BOŻE Narodzenie czy "święta pełne prezentów"

(fot. shutterstock.com)

"Rodzinne święta, pełne śniegu i prezentów" - czytam na kartce świątecznej. Brakuje na niej Bożego Narodzenia. To nie jest jednak największy problem. Jak nie stracić z oczu Jezusa?

Gdy zmarła małżonka bogatego i mądrego władcy, ten długo nie mógł otrząsnąć się z rozpaczy. Chcąc uczcić pamięć osoby, która była mu niezwykle droga, kazał wykonać jej posąg i wybudować pałac, w którego centrum znajdzie się podobizna zmarłej żony. Budowa ruszyła, a władca dokładał wszelkich starań, by to dzieło było wyjątkowe. Osobiście doglądał projektowania i wykonywania wszelkich detali. Nie szczędził pieniędzy ani czasu, by każdy element powstającego pałacu był olśniewający.

Mijały miesiące, a on z nieustanne rosnącą pasją rozbudowywał dzieło, które stało się prawdziwą perłą architektury. Po wielu latach, gdy przypadkiem natknął się na posąg kobiety, której rysy wydawały mu się znajome, powiedział do budowniczych: wynieście to do któregoś z magazynu, ta rzeźba zupełnie tu nie pasuje i zaburza harmonię wnętrza.

DEON.PL POLECA

Nie pamiętam, gdzie i kiedy przeczytałam tę opowieść. Przypominam ją sobie jednak co roku właśnie w tym czasie - przed świętami. Co roku staje się ona też dla mnie pewnego rodzaju przestrogą, bo pokazuje mi, jak łatwo zgubić to, co najważniejsze, skupiając się jedynie na niepotrzebnych dodatkach.

Zauważam to, gdy patrzę, co dzieje się w centrach handlowych, pełnych świątecznych dekoracji, tłumów ludzi szukających prezentów i równie wielkiego tłumu specjalistów od marketingu, dbających o to, by odpowiednie okazji rzuciły się nam w oczy. Byłabym jednak hipokrytą, gdybym stwierdziła, że to inni zapominają o tym, co najważniejsze w tym czasie. Owszem, w coraz mniejszym stopniu świętujemy BOŻE Narodzenie, a w większym - "pogodne i rodzinne święta, pełne śniegu i prezentów", jak można przeczytać na kartkach z życzeniami.

Celebrujemy obecność symboli, takich jak choinka czy wszechobecne gwiazdki, zapominając o tym, co one przedstawiają i na Kogo mają kierować naszą uwagę. Zazwyczaj zresztą Bożonarodzeniowa szopka przegrywa z saniami ciągniętymi przez renifery, zwłaszcza na wystawach sklepowych czy w telewizji. A jednak to wcale nie jest największy problem. Dużo ważniejsze jest to, co dzieje się w moim sercu. Bo choć bardzo pobożnie mogę deklarować, że w święta najważniejszy jest dla mnie Jezus, mi też zdarza się tracić Go z oczu.

Jak co roku przygotowałam dla moich dzieci kalendarz adwentowy. Jest jedyny w swoim rodzaju - ręcznie wykonany, z kieszonkami w których znajdują się drobne słodycze i zadania specjalne, takie jak wykonanie świątecznych dekoracji. Dzięki temu trochę łatwiej czekać na Boże Narodzenie, a samo oczekiwanie jest wypełnione autentyczną radością. A odliczanie kolejnych dni do Świąt bywa trudnym zadaniem... W czasie ostatniej niedzielnej mszy, jedno z dzieci w czasie modlitwy powszechnej wypowiedziało do mikrofonu takie słowa: "żebyśmy nie musieli tak długo czekać na 24 grudnia". Odpowiedzią były nie tylko słowa księdza, próbującego w zgrabny sposób dodać jeszcze kilka pobożności do szczerej prośby dziecka, ale też uśmiech wielu osób zgromadzonych w kościele. Bo przecież spora część z nas czeka:

na spotkanie z rodziną
na chwilę, w której wszystkie okna będą lśniły czystością
(i podłogi również)
na prezenty
na wolne w pracy
na śpiewanie kolęd
na dobre jedzenie
na wzruszenie na widok Jezusa w żłobku
na doświadczenie Bożej obecności po dobrze przeżytym Adwencie
i tak dalej.

Wiem to, bo sama czekam po trochu na każdą z wymienionych wyżej rzeczy. Podobnie jak moje dzieci, ja też mam swój bardzo specyficzny kalendarz adwentowy, pełen zadań i wyzwań. Kolejne dni grudnia to kolejne sprawy do załatwienia, a im bliżej świąt, tym mniej cierpliwości do codziennych zmagań - bo chciałoby się, żeby już nastąpiła ta chwila. Moment, w którym odpocznę i skupię się na tym, co najważniejsze - na znanych słowach o tym, że "w owym czasie wyszło rozporządzenie Cezara Augusta…" (Łk 2,1) i na chwilach spędzonych z rodziną.

Czekam na to. I wydaje się, że to bardzo naturalne w Adwencie. A jednak pod natłokiem przeróżnych działań i starań, zapominam o tym, że On jest przy mnie już teraz. Tutaj. W nieposprzątaniej kuchni i przypalonych pierniczkach, w zmęczeniu obowiązkami w pracy i w chwilach, gdy zasypiam na modlitwie. Nie muszę czekać na moment łamania się opłatkiem, by okazać komuś życzliwość. Nie muszę odkładać spotkania z Nim na szczerej modlitwie , oczekując na jakąś szczególną chwilę i nadzwyczajne wydarzenie. "Przyjdź do mnie, Panie, mój dobry Boże,przyjdź i nie spóźniaj się" - śpiewamy w jednej z pieśni, ale przecież On nigdy się nie spóźnia, On po prostu działa w swoim czasie...

Oczekując na Boże Narodzenie, muszę być otwarta na Boże Niespodzianki - bo czy pierwszą z nich nie było przyjście na świat w leżącym na totalnej prowincji Betlejem? Jeśli czekam tylko na to, co sobie wymarzyłam - na to, co w moim odczuciu będzie idealne - czeka mnie rozczarowanie. Mogę próbować, owszem, ale wtedy istnieje ryzyko, że jeden ślad brudnego dziecięcego buta na świeżo umytej podłodze doprowadzi mnie do furii, której nawet najpiękniej zaśpiewana "Cicha noc" nie będzie w stanie opanować.

Może uda mi się nawet ugotować wszystkie potrawy z najlepszej książki kucharskiej, jaką znajdę w domu i udekorować stół tak, ze Martha Stewart stanie się z zazdrości bardziej zielona niż świąteczne choinka. Ale jeśli tuż po tym padnę zmęczona na krzesło, nie majac siły ani na rozmowę, ani na uśmiech, to czy to naprawdę ma sens?

Do świąt zostało jeszcze trochę czasu. Może to dobry moment, żeby zatrzymać się i ubrać w słowa to, czego często nie wypowiadamy - czyli myśl, która jest motorem naszego działania. Co angażuje mój czas i energię? Dlaczego lub dla kogo tak bardzo się staram? I co jest w centrum tego mojego działania? Zazwyczaj to, co jest w centrum, pochłania większość naszego serca i potem to serce wypełnia. I nie chcę tu pisać pobożnych frazesów i zasypywać Was pustymi słowami, zwłaszcza że mój Adwent jest taki jak ja - trochę bałaganiarski i zdecydowanie nieidealny. Ale wierzę, że skoro Jezus nie bał się przyjść na świat w bałaganie betlejemskiej stajenki, nie przerazi Go też nieład w moim pokoju, rozlany barszczyk czy lista niewypełnionych adwentowych postanowień. To nie jest najważniejsze, przynajmniej nie dla Niego. A dla mnie?

Majka Moller - aktywna zawodowo mama dwójki dzieci, na co dzień dentystka i magister psychologii. Od lat zakochana w swoim mężu, od zawsze i chyba z wzajemnością - w życiu i górach. Autorka bloga Chrześcijańska Mama

*

A ty na co czekasz? #Nie czekaj

Ciągle tęsknimy, ciągle czekamy. Na awans, wakacje, na coś, na kogoś. Na więcej czasu i dłuższą dobę. Na dobry moment i jakiś znak. Na lepsze jutro i lepszy świat. Adwent to wbrew pozorom dobry czas, żeby wreszcie przestać czekać. Autorzy Deon.pl podpowiedzą, jak ​zrobić to skutecznie.​

Już w sobotę na DEON.pl przeczytacie kolejny tekst z tego cyklu. Stay tuned! (Bądźcie czujni!:)

Warto przeczytać

Miała depresję. Chciała "ogarnąć się" sama >>

Zmieniałam pieluchy, kiedy znajomi robili kariery >>

Nie czekaj na duchowe wow >>

Przypomnij to sobie, gdy wszystko ci się wali >>

Aktywna zawodowo mama dwójki dzieci, na co dzień dentystka i magister psychologii. Od lat zakochana w swoim mężu, od zawsze i chyba z wzajemnością - w życiu i górach. Autorka bloga Chrześcijańska Mama i autorka książek "Pogoda ducha. Pełna uczuć jesteś boska!" i "Ile lat ma Twoja dusza?"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

BOŻE Narodzenie czy "święta pełne prezentów"
Komentarze (1)
21 grudnia 2017, 19:24
Każdy ma takie Boże Narodzenie na jakie zasłużył.