Jezus to nie dogmat

(fot. twinkletuason/flickr.com)

"Gdy przechodził obok Jeziora Galilejskiego, ujrzał dwóch braci, Szymona, zwanego Piotrem i brata jego, Andrzeja (...) I rzekł do nich: "Pójdźcie za mną" (Mt 4, 18-19).

Choćbyśmy nie wiem jak się starali, niewiele wyciśniemy z tego krótkiego opisu, by napisać biografię św. Andrzeja. Bo autorzy Ewangelii wcale się tym nie interesowali. Ich zdaniem człowieka określają fundamentalne wybory. Pomniejsze sprawy schodzą w cień. W naszych czasach te proporcje się odwróciły. Współczesne biografie toną w morzu detali, barwnych opisów i psychologicznych analiz ich bohaterów. Szymon i Andrzej zdefiniowani są przez jedno wydarzenie - odpowiedź na powołanie ich przez Jezusa.

Ponieważ trochę naczytałem się filozofii, to mogę powiedzieć, że nie trzeba nawiązywać żadnej głębokiej relacji z Platonem lub Immanuelem Kantem, by przyswoić sobie ich myśl. Wystarczy zapoznać się z ich dziełami. Warto wprawdzie wiedzieć, jak żyli i czym się zajmowali, bo znajomość ich życiorysów ułatwia zrozumienie ich interpretacji świata, człowieka i Boga. Ale nie jest to konieczne.

Z Chrystusem jest inaczej. I to w radykalny sposób. Wbrew pozorom, Jego uczniem nie staje się wskutek przyjęcia określonej doktryny, zbioru dogmatów, wnikliwego studiowania jego zapisków, których Jezus i tak nie pozostawił. On nie szuka adeptów, którym mógłby przekazać tajemną wiedzę, wyławiając ich spośród "nieoświeconego" pospólstwa, aby później stworzyli sobie sektę wtajemniczonych wybrańców.

DEON.PL POLECA


Uczeń Chrystusa zawiązuje osobistą relację z Mistrzem, i to nie tylko z Tym, który kiedyś żył w Palestynie, ale nade wszystko z Tym, który żyje nadal. I bynajmniej nie w niebie, lecz na ziemi. Tak naprawdę zawsze jedynie odpowiada na inicjatywę Chrystusa. Inni wielcy mężowie w historii ludzkości również gromadzili uczniów wokół siebie. Ale żaden z nich nie powiedział:"Będę z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Nie w znaczeniu symbolicznym, czyli w duchu przekazanej nauki, w pamiątkach, zdjęciach i starych księgach, lecz realnie. Chrześcijanie są "współczesnymi Chrystusowi przez wiarę" (M. D. Chenu OP).

Mistrz z Nazaretu wzywa do "pójścia za Nim", by Mu towarzyszyć, mieszkać z Nim, jeszcze zanim uczeń cokolwiek pojął z Jego nauki. Przecież bracia Andrzej i Szymon, Jakub i Jan - galilejscy rybacy, wcześniej prawdopodobnie nic bądź niewiele o Jezusie słyszeli. W Biblii liczy się przeżycie, bezpośrednie doświadczenie, zmysłowy kontakt. Z Jego spojrzenia musieli więc wyczytać, iż ten tajemniczy mężczyzna nie przyszedł do nich jak zwodziciel, który chce ugrać coś dla siebie. Musieli w Nim dojrzeć życzliwość i powiew wolności, pociągające perspektywy, większe niż łowienie ryb. Dopiero po wielu latach św. Jan, ten sam, który w młodości płukał sieci i zostawil je w łodzi, pisze: "Myśmy poznali i uwierzyli w miłość jaką Bóg ma dla nas" (1 J 4, 16).

Zatem pierwsze w chrześcijaństwie jest ukochanie i wybranie. Poznanie polega przede wszystkim na relacji. Zbliżenie do Jezusa stopniowo otwiera na światło. W zachodniej wersji chrześcijaństwa niestety wierność doktrynie wysuwa się na czoło, a nie relacja. Czy w naszych czasach nagminną bolączką nie jest sprowadzanie Boga do moralności? Iluż to świętych nie potrafiło nawet czytać i pisać, ale na ziemi byli rękami, nogami, oczami i ustami Chrystusa? Św. Teresa z Lisieux pisała: "im bardziej ktoś jest słabszy, bez pragnień i cnót, tym bardziej podatny jest na działanie tego pochłaniającego i przemieniającego ognia miłości". Cieszyła się więc ze swoich słabości i niedoskonałości, bo wierzyła, że one czynią ją bardziej zależną od Boga. Czy dzisiaj, tak jak i za jej czasów, stale nie przestawiamy tych akcentów? Czy za wszelką cenę nie staramy sami uczynić się lepszymi, żeby się Bogu przypodobać?

I jeszcze jedno. Chrystus nie zwraca się do kolektywu, lecz do konkretnego człowieka. Człowiek również jest pierwszy, a nie grupa. Jezus nie dąży do poderwania mas, by szły w zbiorowym marszu za Jego przewodem. Nie jest populistą i demagogiem. Żąda osobistej decyzji i zaangażowania: "Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie". Kiełbaska wyborcza może i jest nęcąca, tyle że szybko znika z półek. Po wyborach i tak trzeba się zabrać do roboty. Więc Jezus nas na takie sztuczki nie nabiera.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Jezus to nie dogmat
Komentarze (12)
Szymon Anonim
2 grudnia 2011, 21:27
@Aniaviol to widocznie ja trafiłem na zły artykuł z jego bloga.. bo zalatywał "herezją" bez spiny ;p może inne są warte przeczytania.. ja nie trafiłem ;/ 
30 listopada 2011, 22:23
sajTempler...widocznie ten człowiek-Katolik-ma cos do przekazania,ze pisze tu i na onecie swoje komentarze. moze nalzaloby przeczytac to co publikuje,a noz widelec uda sie wbic cos do naszych glow. na tym blogu(do ktorego jest link) -Katolik- przedstawia wiele ciekawych rzeczy,gdyby wiekszosc z nas poczytala to na spokojnie,to moze byloby lepiej,chociazby miedzy nami internautami?? z Panem Bogiem
M
Mmm
30 listopada 2011, 18:40
Dobry artykuł, nie wiem o co to czepialstwo. Chyba takie mierzenie cukru w cukrze...
O
olo
30 listopada 2011, 18:00
Drogi Ojcze, gdyby wspomniana przez Ojca kobieta była "wierna doktrynie" to i realcja z Bogiem i innymi ludźmi była na głębszym poziomie. Użył Ojciec niefortunnego sformułowania i tyle. Uogólnienia mają to do siebie, że będąc nieprecyzyjne mogą być wieloznacznie tłumaczone.
Dariusz Piórkowski SJ
30 listopada 2011, 16:56
ale to boli (tak jak przedmówce) W zachodniej wersji chrześcijaństwa niestety wierność doktrynie wysuwa się na czoło, a nie relacja Ale czy tak właśnie nie jest? Czego się uczymy najpierw na katechezach i w przygotowaniu do Pierwszej Komunii świętej? Regułki i pytania, że trzeba zachować takie a nie inne przepisy. I potem zostaje w głowie ludziom, że całe chrześcijaństwo to konieczność chodzenia w niedzielę do kościoła, post piątkowy itd. Nie twierdzę, że trzeba obalić prawo, tylko często na tym się wszystko kończy. Niewiele mówi się u budowaniu relacji, o pierwszeństwie miłości Boga do człowieka, tylko to, co my mamy zrobić, bo takie są wymagania... Religia sprowadza się później do rytuałów i ma niewielki wpływ na codzienne życie, jeśli Bóg tylko wymaga. Nie mówię już o tym, że bardzo jeszcze jesteśmy starotestamentalni w naszej religijności. Oczywiście, że relacja wyraża się w zachowywaniu przykazań, ale najpierw trzeba się poczuć ukochanym przez Boga, dostrzec, że jest się powołanym. Ostatnio pewna pani na pytanie, jak tam u niej z religią, odpowiedziała mi: "A tak jak wszyscy, czyli nic szczególnego, bez przesady, do kościoła w niedzielę, święta". Ta odpowiedź nie wymaga komentarza. Potwierdza tylko moją tezę.
Szymon Anonim
30 listopada 2011, 15:55
spoko artykuł ale to boli (tak jak przedmówce) W zachodniej wersji chrześcijaństwa niestety wierność doktrynie wysuwa się na czoło, a nie relacja.  katolik - widziałem że na onecie też w komentarzach nie pobłażasz xD
W
wredna
30 listopada 2011, 13:09
tutaj wybieram czyściec;) dzięki temu później znajde się w niebie. Katolik, czy ty przypadkiem nie jesteś z jakiejś sekty? ;) jesteś jakiś znerwicowany.
K
katolik
30 listopada 2011, 12:57
Armagedon trwa od 26 X 2009. Pomyśl o wieczności. Masz do wyboru niebo albo piekło. Nie dbasz o zbawienie duszy? http://tradycja-2007.blog.onet.pl/
W
wredna
30 listopada 2011, 12:32
wiem po co żyję. a Ty nie wiesz? wszędzie wklejasz- katolik- ten swój link
K
katolik
30 listopada 2011, 12:21
Bez dogmatów nie ma wiary! "A bez wiary nie można podobać się Bogu. Hbr 11:6 Czy wiesz po co żyjesz? http://tradycja-2007.blog.onet.pl/
O
olo
30 listopada 2011, 12:05
trąci herezją, więc chyba jest blisko prawdy :) Trochę jednak boli stwierdzenie: W zachodniej wersji chrześcijaństwa niestety wierność doktrynie wysuwa się na czoło, a nie relacja. Od jezuity oczekiwałbym większego "trzymania z Kościołem", zwłaszcza z jego "zachodnią wersją"
M
Mariusz
30 listopada 2011, 11:57
Fajnie się czytało. - Taki homogenizowany mistycyzm light... - Człowiek, osoba ma jednak swój kontekst wspólnotowy (rodzina, kościół, przyjaciele, praca, naród itp.). Chrystus wiele razy o nich mówił - zwłaszcza o Kościele np w J17. "20 Nie tylko za nimi proszę, ale i za tymi, którzy dzięki ich słowu będą wierzyć we Mnie; 21 aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni stanowili w Nas jedno, aby świat uwierzył, żeś Ty Mnie posłał." - Niespecjalnie skleja mi się ten fragment Janowej Ewangelii z zasarwowanym tekstem. Podobnie - poniższy fragment Listu św. Jakuba 2.17-18: „Tak i wiara, jeżeli nie ma uczynków, martwa jest sama w sobie. Lecz powie ktoś: Ty masz wiarę, a ja mam uczynki; pokaż mi wiarę swoją bez uczynków, a ja ci pokażę wiarę z uczynków.”