnego nie widziałem. Nauczony jednak doświadczeniem z posługi modlitwą o uzdrowienie, wiedziałem, że potrzebuję wiary i cierpliwości, by zobaczyć wypełnienie się Bożej obietnicy (por. Hbr 6,12). Pamiętam moment, gdy siedziałem w samochodzie pod domem i poprosiłem, żeby dano mi chwilę czasu, bym się pomodlił i spędził czas z Bogiem. Sytuacja była niezwykła, bo dowiedziałem się, że zakład pogrzebowy z niewiadomych przyczyn opóźnił swój przyjazd. Otworzyłem Biblię na fragmencie o córce Jaira oraz nakazie Jezusa z Ewangelii Mateusza: „Idźcie i głoście: «Bliskie już jest królestwo niebieskie. Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy! Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie!»” (Mt 10,7-8). W takich okolicznościach ten fragment brzmi mocno… Dlaczego ta sytuacja była jednak niełatwa? Ponieważ wiedziałem, że za chwilę wejdę do domu, w którym znajduje się najbliższa rodzina oraz narzeczony dziewczyny, która kilka godzin temu zmarła. Wiedziałem, że część z nich nie będzie chciała mnie tam widzieć – jedynie matka, która kupiła mi bilet lotniczy. Poprosiłem o pomoc Ducha Świętego, wszedłem do mieszkania i stojąc w przedpokoju powiedziałem: „Przyleciałem z Polski tylko dlatego, że Pan Jezus zmienił moje życie. Chciałbym się pomodlić za waszą córkę, ponieważ widziałem już wiele razy, jak Pan Jezus uzdrawiał chorych, a w tej samej Biblii zostawił nam zadanie, że mamy też w Jego imię wskrzeszać umarłych. Chciałbym poprosić was o zgodę na to, że skoro już tu jestem, pomodlę się o to z wiarą. Mogę?”. To była dla mnie chwila grozy. Starałem się być jak najbardziej delikatny, z drugiej zaś strony pełen wiary, ale i otwartości na to, by Pan zrobił, co chce. Po chwili ciszy spojrzałem na rodzinę, wszyscy mieli łzy w oczach i zgodnie powiedzieli: „Tak, idź do niej”. Spędziłem godzinę, klęcząc przy łóżku, modląc się nad zmarłym ciałem dziewczyny. Modliłem się i na głos, i w sercu. Ona jednak nie wstała.
Podczas modlitwy wpadła mi do głowy myśl, by pomodlić się nad jej rodziną. Poszedłem więc do nich, opowiedziałem historię mojego spotkania z Bogiem i zapytałem, czy mogę się nad nimi pomodlić. Nawet niewierzący w podobnej sytuacji pragnęliby tego! Zgodzili się. Bóg dał nam słowo prorocze, że odnawia i odradza tę rodzinę, że zaczyna z nią nowy etap. Wielu z nich doświadczyło miłości Jezusa i atmosfera w domu przemieniła się w bardzo odczuwalny sposób. Byliśmy napełnieni radością i wielkim pokojem. Opowiadałem tę historię kilka razy i niektórzy komentują ją w ten sposób: „Marcin, widocznie Bóg nie chciał wskrzesić dziewczyny, ale chciał nawrócić jej rodzinę”. Zwykle odpowiadałem, że nie wiem, czy nie chciał – może ja miałem zbyt małą wiarę? Co stałoby się, gdyby dziewczyna została przywrócona do życia? Może nie tylko ta rodzina, ale całe miasto otworzyłoby serce dla Pana Jezusa? Tego nie wiemy. Ja jednak byłem Bogu wdzięczny za to, co uczynił dla tych kilku osób.
Bądź gotowy podjąć Boże wezwanie
Takie historie udzielają nam ważnej lekcji: nie poddawaj się, gdy nie widzisz. Bądź zawsze w gotowości, by uczynić to, do
czego wzywa cię Boże Słowo. Nie do nas należy uzdrowić lub wskrzesić – to suwerenna decyzja Boga. Do nas jednak
należy głosić i stawać w pełnej dyspozycyjności dla Boga, by – jeśli chce – mógł posłużyć się tobą jako przedłużeniem Jego ręki. W swoim życiu podjąłem decyzję, że nie pójdę na łatwiznę i nie poddam się, nawet wtedy, gdy nie będę widział Bożej odpowiedzi, czyli tego, co On sam obiecał. Co więc robić, gdy modlisz się i nie widzisz efektów? W jaki sposób stawać się coraz lepszym naczyniem w ręku garncarza?
* * *
Fragmenty pochodzą z książki "Między cierpieniem a uzdrowieniem" Marcina Zielińskiego
Skomentuj artykuł