Powołanie do samotności?

(fot. shutterstock.com)

Kościelne duszpasterstwo niejako "przeoczyło" fakt istnienia stosunkowo wielkiej liczby ludzi, którzy nie zawierają związku małżeńskiego, ani nie wstępują do zakonu.

W ten sposób w duszpasterstwie Boga powiązano z osobami "zrzeszonymi" w małżeństwie czy profesją rad ewangelicznych i święceń kapłańskich; natomiast "stara panna" i "stary kawaler" stali się gorszymi dziećmi Boga, nieprzydatnymi ani Kościołowi, ani społeczeństwu.

Stan i sytuacja osób żyjących w samotności to ważny problem społeczny, eklezjalny i teologiczny. W Niemczech liczba osób, które żyją same, wynosi ponad jedenaście milionów. W Stanach Zjednoczonych sięga od 17 do 23 procent ogółu ludności, a w Polsce od 13 do 17 procent i ciągle rośnie. Jest to więc wielka społeczność ze swoimi problemami zarówno społecznymi, psychologicznymi, jak i religijnymi.

DEON.PL POLECA

Stanisław Morgalla SJ podniósł ważny duszpastersko i teologicznie problem braku zrozumienia czy wręcz dyskryminacji singli w Kościele i pyta na koniec, czy "postulat ósmego sakramentu - życia w samotności - żartobliwie i nieśmiało wysuwany, choć teologicznie niepoprawny, nie jest głosem ludu Bożego, którego spora część próbuje akceptować własną samotność jako wolę Bożą?". Czy w takim razie istnieje powołanie do bycia singlem? Czy singiel może przeżywać samotność jako łaskę, jako wybranie i jako powołanie?

Fałszywe alternatywy

Aby sformułować teologicznie uzasadnioną odpowiedź na to pytanie, trzeba go rozpatrywać w trzech kontekstach. Po pierwsze, w ramach "znaków czasu". Bez wątpienia bowiem stan i sytuacja ludzi żyjących w samotności jest takim "znakiem czasu" (semeion kairon), o którym mówił kiedyś Jezus (por. Mt 16, 3). Po drugie, w kontekście pneumatologicznym. Jezus zapewniał swoich uczniów, że: Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy [...] i oznajmi wam rzeczy przyszłe (J 16, 13).

Przez ten "znak czasu" Duch święty może przekazywać Kościołowi konkretne posłannictwo, konkretną misję. Po trzecie, tą misją, tym posłannictwem może być ewangeliczna prawda o "powszechnym powołaniu ludu Bożego". Bez tych trzech odniesień skazani jesteśmy zarówno na powtarzanie nieuzasadnionej biblijnie, ale przyjętej przez Kościół, błędnej alternatywy: małżeństwo albo zakon, jak i na "dramatyczne", co w tym przypadku znaczy nie szokujące, lecz teatralne wyobrażenie sobie powołania jako rodzaju castingu.

Pierwsza błędna alternatywa polega na wprowadzeniu obcego duchowi Ewangelii sztywnego podziału na stan osób konsekrowanych i stan świecki jako dwie formy życia: z jednej strony są doskonali, z drugiej - ci słabsi. Kościelne duszpasterstwo niejako "przeoczyło" fakt istnienia także dzisiaj stosunkowo wielkiej liczby ludzi, którzy nie zawierają ani związku małżeńskiego, ani nie wstępują do zakonu.

W ten sposób w duszpasterstwie Boga powiązano z osobami "zrzeszonymi" w małżeństwie czy profesją rad ewangelicznych i (bądź) święceń kapłańskich; natomiast "stara panna" i "stary kawaler" stali się gorszymi dziećmi Boga, nieprzydatnymi ani Kościołowi, ani społeczeństwu.

Ten typ myślenie pokutuje w Kościele do dzisiaj, co widać chociażby po ogłoszeniach związanych z rekolekcjami stanowymi w parafiach. Mamy osobno nauki dla dzieci, młodzieży, mężczyzn i kobiet oraz wspólnie dla "osób samotnych, starych i chorych". Sobór Watykański II w Konstytucji dogmatycznej o Kościele poucza, że "niezwiązani małżeństwem (innupti) także w niemałym stopniu mogą się przyczynić do świętości i pracy w Kościele".

Jak słusznie zauważa jednak cytowany wcześniej ks. Roman Rogowski, "sformułowanie soborowe «w niemałym stopniu» (haud parum) z jednej strony należy przyjąć z satysfakcją, że w ogóle Ojcowie Soboru zwrócili uwagę na udział «niezwiązanych małżeństwem» w życiu Kościoła, ale z drugiej strony jest to sformułowanie tak oszczędne, że zdradza ciągle pokutujące w Kościele przekonanie o marginalnym znaczeniu ludzi samotnych w tymże Kościele".

Druga z fałszywych dychotomii związanych z powołaniem wynika z błędnego przekonania o arbitralności Bożego powołania. Bóg ma przygotowaną dla każdego z nas rolę do odegrania i decyduje o jej obsadzie przed jakimkolwiek przesłuchaniem. W takim ujęciu wola Boża jest postrzegana jako rodzaj Bożych preferencji: Bóg chciałby, żeby X czy Y został duchownym (zakonnicą) bądź mężem (żoną), a zatem X czy Y musi nim (nią) zostać.

Skoro więc Bóg powołuje "jedynie" do dwóch wcześniej wymienionych stanów, to wybór samotności albo jest jawnym sprzeniewierzeniem się Jego woli, albo nieuświadomionym lękiem przed oczywistym wezwaniem do jednego z nich.

Z takimi błędnymi wyobrażeniami, usankcjonowanymi przez Kościół, trudno pogodzić rozumienie powołania od strony subiektywnej jako "przeświadczenia jednostki, że określona forma życia lub określony zawód odpowiada woli Bożej i jest realizacją zadania życiowego, pozwalającego osiągnąć człowiekowi zbawienie wieczne oraz spełnienie doczesne" (Karl Rahner), jeśli pozostaje on człowiekiem samotnym i do tej samotności czuje się powołany.

Różne oblicza samotności

Trzeba pamiętać, że "samotność" jest pojęciem wieloznacznym i określającym rzeczywistość tym bardziej wieloznaczną. Ta rzeczywistość może mieć bowiem charakter społeczny, psychologiczny czy duchowy, może przybrać postać osamotnienia, odosobnienia czy wręcz izolacji, może wreszcie być formą egocentryzmu lub wspaniałą formą otwarcia na zewnątrz. Biblia mówi, że pierwotnym i fundamentalnym powołaniem człowieka jako człowieka jest miłość, którą konkretyzuje i ukierunkowuje jako miłość do Boga i miłość do bliźniego.

Bóg jako jeden i Jedyny (por. Mt 12, 32) jest wieczną, nieskończoną Samotnością. Bóg jako Trójca Osób - Ojciec, Syn i Duch -tworzy Wspólnotę. Człowiek stworzony na obraz Boży (Rdz 1, 27) z jednej strony jest istotą samotną - jedyną, niepowtarzalną, odrębną "osobą", ale z drugiej strony pozostaje stworzeniem społecznym, potrzebującym wspólnoty, tęskniącym za drugim człowiekiem. Wynika z tego ważna przesłanka dla szukania odpowiedzi na kwestię powołania do bycia singlem.

Powołanie do życia w samotności jest powołaniem do miłości realizowanej w samotności. Jako bardziej pierwotne pozostaje nadal aktualne i zobowiązuje do miłości Boga i miłości bliźniego. Dopiero w ramach tego pierwotnego powołania mogą się zrodzić konkretne powołania do odpowiednich stanów, ale w niczym nie osłabia to pozycji powołania do życia w samotności. W samym procesie powołania trzeba wyróżnić najpierw wybranie Boże, następnie odczytanie przez człowieka tego wybrania, potem decyzję pójścia drogą wskazaną przez Boga i wreszcie realizację zamiarów Boga.

Powołanie do życia w samotności wymaga więc - jak każde inne powołanie - najpierw rozeznania, czy rzeczywiście Bóg powołuje do takiego stanu i czy On jest sprawcą takiego wezwania. Jak pisze ks. Rogowski, "znaki wskazujące na takie wybranie i powołanie mogą być różne, mogą przyjmować różne postacie, mogą nawet przybrać formę losu o charakterze społecznym, środowiskowym, który dosadnie wyraża formuła zaczerpnięta z Wielkiej Przypowieści: «Nikt mnie nie chce, ja nie chcę nikogo, bo nie znajduję odpowiedniego partnera, więc decyduję się na życie w samotności». Duch święty jako «wiatr, który wieje tam, gdzie chce» (J 3, 8), nie jest bowiem związany ludzkimi schematami i może wyrażać swoje powołanie w przeróżnych formach".

Singiel dla wspólnoty

Teologia katolicka mocno podkreśla, że każde autentyczne powołanie Boże ma charakter charyzmatyczny, dlatego powołanie do samotności musi taki charyzmat realizować - musi być dla dobra wspólnoty, dla dobra innych, dla dobra bliźniego. Jeśli bycie singlem oznacza wybór życia "w pojedynkę" ze względów osobistych - kariery lub sławy, wygody lub wyrachowania, to trudno traktować je jako Boże wezwanie i dar. Takim singlom warto przytoczyć mądre słowa św. Augustyna: "Ziemska wędrówka umęczy tego, kto siebie samego uczynił dla siebie drogą do nieba".

Jeśli bycie singlem oznacza powołanie do miłości bliźniego realizowanej w samotności, to stanowi ono nieustającą kontynuację pierwotnego i fundamentalnego powołania, gdy samotny Bóg i samotny człowiek spotkali się "na początku" i pokochali wzajemną miłością, płynącą z nieskończonego Boskiego Źródła, bo Bóg jest miłością (1 J 4, 8). Z takiego przeżywania samotności bierze się z kolei motywacja i siła do "samotności wypełnionej ludźmi", która w życiu powołanego singla realizuje się w każdym działaniu i przy każdej okazji - począwszy od wypełniania swoich obowiązków zawodowych, a skończywszy na wszystkich działaniach szczegółowych i okazjonalnych.

Myśląc o miejscu i roli singli w Kościele, warto pamiętać o doświadczeniach europejskiego ruchu "Le Volontaire". Publikując coroczne sprawozdania, od samego początku swojej działalności ruch podkreśla, że od 80 do 90 procent woluntariuszy to osoby samotne, prowadzące życie w samotności. Biorąc pod uwagę różnorodność świadczeń woluntariuszy, ruch ten tak komentuje ich działalność: "Jest to wielkie poświęcenie, a często wielkie ryzyko, ale największa jest tu miłość".

Bycie singlem, rozpoznane jako powołanie, musi więc być przeżywane jako stałe otwarcie na Boga i bliźniego. Wymaga ono troski o rozwój duchowy, jak również psychologiczny, aby nie zagrażały mu egotyzm, a w konsekwencji egoizm i narcyzm. Tutaj do spełnienia ważną rolę ma także Kościół. Powołaniu do życia w samotności zagrażają bowiem zarówno okoliczności zewnętrzne, jak i trudności wewnętrzne. Gdy chodzi o te pierwsze, wymagają one szczególnych działań pastoralnych, które będą odbiciem troski Kościoła o takie powołania i o ich realizację.

Szczególnie istotna jest tu zmiana świadomości samych chrześcijan, by brali pod uwagę możliwość takiego powołania i jego rolę w życiu Kościoła, by pomagali powołanym w jego realizacji i by sami korzystali z posługi tak powołanych. Jeśli zaś chodzi o trudności wewnętrzne pojawiające się na drodze realizacji takiego powołania, to chodzi głównie o przezwyciężanie poczucia osamotnienia oraz pokusy zamknięcia się w sobie i uczenia się miłości do siebie samego. "Bynajmniej nie trzeba być samotnym, gdy jest się samemu". To zapewnienie psychologa Patrici Tudor-Sandhal ma swoje głębsze uzasadnienie w perspektywie wiary.

Chrystus zapewnia nas: Nie zostawię was sierotami: Przyjdę do was (J 14, 18). Singiel nie został osierocony przez Boga. Chrystus przychodzi do nas pod postacią człowieka, który powołany do życia w samotności i naśladujący w tej samotności Mistrza, jest z nami i wśród nas. Bycie singlem to błogosławieństwo, jeśli pozostaje powołaniem i wyrazem świadomości, że jest się dzieckiem Boga. Warto więc prosić za św. Pawłem: Niech Bóg Pana naszego, Jezusa Chrystusa, Ojciec chwały, da nam światłe oczy serca tak, byśmy wiedzieli, czym jest nadzieja naszego powołania (por. Ef 1, 17-18).

Jacek Prusak SJ - adiunkt w Katedrze Psychopatologii i Psychoprofilaktyki Instytutu Psychologii Akademii Ignatianum w Krakowie

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Powołanie do samotności?
Komentarze (64)
JR
~Justyna Ryll
18 lutego 2021, 09:59
Zupełnie nie rozumiem różnych dziwnych obiekcji niektórych ludzi, co do powołania do samotności. Przecież to oczywiste że dotyczy ono: tylko kwestii nie wstąpienia do zakonu albo w związek małżeński, po to aby tym pełniej realizować jakieś ważne zadanie w świecie. A na popadnięcie w egoizm są w równym stopniu narażeni wszyscy, a nawet może bardziej są narażone osoby żyjące w małżeństwie. Bo bardzo często jest niestety wśród małżeństw taka postawa, że: "moja rodzina to mąż dzieci i żona, a cała reszta mnie nic nie obchodzi". A na tym przecież polega egoizm i izolacja. Tymczasem, tzw. single z wyboru, to najczęściej ludzie wciąż młodzi duchem: otwarci na wszystkich ludzi i wszystkie środowiska. Dlatego że mieli odwagę wybrać bardzo trudną i ambitną drogę życia. Dlaczego ? Otóż najlepszą jej ilustracją jest osoba i powołanie Jezusa Chrystusa!
MS
~Magdalena S
22 września 2019, 19:59
Jest powolanie do samotnosci
W
Wawrzyniec
31 stycznia 2017, 11:03
Na szczęście nie ma powolania do samotności w Kościele, ale zawsze do jakieś wspólnoty. Nie sądzę by ktoś zdrowo mylśący zakładał, że życie chce spędzić samotnie (to egozim negujacy miłość, ktora jest obdarowywaniem), jednak rzeczywostość pokazuje, że wiele osób z różnych powodów (motywów), pozosatje sama, nie znajduje osoby - Osoby lub wspólnoty, z którą mogłaby spędzić całe swoje życie.  Nie znaczy to, że dla tych osób nie ma miejsca w Kościele, wręcz odwortnie właśnie takie osoby przeczołgane na różne sposoby przez życie i ludzi angażują się w życie Kościoła wkładając w to całe serce i nie podejrzewam, że gdby odnalazły tą jedną jedyną osobę - Osobę, wspólnotę, to by z niej zrezygnowały na rzecz samotności. Polecam bardzo dobre artukuły ks. Marka Dziewieckiego lub video: https://www.youtube.com/watch?v=N7HWcWWxsm8 https://www.youtube.com/watch?v=BX_Pq0j4fo8https://www.youtube.com/watch?v=rIk1wrL0yPk
A
aka
21 lutego 2015, 23:09
Dziękuję za ten tekst. Duszpasterstwo osób samotnych jest chyba totalnie nieobecne - ja w takim razie na nic takiego nie trafiłam. 
Jan Maria
3 marca 2014, 11:49
Żaden człowiek nie jest stworzony do samotności, gdyż pierwotnym i zawsze aktualnych zamysłem Bożym jest to aby człowiek żył w małżeństwie. Jednakże ze względu na Królestwo Boże można poświęcić swoje życie prywatne dla Boga. Jednak z tą opcją związana jest pierwotne zawołanie Boga do takiego czynu (czyli powołanie). Zawołanie to nie jest obrazem naszej sytuacji życiowej ale raczej wewnętrznym pragnieniem kochania i służenia Bogu w konkretnej wspólnocie. W obecnym czasie mamy pewien paradoks, gdyż Bóg już nie chce powoływać do niektórych zakonów ( z pewnych względów o których nie będę tutaj pisał). Teraz żyjemy w trudniejszych czasach, gdyż to co stanowiło podporę Kościoła przez wieki teraz upada! Bóg powołuje teraz wszystkich do świadectwa o Chrystusie. Wszyscy jesteśmy naturalnie powołani wpierw do małżeństwa i jeśli ktoś żyje teraz samotnie niech się nawróci, oczyszcza, uzdrawia i modli się o pobożnego męża i żonę. Musicie najpierw się nawrócić, stać się sprawiedliwością w oczach Bożych, świętymi aby Bóg wysłuchał waszej modlitwy i postawił tobie na drodzę życia opatrznościowego męża lub żonę. Bądź cierpliwy i konsekwentny w nawróceniu, oddaj wszystko Jezusowi, zaufaj podobnie jak ufa dziecko, bądź otwarta/y na to co i kogo Bóg stawia na twojej drodze, lecz pamiętaj, otrzymałeś/aś też rozum, który powinien współpracować z łaską wiary, innej dobrej drogi nie ma. Wszystkie inne drogi które nie opierają się na współpracy rozumu człowieka z łaską Bożą są błędne i należy ich unikać.
Adam Śnieżek
31 stycznia 2017, 11:50
Dokładnie. W czasach rozpusty (sex everywhere), parodii małżeństwa (homoseksualizm), parodii Świąt (chociażby Halloween). Rodzina jako podpora i kręgosłup Chrześcijan teraz jest bardzo atakowana. "Po co komu ślub? To tylko papierek", "sprawdźmy się przed ślubem", "przecież każdy tak robi", "w życiu Ci nie wyjdzie", "niedopasowanie seksualne" (patrz co mówi dr inż. Pulikowski :  https://www.youtube.com/watch?v=vC1985TjGnE ) Paskudne kłamstwa jakimi szatan karmi ludzi niewierzących (sam się na to nabrałem). Bo ma się to paskudztwo teraz bardzo dobrze i jest nawet na szczycie władz nawet kościelnych... Dopiero teraz odkrywam jakim fantastycznym przykładem "jak żyć" jest Pismo Święte, nauka Kościoła katolickiego. Albo idziesz za Bogiem, albo idziesz w potępienie, nie ma innej ścieżki "wygodnej".  Świetnie to podsumowałeś, szczególnie o połączeniu wiary i rozumu.
R
roam
2 marca 2014, 15:39
c.d. Ktoś mnie kiedyś zapytał, gdzie jest granica pomiędzy samotnikiem i singlem. Ja uparcie twierdzę, że jeśli dany człowiek ma w sercu miłość do Boga i każdego człowieka ten jest szczęśliwy bez względu na to czy jest sam czy w związku. Wedle mnie jest to bliższe statutowi Singla. Jeśli Singiel utraci miłość do Boga, staje się samotnikiem, człowiekiem samotnym, cierpiącym na samotność. Jaką drogę wyrwania się z tego stanu bym doradził SAMOTNIKOM? Szukajcie wspólnot Ducha Świętego! Tam się odnajdziecie na nowo, dostrzeżecie siebie samych z większej, bo perspektywy Boga. To  Bóg ofiaruje moc, która przemienia ludzi, naprawia ich umysły, ciała i serca. Nie znam większego źródła szczęścia niż sam Bóg. Wstąpcie na drogę do własnej świątyni. Kroczcie po schodach Maryjnych, Jezusowych, Ducha Świętego, a dopiero potem  będziecie mogli kroczyć schodami do Boga Ojca. Kroczmy po schodach wiary, nadziei i miłości oraz uczmy się miłosierdzia od Syna Boga - Jezusa. Singiel nie musi stać się samotnikiem, księdzem, zakonnikiem, małżonkiem lub zamężną.  Wystarczy, że będzie świadomym dzieckiem Boga i oddawać Mu będzie należną cześć.
R
roam
2 marca 2014, 15:38
Nie ma czegoś takiego jak powołanie do samotności. Samotność jest popularyzowana z karykaturalnym obliczem. Samotni wedle "popularyzatorów"  ma być zła, gorsza, niska etc. Tym co się poddadzą tym mylnym ideom popularyzatorów (siewców wszelkiego zła), ci zostaną okaleczeni na wiele lat. Osobiście znam wielu singli i wielu z nich tego stanu nie traktuje jak jakiś WYROK  lecz DAR. Dar samostanowienia, bycia panem/panią swego życia, realizowania się wedle własnych pragnień i marzeń, postrzegania świata z o wiele większej perspektywy, posiadanie własnego zdania i wyjątkowa kreatywność nie przysłonięta niczyją zasłoną "musisz, tak trzeba ...". Bycie singlem wcale nie jest wyrokiem samotności, bo wielu ma przyjaciół, znajomych i kolegów, koleżanki, którzy również należą do grona singli. Oczywiście rozwiązłość seksualna jest pokusą nie tylko dla singli, ale nie jest synonimem tego stanu. To zwykle zamężni obawiają się singli i snują o nich opowieści o zabarwieniu negatywnym w obawie przed groźbą rozbicia związku z jednostronną dominacją, których wcale nie ma mało na świecie. Powiem nawet więcej. Większa część singli ma  „jaja”, których brakuje tym w związkach i tym po związkach. Niestety rozwodnicy, czy wdowy trudno zaliczyć do grona singli. Nie rzadko przypominają złamaną gałąź, człowieka rozdartego wewnętrznie. Im faktycznie ciężko się pozbierać w życiu po rozpadzie związku. Singiel w XXI wieku to nie stara panna czy kawaler. To samostanowiąca jednostka, o własnym zdaniu zasadach i regułach, a nieprzewidywalna dla systemów i zgromadzeń, dlatego otrzymała piętno "zła". Taka jednostka w jedności z Bogiem, otrzymuje inne powołania do życia w Bogu. Są to indywidualne dary Ducha Świętego i właśnie tą ścieżką powinni kroczyć Single. Pierwszy Kościół Chrześcijański był otwarty na singli bardziej niż obecny. Apostolstwo tamtego Kościoła nie jest tożsame z kapłaństwem. Wszyscy wierni są powołani do apostolstwa, jednak single mają tutaj swoje wyjątkowe miejsce.
M
M
2 marca 2014, 13:13
Bardzo dobry tekst i napisany z mocą:) W Kościele doszło do paranoi a ja spotkałam się dokładnie z tym samym: "(cyt.)są śluby zakonne, jest sakrament małżeństwa, to powinny być jakieś śluby dla samotnych. A skoro ich nie ma, sa to ludzie nie- od-Boga". Po czym niejednokrotnie dokopano mi plotami, obelgami i etykietkami w stylu: "samotna zołza" i "jesteś do niczego". A skoro ci żyją jak zaznaczają według Ewangelii, to według Ewangelii niech spojrzą, skąd się to wydobywa, jesli nie znich samych - nie z zewnątrz! I nie powiem, żebym czuła się gorsza. Złe, deprecjonujące i obelżywie krytykanckie zaszufladkowanie tym bardziej i z pewnością nie pochodzi od Boga. Fakt, jest trudniej, ale czym się tu przejmować? Wszak żyjemy w epoce powszechnego upuszczania jadu, gdzie popadnie - nie zależnie od tematu, osoby, przedmiotu czy sytuacji. 
K
Katarzyna
5 września 2013, 22:36
Przeczytałam z uwagą zarówno artykuł jak i większość komentarzy. Nie wiem czy bycie samotnym to powołanie, czy jest to"zrządzenie losu". Wiem jednak że ani artykuł ani też komentarze nie wskazują żadnej konkretnej drogi, żadnego miejsca dla osób samotnych. Ktoś w 2009 roku napisał,  dobrze że kapłani zauważyli problem osób samotnych w Kościele, no tak zauważyli ale minęły 4 lata i na tym :zauważeniu" się skończyło. Nadal w Kościele istnieją wszystkie możliwe duszpasterstwa ( dla dzieci, młodzieży, studentów, rodzin, związków niesakramentalnych, uzależnionych od alkoholu, narkotyków) a dla osób samotnych nie. Może w tym, że ten artykuł wrócił na forum jest iskierka nadziei, może coś się "ruszy", może ktoś poda jakieś sensowne rozwiązania. Bo skoro Księża ciągle zauważają problem, ale nie znajdują rozwiazania to może trzeba wziąść sprawy w swoje ręce i coś z tym zrobić.
Adam Śnieżek
31 stycznia 2017, 11:24
Jesteśmy powołani do Miłości bliźniego i to jest najważniejsze powołanie. Każdy jest stworzony do założenia rodziny (Małżeństwa), jednak niektórzy są powołani do kapłaństwa.  Jednak jeżeli ktoś nie ma tęsknoty do założenia rodziny (przyjmuje za pewnik że NIGDY jej nie założy - kłamstwo szatana...) i potrafi opanować swoje potrzeby cielesne i duchowe to wydaje mi się, że ojciec Szustak (nie zawsze się z nim zgadzam) powołuje się na 1 List do Koryntian 7,8-10  Zawsze jednak na pierwszym miejscu w sercu powinien być Bóg. Tym się akurat ja kieruję po rozstaniu z narzeczoną (tak Bóg chciał, bo byłem chłopcem w ciele mężczyzny, a teraz dorastam i modlę się o partnerkę). Czuję powołanie do Małżeństwa i nie stoję z rozłożonymi rękoma i płaczę nad tym że mi w życiu nie wyszło - to był Boży plan na mój rozwój duchowy.
Adam Śnieżek
31 stycznia 2017, 11:27
z racji, że nie widzę tutaj opcji edycji komentarza - aby nie było niezrozumienia - akceptuję aktualny stan i nie płacze nad tym, że mi nie wyszło :-) Bardzo dobrze się stało, Bóg właśnie po to sprowadza nieszczęścia abyśmy mu zaufali, przestali iść "swoimi" ścieżkami nieczystości, fałszywej wiary. On wie co dla nas dobre i pokieruje na dobre drogi gdy za nim pójdziemy.
KS
kkk- singielka;-)
5 września 2013, 18:19
Nie zgadzam się z autorem, że istnieje tzw. powołanie do bycia sinlglem.. nie przekonują mnie też szukane na siłę cytaty z Biblii... uważam, że, aby było powołanie musi być element dobrowolności, a wiele osób jest samotnych "bo tak się życie ułożyło" i wcale nie są z tego powodu szczęśliwi. O ile "samotność" zakonnicy/księdza ma wyższy cel, to tutaj tego celu nie widzę...
MW
Maciej Wolny
3 lutego 2017, 01:28
To klerykalizm takie myslenie, że życie samotne księdza/zakonnicy ma wyższy cel a życie świeckiego służącego Bogu i ludziom juz nie. Absurd. Dowodem są chrześcijanie, którzy tak właśnie żyją. I kto ma czelność im powiedzieć, że ich życie nie ma tak szczytnego celu jak księdza? 
S
sdf
12 kwietnia 2013, 13:34
No czemu spadł ten temat z głównej tak szybko? A?
R
rozwiedziony
11 kwietnia 2013, 14:53
Gdzie ma się "podpiąć" osoba żyjąca samotnie, ale nie z własnego wyboru, lecz po porzuceniu przez małżonka i rozwodzie???
Adam Śnieżek
31 stycznia 2017, 11:10
Wobec Boga przysięga małżeńska trwa nawet po rozwodzie, aż do śmierci jednego z małżonków. "I nie opuszczę Cię aż do śmierci" 1 List do Koryntian 7,10-12
DB
danuta brull
31 stycznia 2017, 19:42
Ja się podpięłam do grupy Odnowy w Duchu św. Jestem tam animatorką. Dzięki ludziom z tej grupy i ich modlitwom przeszłam koszmar rozwodu. Teraz jestem sama (tj. bez faceta/męża) od 14 lat. Wcale nie czuję chęci szukania kogoś. Bóg jest mi przyjacielem:) i nie wyobrażam sobie bym mogła żyć inaczej! :):)
MW
Maciej Wolny
3 lutego 2017, 01:31
Znam takich kilku. Odnaleźli się w słuzbie ludziom w ramach ruchów, wspólnot kościelnnych lub stowarzyszeń. 
?
??
11 kwietnia 2013, 14:05
 "Dziś burza, bo niebo się czerwieni i jest zasępione". Wygląd nieba umiecie rozpoznawać, a znaków czasu nie możecie? To jest ten fragment z Mateusza o znakach o którym Ojciec pisze. Ale skąd BEZ WATPIENIA wiadomo, że samotnosć, jak rozumiem wielu ludzi dzisiaj, jest tym znakiem czasu?? No niech mi Ojciec pomoze.
R
rg
11 kwietnia 2013, 13:30
Nie wierzę w to powołanie niestety. Czy mógłby mi Ojciec jednak przybliżyć kiedy Jezus mówił o tym, że w czasach ostatecznych tak będzie i skąd wyciąga się taki wniosek, że to własnie jest o "singlach"?? Czy to nie jest naciągane bo coś trzeba z tymi ludźmi zrobić?
:
:)
11 kwietnia 2013, 11:49
POLKA!!!  z jakiej choinki ty sie urwalas? :( - Zeby wyjsc za maz (orzenic sie) dobrze, nigdy nie jest za pozno.      Zeby wyjjsc za maz (ozenic sie) zle, zawsze jest za wczesnie. wszystko przd toba. :) rowniez singielka. Czesto spotykam sie z traktowaniem (lub taka proba) jako osobnika 2 kategorii. Zdaza sie, ze pytam takiego czlowieka "czy jaci kazalam sie zenic / wychodzic za maz, ze teraz mi zazdroscisz?
A
Adrian
18 listopada 2012, 01:33
A czy to grzech żyć samemu z czystości ?  Ludzie czasem poświęcają się pracy i innym ludziom i nie mają czasu na założenie swojej rodziny, a przy niektórych zawodach powinno być to wskazane bycie singlem, to tylko moja opinia i jeszcze jedno chyba lepiej żyć samemu niż na siłę szukać partnera, albo poprostu modlić się do Boga jak ma być moja droga.
P
polka
17 listopada 2012, 20:25
Single to w większości ludzie, których geny są zbyt słabe, więc zostały odrzucone przez potencjalnych partnerów w efekcie doboru płciowego. Produkt uboczny ewolucji. Noigel, aleś pierdyknął jak łysy warkoczykiem o tramwaj! jestem sama od 18 lat i wcale nie jestem samotna, jest mi tak dobrze, a o moje geny nie troszcz się zbytnio...
SA
smutne ale prawdziwe
17 listopada 2012, 20:00
 wg mnie nie ma czegos takiego jak powołanie do samotności. Samotnośc, to życiowa porażka. Zawsze istnieją jakieś przyczyny tego, że ktoś zostaje samotny. Normalny, zdrowy psychicznie czlowiek nie chce być samotny. Jeśli decyduje się na samotność, to zazwyczaj oznacza to, jakieś wycofanie się, lęk przed drugim człowiekiem, lęk przed odpowiedzialnością za drugiego człowieka. Można też mieć wredny charakter i dlatego trudno znaleźć prtnera. 
KJ
ksiądz Jan Twardowski
17 listopada 2012, 17:53
A co z tymi, którzy są samotni, ale NIE z wyboru? Jest bardzo wiele osób, którym się po prostu z nikim nie ułożyło, choć bardzo by chcieli... I skoro czują, że w pełni zrealizowaliby się w rodzinie, to samotność chyba nie jest ich powołaniem? Co zatem z gą grupą?? MIEJ NADZIEJĘ ! Kto miłości nie zna­lazł już jej nie odnajdzie, Kto na nią wciąż cze­ka ni­kogo nie kocha, spróbuj nie chcieć jej wca­le - wte­dy przyj­dzie sa­ma.
:
:(
17 listopada 2012, 17:09
A co z tymi, którzy są samotni, ale NIE z wyboru? Jest bardzo wiele osób, którym się po prostu z nikim nie ułożyło, choć bardzo by chcieli...  I skoro czują, że w pełni zrealizowaliby się w rodzinie, to samotność chyba nie jest ich powołaniem? Co zatem z gą grupą??
N
Noigel
30 sierpnia 2012, 00:29
Single to w większości ludzie, których geny są zbyt słabe, więc zostały odrzucone przez potencjalnych partnerów w efekcie doboru płciowego. Produkt uboczny ewolucji.
12 listopada 2009, 21:55
Mocna, mozna tak w nieksończoność dyskutować o więziach nawiązywanych przez małżeństwa: jedni chcą inni nie chcą, albo trochę chcą i trochę nie chcą- zależy od człowieka. Essy, nie mam zamiaru dyskutować o więzach nawiązywanych przez małżeństwa, ani nie deprecjonuję zdolności osób żyjących w stanie małżeńskim do nawiązywania więzi. Nie próbuję ich też wyizolować ze społeczeństwa. Zwracam jedynie uwagę na fakt, że w odróżnieniu od osób samotnych, dla małżonków podstawowym obiektem zainteresowania, poświęconego wysiłku i czasu jest rodzina, wychowanie dzieci itp. To jest sedno ich powołania. Natomiast osoby samotne w naturalny sposób mogą kierować swoją uwagę, wysiłek, poświęcać czas - właśnie na zewnątrz. Tutaj też trzeba pamiętać, że osoby samotne nie żyją w oderwaniu od rodziny. Na ogół mają rodziców, rodzeństwo, są ciociami/wujkami, rodzicami chrzestnymi. Tyle, że z ich powołania nie wynika konieczność dania rodzinie priorytetu. Powołanie osoby świeckiej otwiera ją bardziej na działanie na rzecz ogółu niż jest to w przypadku małżonków. Może spróbuj dokładniej wyjaśnić jak rozumiesz przypisanie singlom "szczególnej troski o to co wspólne w Kościele i społeczeństwie". Najpierw może podkreślę, że nie przypisuję singlom "szczególnej troski", ale uważam, że jest to rzecz dla singli do odczytania (rozeznania). Co rozumiem przez  "szczególną troskę o to co wspólne w Kościele i społeczeństwie" - wszelkie działania pro-społeczne, w organizacjach społecznych, w wolontariacie - działanie pro publico bono. No i trzeba pamiętać, że bycie singlem to nie to samo co rodziną czy osobą duchowną- bo to często stan przejściowy, zmienny, więc może nie ma potrzeby takiego podkreslania róznicy. Niezależnie od tego, czy jest to stan przejściowy, czy nie - jest to pewien stan życia. Pewna droga życia. I ten stan życia różni się od stanu duchownego czy stanu małżeńskiego. Uważam, że warto reflektować na tym, jak najlepiej ten stan życia podejmować, jak na tej drodze służyć Bogu. Życie w stanie samotnym może być zresztą odczytane jako trwałe powołanie. Są nawet w Kościele dziewice konsekrowane, które (którzy?) składają ślub życia w czystości. Pan Jezus zaś mówił, że "są niezdatni do małżeństwa, którzy z łona matki takimi się urodzili; i są niezdatni do małżeństwa, których ludzie takimi uczynili; a są i tacy bezżenni, którzy dla królestwa niebieskiego sami zostali bezżenni." Mt 19,12
U
UQMCE
12 listopada 2009, 15:06
Pacyfik nie tylko zapytał, ale dodał jeszcze jakaś analizę, która wywołała trochę poruszenia, stąd rada aby tylko zapytać a nie tak poucać po szkolnemu. Poza tym po co zamieszczać takie komentarze nic nie wnoszące? To zresztą i do mnie w tej chwili, ale to taka reakcja..
T
terka
12 listopada 2009, 15:01
do ~Essy Cytuję Twój wpis do Pacyfika: >"Pacyfik, to trzeba zwyczajnie zapytać Maćka, o wyjaśnienie "co autor miał na myśli" i już, bez zbędnych analiz."<< Essy, właśnie wpis Pacyfika był skierowany do Maćka i zawierał konkretne pytanie.Wklejam wpis Pacyfika dla wygody: >" Maćka wpis: Zobaczyć tyle miłości, zrozumienia i tolerancji. To zawsze miły odpoczynek od komentarzy "w stylu onet"...<< Co chciałeś tak naprawdę przez taki wpis wyrazić, piszę wyrazić, a nie powiedzieć ? ~essy reaguje :  >Maćku, to nie jest kwestia wrogości jak sugerujesz [...]<<< Twój wpis był po to , by Maciek  odpowiadając na pytanie pytanie Pacyfika wziął go pod uwagę. do ~Essy Zatem nie rozumiem po co to masło maślane. Pytanie było. Po co ponownie piszesz do Pacyfika, ze trzeba zapytać Maćka. Pacyfik pytał. Maciek nie odpowiedział. I tyle. --------------------------------------------------------------------------------------------------------------- Nie ma prowadzącego dyskusji, więc trochę się gubi cel, takie odnoszę wrażenie.   Bardzo przepraszam muszę w tej chwili kończyć, może uda mi się wieczorem lub dopiero jutro coś napisać?  Pozdrawiam. 
T
Tomzo
12 listopada 2009, 14:04
a poza tym zwróć uwagę na jeszcze jeden aspekt: Wychodzisz z założenia, że twoja wypowiedź  jest opanowana i OK a ktoś jest furiatem i unosi się emocjami - nawet w przypadku niezgodności co do treści to bicie piany i eskalowanie nieistniejącego zła - tak bardzo charakterystyczne dla ludzi chcących udowodnić singlom, że posiadają w swoim charakterze wszystko co najgorsze na świecie.
8
8Y25S
12 listopada 2009, 14:03
No, rzeczywiście, nie o wiedzę merytoryczną w sensie wywodów naukowych mi chodziło, ale o treść, dyskusję na temat, a nie jakieś tam jak piszesz: "elementarna niewiedza", "twój ton dyskusji "(kiedy nie ma złego tonu itd.) Wiem, że pomyliłeś posty, to nie ważne. Chodizło mi o to, żebyś poczytał dokładnie, że nie chodziło o zaniedbanie singli a jedynie nie aż takie znaczące wyodrębnianie. Można mieć inne zdanie na ten temat ale chyba nikt nikogo nie obraził- tak myslę.  Bo chyba chodziło o to, że mogą funkcjonować razem z rodzinami w Kościele.
T
TOMZO
12 listopada 2009, 13:55
8Y25S TO CO PISZESZ TO FAKTYCZNIE NIE JEST AD PERSONAM? Podkreśl choć jedno zdanie w twojej wypowiedzi zawierające wiedzę merytoryczną. I zobacz u siebie złośliwość - jak ktos pomylił posty to ty już odsyłasz do dokładnego poczytania - po prostu poczekaj na rozmówców na swoim poziomie.
8
8Y25S
12 listopada 2009, 13:26
Tomzo, spokojnie, oddziel własne emocje, swoje doświadczenia od tej dyskusji. Wyraź swoje zdanie bez obrażania. O "wyodrębnianiu" i "niewyodrębnianiu" było chyba w odniesieniu do wypowiedzi Mocnej, która napisała, że single mają szczególną rolę w tworzeniu więzi bo małżonkowie mają inne priorytety. A chyba nie warto na tej płaszczyźnie różnicować. Poczytaj na spokojnie, nie odnoś wszystkiego do siebie. Jeżeli ktoś wskazuje bardziej na podobieństwa niż różnice, to nie znaczy, że uważa iż singlom nie należy się uwaga. Jeżeli Ty rozumiesz jaka to "szczególna troska o to co wspólne w Kościele i społeczeństwie" przypada singlom, to po prostu wyjaśnij. O tym, że rola troski o więzi to wyróznik dla singli owszem pisała Mocna- przejrzyj wcześniejsze wypowiedzi. I zauważ, że nie kazdy musi mieć takie samo zdanie o powołaniu do samotności, ja przykładowo uważam, że każdy (prawie) dąży jednak do zmiany tego stanu i ta zmienność jest jakby oczywista, bardziej niż w przypadku duchownych i małżonków. Mniej uwag ad personam a więcej merytorycznie. Pytanie, co ktoś ma na mysli to nie jest obciążanie innych swoją niewiedzą, tak często jest w dyskusji, że prosimi o uszczegółowienie.
T
tomzo
12 listopada 2009, 12:56
Bardzo głębokie i faktycznie "racjonalne" spojrzenie essy: Skoro jest to odrębny stan - twoim zdaniem nie należy go wyodrębniać i przyznać iż ma on swoją specyfikę i wymaga INNEJ odrębnej uwagi choćby duszpasterskiej. A poza tym zwróć uwagę, że stan małżeński i duchowny - też dla bardzo wielu JEST STANEM PRZEJŚCIOWYM i to w wielkim procencie - dlaczego więc je wyodrębniamy? jak np. grupę małżenstw niesakramentalnych itd.  - i nikt nie kwesionuje, że nalezy im poświęcać uwagę? i nikt nie pisał, że nawiązywanie więzi to wyróznik dla singli - poprostu normalna prawda wynikająca po prostu z innej specyfiki powołania i zycia, którą należy dostrzec i docenić jak pisał Ojciec Jacek Zapominasz że singiel - to człowiek POWOŁANY do tego stanu - a nie będący w stanie przejściowym jak uważasz  i w zawieszeniu - ba jakiś casting w jego życiu się nie odbył, najpierw przeczytaj artykuł bo o nim się tu usiłuje dyskutować a ni po prostu dla mnie twoje wypowiedzi są conajmniej dziwne i z pewnością bardzo nieprezemyslane. A poza ty każesz Pacyfikowi : "dokładniej wyjaśnić jak rozumiesz przypisanie singlom "szczególnej troski o to co wspólne w Kościele i społeczeństwie". No i trzeba pamiętać, że bycie singlem to nie to samo co...." Więc to nie to samo? przecież wcześniej piszesz żeby nie wyodrębniać..;)???? Jesli swoją niewiedzą o elementarnych sprawach obciążasz innych - to jest to twój problem a przede wszystkim nie taki tok i ton dyskusji zakładają uczestnicy.
12 listopada 2009, 12:12
Pacyfik, to trzeba zwyczajnie zapytać Maćka, o wyjaśnienie "co autor miał na myśli" i już, bez zbędnych analiz. Wiadomo, że nie da się dyskutować kiedy ktoś nie rozumie. Ja odniosłam się do Jego wypowiedzi tak, jak zrozumiałam. Mocna, mozna tak w nieksończoność dyskutować o więziach nawiązywanych przez małżeństwa: jedni chcą inni nie chcą, albo trochę chcą i trochę nie chcą- zależy od człowieka. Różnica jest taka, że są bardziej ograniczeni czasowo i nie przeżywają takiej samotności, która bardzo pchałaby by do nawiązywania więzi. Jednak sam fakt posiadania rodziny, bardzo udanej i kochającej, zazwyczaj nie zaspokaja w pełni potrzeby kontaktu z ludźmi. W małżeństwie są jeszcze dodatkowe konteksty nawiązywania tychże relacji- sprawy małżeńskie, problemy wychowywania dzieci. Myślę, że chęć nawiązywania więzi nie jest dobrym wyróżnikiem dla singli i rodzin. Oczywiście, że priorytetem dla rodzin jest troską o dzieci, ale to nie oznacza braku chęci wyjścia do ludzi, chociażby własnie dla dobra dzieci. Może spróbuj dokładniej wyjaśnić jak rozumiesz przypisanie singlom "szczególnej troski o to co wspólne w Kościele i społeczeństwie". No i trzeba pamiętać, że bycie singlem to nie to samo co rodziną czy osobą duchowną- bo to często stan przejściowy, zmienny, więc może nie ma potrzeby takiego podkreslania róznicy.
12 listopada 2009, 08:34
Mocna, nie zgodzę się, że małżeństwa nie są zainteresowane tworzeniem więzi- są, jak najbardziej, również z singlami, tylko że osoby samotne musiałby przezwyciężyć swoje ciągłe poczucie krzywdy. Essy, nie twierdzę, że małżonkowie nie są zainteresowani takimi więziami. Małżonkowie mają jednak inne priorytety - związane z ich powołaniem. Wszyscy, niezależnie od stanu życia, mamy jeden wspólny priorytet - zbawienie. Kolejne jednak sprawy już się rozbiegają - małżonkowie przde wszystkim żyją dla rodziny, osoby zakonne - żyją zgodnie z charyzmatem zakonnym, dla księży priorytetem jest ich posługa kapłańska - sprawowanie Eucharystii i innych sakramentów. A co powinno być priorytetem dla singli? Moja sugestia jest taka - że ich rolą będzie właśnie budowanie więzi społecznych, szczególna troska o to co jest wspólne w Kościele i szerzej w społeczeństwie.
I
internauta
12 listopada 2009, 08:06
Ojcu Jackowi należą się podziękowania  za zwrócenie uwagi na problem samotnych kobiet i mężczyzn (mężczyźni przeważnie mniej mówią),  na jego ujęcie w szerszym kontekście. Cieszy, że duchowni zaczynają go dostrzegać i miejmy nadzieję rozpoczną rewidować  swoje postawy w świetle nauki  Jezusa.
B
bizonka
11 listopada 2009, 23:56
tak, możesz skomentować a ty OCENIASZ - a poza tym chodzi o sensowny i konstruktywny dialog a nie o forsowanie racji pyskówki, plotki i atakowanie wypowiedzi innych ludzi
11 listopada 2009, 23:51
Najbardziej konstruktywnie to będzie, myślę, jeżeli każdy odniesie się do artykułu ew. komentarza kogoś innego, ale ocenianie innych to chyba pomyłka i raczej mało ma wspólnego z miłością bliźniego. Zawsze można pominąć te komentarze, które wydają się niezrozumiałe. ja raczej nie mam problemów z odbiorem.
11 listopada 2009, 23:42
Jak mi się zdawało niektóre panie dały się ponieść emocjom, zatem odebrałam wpis Maćka jako ironię. Jednak nie rozumiem tego rozliczania. Mogę skomentować- o ile nie obrażam- w zależności od refleksji jakie mnie naszły. A cóż to- szkoła? jeżeli pacyfik uważa, że naruszam zasady komentowania z powodu niejaności to proszę zgłosićdo moderacji, ew. odnieść się do moich opinii.
11 listopada 2009, 23:03
Mocna, nie zgodzę się, że małżeństwa nie są zainteresowane tworzeniem więzi- są, jak najbardziej, również z singlami, tylko że osoby samotne musiałby przezwyciężyć swoje ciągłe poczucie krzywdy.
11 listopada 2009, 22:56
Maćku, to nie jest kwestia wrogości jak sugerujesz. Po prostu to są sprawy dużej wagi, bardzo osobiste i drażliwe. Ojciec Jacek opowiedział się przeciwko dyskryminacji singli. Ale to nie zawsze jest dobrze odbierane, osoby, które czują się niesprawiedliwie traktowane wolą czasem temu zaprzeczać- nie jest fajnie uchodzić za tego, kogo się deprecjonuje. Zwłaszcza kobiety czują się w takiej sytuacji urażone kiedy mowa o samotności. Ale trudno nie poruszać takich tematów, skoro jak widać jest to dla wielu osób problemem.
11 listopada 2009, 22:38
Gdzieś taką analogię słyszałam: Osoby żyjące w związkach małżeńskich, rodziny, tworzą budulec - są cegiełkami budującymi Kościół, społeczeństwo. Natomiast osoby samotne, to spoiwo, które te cegiełki łączy. I coś w tym jest. Rola-powołanie do odczytania, dla osób samotnych - bycie taką zaprawą do budowy "świątyni". Trudno oczekiwać od małżonków, by działali na rzecz więzi społecznych, skoro ich uwagę pochłania przede wszystkim wychowanie dzieci. Natomiast osoby samotne, single, mają wielką szansę, by tą przestrzeń "międzyludzką" wypełniać. Inna sprawa w tym, że jest tak wielu singli nie świadczy jeszcze o tym, że Bóg tak wiele osób powołuje na tą drogę życia. To raczej objaw kryzysu "zobowiązań" - ślubów małżeńskich, zakonnych,  kryzysu święceń. I może być tak, że to nie dana osoba samotna boi się zobowiązania, ale po prostu nie znajduje partnera, który by się nie bał. A dodatkowo - osobie religijnej trudno może być trafić na partnera, który by podzielał jej/jego światopogląd i dodatkowo odpowiadał pod innymi względami.
S
salsa
11 listopada 2009, 22:36
możesz się jeszcze przenieść na borki nizińskie - Elle
B
bizonka
11 listopada 2009, 22:27
przenieś się na Yahoo albo na Marsa tam na pewno racja będzie Twoja, poziom i kultura rozmowy też nie zamierzam ci niczego udowadniać bo to niczemu nie sluży i nie interesuje mnie do czego jesteś przekonana
E
Elle
11 listopada 2009, 22:17
Bizonka, wierzę, że spotykasz się z zarzutami, o których piszesz: egoistka, zaburzona itd. Ale ja nic takiego nie napisałam ani nikt inny pod tym artykułem, więc nie wiem czemu piszesz: "zobacz". Zareagowałam tylko na Twój wcześniejszy wpis- wróć do niego i sama zobacz, czy to Ty nie deprecjonujesz. Z tymi szczęśliwymi- nieszczęsliwymi, to może masz rację, że napisałam nielogicznie, bo to i nie zawsze jest jednoznaczne. Pracuję na wyższej uczelni i mam bliskie osoby samotne, które są wykształcone, prowadzą aktywny tryb życia i na co dzień sprawiaja wrażenie, że są zadowolone, bo łatwiej im z pracą naukową niż mężatkom-matkom. Jednak kiedy przyjdzie do szczerej rozmowy, to zazwyczaj mówią, że nie jest to ich wybór i wolałyby dzielić czas i na pracę, i na rodzinę. Takie wypowiedzi jak Twoja też nierzadko się pojawiają nt. kobiet zamężnych i wygląda to tak, jakby singielki chciałyby na siłę udowodnić, że fakt, iż nie są jeszcze w związku nic tak naprawdę nie oznacza- bo nie oznacza, tylko dlaczego trzeba to udowaniać porównując się do mężatek i deprecjonując teraz je dla odmiany?
Maciek Szukalski
11 listopada 2009, 21:35
Zobaczyć tyle miłości, zrozumienia i tolerancji. To zawsze miły odpoczynek od komentarzy "w stylu onet"... 
B
bizonka
11 listopada 2009, 20:56
do Elle owszem tworzenie portretów nie ma sensu, ale te dwie drogi są diametralnie inne. Jakim prawem matka stwierdza, że singielka nie ma pojęcia o życiu rodzinnym? BO MÓWIĄC TO MA RACJE ONA NIE MA TAKIEGO SAMEGO POJĘCIA bo w rodzinie nie żyje. Dlaczego więc TA SAMA KOBIETA MYŚLI że ma prawo twierdzić, że MA POJĘCIE O ŻYCIU SINGIELKI?  I SKĄD WIESZ CO ONE MYŚLĄ jak to powiedziałaś TAK NARAWDĘ? sama przyznajesz że dostrzegasz je jako osoby gorsze bo nie szczęśliwe, a potem przyznajesz, że są też i  szczęśliwe - to twoim zdaniem i tak są nieszczęśliwe TAK NAPRAWDĘ - logika głęboka. I owszem są przewrażliwione, ale TY pojęcia nie masz jak nazwać TEN punkt. Bo to na pewno nie to co napisałaś. Przede wszystkim zobacz jak są DEPRECJONOWANE że to egoistki i samoluby i jakieś nieodpowiedzialne zaburzone skoro są same - tylko ze względu na to że są singielkami, a pytanie brzmi: Czy deprecjonował będzie człowiek tego samego stanu? NIE  OCZYWIŚCIE że nie, a poczucie niesprawiedliwości to nie to samo co "problem osobowościowy" Jeśli więc nie masz pojęcia i dalej piszesz o przysłowieowej pogodzie na Marsie - nie musisz pisać kim jesteś ani się przedstawiać bo to - zresztą i tak napisałaś przeanalizuj swoją wypowiedź. I oczywiście nie upatruję w tobie wroga, ale widzę osobę,która zupełnie nie ma zielonego pojęcia o czym pisze. Bo na pewno nie o rzeczywistości właśnie o stereotypie potępionym w artykule.
E
Elle
11 listopada 2009, 20:27
Nie pisałam, czy jestem mężatką. Uważam, że tworzenie jakichś portretów psychologicznych mężatek i kobiet samotnych jest śmieszne- każdy przeżywa swój stan po swojemu, w obu grupach są kobiety i wykształcone, i niezaradne, i niezadowolone ze swojego wyboru, i szczęśliwe. Jednak, jak widzę, wiele kobiet niezamężnych- również te na codzień żyjące pełnią życia- tak naprawdę cierpią z pwodu braku rodziny i są bardzo przewrażliwione na tym punkcie. Wskazanie na kompleksy to nie obrażanie czy krytykanctwo- przecież to jest problem osobowościowy, a nie wada człowieka.
T
tessa
11 listopada 2009, 20:26
Radość z bycia singlem to nie problem droga ELLE - nawet jeśli przekornie jest to ujęte - po prostu nie masz oczucia humoru. bycie singlem to błogosławieństwo jak mówi św. Paweł weź lustro a znajdziesz problem...
E
evi
11 listopada 2009, 19:48
Maria Magdalena, Marta i Maria, Łazarz – towarzysze, uczniowie i przyjaciele Jezusa, byli... singlami. Dlaczego Jezus wybrał na przyjaciela singielki, a nie cnotliwą małżonkę z dziesięciorgiem dzieci? Tajemnica. Singielki i single odegrali wielką rolę w dziejach Kościoła, ale gdy współczesna singielka rozmawia z osobami innego stanu słyszy: „Pan Bóg Cię kocha, ale my cię nie potrzebujemy”... To nader czytelny podtekst. Zobaczcie jak te osoby SĄ SZLACHETNE I SILNE!! Dominikanin ojciec Jan Góra o singlach w Kościele mówi: Boży soliści. „Solista” brzmi dumnie, a „Boży” oznacza wezwany przez Boga po imieniu.
B
bizonka
11 listopada 2009, 19:47
a jeszcze jedno Czy w mojej poprzedniej wypowiedzi jest wskazany adresat tego "wyzłośliwiania"? A więc najpierw pomyśl a potem się właśnie......... wyzłośliwiaj i więcej nie mam ochoty ci odpisywać - nie lubie dyskusji prowadzonej w takim stylu
B
bizonka
11 listopada 2009, 19:37
do  Elle Po pierwsze nigdzie nie ma napisane, że czuję się pokrzywdzona czy zakompleksiona - to twoja opinia. Wręcz przeciwnie, czuję się dumna. A właściwie, co ci jak to mówisz "dokopało"? - to że Jestem inteligentna i samodzielna? A to 85% o nędzy  - to dane z internetu. A pozostałe zdania są zbudowane NA FAKTACH, które nie ja zaaranżowałam. i ZRÓĆ UWAGĘ w czyjej wypowiedzi są sformułowania agresywne i OCENIAJĄCE bezpośrednio osobę nie stan rzeczy?? Nigdzie nie napisałam, że uważam wszystkie mężatki za ciepłe kluchy i WYPRASZAM SOBIE STWIERDZENIE że kompleksy aż BIJĄ, a  jeśli taki z Ciebie terapeuta, to raczej "pokrzywdzonemu" powinnaś dać dobre słowo> Nie widzisz więc różnicy nawet miedzy krytyką - prowadzącą do jakiegoś wniosku a krytykanctwem prowadzącym do destrukcji. Widzisz jesteś chodzącym dowodem na to, że mężatki potrafią tylko PONIŻAĆ, kiedy usłyszą, że wcale nie zawsze muszą być tymi wygloryfikowanymi. Tak, oczywiście, dobrze, że tematy są podejmowane i kazdy singiel ma prawo pisać o tym co mysli - raczej dobrze byłoby, żeby osoby innego stanu się nie wtrącały - bo dla was to jak audycja o pogodzie na Marsie - czego zresztą dałaś dowód swoją agresywną i deprecjonującą mnie wypowiedzią. Po prostu chcąc nie chcac przyznałaś rację i bizonce i autorowi artykułu. a poza tym żyję w demokratycznym kraju i mogę wypowiadać co chcę ja nie odniosłam się bezpośrednio do TWOJEJ osoby a TY WŁAŚNIE MNIE ZARZUCIŁAŚ " zakomleksienie' i obrażasz mnie.
E
Elle
11 listopada 2009, 19:23
Bizonka, przeczysz sama sobie. Wlasnie probujesz sie dowartosciowac "dokopujac" innym. Nie musisz czuc sie gorsza. Wybacz, ale kompleksy az krzycza w Twojej wypowiedzi. Takie "radzenie" sobie przez wyzlosliwianie sie na innych moze Ci pomaga, ale na pewno nie na dlugo. Dobrze, ze podejmuje sie takie tematy, bo jak widac problem jest ogromny.
K
kasia
11 listopada 2009, 18:41
Albo małżeństwo albo zakon. Jeżeli komuś się życie inaczej układa to jest deprecjonowany. Od razu dostaje etykietkę, że egoista albo niedojrzały itp. A tymczasem jego życie może być bardziej wartościowe i przepełnione miłością i zaangażowaniem niż życie niejednej osoby żyjącej w innym stanie. A jeśli potrzebuje pomocy w Kościele wskazuje mu się np. psychologa, albo psychiatrę.
B
bizonka
11 listopada 2009, 18:10
SINGIELKI! 1. Jestesmy z GRANITU! - nie udajemy bohaterek bo wychlipaniu się w chłopską koszulę - RADZIMY SOBIE SAME!!! JESTEŚMY SILNE 2. Myslimy szybko, syntetycznie, skutecznie - nigdy nie mówimy: JAK mąż wróci to będę wiedziała ;) 3. Mamy wyższą samodyscyplinę NIKT NIE MUSI NAS MOTYWOWAĆ wiemy czego chcemy i MAMY SILNĄ WOLĘ 4. Nie jesteśmy złośliwe - i nie musimy się dowartościowywać ani popisywać tym, że mamy męża - ZNAMY SWOJĄ WARTOŚĆ bez poniżania innych kobiet 5. Kapłani nie mają zaufania do mężatek, ale wolą utrzymywać z nimi kontakt niż z singielkami, głównie ze względu na poczucie bezpieczeństwa które gwarantuje mąż a źle się czują w towarzystwie kobiet inteligentniejszych od siebie i nie są pewni własnej dojrzałości - dlatego unikają singielek we wszelkiej współpracy 6. Nie padniemy  z nędzy po smierci chłopa jak 85% mężatek - BO JESTEŚMY ZARADNE
E
evi
11 listopada 2009, 16:08
~essy dla mężatek jest tutaj: http://www.deon.pl/religia/eros-i-kosciol/milosc-i-rodzina/
B
brava
11 listopada 2009, 14:59
Pewną chyba ponadczasową prawdę o pracy w Kościele wyraził bardzo mądry papież w swoim żarcie - Jan XXIII: na pytanie: ile osób pracuje w Watykanie? papież odpowiedział: "myślę, że co piąta" Stąd też zaniedbanie singli i bolesne i obrzydliwe traktowanie, bo trzeba by było włożyć pracę i wysiłek nad NOWYM. Tak więc w kościele faktycznie pracuje co piąty, bo niewygodnie jest się zając pracą np. dla singli - bo nie zasługują _ NUDZI IM SIĘ I RACZEJ SAMI NIECH SIĘ CZYMŚ ZAJMĄ albo sami sobą, ale gdzie tu ewagngeliczna troska o KOŚĆIÓŁ JEST NAS MILIONY !!! W tym roku znów zaprosi mine proboszcz na opłatek dla 90 letnich wdowców. BARDZO DZIĘKUJĘ AUTOROWI ARTYKUŁU, ŻE JEST KTOŚ KTO TO WIDZI KSIĘŻE, DODAŁEŚ MI SKRZYDEŁ pamiętam w modlitwie do końca roku kapłańskiego i niech CIę BÓG błogosławi Przyjacielu! Może zaczerpnę insiracji i pomogę mądrym kapłanom w pracy nad tą grupą w KOściele.
E
essy
11 listopada 2009, 14:41
Powiem Wam, że wśród mężatek-matek też są równe i równiejsze. Te, które mają wsparcie rodziców i teściów i nie muszą pracować, są lepsze, bo się poświęciły dla dzieci. A te, które są biedne, muszą podołać obowiązkom i matki, i jeszcze pracować zawodowo- to są karierowiczki i materialistki. No i oczywiście nie kochają swoich dzieci.
E
evi
11 listopada 2009, 14:24
Poza tym mężatka zawsze pracuje szlachetnie DLA UTRZYMANIA rodziny - bo MA DZIECI a serce, czas, poświęcenie realizacja powołania w pracy przez singielkę to TYLKO znalezienie sobie aktywności na siłę ABY MIEĆ SIĘ CZYM ZAJĄĆ bo w końcu W mniemaniu kapłanów (niektórych) zżytych z rodzinami tak to wygląda. A w przypadku chęci podjęcia współpracy z kapłanem trzeba PUBLICZNIE UZASADNIĆ zwłaszcza mężatkom DLACZEGO?, bo w końcu singielka ma na pewno BRUDNE INTENCJE.
C
coma
11 listopada 2009, 12:46
POPRAWKA :) JAK MĘŻATKA OCZYWIŚCIE...
C
coma
11 listopada 2009, 12:44
Dziękuję za artukuł !! Nawet niekiedy uważa się  wśród księży, że należy temu singlowi KONIECZNIE DAĆ DO ZROZUMIENIA że jest gorszy i niepotrzebny i oczywiście mniej wartościowy, BO TAKi ich zdaniem NIE MA DLA KOGO ŻYĆ, NIE MA DLA KOGO PRACOWAĆ to najwyraźniej jest bez wartości. Często też mężatki DZIAŁAJĄCE w Kościele patrzą z góry jak na gorszy gatunek, który z pewnością nie dostanie od kapłana takiego poparcia i takiego szacunku jak singielka.