Powołanie do samotności?
Kościelne duszpasterstwo niejako "przeoczyło" fakt istnienia stosunkowo wielkiej liczby ludzi, którzy nie zawierają związku małżeńskiego, ani nie wstępują do zakonu.
W ten sposób w duszpasterstwie Boga powiązano z osobami "zrzeszonymi" w małżeństwie czy profesją rad ewangelicznych i święceń kapłańskich; natomiast "stara panna" i "stary kawaler" stali się gorszymi dziećmi Boga, nieprzydatnymi ani Kościołowi, ani społeczeństwu.
Stan i sytuacja osób żyjących w samotności to ważny problem społeczny, eklezjalny i teologiczny. W Niemczech liczba osób, które żyją same, wynosi ponad jedenaście milionów. W Stanach Zjednoczonych sięga od 17 do 23 procent ogółu ludności, a w Polsce od 13 do 17 procent i ciągle rośnie. Jest to więc wielka społeczność ze swoimi problemami zarówno społecznymi, psychologicznymi, jak i religijnymi.
Stanisław Morgalla SJ podniósł ważny duszpastersko i teologicznie problem braku zrozumienia czy wręcz dyskryminacji singli w Kościele i pyta na koniec, czy "postulat ósmego sakramentu - życia w samotności - żartobliwie i nieśmiało wysuwany, choć teologicznie niepoprawny, nie jest głosem ludu Bożego, którego spora część próbuje akceptować własną samotność jako wolę Bożą?". Czy w takim razie istnieje powołanie do bycia singlem? Czy singiel może przeżywać samotność jako łaskę, jako wybranie i jako powołanie?
Fałszywe alternatywy
Aby sformułować teologicznie uzasadnioną odpowiedź na to pytanie, trzeba go rozpatrywać w trzech kontekstach. Po pierwsze, w ramach "znaków czasu". Bez wątpienia bowiem stan i sytuacja ludzi żyjących w samotności jest takim "znakiem czasu" (semeion kairon), o którym mówił kiedyś Jezus (por. Mt 16, 3). Po drugie, w kontekście pneumatologicznym. Jezus zapewniał swoich uczniów, że: Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy [...] i oznajmi wam rzeczy przyszłe (J 16, 13).
Przez ten "znak czasu" Duch święty może przekazywać Kościołowi konkretne posłannictwo, konkretną misję. Po trzecie, tą misją, tym posłannictwem może być ewangeliczna prawda o "powszechnym powołaniu ludu Bożego". Bez tych trzech odniesień skazani jesteśmy zarówno na powtarzanie nieuzasadnionej biblijnie, ale przyjętej przez Kościół, błędnej alternatywy: małżeństwo albo zakon, jak i na "dramatyczne", co w tym przypadku znaczy nie szokujące, lecz teatralne wyobrażenie sobie powołania jako rodzaju castingu.
Pierwsza błędna alternatywa polega na wprowadzeniu obcego duchowi Ewangelii sztywnego podziału na stan osób konsekrowanych i stan świecki jako dwie formy życia: z jednej strony są doskonali, z drugiej - ci słabsi. Kościelne duszpasterstwo niejako "przeoczyło" fakt istnienia także dzisiaj stosunkowo wielkiej liczby ludzi, którzy nie zawierają ani związku małżeńskiego, ani nie wstępują do zakonu.
W ten sposób w duszpasterstwie Boga powiązano z osobami "zrzeszonymi" w małżeństwie czy profesją rad ewangelicznych i (bądź) święceń kapłańskich; natomiast "stara panna" i "stary kawaler" stali się gorszymi dziećmi Boga, nieprzydatnymi ani Kościołowi, ani społeczeństwu.
Ten typ myślenie pokutuje w Kościele do dzisiaj, co widać chociażby po ogłoszeniach związanych z rekolekcjami stanowymi w parafiach. Mamy osobno nauki dla dzieci, młodzieży, mężczyzn i kobiet oraz wspólnie dla "osób samotnych, starych i chorych". Sobór Watykański II w Konstytucji dogmatycznej o Kościele poucza, że "niezwiązani małżeństwem (innupti) także w niemałym stopniu mogą się przyczynić do świętości i pracy w Kościele".
Jak słusznie zauważa jednak cytowany wcześniej ks. Roman Rogowski, "sformułowanie soborowe «w niemałym stopniu» (haud parum) z jednej strony należy przyjąć z satysfakcją, że w ogóle Ojcowie Soboru zwrócili uwagę na udział «niezwiązanych małżeństwem» w życiu Kościoła, ale z drugiej strony jest to sformułowanie tak oszczędne, że zdradza ciągle pokutujące w Kościele przekonanie o marginalnym znaczeniu ludzi samotnych w tymże Kościele".
Druga z fałszywych dychotomii związanych z powołaniem wynika z błędnego przekonania o arbitralności Bożego powołania. Bóg ma przygotowaną dla każdego z nas rolę do odegrania i decyduje o jej obsadzie przed jakimkolwiek przesłuchaniem. W takim ujęciu wola Boża jest postrzegana jako rodzaj Bożych preferencji: Bóg chciałby, żeby X czy Y został duchownym (zakonnicą) bądź mężem (żoną), a zatem X czy Y musi nim (nią) zostać.
Skoro więc Bóg powołuje "jedynie" do dwóch wcześniej wymienionych stanów, to wybór samotności albo jest jawnym sprzeniewierzeniem się Jego woli, albo nieuświadomionym lękiem przed oczywistym wezwaniem do jednego z nich.
Z takimi błędnymi wyobrażeniami, usankcjonowanymi przez Kościół, trudno pogodzić rozumienie powołania od strony subiektywnej jako "przeświadczenia jednostki, że określona forma życia lub określony zawód odpowiada woli Bożej i jest realizacją zadania życiowego, pozwalającego osiągnąć człowiekowi zbawienie wieczne oraz spełnienie doczesne" (Karl Rahner), jeśli pozostaje on człowiekiem samotnym i do tej samotności czuje się powołany.
Różne oblicza samotności
Trzeba pamiętać, że "samotność" jest pojęciem wieloznacznym i określającym rzeczywistość tym bardziej wieloznaczną. Ta rzeczywistość może mieć bowiem charakter społeczny, psychologiczny czy duchowy, może przybrać postać osamotnienia, odosobnienia czy wręcz izolacji, może wreszcie być formą egocentryzmu lub wspaniałą formą otwarcia na zewnątrz. Biblia mówi, że pierwotnym i fundamentalnym powołaniem człowieka jako człowieka jest miłość, którą konkretyzuje i ukierunkowuje jako miłość do Boga i miłość do bliźniego.
Bóg jako jeden i Jedyny (por. Mt 12, 32) jest wieczną, nieskończoną Samotnością. Bóg jako Trójca Osób - Ojciec, Syn i Duch -tworzy Wspólnotę. Człowiek stworzony na obraz Boży (Rdz 1, 27) z jednej strony jest istotą samotną - jedyną, niepowtarzalną, odrębną "osobą", ale z drugiej strony pozostaje stworzeniem społecznym, potrzebującym wspólnoty, tęskniącym za drugim człowiekiem. Wynika z tego ważna przesłanka dla szukania odpowiedzi na kwestię powołania do bycia singlem.
Powołanie do życia w samotności jest powołaniem do miłości realizowanej w samotności. Jako bardziej pierwotne pozostaje nadal aktualne i zobowiązuje do miłości Boga i miłości bliźniego. Dopiero w ramach tego pierwotnego powołania mogą się zrodzić konkretne powołania do odpowiednich stanów, ale w niczym nie osłabia to pozycji powołania do życia w samotności. W samym procesie powołania trzeba wyróżnić najpierw wybranie Boże, następnie odczytanie przez człowieka tego wybrania, potem decyzję pójścia drogą wskazaną przez Boga i wreszcie realizację zamiarów Boga.
Powołanie do życia w samotności wymaga więc - jak każde inne powołanie - najpierw rozeznania, czy rzeczywiście Bóg powołuje do takiego stanu i czy On jest sprawcą takiego wezwania. Jak pisze ks. Rogowski, "znaki wskazujące na takie wybranie i powołanie mogą być różne, mogą przyjmować różne postacie, mogą nawet przybrać formę losu o charakterze społecznym, środowiskowym, który dosadnie wyraża formuła zaczerpnięta z Wielkiej Przypowieści: «Nikt mnie nie chce, ja nie chcę nikogo, bo nie znajduję odpowiedniego partnera, więc decyduję się na życie w samotności». Duch święty jako «wiatr, który wieje tam, gdzie chce» (J 3, 8), nie jest bowiem związany ludzkimi schematami i może wyrażać swoje powołanie w przeróżnych formach".
Singiel dla wspólnoty
Teologia katolicka mocno podkreśla, że każde autentyczne powołanie Boże ma charakter charyzmatyczny, dlatego powołanie do samotności musi taki charyzmat realizować - musi być dla dobra wspólnoty, dla dobra innych, dla dobra bliźniego. Jeśli bycie singlem oznacza wybór życia "w pojedynkę" ze względów osobistych - kariery lub sławy, wygody lub wyrachowania, to trudno traktować je jako Boże wezwanie i dar. Takim singlom warto przytoczyć mądre słowa św. Augustyna: "Ziemska wędrówka umęczy tego, kto siebie samego uczynił dla siebie drogą do nieba".
Jeśli bycie singlem oznacza powołanie do miłości bliźniego realizowanej w samotności, to stanowi ono nieustającą kontynuację pierwotnego i fundamentalnego powołania, gdy samotny Bóg i samotny człowiek spotkali się "na początku" i pokochali wzajemną miłością, płynącą z nieskończonego Boskiego Źródła, bo Bóg jest miłością (1 J 4, 8). Z takiego przeżywania samotności bierze się z kolei motywacja i siła do "samotności wypełnionej ludźmi", która w życiu powołanego singla realizuje się w każdym działaniu i przy każdej okazji - począwszy od wypełniania swoich obowiązków zawodowych, a skończywszy na wszystkich działaniach szczegółowych i okazjonalnych.
Myśląc o miejscu i roli singli w Kościele, warto pamiętać o doświadczeniach europejskiego ruchu "Le Volontaire". Publikując coroczne sprawozdania, od samego początku swojej działalności ruch podkreśla, że od 80 do 90 procent woluntariuszy to osoby samotne, prowadzące życie w samotności. Biorąc pod uwagę różnorodność świadczeń woluntariuszy, ruch ten tak komentuje ich działalność: "Jest to wielkie poświęcenie, a często wielkie ryzyko, ale największa jest tu miłość".
Bycie singlem, rozpoznane jako powołanie, musi więc być przeżywane jako stałe otwarcie na Boga i bliźniego. Wymaga ono troski o rozwój duchowy, jak również psychologiczny, aby nie zagrażały mu egotyzm, a w konsekwencji egoizm i narcyzm. Tutaj do spełnienia ważną rolę ma także Kościół. Powołaniu do życia w samotności zagrażają bowiem zarówno okoliczności zewnętrzne, jak i trudności wewnętrzne. Gdy chodzi o te pierwsze, wymagają one szczególnych działań pastoralnych, które będą odbiciem troski Kościoła o takie powołania i o ich realizację.
Szczególnie istotna jest tu zmiana świadomości samych chrześcijan, by brali pod uwagę możliwość takiego powołania i jego rolę w życiu Kościoła, by pomagali powołanym w jego realizacji i by sami korzystali z posługi tak powołanych. Jeśli zaś chodzi o trudności wewnętrzne pojawiające się na drodze realizacji takiego powołania, to chodzi głównie o przezwyciężanie poczucia osamotnienia oraz pokusy zamknięcia się w sobie i uczenia się miłości do siebie samego. "Bynajmniej nie trzeba być samotnym, gdy jest się samemu". To zapewnienie psychologa Patrici Tudor-Sandhal ma swoje głębsze uzasadnienie w perspektywie wiary.
Chrystus zapewnia nas: Nie zostawię was sierotami: Przyjdę do was (J 14, 18). Singiel nie został osierocony przez Boga. Chrystus przychodzi do nas pod postacią człowieka, który powołany do życia w samotności i naśladujący w tej samotności Mistrza, jest z nami i wśród nas. Bycie singlem to błogosławieństwo, jeśli pozostaje powołaniem i wyrazem świadomości, że jest się dzieckiem Boga. Warto więc prosić za św. Pawłem: Niech Bóg Pana naszego, Jezusa Chrystusa, Ojciec chwały, da nam światłe oczy serca tak, byśmy wiedzieli, czym jest nadzieja naszego powołania (por. Ef 1, 17-18).
Jacek Prusak SJ - adiunkt w Katedrze Psychopatologii i Psychoprofilaktyki Instytutu Psychologii Akademii Ignatianum w Krakowie
Skomentuj artykuł