Zostań w domu? Oni nie mają tego luksusu

(fot. PAP/EPA/CHAMILA KARUNARATHNE)

Gdy ty martwisz się o to, czy kupiłeś wystarczająco dużo papieru toaletowego, albo przesyłasz memy z pustymi półkami po makaronie, oni nie mają dachu nad głową. Koronawirus najbardziej uderzy w tych, którzy mają najmniej – w ubogich, bezdomnych i uchodźców.

Kryzys uchodźczy i koronawirus to mieszanka wybuchowa

„Ludzie bardzo się boją. Pytają nas, jak sobie radzić, gdy pojawią się pierwsze przypadki zakażeń koronawirusem w obozach” – mówiła Sonia Nandzik dla Onet.pl, gdy opisywała sytuację w obozach na Lesbos. Sonia pracuje dla fundacji Refocus Media Labs, która zajmuje się edukacją zawodową wykluczonych dzieci i młodzieży, tak aby umożliwić im podjęcie pracy zawodowej. Wróciła do Polski, gdy zamknięto granice, ale nadal ma kontakt z ludźmi w greckim obozie.

Na wyspie koczuje obecnie około 20 tysięcy ludzi. Liczba przybyszów urosła po tym, jak prezydent Erdoğan, chcąc zaszantażować Unię Europejską, otwarł turecką granicę dla migrantów pragnących udać się dalej na Zachód. Retoryczne i rasistowskie argumenty o chorobach przywożonych przez uchodźców mogą stać się realną tragedią. Nie dlatego, że uchodźcy chorują, bo choruje cała Europa, ale dlatego, że warunki kwarantanny są niemożliwe do spełnienia w ich przypadku.

„Żyje tu ponad 20 tys. ludzi. Większość, ok. 16 tys., w gruncie rzeczy już poza oficjalnym terenem obozu – na dwóch wzgórzach, na których do niedawna rosły gaje oliwne. Drzew ubywa, bo Moria się rozrasta, a czymś trzeba przecież palić, czymś trzeba się ogrzać” – opisywał niedawno jeden z najsłynniejszych obozów w Europie Marcin Żyła na łamach „Tygodnika Powszechnego”. „Obóz Moria można nie tylko oglądać, można go także poczuć. Bo wszędzie panuje fetor. Lekarze, którzy tu pracują, mówią, że rodzice przychodzą do nich z dziećmi, które wyglądają (i śmierdzą), jakby nie myły się od tygodni” – dodawał reporter „Tygodnika”. Warunki sanitarne są bardzo złe. Możesz przeczytać dowolną relację z obozu dla uchodźców, by zobaczyć, że to nie są miejsca, w których łatwo zachować jakiekolwiek warunki możliwe do określenia jako higieniczne. Nawet 30-sekundowe mycie rąk do melodii piosenki Bajmu uchodźców nie uratuje. Migranci doświadczają także okrutnej przemocy ze strony greckich pograniczników, która wraz z zamknięciem zewnętrznych granic Unii tylko się nasiliła. Obozy są przepełnione, na każdą osobę przypada zaledwie kilka kilometrów kwadratowych. To także ludzie o słabej odporności.

DEON.PL POLECA

„Zachować 3 m odległości od siebie? Nie da się przy takim stłoczeniu ludzi oraz namiotów, które niemalże stoją jeden na drugim. Co więcej, ludzie muszą tu stać w kolejkach 3–4 godziny po jedzenie. Mają myć ręce pod bieżącą wodą przez 30 sekund? Przecież w obozach nie ma ciepłej wody, brakuje mydła, a Lekarze bez Granic wyliczyli, że jeden kran przypada na 1300 osób” – opisywała w rozmowie z Onetem Nandzik. Tym bardziej potrzebna jest ewakuacja obozów, która wydaje się niemożliwa do przeprowadzenia.

Dystrybucja wody jest nieludzka. Grecy w panice zrzucają wodę z ciężarówki i kto się załapał, ten się załapał, a woda wewnątrz obozu nie jest zdatna do picia. To tak jakby bali się, że w obozach już są chorzy

„Sytuacja może być bardzo przerażająca, jeżeli tam dojdzie do jakiegokolwiek przypadku zakażenia, bo tego nie da się opanować” – mówi Sonia Nandzik pytana o doniesienia z obozów. Zarejestrowano dziewięć przypadków koronawirusa wśród mieszkańców wyspy Lesbos, lecz nie w samym obozie dla uchodźców. Tam sytuacja jest pod względną kontrolą i nie odnotowano podobnych przypadków wśród uchodźców. Zarejestrowano dwa podejrzenia, lecz obie próby były negatywne. Te doniesienia nie zmieniają faktu, że obóz Moria jest jak tykająca bomba.

„Grecy mają system reagowania, w którym na co dzień wprowadzają nowe prawo. Jednego dnia zamykają granice tylko dla obywateli spoza Unii, dwa dni później dla wszystkich. Sprawia to wrażenie działania nieprzemyślanego i bez dalszej perspektywy” – opisuje Nandzik. Zmieniły się za to zasady funkcjonowania samych obozów, ponieważ wolno je opuszczać jedynie między 7:00 a 19:00, lecz mowa o „wychodzeniu” jest zdecydowanie na wyrost. „To znaczy wyjść na główną ulicę obok obozu. Na dwóch końcach ulicy są kordony policji, która nie przepuszcza nikogo dalej. Wszystkie organizacje, które pracowały wewnątrz obozu, zostały poproszone o to, aby nie przyjeżdżały. Działają tylko lekarze i podstawowe dostawy sanitarne, ale dziś otrzymaliśmy filmy, na których widać przerażające warunki. Toalety są przepełnione, nie wiem, czy ktoś to czyści” – opisuje Nandzik.

Codzienność nie jest łatwa, bo jeśli chcesz zrobić zakupy, musisz wpisać się na listę. Jest wyraźne ograniczenie ilościowe, bo z danej rodziny obóz może opuścić tylko jedna osoba. Policja co godzinę transportuje sto osób do sklepu i z powrotem. „Dystrybucja wody jest nieludzka. Grecy w panice zrzucają wodę z ciężarówki i kto się załapał, ten się załapał, a woda wewnątrz obozu nie jest zdatna do picia. To tak jakby bali się, że w obozach już są chorzy” – opisuje działaczka.

Tym bardziej nie widać większych szans na rozwiązanie dodatkowego kryzysu związanego z koronawirusem. „Kryzys uchodźczy i koronawirus to mieszanka wybuchowa” – twierdzi Sonia Nandzik i dodaje: „Dzisiaj rano dostaliśmy informację od zaprzyjaźnionej pielęgniarki. W obozie zostało siedmiu lekarzy i pięć pielęgniarek na cały obóz. Na 20 tysięcy osób. Jeśli tam coś wybuchnie, to nie ma szans, żeby to opanować. Lokalny szpital ma dokładnie sześć łóżek, które mogą wyznaczyć na izolację”.

Te informacje potwierdza rzecznik PAH Rafał Grzelewski, który kilka tygodni temu w TVN24 podkreślił, że w obozie stale brakuje podstawowych materiałów i artykułów medycznych, a zamknięcie greckich granic pogorszyło sytuację. "W pobliżu Morii znajduje się klinika licząca tylko sześć łóżek, która w przypadku wybuchu epidemii w obozie nie będzie w stanie świadczyć odpowiedniej pomocy medycznej" - ostrzegł.

Kto chce zarobić na epidemii

Na wyspie przebywają Lekarze bez Granic, którzy apelują na swojej stronie internetowej o to, by społeczność międzynarodowa dążyła m.in. do tego, by zapobiec próbom opatentowania przyszłej szczepionki czy leków mogących wpłynąć na powstrzymanie epidemii. Gdy pierwszy raz usłyszałem o podobnych próbach, byłem odrobinę zaskoczony, bo przecież komu mogłoby zależeć na tym, by zrobić szczepionkę tylko dla siebie? Teraz już wiem, że takie działania miały miejsce. Gdy niemiecka firma biotechnologiczna CureVac z Tybingi poinformowała o tym, że pracuje nad recepturą szczepionki, która ma być dostępna jesienią, to – jak twierdzi niemieckie ministerstwo zdrowia – błyskawicznie zareagował Donald Trump. Prezydent USA zaoferował Niemcom przeniesienie biznesu do Stanów oraz dofinansowanie projektu, o ile przekażą Stanom patent na wyłączność szczepionki. Skutkowałoby to zmonopolizowaniem rynku leku, którym USA mogłoby po prostu handlować. Jak donosi „Sueddeutsche Zeitung” CureVac zdecydowanie sprzeciwiła się takiej „niemoralnej propozycji”. „Nigdy nie poszedłbym na taki układ. Nie może przecież być tak, że niemiecka firma wynajduje szczepionkę, która ekskluzywnie byłaby do dyspozycji USA. Dla mnie to nie była żadna opcja” − mówił 79-letni Dieter Hopp, niemiecki miliarder, właściciel holdingu, do którego należy CureVac. „Kiedy jest się tak bogatym jak ja, ma się pewne zobowiązania, by zwrócić coś społeczeństwu. Wsparcie ludzi potrzebne jest w bardzo wielu miejscach” – dodaje.

Kiedy jest się tak bogatym jak ja, ma się pewne zobowiązania, by zwrócić coś społeczeństwu.

To nie jedyny przykład próby zbicia kapitału na cierpieniu tysięcy ludzi. Podobna sytuacja miała miejsce we Włoszech. Jednym z najbardziej potrzebnych obecnie narzędzi aparatury medycznej są zawory do płucoserc produkowane przez jedną firmę posiadającą patent do urządzenia. Gdy szpital w Brescii – jednym z europejskich ognisk epidemii – poprosił o zwiększenie produkcji urządzenia, właściciele poinformowali, że nie są w stanie przygotować tylu zaworów. Dlatego na apel szpitala odpowiedzieli ludzie, a dokładniej młody inżynier produkcji materiałów Cristian Fracassi, na co dzień zajmujący się drukiem 3d. Na początku zwrócił się do producenta zaworów z prośbą o udostępnienie wzornika do uruchomienia oddolnej produkcji wymaganego elementu, lecz firma odmówiła udostępnienia plików w związku z posiadanym patentem. W takiej sytuacji Fracassi przeanalizował działanie gotowego urządzenia i sam skonstruował analogiczny produkt. Wydrukował kilkadziesiąt zaworów, które przekazał do szpitala. Włoski „Business Insider” podawał, że koszt wydrukowania jednego zaworu wynosił 1 euro, podczas gdy oryginalny producent i dystrybutor części sprzedaje ją za aż 10 tysięcy dolarów za sztukę. Z czasem zweryfikowano tę informację jako nieprawdziwą, lecz widać tu jak na dłoni inny problem: ochronę praw własności do wzornika produktu, która stoi w konflikcie z realnym zapotrzebowaniem.

Świat o nich zapomniał

Kryzys nie omija także Polski, bo gdy w dyskusjach dominuje kwestia tego, co dobrać na Netflixie albo jak wytrzymać z małymi dziećmi w mieszkaniu, dojmująco uciążliwa staje się sytuacja osób bezdomnych. Od ponad tygodnia o trudnej sytuacji Kamiliańskiej Misji Pomocy Społecznej informuje Adriana Porowska. „Martwię się, bo chyba świat o nas zapomniał. Wypadałoby chociaż udawać, że władza myśli o osobach w kryzysie bezdomności. Nikt, słowem nikt, od szczebla samorządowego przez biuro zarządzania kryzysowego aż do ministra zdrowia i premiera cisza. Osób w kryzysie bezdomności w Polsce jest na tyle dużo, że warto pomyśleć i o nich” – informowała na Facebooku. Nie wiadomo, jak respektować kwarantannę potrzebujących, jak dokonać właściwej izolacji na wypadek choroby. „Stoję w obliczu wyboru izolowania osób już przebywających w placówce od tych, które mogą być potencjalnym zagrożeniem, a podjęciem decyzji o ratowaniu tych osób, które przebywają w przestrzeni publicznej” – dodawała Porowska. Pracują w trybie streetworkingu, by wychodzić do potrzebujących tam, gdzie przebywają, lecz przecież nie mogą obsłużyć chorych tak, jakby tego potrzebowali. Możesz wesprzeć ich działania dzięki tej zrzutce.

Chyba świat o nas zapomniał. Wypadałoby chociaż udawać, że władza myśli o osobach w kryzysie bezdomności.

Z podobnymi problemami mierzy się także siostra Małgorzata Chmielewska ze wspólnoty „Chleb Życia”. „Żadna z władz nie zaproponowała nam środków zabezpieczających, które są w tej chwili koszmarnie drogie. Nikt nie zaoferował wsparcia dla naszego personelu. A przecież wpuszczenie do grupy 80 starych, schorowanych ludzi kogoś z ulicy to dziś wielkie ryzyko. Musimy sobie radzić sami. Jesteśmy pozostawieni sami sobie. Z drugiej za to strony wymaga się od nas miejsc na kwarantannę zakażonego. To absurd” – mówiła kilka dni temu siostra Chmielewska kieleckiej „Gazecie Wyborczej”. Obecnie jej wspólnota podjęła się oddolnego działania polegającego na szyciu masek ochronnych dla wszystkich tych, którzy potrzebują takiego sprzętu. Wspólnotę możesz wesprzeć dzięki tej zbiórce.

„Mamy wrażenie, że w obecnej sytuacji system kompletnie zapomniał o doświadczających bezdomności, a wspierający ich pracownicy socjalni i organizacje pozarządowe zostali pozostawieni sami sobie” – pisze na Facebooku Natalia Rutkowska z „Zupy na Plantach”. „Osoby przebywające na ulicach pozostają zdane wyłącznie na siebie z ograniczonymi możliwościami pozyskania żywności czy jakiejkolwiek pomocy. Wstrzymano przyjmowanie nowych osób do placówek dających dach nad głową, poza ogrzewalniami. Zamknięto bary mleczne oferujące relatywnie tanie posiłki, w całym Krakowie w chwili obecnej za darmo można otrzymać posiłek w maksymalnie czterech miejscach” – dodaje. W związku z trudnościami także jej organizacja podjęła odpowiednie środki ostrożności. Zupowicze rozwożą paczki dla potrzebujących, które zawierają niezbędne produkty na kilka dni: trwałą żywność, bieliznę i podstawowe artykuły higieniczne. Każda taka paczka kosztuje 40 zł, a potrzebujących jest wielu. Sami Zupowicze pragną rozdawać po 200 paczek tygodniowo, co daje aż 8000 zł wydatków.

Organizacji, które znajdują się w podobnej sytuacji jest więcej. Nie trzeba długo szukać żeby zobaczyć jak możesz pomóc.

Kryzys dotknie najbiedniejszych

Niemal cały świat doświadcza obecnie niespotykanej kwarantanny i warunków kryzysu związanego z rozprzestrzenianiem się koronawirusa, ale są tacy, dla których to luksus. Prócz widocznych już teraz gołym okiem skutków, takich jak śmierć tysięcy osób, czekają nas te długofalowe: kryzys gospodarczy, zwolnienia z pracy, zaniżenie wynagrodzeń. To będzie dużo kosztować, a najbardziej oberwą ci, którzy mają najmniej. Nie tylko bezdomni i ubodzy, lecz także zatrudnieni na umowach śmieciowych, właściciele jednoosobowych działalności gospodarczych, pracownicy tymczasowi.

„Mnie to ogromnie frustruje” – odpowiada Sonia pytana o to, jak reaguje, słysząc o przyziemnych problemach większości Polaków. „Możemy stosować się do zaleceń, których tacy uchodźcy nie mają nawet szans wdrożyć. Tam sytuacja jest katastrofalna. Nie ma czystej wody, nie mówiąc o ciepłej wodzie czy mydle. Kiedy ktoś płacze, że nie może wyjść na siłownię przez tydzień, bo jest w kwarantannie, to wychodzi z tego głębokie niezrozumienie tego, co się dzieje na świecie” – komentuje działaczka. Gdy kolejnego dnia odosobnienia z nudów idziesz na bezużyteczny spacer do pobliskiego sklepu albo narzekasz na to, że przecież ładna pogoda, więc dobrze byłoby się wyrwać na niewinną wycieczkę, pomyśl o tych, dla których możliwość przebywania pod dachem to marzenie nie do zrealizowania. Zostań w domu, skoro go masz.

Redaktor i publicysta DEON.pl, pracuje nad doktoratem z metafizyki na UJ, współpracuje z Magazynem Kontakt, pisze również w "Tygodniku Powszechnym"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Zostań w domu? Oni nie mają tego luksusu
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.