Miała depresję. Chciała "ogarnąć się" sama

(fot. shutterstock.com)
Aneta Cieśla

Mało spała, niewiele jadła, miała myśli pełne lęku o siebie i najbliższych. Uważała, że zawodzi ludzi, jest niewystarczająca, obwiniała się o wszystko. W końcu coś w niej pękło.

Nie warto czekać, by poprosić o pomoc

Gdy zewsząd słyszymy o tym, jak dobrze być niezależnym i samowystarczalnym, sięganie po pomoc wydaje się czymś tak odległym, że nawet nie mamy w sobie takiego odruchu. Zmieniamy się w superbohaterów, którzy są w stanie udźwignąć niemal każdy ciężar. Jednak ponosimy wtedy niemałe koszta i coś tracimy. Jakie są tego przyczyny? Dlaczego nie warto czekać, by sięgnąć po wsparcie i pomoc?

DEON.PL POLECA

Karolina była świeżo upieczoną mamą mieszkającą w dużym mieście. Cieszyła się, że została obdarowana wspaniałą małą istotą, a z drugiej strony czuła się obciążona do granic wytrzymałości. Bywały dni, że każde jęknięcie dziecka powodowało prawdziwy ból fizyczny. Zagryzała zęby i wytrzymywała kolejne tygodnie, miesiące…

Małgorzata cierpiała na depresję, mało spała, niewiele jadła, miała myśli pełne lęku o siebie i najbliższych. Uważała, że zawodzi ludzi, jest niewystarczająca, obwiniała się o wszystko. W końcu coś w niej pękło i zadzwoniła do psychiatry, zaczęła chodzić na psychoterapię. Każdą sesję psychoterapeutyczną kończyła rzewnym płaczem nad sobą i swoim cierpieniem, a potem czuła wstyd. Powtarzała, że roni niepotrzebne łzy, że powinna być silna i sama "się ogarnąć". Potrzebowała pomocy, a jednocześnie trudno było jej zaakceptować ten fakt i ją przyjąć. Przez lata przywykła, że daje sobie radę sama.

"Musisz radzić sobie sam"

Proszenie i sięganie po pomoc zwykle wydaje się trudne. Odwlekamy je w czasie do momentu, gdy jesteśmy przyparci do muru i już nie wytrzymujemy. Jest to raczej rodzaj konieczności niż naturalnego odruchu. Co za tym stoi? Wiele wyjaśnień możemy odszukać we wczesnych latach życia. Znaczenie mają tutaj momenty, gdy dziecko jest w potrzebie. Rodzice w przeróżny sposób reagują na taką sytuację, niektórzy z nich skrajnie...

Jedną z ich postaw można zawrzeć w słowach: "Musisz radzić sobie sam, bo w życiu nikt ci nie pomoże". Tacy rodzice wpychają dzieci na głęboką wodę, nie patrząc na aktualny etap ich rozwoju lub nie zajmują się nimi. Dzieci uczą się, że muszą same na siebie liczyć, a świat i inni ludzie im zagrażają.

Druga częsta postawa rodziców brzmi: "Nie dasz rady beze mnie". Gdy dziecko mierzy się z jakimś zadaniem, wykonują je za nie albo wybiegają kilka kroków do przodu ze swoim wsparciem, tak by zawsze miało poczucie sukcesu i nie doświadczało porażek. Dla takich dzieci jedyną nadzieją jest świat i inni ludzie, którzy mają ciągle pomagać i odpowiadać na ich potrzeby. Już jako dorosłe osoby wykazują roszczeniową postawę, są przekonane, że wiele rzeczy im się należy, a zamiast prosić - żądają. Jednak podskórnie czują lęk i niepewność, bo nie mają poczucia, że same są w stanie siebie zaspokoić.

Taki duży, a nie potrafi?

Jeszcze inni rodzice zawstydzają dzieci, gdy te proszą o pomoc: "Taki duży, a nie potrafi...", wyzywają od ciamajdów i oferm. Dziecko uznaje wówczas, że rzeczywiście nie daje sobie rady i nie ma w sobie zasobów, żeby samodzielnie iść do przodu. Przyjmuje wtedy pozycję ofiary, staje się bezradne wobec wyzwań życiowych i zależne od innych.

Powyższe doświadczenia odbijają się echem w późniejszych latach. Nosimy w sobie przekonania i uczucia, które sprawiają, że proszenie o pomoc jest kłopotliwe. Jedni z nas, jak Karolina i Małgorzata, chcą za wszelką cenę być samodzielni i taką informację przekazują otoczeniu. Potrzebują uznania w swoich oczach, potwierdzenia, że potrafią sami. Jednak długofalowo nie daje im to satysfakcji, bo okazując jedynie swoją siłę, nie otrzymują tego, na czym również im zależy, czyli troski, opieki i wsparcia. Korzystanie z pomocy oznacza często dla nich zmieszanie i wstyd, bo kojarzą ją ze słabością.

Niektórzy są przekonani, że nikt bliski nie zrobi czegoś tak jak oni, mają własne "standardy" i nie chcą odczuwać rozczarowania, gdy ktoś udzieli im wsparcia w inny sposób niż by tego pragnęli. Część kobiet i mężczyzn boi się zależności od osób je wspierających, wykorzystania, obawiają się, że za chwilę będą musieli odwzajemnić pomoc albo że ich prośba spotka się z krytyką bądź odrzuceniem.

Nazywanie trudności "po imieniu"

Co więcej, bycie obdarowanym przez kogoś oznacza bycie kimś ważnym, co dla niektórych również jest trudne do przyjęcia. Żeby sięgnąć po pomoc, trzeba wyjść z "ukrycia", powiedzieć głośno innym, ale i sobie, z czym mam kłopot. Właśnie to głośne nazwanie trudności jest punktem zwrotnym, bo stają się one wtedy realne. Do tej pory istniały one być może tylko w naszych myślach bądź uczuciach. Czasem trudno prosić o wsparcie, bo sami nie wiemy, w jaki sposób to robić i co nam właściwie jest potrzebne.

Nie znamy siebie. Dlatego jakby przegapiamy moment, w którym już warto po nie sięgnąć. Bagatelizujemy sygnały płynące z organizmu: zmęczenie, przeciążenie, smutek, złość, ból. Czasem pozostawiamy nasz los w rękach bliskich osób, czekając, aż on/ona się domyśli, że jest nam ciężko.

Warto pamiętać, że wsparcie może przybierać różne formy: emocjonalną - kiedy druga osoba towarzyszy nam w przeżywaniu uczuć, informacyjną - gdy dostarcza konkretnej wiedzy lub wskazówek, materialną - kiedy wspomaga nas finansowo lub różnymi dobrami. Dlatego ważne jest, żeby określić, czego konkretnie potrzebujemy, ale również mieć na uwadze to, że nie wszyscy są w stanie wspierać nas tak samo. Trzeba też odróżnić prośbę od żądania. Prosimy, kiedy jest w nas zgoda na odmowę. Żądanie nie pozostawia takiej możliwości, dlatego pojawia się po nim uczucie złości i zawodu.

Kiedy zwlekasz

Zwlekanie z prośbą o wsparcie, kiedy jest nam trudno, zatrzymuje nas w wieży izolacji i samotności. Mamy poczucie, że sami borykamy się z kłopotami. A im dłużej jest się w takiej wieży, tym trudniej z niej wyjść. Bycie z problemem sam na sam sprawia, że wydaje się on większy niż jest w rzeczywistości.

Zwlekając, nadwyrężamy swoje zdrowie i siły, przeciążamy chronicznym stresem, doprowadzamy do depresji, czasem do stanu, w którym już nie jesteśmy się w stanie podnieść z łóżka, czasem sięgamy przysłowiowego dna, ale jak się okazuje, odbicie się od niego nie zawsze jest tak proste i możliwe.

Czas biegnie, problemy nawarstwiają się, tkwimy w miejscu i nie czerpiemy z życia. Mogą to być duże kryzysy, ale również te "drobne" sprawy, z którymi zmagamy się dzień po dniu: opieka nad dziećmi, zdrowie, obowiązki domowe, trudny szef w pracy... Borykając się z nimi samodzielnie, nie delegując zadań, nie mamy szansy się rozwinąć, bo wykonujemy te same czynności. Czekamy na odpowiedni moment na zmianę, ale on nie nadchodzi, bo takiego momentu po prostu nie ma. Jest tylko ta chwila, w której aktualnie jesteśmy.

Równowaga

Prosząc, nie tylko zyskujemy realną pomoc, wsparcie i rozwiązanie swoich trudności. Często otrzymujemy coś znacznie więcej: stajemy się autentycznymi ludźmi, którzy nie tylko dają, ale również otrzymują. Zaczynamy żyć w równowadze.

Otwieramy się na innych, wchodzimy w głębsze relacje, mówiąc o swoich trudnościach bliskim osobom i taką postawą poszerzając w nich perspektywę, że również oni mogą sobie z czymś nie radzić. Stajemy się częścią wspólnoty, która wymienia się i ofiarowuje siebie innym.

Doświadczamy, jak przyjemnie móc być otoczonym opieką, odzyskujemy siły. Wzmacniamy poczucie własnej wartości, bo uwzględniamy siebie, swoje zasoby i możliwości poradzenia sobie z konkretną trudnością. Uczymy się pokory i elastyczności: raz możemy sięgać po pomoc, dawać ją innym albo korzystać z własnych zasobów - taka perspektywa daje nowe możliwości. Pełniej dostrzegamy świat dookoła i otaczających nas ludzi. Zauważamy, że pomoc jest naturalną częścią życia i że na równi z innymi możemy po nią sięgać.

Korzyści dla wspierających

Również osoby wspierające doświadczają wielu korzyści z niesienia pomocy. Są to zazwyczaj przyjemne uczucia: radość, satysfakcja, spełnienie. Doznają poczucia sensu i są często przekonani, że robią coś ważnego dla innych. Czują się zauważeni i ważni.

Prosząc, pokazujemy ludziom, że ich cenimy, dostrzegamy w nich konkretne umiejętności, wiedzę, dzięki czemu dowiadują się czegoś nowego o sobie. Mają też szansę sprawdzenia się w nowych sytuacjach. Poszerzają swoje patrzenie na innych, uczą się empatii, wychodzą z egoizmu. Dowiadują się, jak ofiarowywać opiekę, troskę i że hojność może być przyjemna.

Z proszeniem o wsparcie nie wato czekać do chwili kryzysu, bo wtedy na wiele rzeczy jest już za późno. Najlepiej prosić o nie wtedy, gdy tylko poczujemy, że "coś jest nie tak" i podejmowane przez nas kroki nie wystarczają. Wymiana międzyludzka to część życia, naturalnie wpisana w jego bieg. Kiedyś dom sąsiada budowała cała wioska, teraz taką wioskę potrzebujemy zbudować my.

Aneta Cieśla jest psychologiem i psychoterapeutą humanistycznym integrującym różne podejścia. Pracuje z kobietami z syndromem "kochania za bardzo" oraz osobami doświadczającymi trudności w relacjach. Z ludźmi w depresji i kryzysach życiowych. Prowadzi własną praktykę terapeutyczną: www.anetaciesla.pl

A ty na co czekasz? #Nie czekaj

Ciągle tęsknimy, ciągle czekamy. Na awans, wakacje, na coś, na kogoś. Na więcej czasu i dłuższą dobę. Na dobry moment i jakiś znak. Na lepsze jutro i lepszy świat. Adwent to wbrew pozorom dobry czas, żeby wreszcie przestać czekać. Autorzy Deon.pl podpowiedzą, jak ​zrobić to skutecznie.​

Już w sobotę na DEON.pl przeczytacie kolejny tekst z tego cyklu. Stay tuned! (Bądźcie czujni!:)

Warto przeczytać

Zmieniałam pieluchy, kiedy znajomi robili kariery >>

Nie czekaj na duchowe wow >>

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Miała depresję. Chciała "ogarnąć się" sama
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.