Na dobranoc i dzień dobry - Mk 2, 1-12

(fot. Sixth Lie / flickr.com / CC BY-NC-ND 2.0)
Mariusz Han SJ

Gdy pojawia się słowo: "Czemu?"…

Uzdrowienia paralityka

Gdy Jezus po pewnym czasie wrócił do Kafarnaum, posłyszeli, że jest w domu. Zebrało się tyle ludzi, że nawet przed drzwiami nie było miejsca, a On głosił im naukę. Wtem przyszli do Niego z paralitykiem, którego niosło czterech. Nie mogąc z powodu tłumu przynieść go do Niego, odkryli dach nad miejscem, gdzie Jezus się znajdował, i przez otwór spuścili łoże, na którym leżał paralityk. Jezus, widząc ich wiarę, rzekł do paralityka: Synu, odpuszczają ci się twoje grzechy.

A siedziało tam kilku uczonych w Piśmie, którzy myśleli w sercach swoich: Czemu On tak mówi? On bluźni. Któż może odpuszczać grzechy, prócz jednego Boga? Jezus poznał zaraz w swym duchu, że tak myślą, i rzekł do nich: Czemu nurtują te myśli w waszych sercach? Cóż jest łatwiej: powiedzieć do paralityka: Odpuszczają ci się twoje grzechy, czy też powiedzieć: Wstań, weź swoje łoże i chodź? Otóż, żebyście wiedzieli, iż Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów - rzekł do paralityka: Mówię ci: Wstań, weź swoje łoże i idź do domu! On wstał, wziął zaraz swoje łoże i wyszedł na oczach wszystkich. Zdumieli się wszyscy i wielbili Boga mówiąc: Jeszcze nigdy nie widzieliśmy czegoś podobnego.

Opowiadanie pt. "O śladach, które giną"

Daleko, gdzie lato trwa cały okrągły rok, leży wiecznie zielony Kraj Trawy. Piękna to kraina, tak piękna, że trudno to oprać nawet w najbardziej poetyckich słowach. Tam właśnie przed laty w małym domku wśród wysokich traw mieszkał ojciec z dwoma synami: Tambu i Rafiki. Kiedy synowie wyrośli już z dziecinnych lat, ojciec wezwał ich do siebie i powiedział mniej więcej tak: - Moi kochani, przyszedł już czas, abyście poznali kraj, w którym żyjecie. Idźcie od wioski do wioski, ale zostawiajcie znaki na drodze, aby kiedyś można było znowu tam powrócić.

Chłopcy przyzwyczajeni do posłuszeństwa, wybrali się w drogę jeszcze tego samego dnia. Już po kilku krokach starszy Tambu rozpoczął znakowanie trasy. A to wiązał w supełki trawę, a to wbijał w ziemię ułamane gałązki - i tak przebytą drogę utykał znakami.

Młodszy Rafiki nie robił tymczasem nic. Rozglądał się tylko wkoło i sycił oczy nowymi krajobrazami, nowymi horyzontami. Na pytanie oburzonego brata, czemu zgodnie z rozkazem ojca nie stawia żadnych znaków na drodze, odpowiedział trochę z przekorą:- Przecież ojciec nie kazał wcale motać trawy i łamać gałęzi. - Uśmiechnął się przy tym i poszedł dalej.

Po pewnym czasie dotarli do pierwszej wioski. Trafili akurat na miejscowe święto. Kobiety i dzieci stały grupkami, a mężczyźni rozsiedli się przy suto zastawionych stołach. Śpiewy i wesołe krzyki rozchodziły się po całej okolicy. Tambu zabrał się oczywiście zaraz do znakowania terenu, a Rafiki poszedł prosto do ludzi. Pozdrowił ich z elegancją i przysiadł się do mężczyzn. Nie czekał na pytania, sam zaczął opowiadać: o ojcu, bracie, o swojej wiosce, o zwierzętach, które spotkał po drodze, o chmurach i roślinach. Mężczyźni słuchali jak zauroczeni. Tak sobie ich szybko ujął, że przyjęli go jak swego. Poczęstowali jadłem i piciem; a potem zaprosili na nocleg.

Tambu natomiast zmęczony znakowaniem nie miał sił i ochoty odzywać się do kogokolwiek. Gruchnął się na jakieś posłanie i nie chciał nic wiedzieć o świecie. Kiedy zbudził się rano, Rafiki już stał obok, trzymając miskę z jedzeniem: To dali mi ludzie dla ciebie - powiedział - abyś zaspokoił głód. Zjedz i chodźmy dalej! Musimy zobaczyć jeszcze parę wiosek. Tambu podziękował, zjadł z apetytem i wyruszył w drogę.

I znowu tak samo: on niestrudzenie ustawiał znaki, Rafiki nie robił nic. I tak szli od wioski do wioski. Rafiki szedł do ludzi. Tambu zajmował się w tym czasie swoimi znakami.

Kiedy po kilku miesiącach wrócili do domu, Tambu opowiedział najpierw o nieposłuszeństwie braciszka: On nie zostawił po sobie żadnego znaku - skarżył nie bez pochlebstwa:- Pójdziemy i sprawdzimy - odpowiedział poważnie ojciec.

I wyruszyli w trójkę śladami tamtej pierwszej wyprawy. Przy każdej wbitej gałązce, przy każdej splątanej trawie Tambu nie omieszkał się pochwalić:- Popatrz ojcze, to znowu mój znak... i ten jest mojej roboty, i ten, i-ten. A Raiki - przypominał do znudzenia - nie tknął nawet palcem.

Ojciec w odpowiedzi na to, uśmiechnął się tylko i szedł dalej.

Kiedy przyszli do pierwszej wioski, ludzie otoczyli ich kołem. Mężczyźni krzyczeli jeden przez drugiego: - Jakże się cieszymy, że zjawił się znowu ten pogodny młody człowiek, serdecznie witamy w naszych progach. I ugościli ich czym chata bogata. W czasie uczty ojcowską ambicję łechtały niezliczone słowa uznania: - Masz dobrego syna, umie patrzeć na kraj i ludzi, wie dużo o zwierzętach i chmurach, zna się na życiu i historii.

I tak było w każdej wiosce. Wszędzie witano ich z radością, częstowano gościnniej wychwalano bez końca Rafiki; a o Tambu milczano.

W końcu Tambu nie wytrzymał i zagadnął z wyrzutem do ojca:- Nie rozumiem dlaczego nikt mnie tutaj nie zna, nikt nie wita, nikt nie poznaje. Wszędzie tylko Rafiki na ustach. Ten, który na swej drodze nie postawił ani jednego znaku. Ja, który byłem ci posłuszny; nie liczę się tutaj. Tylko on zbiera od wszystkich uśmiechy i uszanowanie.

Mądry ojciec odpowiedział na to: Widzisz dziecko, są także inne znaki niż te twoje węzełki na trawie. To są znaki, które człowiek zostawia w sercu drugiego człowieka. Znaki o wiele trwalsze od trawy, którą może już jutro zjedzą zwierzęta lub rozniesie wiatr. Takie właśnie znaki zostawił na swej drodze twój brat.

Refleksja

Jezus ma moc odpuszczania grzechów. W ten sposób uwalnia również z paraliżu i niemocy człowieka, króry jest bezradny wobec zła. To początek również przemiany fizycznej. Po uwolnieniu z grzechów, również nasze ciało otrzymuje uwolnienie z paraliżu niemocy…

Społeczny paraliż niemocy i bezradności wprowadza w nasze życie poczucie klęski. Nie lubimy przegrywać, bo umniejsza to naszej wartości. Stąd warto zawsze podjąć kolejną walkę. Nasze duchowe i fizyczne paraliże są możliwe do uleczenia tylko przez Jezusa. Do tego potrzebne jest nasze ogromne zaufanie i to bez żadnych limitów…    

3 pytania na dobranoc i dzień dobry

1. Co robisz, kiedy ogranie Cię paraliż niemocy i bezradności?
2. W jaki sposób najszybciej uwolnić się od paraliżu niemocy?
3. Czy masz w sobie zaufanie do Jezusa, który przemienia?

I tak na koniec...

"Obojętność to paraliż duszy, to przedwczesna śmierć" (Antoni Czechow)

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Na dobranoc i dzień dobry - Mk 2, 1-12
Komentarze (3)
S
sfistack
16 stycznia 2015, 11:32
I znowu, jak echo powraca ten fragment o Marcie i Marii i ich czynnościach, kiedy Jezus je odwiedził. O Marii, co lepszą cząstkę obrała. Czy ja jestem jakis złośliwy skoro uparcie bronię tej Marty, dzięki której było czysto, schludnie i pełno na stołach? To byli dwaj bracia; każdy z nich dopełniał czyny drugiego. Z pewnością od wsi do wsi trafiali dzięki tym pęczkom trawy i wbitych gałązkach. Nie da się też nie przyznać racji ojcu, że znaki w sercu są trwalsze, pewniejsze,  że to ta "lepsza" cząstka. Nie osądzajmy odrazu czynó drugiego człowieka, tylko dlatego, że wydają się NAM gorsze ;-)
mm
15 stycznia 2015, 21:53
dzięki...Jezu pomocy!
B
bo
18 stycznia 2013, 08:19
To są znaki, które człowiek zostawia w sercu drugiego człowieka.:)