Niech nas boli krzywda zranionych! To bardzo ludzka reakcja, to oznaka bliskości

Fot. DANNY G / unsplash.com

"Dialogi w połowie drogi" – odcinek 13. Kolejny bardzo bolesny temat. Na kanwie opublikowanych w "Rzeczpospolitej" artykułów autorzy podcastu mierzą się z tematem wykorzystywania seksualnego w Kościele w Polsce. Mówią o niekończącym się bólu skrzywdzonych i o skandalicznym pozostawieniu ich bez żadnej pomocy. Rozmawiają też o swoich reakcjach na te fakty, i o tym, co robić dalej.

Lektura opublikowanych w "Rzeczpospolitej" tekstów Tomasza Krzyżaka i Piotra Litki "Lista księży podejrzanych i skazanych za przestępstwa seksualne w czasach PRL" oraz "Kościół tysięcy skrzywdzonych" poraża. Tych publikacji nie można czytać spokojnie. Zwykła ludzka wrażliwość na to nie pozwala. A jeśli dodatkowo jesteś częścią Kościoła, w którym to wszystko się dokonywało, to czujesz, że usuwa ci się grunt pod nogami. Skoro jednak tak się dzieje w przypadku czytelnika, to co mają powiedzieć ci, którzy w tymże Kościele, przez ludzi tegoż Kościoła zostali skrzywdzeni. Co mają powiedzieć ci, dla których te wyżej wspomniane teksty (jakże ważne i potrzebne!) są przypomnieniem ogromnej życiowej traumy, są rozdrapaniem rany, która wciąż krwawi? Skoro my mówimy o usuwającym się spod nóg gruncie, to co oni mają powiedzieć? Przecież wielu z nich ileś już lat żyje bez gruntu pod nogami, w zawieszeniu między wciąż skwapliwie skrywaną bolesną przeszłością, a pokaleczoną przez tę przeszłość teraźniejszością.

Jak to możliwe, że takie rany zostały w Kościele zadane? I jeszcze bardziej dramatyczne pytanie: jak to możliwe, że kiedy już zostały zadane, to nie zostały w nim opatrzone? Jak to możliwe, że osoby skrzywdzone – dzieci, równie bezbronne i niewinnie cierpiące, jak wspominani po Bożym Narodzeniu święci Młodziankowie z Betlejem – zostały pozostawione bez żadnej pomocy, czy choćby propozycji takiej pomocy? Te krzywdy wciąż bolą i wołają o zadośćuczynienie. Te rany wciąż krwawią i gniją. A może lepiej mówić o jednej, wielkiej ranie, która wciąż czeka na to, by ją obmyć, oczyścić, zdezynfekować i opatrzyć. To bolesny proces. Nie tylko dla skrzywdzonych, ale i dla krzywdzicieli. Nie tylko dla tych, których zraniono, ale i dla wszystkich tych, którzy zranionym nie udzieli pomocy. Nie tylko dla tych, którzy – ze wstydu lub ze strachu – skrywali swoją krzywdę latami, ale też i dla tych, którzy tej krzywdy – z wygody lub ze strachu – nie zauważali, nie widzieli albo widzieć nie chcieli. Oczyszczanie ran zawsze jest bolesne. Ale konieczne. I żeby mogło się dokonać, musimy najpierw uznać potrzebę oczyszczenia, musimy uznać to, w jak opłakanym stanie znaleźliśmy się na skutek naszych przestępstw i zbrodni: Panie, oto jesteśmy najmniejsi spośród wszystkich narodów. Oto jesteśmy dziś poniżeni na całej ziemi z powodu naszych grzechów (Dan 3, 37).

To wszystko trzeba koniecznie zrobić, by ta wielka rana mogła nie tylko przyschnąć, nie tylko przestać krwawić, ale by mogła się naprawdę zabliźnić. Jednak by to się mogło stać, potrzeba jeszcze jednego. Edward Stachura napisał, a "Stare Dobre Małżeństwo" wyśpiewało, że człowiek człowiekowi wilkiem, lecz ty się nie daj zwilczyć; człowiek człowiekowi bliźnim, z bliźnim się możesz zabliźnić. Tylko z bliźnim można się zabliźnić. Tylko z bliźnim. Ale co to znaczy konkretnie? Zasadniczo dwie rzeczy.

DEON.PL POLECA

Po pierwsze, byśmy – słusznie domagając się sprawiedliwości i ukarania winnych – nie myśleli i nie działali w kategoriach "my dobrzy i oni źli". "Zwilczenie", czyli agresywne nastawienie do innych, nie jest rozwiązaniem. W żaden sposób nie chodzi o rozmywanie odpowiedzialności lub o usprawiedliwianie zła. Chodzi o niepowielanie błędnego przekonania o własnej doskonałości, bo to ono – między innymi – doprowadziło ludzi Kościoła do takich grzechów. Te rany zostały zadane we wspólnocie i tylko we wspólnocie mogą być uleczone. Celem nie jest zemsta, tylko przywrócenie właściwego porządku rzeczy. Tak, niech wszyscy ci, co wyrządzają krzywdę Twym sługom, doznają hańby, niech ich wstyd okryje, niech pozbawi ich wszelkiej siły i mocy, a potęga ich niech zostanie skruszona, ale niech dzięki temu poznają, że tylko Ty jesteś Panem Bogiem (por Dan 3, 44-45).

A drugi warunek zabliźnienia i pełnego uzdrowienia to wrażliwość. Wcale nie chodzi o to, by natychmiast wszystko wyleczyć. Trzeba najpierw pozwolić, by ból skrzywdzonych nas wzruszył, by ich ból nas zranił. To dobrze, jeśli boli. Nawet jeśli nie wiemy, co konkretnie robić, to zawsze możemy być blisko, współodczuwać. Niech boli. Ten ból współodczuwany ze zranionymi to konkretny wyraz bliskości. To bardzo ludzka reakcja, która pokazuje, że jeszcze jest nadzieja, że jeszcze nie wszystko w nas umarło.

Posłuchaj 13. odcinka "Dialogów w połowie drogi"

Jezuita, uratowany grzesznik; poprzednio duszpasterz akademicki w Opolu i Krakowie, proboszcz we Wrocławiu, prowincjał (2008-2014), a obecnie proboszcz w Tomsku (Rosja, Syberia); inicjator Deon.pl i Modlitwy w Drodze.

Twitter: wziolek_sj

 

Politolog, nauczyciel akademicki, dawca krwi, amatorka biegów długodystansowych, współpracuje z Radiem Doxa, Modlitwą w drodze i Deon.pl.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Niech nas boli krzywda zranionych! To bardzo ludzka reakcja, to oznaka bliskości
Komentarze (6)
ZJ
~Zygmunt Jerzy Stanowski
24 maja 2023, 22:55
Narracja środowisk wrogich katolicyzmowi jest właśnie taka: nie powinniście cieszyć się z Kościoła, nie powinniście być dumni z Kościoła. Jedyne do czego macie prawo w Kościele - to odczuwać w nim wstyd, smutek, rozczarowanie. To wam wolno, jeśli idzie o Kościół. I tylko to.
DL
~Dorota Liszkowicz
24 maja 2023, 11:28
Najbardziej powinno boleć mnie jeśli to ja ranię. Najpierw od siebie zaczynam. Jeśli pozwolę Bogu. Pan zbada moje serce. Im więcej świętości we mnie tym mniej ran zadanych innym. Nie, to nie jest slogan. To jest prawda. Dobrego dnia.
JS
~Jakub Szymczyk
23 maja 2023, 14:25
Ale o co chodzi? Przecież pewna idiotyczna katolicka przyśpiewka mówi "że każde cierpienie ma sens..." Podobny bełkot słychać w co drugim kazaniu. Od postawy bezrefleksyjnej afirmacji cierpienia, łatwo przejść do postawy lekceważenia krzywdy.
TT
~Tadeusz Tadla
24 maja 2023, 00:12
Trudno jest rozmawiać, gdy na samym początku moje poglądy zostają nazwane idiotyzmem i bełkotem... ale chrześcijaństwo nie jest bezrefleksyjną afirmacją cierpienia. Chrześcijanie nie powinni dążyć na siłę do cierpienia ani tym bardziej zadawać cierpienie innym czy na takie działanie przyzwalać. Dostrzegamy w cierpieniu wartość, bo wierzymy, że Bóg nawet z największego zła może wyciągnąć jakieś dobre skutki. To, że sam Bóg stał się Człowiekiem i z własnej woli doświadczył wielkiego cierpienia, dodaje nam otuchy, bo wskazuje, że Bóg nie siedzi na niedostępnym tronie, tylko pragnie być tuż obok nas. Jego cierpienie, choć było skutkiem wyrządzonego Mu zła, ostatecznie przyniosło dobro dla całego świata; my też wierzymy, że ostatecznie nasze cierpienie, które spotyka nas wskutek zła i niedoskonałości na tym świecie, przeminie. Gdybyśmy tak kochali cierpienie, to pewnie zaplanowalibyśmy je sobie też w niebie, a na szczęście nie będzie tam na nie w ogóle miejsca :)
AK
~Ala Kowalska
24 maja 2023, 07:18
Dokładnie, ja mówiąc księdzu (funkcjonującemu w opinii "świętości")o swojej krzywdzie usłyszałam, że powinnam swoje cierpienia ofiarować w intencji Kościoła, kiedy drugiego pytałam, czy powinnam to gdzieś zgłosić to usłyszałam, że "nie mam tego obowiązku", trzeci powiedział mi "nie mów nikomu". To sprzed kilkunastu lat wspomnienia, kiedy byłam jeszcze młodą dziewczyną.
JO
Jan Osa
23 maja 2023, 12:42
Mnie, jako katolika boli nie tylko zranienie popełnione przez księży, zakonników, siostry zakonne, ale także, a może przede wszystkim, jako laika-katolika boli zranienie popełnione przez katolickich ojców, katolickie matki, katolickich lekarzy, prawników, trenerów, lekarzy, polityków, itp. itd. Ale boli mnie także zranienie popełnione przez niewierzących, z innych wyznań (o których w Polsce i na świecie się w ogóle nie mówi, jakby ich nie było, tylko KK). I jeszcze boli mnie to, że w sposób bestialski morduje się dzieci nie narodzone (i to w milionach!). I o tym jakoś tak ciszej... Boli mnie to jako człowieka i jako katolika. Naprawdę.